Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(17.4.1997, 19.4.1997, 20.4.1997, 25.4.1997, 26.4.1997, 28.4.1997, 1.5.1997, 2.5.1997, 3.5.1997, 4.5.1997, 5.5.1997, 6.5.1997, 7.5.1997, 23.6.1999, 8.8.1999)

 

(17.4.1997)

Małgorzata Łukasiewicz, opowieść o Lu­natykach Hermanna Brocha pod tytułem Chytrość powieści – „Tygodnik Powszechny” 1997 nr 15 – znakomita.

Autorka widzi Lunatyków z bliska (od środka) i z daleka (z perspektywy sześćdziesię­ciu lat), prześwietla w Lunatykach, co chce prześwietlić.

Broni integralności ekskursu o wartościach, odbierając mu intelektualną (komentatorską) nadrzędność, pisze dobitnie: „Zanurzony w powieści ekskurs przestaje być sumą argumentów, a staje się wysiłkiem ogar­nięcia świata. Chytrość powieści dokonała cudu i zmieniła teoretyczny dyskurs w głos człowieczy”.

Z tekstu Małgorzaty Łukasiewicz trzeba ponadto odnotować jeszcze jedno zdanie, cho­ciaż nic się w nim nie dopowiada, lecz zapowiada: „Na Lunatyków, pierwszą swoją powieść, sam sobie odpowiedział Śmiercią Wergilego” –

ImprezaEx Librisu” (Zamek Ujazdow­ski), w dyskusji na temat Kto się boi postmodernizmu? mówili: Kinga Dunin, Cezary K. Kęder, Lesław Maleszka, Cezary Michalski i Bronisław Wildstein.

Gadanie na poziomie potoczności, na dobrą sprawę nikt nie wie, o czym mówi.

Na sali kilkadziesiąt osób, duszno i gorąco.

W kuluarach rozmówki z Tadeuszem Komen­dantem, z Anną Schiller, z Beatą Chmiel i – najdłużej – ze Zbigniewem Mikołejką. […] –

 

(19.4.1997)

Krzysztof Miklaszewski, w artykule Ciach Toporem! – „Życie Warszawy” 1997 nr 92 – wspomnienie o spotkaniu z Rolandem Topo­rem w kawiarni Accatone w marcu bieżącego roku.

Kawiarnię prowadzi Kazimierz Hentschel, którego Krzysztof Miklaszewski nazywa „świetnym prozaikiem (już francuskim)”.

A to świetnie, jak zwykł mówić Jarosław Iwaszkiewicz –

Władysław Terlecki, w felietonie Pusta fala – „Życie Warszawy” 1997 nr 92 – polemika z krakowską opinią o pokoleniu „Współczesności” przemienia się w przypomnienie pisarstwa Sta­nisława Grochowiaka, w szczególności jego prozy wydanej przez Jacka Łukasiewicza.

Zajrzałem przy tej okazji do swoich Prozai­cznych początków (1971), o prozie Grochowiaka piszę wstrzemięźliwie, ale z respektem.

Pamiętam, dlaczego nie była to proza, którą potrafiłbym się zachwycić.

Za dużo było w niej ideologicznej spekula­cji –

 

(20.4.1997)

Wojciech Wawrytko, w audycji Źródło – Program II – opowieść Wojciecha Wawrytki o Karolu Szymanowskim (nagranie z roku 1961).

Opowieść przepiękna, ani słowa o stosunku emocjonalnym do Szymanowskiego i jakaż czułość, ileż dyskrecji.

Cała zażyłość narratora i innych górali z Szymanowskim ukryta w głębokim podtekście opowieści o uczestnictwie Szymanowskiego w góralskim weselu, opowieści o jego pogrzebie w Krakowie –

Marcin Wroński, to nazwisko wymienił Wacław Tkaczuk w audycji Antologia uśmiechu.

Z Parnasu bis dowiedziałem się, że jest to autor powieści Obsesyjny motyw babiego lata (Lublin 1994), która została wykorzystana w audycji Tkaczuka.

To nazwisko figuruje na pieczątce wydawnictwa Sternik (współwydawca Oportunisty Leszka Lachowieckiego), Marcin Wroński (ur. 1968) jest w jakiejś relacji do autora Oportuni­sty, o którym mało wiadomo –

 

(25.4.1997)

Zdzisław Pietrasik, Mirosław Pęczak, w kompozycji dziennikarskiej Nowa mowa Polaków – „Polityka” 1997 nr 17 – opis i rejestr zjawisk językowych w nawiązaniu do projektu ustawy o języku polskim.

Na marginesie publikacji trzy głosy opinii o tym projekcie, Krzysztofa Michalskiego (prezes Polskiego Radia), Edwarda Mikołajczyka (spe­cjalista od telewizji) i mój.

Moja wypowiedź spreparowana z telefoni­cznych odpowiedzi na pytania dziennikarki J.St. jest mniej więcej zgodna z tym, co mówiłem.

Mój brak jakiegokolwiek respektu dla tego pomysłu jaskrawy i zdecydowany –

 

(26.4.1997)

Zofia Nena Beynar (z domu – sic – Dąbrowska, primo voto O’Bretenny), nekrolog – „Życie Warszawy” 1997 nr 98 – musi doty­czyć Zofii Jasienicowej.

W nekrologu chyba jakaś pomyłka, wielo­krotnie mi mówiła, że jest z domu Weryho Darowska, dużo opowiadała o swoich konek­sjach rodzinnych.

Czasem miałem wrażenie, że zetknąłem się z nią w czasie wojny, w Skierniewicach, kiedyś powiedziała, że jeździła w sprawach konspira­cyjnych do Skierniewic.

Była barwną i niezwykłą postacią.

Pogrzeb 30 kwietnia, na Powązkach –

 

(28.4.1997)

Jerzy Nowosielski, w wywiadzie Idzie ku złemu (dla Piotra Sarzyńskiego) – „Polityka” 1997 nr 18 – wypowiada się o malarstwie Francisa Bacona, uznaje się za manichejeżyka, określa mój stosunek do Tadeusza Kantora i Władysława Strzemińskiego.

Definiuje po swojemu status klasyka: „Ale powiem może tak: klasyk to ten, który każdą nową propozycję potrafi przetworzyć na obiektywne wartości estetyczne i malarskie” –

Zygmunt Kałużyński, w artykule Serce pęka, łzy się leją – „Polityka” 1997 nr 18 – uwagi o trwałych atutach melodramatu, o filmie Angielski pacjent i o tym, jaki jest najnowszy trend w przyznawaniu Oscarów.

Kałużyński ceni jak zawsze formułę rea­lizmu, nie przejmuje się jej względną przydat­nością w rozważaniach o jakiejkolwiek dziedzi­nie sztuki, szpikuje swój tekst podtekstami i aluzjami, więc czyta się go bez oporu i z przy­jemnością –

Krzysztof Rutkowski, obejrzałem – Teatr Telewizji – Mistrza, w reżyserii Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej, z Januszem Gajosem w roli prefekta Herberta.

Bez Janusza Gajosa nic by w ogóle nie było, a i z nim jest tylko policyjna farsa.

Emigracyjnej farsy polskiej nie ma, od czasu do czasu pojawia się ona w samym tekście, w gombrowiczowskich zapożyczeniach i aluzjach stylistycznych, te akurat stylistyczne właściwości aktorzy potrafią wydobyć.

Wobec stylistyki koła Andrzeja Towiańskiego są całkowicie bezradni –

 

(1.5.1997)

Rajmund Kalicki, esej Rzecz trzecia – „Twórczość” 1997 nr 5 – inny w lekturze wczorajszej, inny w dzisiejszej.

Dialog wewnętrzny Kalickiego, po zderzeniu ze mną poprzez Obroty.

Uznanie i wątpliwości, może wątpliwości i uznanie.

Próby usytuowania siebie w rzeczywistości rzeczy, słów i obrazów. Myśli wielkich twórców na ten temat, wielkich od myśli, wielkich od obrazów.

Próby usytuowania mnie w tym wszystkim, różne podejścia do mnie, przesuwa się mnie raz w jedną, raz w drugą stronę.

Zaskakująca konstatacja: czyta się zwykle siebie u innych, ja czytając szukam innych, szu­kam drogi do nich.

Hipotezy, czym jest u mnie pisanie kryty­czne, pisanie Omriady, pisanie Wypisków.

Hipoteza najważniejsza, czym się stanie moje pisanie kiedyś, hipoteza górna.

Finałowy ukłon wobec mojej sztuki apoftegmatu.

Wczorajsza lektura Rzeczy trzeciej eufory­czna, dzisiejsza analityczna, uważna.

W całym eseju świadectwo żywej pracy myśli, pracy ducha, pracy nad własnym słowem –

Marek Adamiec, recenzja książki Upadły czas. Sześć esejów i pół Tadeusza Komendanta – „Twórczość 1997” nr 5 – zbudowana z odnie­sień do podtytułu i do tytułu (w takiej kolejności), recenzja bardzo literacka.

O Komendancie Marek Adamiec dużo wie, wie tyle, ile powinien, z wiedzy tej umiejętnie i rozważnie korzysta.

Ostrożność dobrze świadczy o wartości tego, co się wie –

Dariusz Nowacki, recenzja Fama kontra tekst o Pierwszej miłości i innych opowiadaniach – „Twórczość” 1997 nr 5 – jak morderstwo z torturami.

Ofiara nie oddycha, cuci się ją, żeby przedłu­żyć agonię.

W bezwzględnym okrucieństwie tego tekstu jest może coś zagadkowego –

 

(2.5.1997)

Włodzimierz Paźniewski, felieton Nieza­pominajki w spirytusie – „Twórczość” 1997 nr 5 – do przeczytania z przyjemnością. Zamiast kazania o alkoholizmie Polaków felietonowa narracja o spirytusie Royal: „Zdziełano w Rosji, rozlano w Niemczech, wypito w Polsce!” –

Elżbieta Baniewicz, nota recenzyjna Zofia Jaroszewska żywa pamięć epoki – „Twórczość” 1997 nr 5 – jest omówieniem, bardzo solid­nym, książki Krystyny Zbijewskiej Jaroszewska legenda teatru.

Książka jest nudna, tego można się domyślać, tym więcej warte jest solidne omówienie –

Jan Kott, recenzja Szekspir odkryty – „Tygodnik Powszechny” 1997 nr 18 – świetna poprzez użytek z całej wiedzy Kotta o Szekspi­rze.

Trzeba więc uwierzyć, że książka 100 słyn­nych monologów w wyborze, w przekładzie, ze wstępem Stanisława Barańczaka jest taka, jak Kott pisze.

Przykłady odkryć Barańczaka są wiarygodne i wymowne –

Czesław Miłosz, dwie przypowieści, Czer­wona parasolka i Opowieść o bohaterze – „Tygodnik Powszechny” 1997 nr 18 – dużej piękności.

Zwłaszcza Czerwona parasolka, opowieść o przemianach i śmierciach krajobrazu porusza mnie jak dotknięcie nie zagojonej rany –

Zofia Mitosek, szkic Derrida, Marks i duchy – „Twórczość” 1997 nr 5 – jest skrupulatnym omówieniem książki Derridy Spectres de Marx. L’Etat de la dette, le travail du deuil et la nouvelle Internationale (Paris 1993).

W takim omówieniu ujawnia się swoją wiedzę (imponującą) i swoje umiejętności literackie –

 

(3.5.1997)

Darek Foks, do Misternego trenu (1997) zaglądam od czterech dni, z tego zaglądania lęk o wypisek o wierszu Podwójny Gonzales.

Ten poemat co innego znaczył w „Nowym Nurcie” dwa lata temu, co innego znaczy w kunsztownie skomponowanym zbiorze wierszy Misterny tren.

Mój ogólnik o aluzji estetycznej do poezji Bohdana Zadury i do poezji szkoły nowojorskiej jest, na szczęście, prawomocny.

Przedtem nie widziałem, teraz widzę, jaki to mistrzowski poemat, jest to, w sposób oczywisty, poemat o Bohdanie Zadurze, poemat, można powiedzieć, bohaterski.

Do Bohdana Zadury, czyli do drugiego czło­wieka, dociera się tu poprzez wszechświat kultu­ry masowej i tworzy się go, buduje, z jej miazgi.

Budulec taki sam dobry jak każdy inny.

B.Z. jest w poemacie jak ze spiżu, choć spiż jest w poemacie jak piasek z kuwety (chyba po raz pierwszy trafiło to słowo u Foksa do poezji, po raz pierwszy to słowo zostało użyte przeze mnie).

Z miazgi kultury masowej jest zbudowany cały Misterny tren, słowo tren – najszlachetniejsze ze szlachetnych, poprzez Jana Kocha­nowskiego – nie jest w wierszu pod tym tytułem i w całym zbiorku nadużyciem, ono ma moc pierworodną.

Ono jest pomnikiem samego siebie, pomni­kiem takim, do jakiego każdy ma prawo.

Jest to zarazem pomnik każdego człowieka naszej cywilizacji, naszego czasu kulturalnego, jeśli jest się w stanie odmówić sobie prawa do uzurpacji, jeśli potrafi się zrezygnować z pretensji do tego wszystkiego, z czego wszelka prawda już dawno wywietrzała.

W czym żadnej prawdy o nas być nie może.

Do Misternego trenu słowo poetyckiego kłam­stwa nie ma żadnego dostępu –

Zbigniew Mikołejko, jego odyseja o świę­tym Andrzeju Boboli Święte ciało. Drugie spojrzenie w górę – „Twórczość” 1997 nr 5 – narracyjnie maksymalnie pokrętna.

Wszelkie teksty literatury przedmiotowej układa się po swojemu, nadaje się im charakter enigmatyczny, wplata się je w sensacyjny porządek narracji publicystycznej.

Na trzeciomajową lekturę tekst w sam raz, ale nie jest to najprzyjemniejsza lektura, jeśli się nie ma upodobania do opisów mumii, ani świętych (Bobola), ani ateistów (Lenin) –

Olga Panczenko, Dyskurs życia w dyskursie czasu – „Twórczość” 1997 nr 5 – przypomina w zarysie curriculum vitae Wiktora Szkłowskiego.

W zasadzie niczego się nie łagodzi, niczego nie ubarwia –

Wiktor Szkłowski, Słowa uwalniają ściś­niętą duszę (Rzecz o OPOJAZIE) – „Twórczość” 1997 nr 5 przełożyła Danuta Ulicka – pierwsza świetność, choć właściwie ostatnia.

Łańcuch zdań wspomnieniowych, refleksyj­nych, filozoficznych oraz doświadczenia całego życia przez przegranego i wygranego geniusza.

Sama istotność w każdym zdaniu, na przy­kład: „Sztuka jest apostołem współczucia i okrucieństwa, sędzią, rozważającym prawa, według których żyje ludzkość” –

Kamila Budrowska, szkic Agresja i tęskonota. Kobiety w prozie Dariusza Bitnera – „Twórczość” 1997 nr 5 – jest akademicki i w tym charakterze całkiem przyzwoity.

Mówi się to, co jest w trybie akademickim do powiedzenia –

Józef Tischner, pięknie i chwalebnie, że w szkicu teologicznym Na tropach zbiegłego Boga – „Tygodnik Powszechny” 1997 nr 18 – ksiądz Tischner napiętnuje „pobielane groby” religianctwa, obowiązującej doktryny trzyma się jednak i w tym, w czym nie musi.

Pomijam sprawy czysto doktrynalne, w naj­ciekawszym punkcie szkicu przywołuje autor kategorię tropu, oddaje honory Andrzejowi Kijowskiemu i słowem trop posługuje się jak autor powieści kryminalnej.

Należałoby tu raczej mówić o języku poetyc­kim lub artystycznym i o tropie w zupełnie innym znaczeniu, ślad tego znaczenia jest w zdaniu: „Prawdę powiedziawszy, odnowiona mowa o Bogu nie będzie bezpośrednią mową o Bogu”.

Zgoda, nie będzie, bo nigdy naprawdę nie była, była zawsze mową pośrednią, poetycką.

Ryzykowne jest więc zdanie następne po cytowanym: „Do niej nie jesteśmy jeszcze zdolni”.

I raczej nigdy zdolni nie będziemy, chyba że w raju, jeśli do niego byśmy trafili –

 

(4.5.1997)

Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – mówił o „Toposie”, z „Toposu” wybrał do recytacji wiersze Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej i Ariany Nagórskiej.

Wiersze obydwu poetek bardzo różne, u Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej dar widzenia i oszczędność słowa, u Ariany Nagórskiej furkot słów –

Marian Grześczak, recenzja Grochowiak w olśniewającej pełni (o Wierszach nieznanych i rozproszonych) – „Twórczość” 1997 nr 5 – na dmuchu.

Dużo o malarstwie, o pejzażu wielkopolskim i stąd trochę szokujące zestawienie poezji Stanisława Grochowiaka i malarstwa Jerzego Dudy Gracza.

Sprawiedliwość wobec przyjaciela i wydawcy Grochowiaka, Jacka Łukasiewicza, wyrażona euforycznie.

Blask poezji Grochowiaka pada na całe poko­lenie „Współczesności”, stąd ostra polemika z wywiadem Jana Błońskiego w „Gazecie Wybor­czej” (styczeń 1997) –

Małgorzata Baranowska, w Prywatnej historii poezji – „Twórczość” 1997 nr 5 – dużo fikuśności (powtarzalność w twórczości) i wią­zanka nawiązań do osób, do Julii Hartwig, do Adama Ważyka, do Marca Chagalla, do Morsztynów.

Piękna proza poetycka Julii Hartwig, strofa przekładu Adama Ważyka z Cendrarsa, anegdota Małgorzaty Łukasiewicz o Chagallu i jego witrażach, cytat ze Światowej rozkoszy Hiero­nima Morsztyna.

Wszystkie zapisy z lutego 1997, piękny utwór literacki z tych zapisów –

Julia Hartwig, w radiowej rozmowie z Iwoną Smółką – Program II – ładności, salo­nowe i literackie.

Przytoczenia poetyckie znakomite, wiersz Scherzo piękny.

Jaki dystans między słowem salonowym i słowem poezji, ten dystans w gruncie rzeczy potrzebny, funkcjonalny –

 

(5.5.1997)

Henryk Rzewuski, w Teatrze Telewizji obejrzałem Listopad w adaptacji i reżyserii Mikołaja Grabowskiego.

Mikołaja Grabowskiego jestem szczególnie ciekaw ze względu na stosunek do niego Janusza Rudnickiego i Jerzego Łukosza.

Przedstawienie lepsze, niż się spodziewałem, dużo obiecujących aktorów, tych ze szkoły aktorskiej.

Listopad czytałem przed pół wiekiem, nie byłem dobrego zdania, nigdy bym tego nie stawiał przy Pamiątkach Soplicy.

Może to ma swoje zalety, może to jest lepsze, niż myślałem przez lata, nie dopuszczając w myślach niczego nawet w pobliże Pamiątek Sop­licy –

 

(6.5.1997)

Rajmund Kalicki, nota Życie to wyczyn interpretacyjny – „Twórczość” 1997 nr 5 – przywołuje hipotezę amerykańskiego psycho­loga z Harvardu – Jerome’a Brunera – o dialektycznym związku życia (doświadczenia) i opo­wieści o życiu.

Kalicki powołuje się na moje słowo życiopisanie, przypomina Gombrowiczowską Formę w omówieniu: „Uważamy dziś, że mówiąc-gadając-opowiadając nie tylko opisujemy, ale je tworzymy. Tworzymy Formę, która nas potem pochłania”.

We wczorajszej rozmowie Kalicki rozwijał myśli noty, ona początkowo miała być częścią Rzeczy trzeciej, tekstu o mnie –

Tadeusz Komendant, recenzja Nawijanie (o Daj mu tam, gdzie go nie ma) – maszynopis – bardzo urodziwa.

Główną częścią recenzji jest analiza poematu Cisza, już w tej analizie zauważa się ewolucję poglądów Zadury na poezję.

Ewolucja obejmuje przejście od idei poezji ocalającej Czesława Miłosza do idei wobec Miłosza polemicznej.

Poezja ma obowiązki jedynie poetyckie, ma ocalać język, ma mu zapewniać trwanie.

W recenzji Komendant wiele kwestii prze­milcza, przemilczenia dobrze świadczą o ostrożności Komendanta –

 

(7.5.1997)

Joanna Sosnowska, Koniec wieku – „Twór­czość” 1997 nr 5 – jest esejem, dla którego kwalifikacja recenzyjna byłaby krzywdząca, jako recenzja wystawy w Muzeum Narodowym jej esej byłby zresztą nie w pełni sprawiedliwy.

Autorka wystawę w Muzeum Narodowym widzi w perspektywie wysokiej kultury estetycznej, która u nas, jak to stwierdza, jest znikoma.

Nawiązując do Prousta i do Cezanne’a, ma na uwadze same nurty artystyczne, z których na sztukę polskiego modernizmu należałoby pa­trzeć.

Mniej tolerancyjnie, niż to robią twórcy wystawy.

Nie w szczegółach, ale z zasadniczą ideą eseju Joanny Sosnowskiej nie sposób się nie zgo­dzić –

 

(23.6.1999)

Jan Nowak-Jeziorański, tekst przemówie­nia na uroczystości otrzymania doktoratu hono­ris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, druko­wany pod tytułem Spełniony scenariusz nadziei – „Plus Minus” 1999 nr 25 – jest czystą wspaniałością.

Tekst jest polityczny i jest pisarski (sic).

W Polsce przestało istnieć pisarstwo polity­czne, ono umarło po wojnie, jeśli nie wcześniej, ono zostało całkowicie wchłonięte przez żurnalizm, co dla prawdziwego pisarstwa politycznego może oznaczać tylko degradację.

Wyznacznikiem pisarskości tego tekstu jest całkowita wolność od żurnalistycznej sloganowości, od pustosłowia, które jest nieodłączne od żurnalizmu.

W tekście mówi się językiem politycznym, jest to język indywidualnie potwierdzonej wiarygodności, język doskonale precyzyjny, jak precyzyjny powinien być język poezji.

Z tekstu takiego jak przemówienie Jana Nowaka-Jeziorańskiego można wyciągnąć wnio­sek, że język poezji może mieć – nie mówię o równorzędności – konkurentów w językach fachowej myśli szlachetnego intelektualnie uży­tku.

Takimi konkurentami mogą być język filozo­fii, język nauki (pod szczególnymi warunkami), język religii (jeśli myślenie religijne staje się twórczością), język naukowej krytyki wszystkich dziedzin i także język polityki, jeśli polityka jest politologią lub twórczym myśleniem i działaniem politycznym.

Pisarzami politycznymi w naszych czasach byli lub mogli być w Polsce Józef Piłsudski, Wincenty Witos, Roman Dmowski i niewielu ludzi podobnego pokroju.

Jan Nowak-Jeziorański do rangi twórczego myślenia i działania politycznego podnosi wła­sną koncepcję działania RWĘ.

Nie sądzę, żeby u kogokolwiek innego ta koncepcja dała się przetworzyć w równie autentyczny jak u niego tekst polskiego pisarstwa politycznego.

Pisarzem politycznym z urodzenia mógłby być może Władysław Bieńkowski, ale nie mogło się to zdarzyć w tym układzie możliwości i myś­lenia, i działania, jaki dla niego wchodził w rachubę.

Kandydatem na pisarza politycznego mógłby być także Jan Strzelecki, jeśli, oczywiście, dane by mu było być takim politykiem, jakim nie był nie z własnej winy.

Niewiarygodne przerosty wszelakiego upoli­tycznienia w naszych czasach zniszczyły do szczętu pisarstwo polityczne, myśli się nawet, że ono w ogóle nie istnieje.

Tym większa radość, jeśli się czasem zdarzy, zdarzy jak cud –

 

(8.8.1999)

Jerzy Jedlicki, szkic Radość i gorycz Jana Nowaka – „Gazeta Wyborcza” 1999 nr 183 – odnosi się do książki Polska wczoraj, dziś i jutro.

Z wielką rewerencją dla autora Jerzy Jedlicki dystansuje się wobec jego moralistyki: „Jan Nowak powiada, że prawda historyczna jest tylko jedna. Dobrze by było, tylko że w historii, jak w klasycznej tragedii, każdy nosi swoją prawdę”.

Nie sposób nie przyznać Jedlickiemu racji, moja zapiskowa refleksja o pisarstwie Jana Nowaka nie wiąże pisarstwa politycznego z moralistyką, wszelkiej moralistyki, także politycznej, mamy od groma.

Pisarstwo polityczne wiąże się z wiarygod­nością indywidualnego myślenia politycznego, pisarzem politycznym, jeśli Bóg pozwoli, może stać się tylko autentyczna osobowość polityczna.

Aksjologia pisarska nie musi i nie może być tożsama z aksjologią polityczną.

Roman Dmowski był politykiem i mógłby być pisarzem politycznym, z czego nie wyni­kałby obowiązek zgody z jego prawdą poli­tyczną.

Pisarstwo, także polityczne, jest darem dla Osoby, nie dla Prawdy.

Prawda pisarska, powiedzmy, Józefa Piłsudskiego może być wiarygodną prawdą jego działania politycznego, nie ustanawiając żadnej nadrzędności jego politycznej prawdy nad polityczną prawdą każdą inną.

W prawdzie politycznej można mieć swój udział, na tym może się wesprzeć prawda pisarska.

Żadne względy w dostępie do ogólnej prawdy politycznej z tego nie wynikają i nie mogą wynikać, ponieważ prawda ogólna nie istnieje.

Ona jest możliwością, która się spełnia tylko częściowo, pod wszystkimi determinacjami względności –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content