Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/2001

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(11.7.1998, 12.7.1998, 13.7.1998, 19.7.1998, 20.7.1998, 21.7.1998, 22.7.1998, 23.7.1998, 24.7.1998, 25.7.1998, 26.7.1998, 29.7.1998, 31.7.1998, 1.8.1998, 7.9.2001, 9.9.2001)

 

(11.7.1998)

Paweł Przywara, maszynopis utworu www – wydruk komputerowy, stron 77 – przeczytałem wczoraj w całości, część III Białe czar­ne czarne białe czytałem przy niepełnej sprawności duchowej.

Powtórzyłem lekturę części trzeciej dziś rano, ona nie odstaje od dwóch części poprzednich (Proces III i Technosaurus).

Proza duża, brawurowa, jakby z nadmiara­mi brawury, z nadmiarami może takimi jak u Thomasa Bernharda.

Podtrzymuję nadal – po www – swoje daw­ne spostrzeżenie, że istnieje podobieństwo między Przywarą i Bernhardem.

Nadmiar brawury – jak u Bernharda – uśmierza cierpienie, zagłusza je, cierpienie, dzięki brawurze, nie jest takie nagie, jak było w Procesie II.

Powieść www napisał człowiek o dziesięć lat starszy, człowiek z intelektualnym porządkiem filozoficznym w głowie, człowiek ze skłonno­ściami do epickiego widzenia człowieka.

W narracyjnym porządkowaniu siebie, wła­snego doświadczenia, Przywara świadomie lub przez szczególne koincydencje natrafia na mnie.

Świadomie korzysta z oniryzmu u mnie, nie wiadomo, czy świadomie sięga do mnie jako osoby i losu, do mojej historii z Markiem Hłaską.

Opowieść o kreacji przyjaciela w www mógł­bym uznać za swoją, w kreacji i w opowieści jest wiele zdumiewających podobieństw i zbieżności, które uznać muszę za triumfy poznawcze wyobraźni Pawła Przywary.

Górny list Pawła Przywary do mnie, w któ­rym daje mi się przywilej pierwszej lektury, ma pełną prawomocność.

Paweł Przywara zrobił wobec mnie pisar­ski gest, gest wielkiej urody –

Jerzy Stempowski (1894-1969), fragmen­ty Listów 1946-1969 Jerzego Stempowskiego do Jerzego Giedroycia – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 161 – są wyłącznie publicystyką polityczną i nie mają znaczenia literackiego.

Publicystyczne myślenie Jerzego Stempowskiego nie ma żadnej autonomii myślicielskiej, jest ekspresją myślenia zbiorowego –

 

(12.7.1998)

Dorota Filipczak, szkic ¿Le gust este jardin? – „Literatura na Świecie” 1998 nr 1-2 – dotyczy polskich przekładów Malcolma Lowry’ego.

Autorka odsłania głównie u tłumaczy Lowry’ego brak świadomości istnienia stylistycz­nych odniesień do Pisma.

Szkic bardzo solidny, świadczy o dużej sty­listycznej wrażliwości –

Wacław Sadkowski, felietonowa recenzja Mistrz i nauczyciel – „Literatura na Świeci” 1998 nr 1-2 – prezentuje osobliwą książkę Alaina de Botton How Proust Can Change Your Life (London 1997).

Książka de Bottona jest rodzajem poradni­ka opracowanego na podstawie tekstów Prousta.

Sadkowski cytuje odpowiedź w ankiecie, jak należałoby się zachować wobec końca świata, cytowana w całości odpowiedź po­wstała na parę miesięcy przed śmiercią Prousta (1922) –

Robert Jarocki, artykuł Człowiek na złą pogodę – „Plus Minus” 1998 nr 28 – jest w czę­ści wspomnieniem, w części rozbudowanym biogramem Jana Strzeleckiego (1919-1988).

Z artykułu wynika, że autor znał bliżej Strze­leckiego od roku 1974, gdy pośredniczył w jego kontaktach ze stoczniowcami.

Artykuł uzupełnia mała antologia cytatów z wypowiedzi różnych osobistości o Janie Strzeleckim (m.in. Czesława Bobrowskiego, Jerzego Giedroycia, Jerzego Turowicza, Lesz­ka Kołakowskiego, Jerzego Jedlickiego) –

Stefania Kossowska, publikacja Przyjacie­le i znajomi – „Plus Minus” 1998 nr 28 – jest fragmentem książki pod takim samym tytu­łem.

We fragmencie trzy sylwetki, Jerzego Giedroycia, Józefa Łobodowskiego i Zofii Kozarynowej, wszystkie interesujące.

Głównie przez sam sposób pisania, nieakademicki, nieżurnalistyczny, gawędowy, indywidualnie własny.

Najciekawsze to, co się jej napisało o Giedroyciu, pisanie z oglądu człowieka, z wiedzy prywatnej, z własnego myślenia o drugim człowieku –

Agnieszka Adamowicz (z Uniwersytetu Śląskiego), szkic Dziedzictwo Conrada – „Plus Minus” 1998 nr 28 – jest prezentacją conradologii Zdzisława Najdera i książki Conrad in Perspective. Essays on Art and Fidelity (Cam­bridge University Press, 1997).

Prezentacja jak prezentacja, nic naganne­go –

 

(13.7.1998)

Dorota Felman, artykuł Marguerite Duras: w dwa lata po śmierci – „Literatura na Świecie” 1998 nr 1-2 – bardzo solidny.

W artykule repetycja podstawowych infor­macji i prezentacja publikacji o pisarce od czasu jej śmierci (3 marca 1996).

Główna atrakcja w cytatach z wypowiedzi samej Marguerite Duras, jej bonmoty lapidar­ne, celne, na granicy dopuszczalności, na granicy prawdy i kpiny, wyzywające i sam wdzięk.

Rozumiem dobrze miłość Alicji Dryszkiewicz do Marguerite Duras –

 

(19.7.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, recenzja Dziwne losy Matyldy, czyli lektura na lato – maszynopis – solidna aż ponad miarę.

Wynajduje się dla powieści Hanny Kowalewskiej (Tego lata, w Zawrociu 1998) parantele romansowe, filmowe i inne, nie unika się paranteli może zbyt wysokich, na przykład z powieściami sióstr Brontë.

Tej recenzji jakby trochę za dużo, ale bez szkody –

Jacek Marczyński, artykuł jubileuszowy o Tadeuszu Bairdzie (1928-1981) –„Plus Mi­nus” 1998 nr 29 – solidny i kompetentny.

Otwiera całą kolumnę muzyczną „Plusa Mi­nusa”, którą zredagował Jacek Marczyński –

Jadwiga Żylinska, Krajobrazy mityczne – „Plus Minus” 1998 nr 29 – są opisem Ostrzeszowa, miasteczka, w którym Żylińska spę­dziła dzieciństwo.

Opis, poza paroma zdaniami końcowymi, rzeczowy, faktograficzny i w tej rzeczowości bardzo piękny.

Wśród nazwisk z Ostrzeszowa wymienio­ne zostało nazwisko Gorgolewski (stąd więc, z Ostrzeszowa, wzięło się nazwisko tytułowe w powieści Bitnik Gorgolewski Mariana Pi­lota), wymienia się także nazwę Mikstat, któ­ra u Pilota występuje często w jego opisach rodzinnej okolicy –

Tomasz Tabako (redaktor naczelny perio­dyku 2B) esej Karpowicz na Kaukazie – „Plus Minus” 1998 nr 29 – entuzjastycznie wyznawczy.

„W tradycji, do której należą Vico, Nietzsche, Kenneth Burkę i Karpowicz, metafora czy ironia nie są ornamentem, szminką stylu; są podstawowymi operacjami umysłu, poprzez które manifestuje się ludzkie doświadczenie”.

Karpowicz uczłowiecza, przezwycięża sprzeczności, w ogóle jest herosem: „W poezji, w wyciskaniu słowa i sensów jest Karpowicz gladiatorem” –

Wiesław Myśliwski, w rozmowie z Urszulą Glensk Każdy z nas ma automitologię swego istnienia – „Dykcja” 1997 nr 7-8 – mówi, czy i w jaki sposób można by uznać, że Widnokrąg jest powieścią autobiograficzną.

Zabawna jest próba określenia swojego sto­sunku do narratora Piotra, mówi się o Piotrze tak, jakby istniał niezależnie i autonomicznie.

Najważniejsze nawiązanie do mnie widzę w nazwaniu słowa dziełem sztuki, z nawia­sową uwagą „to nie moje zdanie”, ja bym tu właśnie wymienił nazwisko.

Zakończenie rozmowy już po przyznaniu Myśliwskiemu Nike, Myśliwski nazywa sie­bie „pisarzem niedzielnym, który pisze od cza­su do czasu”, to służy wyminięciu odpowie­dzi na pytanie o ostatnią książkę –

 

(20.7.1998)

Włodzimierz Maciąg, w wypowiedzi Jak pytać o szansę prozy? – „Dykcja” 1997 nr 7-8 – czuje się intelektualną pewność siebie. Doraźność historyczności prozy i w prozie zastępu­je się przekonaniem o trwałym związku pro­zy z czasem historycznym, w tym się widzi fundament i istotę prozy.

W tym przekonaniu właśnie nic pewnego.

Czas historyczny jest ważny w prozie tak samo jak w poezji i objawia się wyłącznie w postaci czasu artystycznego, czyli w ukształ­towaniu możliwych w danym czasie do uży­cia technik artystycznych w konkretnej sferze artystycznej.

Czas artystyczny literatury jest analogiczny do czasu technologii wytwórczej w historii kultury materialnej.

Inne rozumienie historyzmu w literaturze oznacza absolutyzację historii, robi z niej bó­stwo na kształt wszystkich innych bóstw, przy­pisuje mu niepowtarzalność (unikalność), znajdując w niej sposób na niepowtarzalność kreacji artystycznej.

Niepowtarzalność kreacyjna (jej złuda) ma swoje źródło w samej kreacji, nie poza nią, czas artystyczny daje o sobie znać swoją tech­nologią, nie zaś nadrukiem z datą produkcji –

 

(21.7.1998)

Szymon Wróbel, z listu do niego:

Drogi Szymonie,

za dużo by tłumaczyć, dlaczego do ciebie nie napisałem po Twoim niezwykłym liście.

Twój list oszołomił mnie i duchowo obez­władnił, w swoim akcie uniesienia wtargną­łeś jak chyba nikt inny w moje królestwo sło­wa, w moje cudowności, w moje luksusowe zabawy, zabawy ponad stan ducha, w moje samooszustwa i uzurpacje, w moje uroszczenia.

W swoim królestwie figlowałem sam, mia­łem poczucie pełnej tajemnicy i pełnej wol­ności, wiedziałem, jak piszesz w liście, że je­steśmy sobie bliżsi, niżby się mogło wydawać, nie myślałem, że możesz mnie odczarować i tym samym w czymś mnie uwarunkować, uzależnić. –

 

(22.7.1998)

Adam Ubertowski, z listu do niego:

Drogi Adamie,

przeczytałem Szczególny przypadek Pani Pullmanowej bez oporów, choć nie jest to powieść – tak to nazwijmy – dla mnie.

Domyślam się, co sobie zamierzyłeś, czy to zostało osiągnięte, tego nie wiem i nawet nie bardzo mogę wiedzieć.

Sędzią Twojego utworu może być ten czy­telnik, którego sobie wykoncypowałeś, czyli czytelnik beletrystyki rozrywkowej, akcyjnej, humorystycznej, przygodowej, pornograficznej i jak to tam jeszcze nazwać.

Mnie czasem coś takiego bawi, ale w for­mach absolutnie niezwyczajnych, tak się zda­rzyło przy powieściach Marka Słyka, czasem zdarza się przy narracjach Anatola Ulmana, najlepszą realizację widzę w czymś takim jak opowiadania Marka Gajdzińskiego (Głowa konia).

U tych wszystkich autorów bawi mnie wie­loraka parodystyczność, u Ciebie parodystyczności mało, raczej bliższa Twojej narracji bez­pośrednia satyra, można powiedzieć porzekadłowo, humor i satyra –

Ludwik Flaszen, w wywiadzie Lwy, lisy i świnie (dla Mariusza Urbanka) – „Polityka” 1998 nr 30 – to najlepsze, że Flaszen unika pochopności, odrzuca obronę PRL, ale jesz­cze wyraźniej wszelkie oskarżycielstwo.

Chciałby opisu sytuacji ludzkiej na chłod­no, ze zrozumieniem ludzkiego losu, ale czy los ludzki w PRL był rzeczywiście szczegól­ny, czy nie jest to los wszędzie ten sam, czy nie wszędzie najłatwiej jest być tytułową świ­nią –

 

(23.7.1998)

Bohdan Zadura, Darek Foks, Bohdan przyszedł po czwartej, skąpo opowiadał, podczytywał maszynopis powieści Adama Ubertowskiego.

Darek Foks przyszedł po piątej, doszło do oglądania „Dykcji”, Bohdan na głos przeczytał narrację Jarosława Klejnberga, Adama Wiedemanna Cały las pełen dziadka.

W czytaniu Bohdana narracja zyskała na urodzie, na świetności, bez szczególnych zabiegów Bohdan wydobył stylistykę Gombro­wicza, głównie z Trans-Atlantyku.

Przed lekturami opowiedziałem, jak się pogrążyłem, chcąc dokuczyć Tadeuszowi Komendantowi chwalbą Michała Pawła Markowskiego –

 

(24.7.1998)

Edward Stachura, dziś mija 19 lat od jego śmierci –

Niepokój, nie mogę nic robić przed wystę­pami telewizyjnymi, na dworze pochmurno i parno.

Myślę o Edwardzie Stachurze, o Janie Drzeżdźonie, twarz Jana ze snu nad ranem stoi mi w oczach –

 

(25.7.1998)

Marek Nowakowski, opowiadanie Daw­ca serca – „Życie Warszawy” 1998 nr 173, dodatek „Sobota” – pozwala całkiem inaczej spoj­rzeć na powieść Adama Ubertowskiego Szcze­gólny przypadek Pani Pullmanowej.

W opowieści Ubertowskiego niemal skryta awangarda, tylko jedno zdanie narracji Nowakowskiego mogłoby trafić do Ubertowskie­go („Długo jeszcze czuła rozmarzoną pracę swego krwioobiegu”), tracąc swoją naiwną szykowność i stając się zdaniem jawnie parodystycznym –

 

(26.7.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, z listu do niej:

W piątek, po strasznej burzy w nocy (na­stąpiło w mojej okolicy uszkodzenie telefo­nów), spędziłem pięć godzin pod lampami, w piekielnym upale (ciasne studio).

Nagrano godzinę dyskusji i pół godziny gadania o Marku Hłasce (odpowiadałem na pytania), do dziś jeszcze czuję zmęczenie nie tylko w głowie, ale i w nogach (od dawna wiem, że powiedzenie, nogi się trzęsą, to nie jest metafora).

Przy tej okazji, także przy okazji korekty zapisu rozmowy radiowej, wiele myślałem, jakim manipulacjom człowiek się poddaje, gdy godzi się na występ w mass mediach.

W mass mediach nasza podmiotowość za­leży od dobrej lub złej woli tych, którym się oddajemy w ręce. Z „nagranym” ten, kto ma „nagranie”, może zrobić, co zechce. Liczyć można tylko na ludzką przyzwoitość.

Jak stosunkowo bezpieczny jest tekst napi­sany, staroświeckość pisania staje się coraz bardziej luksusowa i dla samopoczucia zba­wienna –

Santiago de Mora-Figuerra y Williams (dy­rektor Instytutu Cervantesa), w rozmowie z Teresą Stylińską – „Plus Minus” 1998 nr 30 – odpo­wiada umiejętnie nawet na niemądre pytanie.

Mówi na przykład, że Hiszpanie nie boją się języków, ponieważ ich wpływy przyswa­jają sobie po swojemu, nie zważając na ich pochodzenie, innymi słowy wyśmiałby hono­rowanie akcentów łacińskich w słowach, które od wieków weszły do polszczyzny.

On nie boi się także unifikacji kulturalnej zjednoczonej Europy, nie sądzi zresztą, że taka unifikacja byłaby możliwa –

Jacek Kaczmarski, w audycji ze spotka­nia w Klubie Wolna Europa – Program I – rozmowa Aliny Grabowskiej z Jackiem Kaczmarskim i jego recital piosenkarski.

Śpiew Kaczmarskiego jest melorecytacją, do Bułata Okudżawy nie ma w tym żadnej relacji, Bułat Okudżawa śpiewa może po ama­torsku, ale ma głos i zna kulturę śpiewu.

Teksty Kaczmarskiego nie są samodzielną poezją, są melorecytatorską publicystyką, powiedzmy, filozoficzną, czasami pojawia się w tym coś ładnego, także coś poetycko celnego.

Czas dla specjalności artystycznej Jacka Kaczmarskiego chyba minął, o jego prozie mówić za wcześnie –

Andrzej Świdlicki, felieton (?) Pieszczoch w kosmosie, prorok z szuflady – „Plus Minus” 1998 nr 30 – jest próbą powiedzenia czegoś o tragedii rosyjskiej poprzez konfrontację losów Jurija Gagarina i Aleksandra Sołżenicyna.

Mówi się tym sposobem więcej o sobie, o swoim sposobie myślenia niż o tragedii rosyjskiej, ale to nie jest wcale najgorzej –

 

(29.7.1998)

Janusz Głowacki, byliśmy w biurach LOT w hotelu Marriott. Janusz zaprosił mnie do restauracji Tam-Tam na ulicy Foksal (zjedli­śmy po małym szaszłyku).

Dużo rozmowy o tekście Zbigniewa Mikołejki o Epistołach, o Barbarze Toruńczyk (spotkaliśmy ją na Nowym Świecie z Markiem Zagańczykiem i Piotrem Kłoczowskim) i o Agnieszce Osieckiej.

Janusz opowiedział o listach Jerzego Giedroycia do Agnieszki Osieckiej i o ich związ­kach, wiele mi to wyjaśniło w niejasnych spra­wach […] –

Wiesław Myśliwski, zadzwonił po siód­mej, zaczął od śmierci Zbigniewa Herberta, z „Rzeczypospolitej” proszono go o wypowiedź o nim, nie doszło do tego, mówił o artykule Tischnera w „Tygodniku Powszechnym”, pytał o Jerzego Lisowskiego. […] –

 

(31.7.1998)

Tadeusz Pióro, amerykański przegląd – „Twórczość” 1998 nr 8 – świetny i nie jest to tylko zasługa eseju Claudii Roth Pierpont, która w tygodniku „New Yorker” ukazuje rozbieżności między estetyką Gertrudy Stein i Virginii Woolf.

Przeglądacz dopowiada sugestie autorki eseju i nie ukrywa swojego własnego zdania o „kobiecej” składni zdania u Virginii Woolf i „męskiej” u Gertrudy Stein.

Pikantna jest sprawa nauki męskiej skład­ni samego Hemingwaya u Gertrudy Stein, z tego dałoby się wyciągnąć niezwykle atrak­cyjne wnioski stylistyczne.

Podteksty Tadeusza Pióry są może odrobi­nę frywolne –

Paweł Hertz, natknąłem się na niego, za­trzymał mnie, gadaliśmy pod murem przez całą godzinę.

Elegancka brutalność rozmowy, mówił o sty­listyce nekrologowej, przyznał rację Zbigniewowi Herbertowi, bronił żarliwie stylistyki politycznej prawicowej młodzieży literackiej.

Wzmianka o Giedroyciu i Agnieszce Osiec­kiej wywołała wspomnienia, jego zdaniem Zygmunt Hertz rwał się do Agnieszki Osiec­kiej, myślałem, słuchając, że moja wersja wydarzeń sprzed lat jest prawdziwa.

Do okropnych uogólnień doprowadziła moja informacja, że zmarł w tym roku Staś Dziewulski (1928-1998) –

 

(1.8.1998)

Sławomir Mrożek, narracja Ładna i nie­długa – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 179 – dokładnie jak w tytule.

Wszystko wywodzi się z jednego zdania („Wlazł kotek na płotek i mruga”), początek ma się w mruganiu kota, czyli w absurdzie, z absurdu abstrakcyjnego wyprowadza się absurd charakterystyczny, konieczność prze­kupstwa, łapówki, z tego wynika nasz absurd narodowy, niemożność.

Nie można się z kotem porozumieć, kot nie reaguje na cip-cip.

W niedługości ładność, literackie cacko –

Paweł Huelle, w felietonie Dni słoneczne – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 179 – nawiąza­nie do dnia, gdy przyszła wiadomość o śmier­ci Bohumila Hrabala i do albumu Pamiętam jedynie dni słoneczne – Bohumil Hrabal w fotografii.

Miło wiedzieć, że Paweł Huelle ma do Hra­bala osobisty stosunek, to nie może być bez znaczenia.

Zbigniew Herbert w rozmowie z Adamem Michnikiem z września 1980 Płynie się za­wsze do źródeł, pod prąd, z prądem płyną śmiecie – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 179, prze­druk ze skrótami z „Krytyki” 1981 nr 8 – nic szczególnego.

Mówi się z poczuciem wyższości moralnej, to poczucie płynie z założenia, że się jest niezależnym, ale nie jest się przecież, nie było się, nie mogło się być, trzeba było zabiegać o mieszkanie, o paszport, bez zabiegów, bez względów nie otrzymało się możliwości jeżdżenia po Europie.

W tym gadaniu najlepsze zdanie tytułowe, wszystkie oceny polityczne mają udowodnić własną niezależność, która jest rekwizytem autokreacji.

Tak jak mówi Zbigniew Herbert, mógłby mówić Adam Michnik, miałby do tego więk­sze prawo, bo ponosił za coś takiego realne koszty –

 

(7.9.2001)

Aneta Wiatr, esej Dwaj sztukmistrze: Cho­pin i Norwid (z dziejów pewnego zbliżenia) – „Twórczość” 2001 nr 9 – niczym mnie nie bul­wersuje, choć mógłby.

Ze względu na mój mało nabożny stosunek do Norwida w ogólności i prawie lekcewa­żący stosunek do Promethidiona w szczegól­ności.

Mojego stosunku do Promethidiona esej w niczym nie podważa, przyjmuję do wiadomo­ści nie poezję, nie filozofię sztuki w tym utwo­rze, lecz funkcję tego utworu wobec sztuki Chopina.

Jeśli Promethidion coś komuś odkrywa w Chopinie lub wyjaśnia, to bardzo dobrze.

Dla mnie poetycka forma Promethidiona jest zaprzeczeniem tego, co miałaby odkrywać lub eksplikować, czyli jest ze sztuką samego Chopina sprzeczna.

Z kolei wobec Nekrologu Norwida myślę z sympatią o stylistycznym sceptycyzmie Jarosława Iwaszkiewicza.

Dla Anety Wiatr Nekrologii jak szczere złoto i nadaje się na obiekt chwalby ze wzglę­du na artystyczną przenikliwość krytyczną Norwida.

Jest bardzo możliwe, że w krytyce artystycz­nej Norwid jest najprawdziwszym mistrzem, pamiętam bądź co bądź przez dziesięciolecia, co napisał o poezji Juliusza Słowackiego.

Z dwojga jednak wolę Nekrolog niż Forte­pian Szopena.

Chociaż nic mi nie przeszkadza podziw Anety Wiatr dla tego „arcydzieła myśli i wy­razu”.

Ja o tym arcydziele wolę mieć własne zda­nie, lektura eseju mnie w tym zdaniu utwier­dza.

Poetycka forma Fortepianu Szopena – z jej formalnymi monstrualnościami – może przesłaniać poetycki użytek z historii wyrzucenia fortepianu Chopina na bruk, w tym użytku jakaś artystyczna niestosowność.

Cóż to za osobliwy fetyszyzm i wręcz ckli­wy sentymentalizm, żeby dąć w patos z po­wodu symboliki zdarzenia, która mąci wyraz rzeczywistego tragizmu artysty, jego sztuki i tragizmu samego autora utworu.

W tym utworze Norwid, krytyk polskiej świadomości artystycznej i polskiego charak­teru narodowego, wpada w pułapkę polskie­go stereotypu, łapie się na przejaw patriotycz­nego sentymentalizmu.

Jeden z najsławniejszych utworów poetyc­kich Norwida jest jego głębszą klęską poetyc­ką i myślicielską, niż kiedykolwiek myślałem.

Przeczytałem esej Anety Wiatr bez złej woli i bez złej woli o nim myślę, podoba mi się precyzja opisu samego „zbliżenia” Norwida do Chopina, anegdotyczna treść tego opisu.

Opis anegdotyczny bardziej mi się podoba w eseju niż główne źródło tego opisu, czyli Czarne kwiaty.

Moje uprzedzenia do Norwida nie przeszko­dziły mi w lekturze eseju z prawdziwym zainteresowaniem –

Tadeusz Stefańczyk, szkic Norwid a „sprawa polska” – z dziejów pewnej recep­cji (uwagi „późnego wnuka”) – „Twórczość” 2001 nr 9 – bardziej publicystyczny niż aka­demicki, ta publicystyczność ma swoje walo­ry.

Autor chce, tak się myśli, wyjaśnić sobie historię szczególnych emocji związanych z osobą i pisarstwem Cypriana Norwida.

Fundamentem szkicu jest historyczny stan rzeczy, podstawowa prawda, że Norwid nie był za życia i, jeśli nie liczyć cichej sławy, tak­że po śmierci ani szeroko znany, ani jednoznacznie uznany.

Dla mnie najciekawsze w szkicu są źródło­we cytaty z opinii o Norwidzie jemu współczesnych.

Te cytaty – wbrew obiegowym opiniom – świadcząc dużej przenikliwości współczesnej Norwidowi elity literackiej, która wcale nie była bezradna tak samo wobec osobowości Norwida, jak i charakteru artystycznego jego twórczości.

Zbiorowym słowem współczesnych Norwi­dowi i kilku współczesnych nam określa się w szkicu artystyczne właściwości pisarstwa Norwida wielostronnie i tym samym prawie bezstronnie.

Ze znanych mi tekstów Tadeusza Stefańczyka szkic o Norwidzie jest jakby mniej ważny, ale wszelakiej atrakcyjności mu nie brak –

 

(9.9.2001)

Joanna Mueller, studium Znaczenie z prze­języczenia (dramaty niekomunikacji Cypria­na Norwida) – „Twórczość” 2001 nr 9 – znako­mite, prawdziwa pierwszorzędność.

Autorka przypisuje zbieżność praktyk języ­kowych Norwida z dzisiejszą filozoficzną świadomością językową, na przykład taką jak u Michela Foucaulta (Słowa i rzeczy), przeprowadza analizy stylistyczne kilku utworów Norwida według koncepcji języka złamanego, tą kolokwialną nazwą zastępują różne ter­miny, którymi się posługuje Joanna Mueller.

Analizy Quidam, Stygmatu, Nocy tysiącz­nej drugiej są precyzyjne i mistrzowskie, oca­lają one część pisarstwa Norwida może nie dla poezji i może nie dla filozofii, lecz dla pi­sarstwa intelektualnego o sztuce i artyzmie.

Poprzez świadomość językową, czyli po­przez skonkretyzowaną świadomość artyzmu Norwid może uchodzić za najwybitniejszego w polskiej literaturze dziewiętnastego wieku znawcę zjawisk artystycznych.

Autorka nie wypowiada się o literackich wartościach analizowanych utworów, widać jednak wyraźnie, że nie chce się angażować w aksjologię artystyczną, ograniczając się do wartościowań czysto intelektualnych, unika więc niebezpieczeństw, na jakie się naraża Aneta Wiatr.

O ważności intelektualne u Norwida nie ma potrzeby sprzeczać się z Joanną Mueller, mój spór z Anetą Wiatr dotyczy przecież nie znaw­stwa sztuki (Chopin), lecz jego praktyk poetyckich (Fortepian Szopena).

Joanna Mueller nie angażuje się nawet w kwestię prekursorstwa intelektualnego Norwi­da, co mogłoby windować wysoko Stygmat, Noc tysiączną drugą i może nawet Rzecz o wolności słowa, ale przecież nie Promethidiona, o którym w Znaczeniu z przejęzyczenia nawet się nie wspomina, chyba nie przez przy­padek –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content