copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(3.1.1995, 4.1.1995, 6.1.1995, 9.1.1995, 11.1.1995, 12.1.1995, 13.1.1995, 15.1.1995, 16.1.1995, 16.9.1996, 20.9.1996, 21.9.1996, 23.9.1996)
(3.1.1995)
Żyta Rudzka, mój spór z Wiesławem Myśliwskim w noc sylwestrową zaczął się od jego wypowiedzi o Ucztach i głodach Zyty Rudzkiej.
Sceptyczna ocena tej powieści jest u Myśliwskiego nieuchronna, zdanie w narracji Zyty Rudzkiej jest nie do pogodzenia ze zdaniem Myśliwskiego.
Zdanie Myśliwskiego jest w stanie zdrowia, siły i porządku, jest zdaniem z ziemi, z wody i z ognia.
Zdanie Zyty Rudzkiej jest zbudowane z odpadków, są wśród nich ogryzki owoców, kawałki blachy, szkła i drewna, zlepiają je zużyte prezerwatywy, sztucznych tworzyw jest najwięcej w budulcu jej zdania.
Zdanie Myśliwskiego i zdanie Rudzkiej są z innych porządków, są z porządku i z nieporządku.
Zyta Rudzka niczego innego jednak w swojej narracji nie szuka jak prawdy, że jesteśmy z odpadków, że jesteśmy nieporządkiem.
Ze nasze zdanie chrobocze, zgrzyta i piszczy –
(4.1.1995)
Leopold Buczkowski, w audycji (program I) wypowiadali się o Buczkowskim Andrzej Rosner, Zbigniew Taranienko i Aleksander Rozenfeld.
Główną postacią programu był Tadeusz Buczkowski, syn Leopolda.
Odczytano relację Marii Buczkowskiej o nocy przedśmiertnej Buczkowskiego w warszawskim szpitalu.
Relacja wstrząsająca –
(6.1.1995)
Adam Komorowski, przegląd włoski – „Twórczość” 1995 nr l – zawiera bardzo interesujące omówienie kwartalnika „Nuova Antologia” (dwa numery z roku 1994).
W omówieniu uwagi o pośmiertnie opublikowanych wierszach Eugenia Montale i o powieści Antonia Tabucchi Pereira utrzymuje.
Powieść Tabucchiego jest ubiegłoroczną rewelacją we Włoszech –
Konrad C. Kęder, artykuł Syndrom listy przebojów – „Nowy Nurt” 1994 nr 25 – trochę dla mnie niejasny.
Niejasne są dla mnie enigmatyczne uszczypliwości i enigmatyczne wzmianki o orientacji w stanie rzeczy u ludzi FA-artu –
(9.1.1995)
Piotr Wasilewski, napisałem list do niego:
Warszawa, 9 stycznia 1995
Panie Piotrze,
pięknie dziękuję za książkę Śladami Marka Hłaski, dziękuję za życzenia.
Jak Pan wie, obcowanie z tą książką nie może być dla mnie czymś łatwym.
Pan nie musiał i nie mógł liczyć się z moją prawdą, miał pan do dyspozycji i do wyboru prawdy różne, ja dla siebie samego wielu rzeczy jestem pewien i wiem jednocześnie, czego pewien nie jestem.
Wiem, że w kontaktach z „Kulturą” Marek przez cały rok 1957 grał na zwłokę, nie mógł wtedy wyjechać do Paryża (nie miał pasz portu), nie mógł wysłać Cmentarzy (do jesieni 1957 nie były gotowe), Zofii Hertzowej coś się musiało pokręcić.
Częściowym dowodem jest list Marka do mnie z Kazimierza i prośba, żebym go usprawiedliwiał przed Giedroyciem.
Ten list („Twórczość” 1994 nr 11) jest z wielu względów bardzo ważny. Może kiedyś o tym liście zdarzy się nam porozmawiać. I o wszystkim, co on ujawnia.
Z innych względów zainteresuje może Pana list Marka z Paryża („Twórczość” 1995 nr 1).
Jeszcze raz dziękuję, życzę Panu wszelkich sukcesów z sukcesem Pana książki na czele.
Serdecznie pozdrawiam –
Henryk Bereza
(11.1.1995)
Elżbieta Baniewicz, w artykule Konstanty Puzyna – to, co najważniejsze – „Twórczość” 1995 nr l – stara się wykorzystać publicystycznie Szkołę dramaturgów i inne szkice (1993).
Oznacza to (tytuł) obronę formuły realizmu poznawczego w tekstach Puzyny.
Elżbieta Baniewicz mimowolnie wykazuje, że teksty Puzyny zestarzały się, nie da się z nich zrobić żadnego użytku (poza publicystycznym) –
(12.1.1995)
Jerzy Łukosz, w wywiadzie Ważna jest zagadka prostoty (dla Romana Praszyńskiego) – „Nowy Nurt” 1995 nr l – mówi zwięźle i celnie, czuje się w słowach jego pewność siebie.
Wywiad jest bardzo dobry i nie da go się lubić –
(13.1.1995)
Tadeusz Żukowski, list do niego:
Warszawa, 13 stycznia 1995
Panie Tadeuszu,
pięknie dziękuję za Elegię zimową i dobre słowa dedykacji. Czytam Pana utwory i podobnie do Sergiusza Sterny-Wachowiaka i trochę inaczej niż on.
Przeciwieństwem „doświadczenia ojczyzny ideologicznej” jest dla mnie nie „mała ojczyzna”, lecz ojczyzna kosmiczna, ojczyzna Północy, ojczyzna całej ery polodowcowej.
Ma Pan dobre wyczucie jej szczególnej czasoprzestrzeni, odczytuje Pan jej znaki, doświadcza Pan jej nieskończoności.
Domyśla się Pan chyba, co chcę powiedzieć.
Nad układ elegii wynoszę poemat Epoka lodowcowa, słowo w poemacie ma pierworodną moc, jest wolne wolnością słowa poezji, jest czyste.
Moje słowa nie chcą niczego generalizować, należy je rozumieć nader swobodnie, daję w nich wyraz swoim emocjom.
Życzę Panu dalszych satysfakcji twórczych, serdecznie pozdrawiam –
Henryk Bereza
Tadeusz Siejak, opowiadanie Śniegowa kula – „Sycyna” 1995 nr 2 – bez czegokolwiek szczególnego.
Chłopiec z marzeniami o dziewczynie spotkanej na ulicy, jej brutalna reakcja na jego śnieżkę.
Utwór albo juwenilny albo o cechach debiutanctwa –
Anna Achmatowa, Elegie północy recytowała w radiu (Program II) Hanka Stankówna.
Interpretacja Hanki może aż przesadnie wypracowana, każde słowo jak wyrzeźbione –
Stanisław Dygat, rozbudowanie publikacji Krystyny Pytlakowskiej i Liliany Śnieg-Czaplewskiej Czas Dygata – „Życie Warszawy” 1995 nr 13, dodatek „Niedziela” – przywołuje okoliczności dyskwalifikacji filmu Palące Hotel w grudniu 1977 i śmierci Dygata 29 stycznia 1978.
W tekście wiele ciekawostek personalnych (uczestnicy kolaudacji w dniu 2 grudnia) i wspomnieniowych relacji Gustawa Holoubka, Tadeusza Konwickiego, Krzysztofa Kąkolewskiego i innych.
Znałem Dygata dość blisko, sam z siebie i także przez Marka Hłaskę.
Marek Dygata bardzo lubił, to lubienie było naturalne, wolne od egzaltacji i ckliwości, które w publikacji Czas Dygata są może odrobinę nadmierne –
Zbigniew Majchrowski, w artykule Nasza mała destabilizacja – „Ex Libris” nr 67, styczeń ’95 – szuka się w Kartotece pierwotnej i w Kartotece rozrzuconej („Dialog” 1994 nr 10) borgesowskiego punktu punktów polskiej dramaturgii.
W tekście nie mówi się nic nowego, ale powtarza to, co trzeba wiedzieć i dobrze pamiętać –
(15.1.1995)
Olga Tokarczuk (ur. 1962), w prawie intrygującym intelektualnie artykule – „Ex Libri”s nr 67, styczeń ‘95 – autorka nawiązuje do książki Olivera Sacksa Mężczyzna, który pomylił swą żonę z kapeluszem (Poznań 1994).
Swoje uwagi o relacji między duszą i ciałem formułuje maksymalnie ostrożnie, ta ostrożność budzi respekt.
Jeden artykuł przekonuje mnie do autorki Podróży ludzi Księgi. Trzeba by sprawdzić, jak to jest z jej prozą artystyczną, mądrość i artyzm nie są z sobą tożsame –
Andrzej Gniazdowski (ur. 1964), artykuł Oswajanie Nietzschego – „Ex Libris” nr 67, styczeń ‘95 – jest przeglądem czasopiśmiennych i książkowych publikacji Nietzschego i o Nietzschem.
Przegląd zaczyna się od artykułu Zbigniewa Mikołejki w „Gazecie Wyborczej”.
O Andrzeju Gniazdowskim i Dariuszu Gawinie mówił mi niedawno Mikołejko jako o swoich zdolnych uczniach.
Gawina znam, Gniazdowskiego chcę sobie literacko zidentyfikować –
(16.1.1995)
Karol Maliszewski, utwór (sic) Siedem płci wiersza – „Nowy Nurt” 1995 nr 1 – nazywa autor „opowiadaniem czyli recenzją”.
Miałaby to być recenzja Schizmy Marcina Świetlickiego, miałoby to być opowiadanie o teatrze (wewnętrznym i wierszowanym) świadomości.
Tekst jest świetny, jest to mistrzowskie opowiadanie o własnej świadomości, o jej warstwach, ojej niezbornościach.
Utwór dramatyczny i piękny –
Tadeusz Komendant, zadzwonił po czwartej, odczytał mi wiersz, chciał, żebym odgadnął autora.
Wiersz ma tytuł Zasady naszej unii, autorem jest Artur Międzyrzecki, wiersz był drukowany w „bruLionie” (rok 1989).
Utwór wręcz proroczy.
Komendant powinien zadzwonić do Międzyrzeckiego, z gratulacjami –
(16.9.1996)
German Ritz, książka Jarosław Iwaszkiewicz. Ein Grenzgänger der Modernę (Bern 1996) powstawała niemal na moich oczach.
Znam jej główne rozdziały w wersjach niemieckich i przekładowych polskich, znam myślenie autora z bezpośrednich rozmów w ciągu wielu lat i przede wszystkim z książki Die polnische Prosa 1956-1976 (Bern 1990), która w zakresie wyznaczonym przez tytuł jest najlepszym opracowaniem akademickim, jakie mogłem przeczytać.
W dedykacji dla mnie na książce o Jarosławie Iwaszkiewiczu German Ritz napisał coś bardzo istotnego.
Mam, jego zdaniem, swojego Iwaszkiewicza za bardzo własnego, żeby jego Iwaszkiewicz mógł mnie do siebie przekonać.
Tak jest rzeczywiście i nie może być inaczej.
Dla mnie Iwaszkiewicz jest zbyt bliski, dla Germana Ritza zbyt daleki.
Mnie trudno widzieć Iwaszkiewicza w perspektywie światowej historii kultury i literatury, Ritzowi trudno dotrzeć do zawiłości jego ludzkich i artystycznych losów.
Do wszystkich komplikacji w jego różnych wyborach i decyzjach, które musiał podejmować, które podejmował.
Do swojego Iwaszkiewicza mogliby mnie przekonać Paweł Hertz i Jerzy Lisowski, gdyby podjęli się zadania jego prezentacji.
Przekonuje mnie w takim lub innym stopniu i zakresie Ryszard Przybylski, Jerzy Kwiatkowski i Andrzej Turczyński.
Nie mogłoby się to udać Andrzejowi Zawadzie lub Tomaszowi Wójcikowi, dla nich jak dla Germana Ritza Iwaszkiewicz jest postacią historyczną i abstrakcyjnym w gruncie rzeczy obiektem badawczym –
(20.9.1996)
Oddalenie w czasie lub w przestrzeni może ułatwiać badaczom zadania klasyfikatorskie, nie ułatwia natomiast zadań poznania idiograficznego.
Ich niewykonalność znakomicie demonstruje Jarosław Marek Rymkiewicz w swoich narracjach o tym, co wiemy, po dwóch stuleciach badań, o polskich romantykach.
German Ritz dysponuje znakomitym przy gotowaniem akademickim do badań dzieła pisarskiego Iwaszkiewicza, ale w tych badaniach jest skazany na poruszanie się jak w dzikiej puszczy.
Na domiar złego dzika puszcza jest bez przerwy opisywana i wcale nie wiadomo, czy w tych opisach jest choć odrobina prawdy, czyli co w nich ma poznawczą prawomocność.
Czy mogą one w czymkolwiek się przydać, gdy dziką puszczę chce się poznać na własną rękę.
Odwaga badawcza Germana Ritza i już sam wybór obiektu badań budzą podziw.
Orientacja, że poprzez pisarstwo Jarosława Iwaszkiewicza ma się najlepsze dojście do literatury polskiej dwudziestego wieku, wymaga u cudzoziemca wręcz zadziwiającej intuicji.
Bo pomyśleć tylko.
W poezji Jarosława Iwaszkiewicza mało kto (na szczęście, są tacy) widzi punkt centralny dwudziestowiecznej poezji polskiej, przeważnie stawia się nad poezją Iwaszkiewicza tradycyjne lub awangardowe szkoły poetyckie i ich największe indywidualności twórcze.
Proza Iwaszkiewicza – ceniona często najwyżej w jego dorobku – nie jest traktowana równorzędnie z twórczością nowatorów prozy, Brunona Schulza, Witolda Gombrowicza, Leopolda Buczkowskiego.
W dramaturgii, w eseistyce, w epistolografii nie widzi się zwykle nic równorzędnego do jego poezji i prozy artystycznej.
Nieufności wobec atutów artystycznych sekunduje u badacza narzucone przez polską literaturę przedmiotową spiętrzenie wszelakich niechęci, głównie politycznych.
W tych niechęciach człowiekowi o zachodnich skłonnościach socjaldemokratycznych nie łatwo się rozpoznać.
Na szczęście, instynkt badacza, jego potrzeba weryfikowania uprzedzeń, jego upodobania literackie i artystyczne przeważyły szalę na rzecz Iwaszkiewicza.
Dzięki temu książka o Iwaszkiewiczu – w dalszej perspektywie może pełna monografia – stała się faktem w dorobku twórczym szwajcarskiego polonisty.
Uprzedzeń, głównie wobec postawy politycznej Iwaszkiewicza w ostatnim dwudziestoleciu jego życia, German Ritz nie pozbył się bez reszty.
I nie ma się czemu dziwić.
Okres burzy i naporu polskiego liberalizmu wystawił Iwaszkiewiczowi wiele niepochlebnych świadectw.
Iwaszkiewicz nadaje się szczególnie na przeciwstawienie dla najrozmaitszych kreacji własnego heroizmu i na trampolinę do wyskoków zawiści i niewdzięczności –
(21.9.1996)
German Ritz jest prawie jednakowo nieufny wobec hagiograficznej i oszczerczej literatury o Iwaszkiewiczu, wobec samego Iwaszkiewicza stara się być maksymalnie ostrożny.
Polityczna postawa Iwaszkiewicza w latach sześćdziesiątych i zwłaszcza w siedemdziesiątych nie jest u Ritza neutralna dla całej jego biografii.
Są u Ritza dalekie echa tej podejrzliwości, jaką wobec Iwaszkiewicza manifestowali niektórzy młodzi czasu wojny.
Wie on prawie wszystko, co można wiedzieć, w sensie faktograficznym, nie może wiedzieć, co się w faktach kryło w całej ich konkretności.
Za Notatkami 1939-1945 cytuje Ritz wzmiankę Iwaszkiewicza o patrzeniu z okien tramwaju na warszawskie getto. To jest dla niego znak, że Iwaszkiewicz nie doświadczał prawdziwej wojennej gehenny.
Odległość trzydziestu kilometrów nie stanowi wystarczającej izolacji od rzeczywistości getta, od rzeczywistości Powstania Warszawskiego, od wielkich nieszczęść ludzkich zbiorowości.
W nich się tkwi także na odległość, poprzez wielość znaków, jakie od nich bezpośrednio docierają, poprzez apele o pomoc, której się udziela lub nie może udzielić.
Pozwolę sobie na osobistą konfesję.
Byłem w czasie Powstania Warszawskiego sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy, ale powstanie było rzeczywistością wszystkich moich dni i nocy tamtego czasu.
Poprzez pulsującą łunę nad Warszawą w nocy, poprzez całodobowe dudnienie kanonady, poprzez nieskończoną opowieść uciekinierów i wysiedleńców, poprzez widok rannych wynoszonych nielegalnie z transportów, poprzez ciała tych, którzy umarli w bydlęcych wagonach.
Iwaszkiewicz nie był w czasie wojny w wieku poborowym i żołnierskim, żołnierzem był w roku 1920, o czym za mało się pamięta, jego rówieśnicy nie walczyli w czasie wojny z bronią w ręku, lecz głównie politycznie, oni, domyślił się tego Witold Gombrowicz, manipulowali krwią młodszych od siebie.
Niektóre przejawy dystansu Iwaszkiewicza do czegoś takiego jak powstanie zbrojne wynikają z wewnętrznego sprzeciwu wobec frymarczenia cudzym życiem.
Dość jest świadectw tego, że Iwaszkiewicz w czasie wojny i okupacji miał świadomość nie tak znowu różną od świadomości Gombrowicza, gdy ten – już po wojnie – pisał Pornografię.
Między Bitwą na równinie Sedgemoor, Matką Joanną od Aniołów, trzecim tomem Sławy i chwały i Pornografią istnieją tajemne związki, które dałoby się wydobyć na jaw.
Dzieła pisarskie Iwaszkiewicza i Gombrowicza są filozoficznie i zwłaszcza artystycznie całkowicie różne, ale istnieją strefy, gdzie ci dwaj tak różni pisarze byli sobie duchowo zadziwiająco bliscy –
(23.9.1996)
Sygnalizuję dyskretne przejawy politycznego wartościowania przez Ritza niektórych nastawień i decyzji Iwaszkiewicza nie po to, żeby mu stawiać jakiekolwiek zarzuty.
Zna on fakty, ma dla nich respekt, stara się niczym nie manipulować, chce być poznawczo bezstronny.
Nic szczególnego w tym, że intensywnemu upolitycznieniu polskiego piśmiennictwa iwaszkiewiczologicznego nie zawsze potrafi się oprzeć.
To upolitycznienie to czysto polski fenomen i w dodatku paradoks.
Z wszystkich wybitnych polskich pisarzy Iwaszkiewicz jest pisarzem najmniej politycznym, doraźna polityczność nie ma do jego twórczości prawie żadnego dostępu.
Polityczności u niego jeszcze mniej niż u Jana Kochanowskiego i Ignacego Krasickiego i niewiele więcej niż u Brunona Schulza. Nieporównywalnie mniej niż u Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej i Witolda Gombrowicza.
W porównaniu z Iwaszkiewiczem za upolitycznionych mogą uchodzić tacy pisarze światowi jak Tomasz Mann, Robert Musil, William Faulkner lub Jorge Luis Borges.
Innymi słowy, samo dzieło pisarskie Iwaszkiewicza ani nie prowokuje interpretacji politycznych, ani zbyt łatwo nie daje się im podporządkować.
Polityczność, jeśli mieć na uwadze pisarską twórczość Iwaszkiewicza, jest urojeniem i czysto polskim maniactwem.
German Ritz zbyt dobrze zna się na sztuce jako sztuce, żeby dać się wyprowadzić na takie manowce, jak to się przytrafia w polskiej iwaszkiewiczologii.
Jeśli coś robi wrażenie, że jest z nią zbieżne, może to być zwykły przypadek.
Szwajcarski autor lepiej czuje poezję niż prozę, jego interpretacje poezji są z zasady atrakcyjniejsze, subtelniejsze i w relacji do polityki bardziej autonomiczne.
W prozie pozytywniejsza dla niego jako interpretatora jest twórczość z okresu między wojnami, kiedy i w Polsce nikomu nie przychodziło do głowy, żeby na nią patrzeć od strony politycznej.
Twórczość czasu wojny i zwłaszcza ta z okresu senioralnego (gdy Iwaszkiewicz przekroczył sześćdziesiątkę) mniej mu przypada do gustu.
W tej późnej twórczości dzieją się rzeczy tak niespodziewane, że mało kto może się czuć z nimi tak oswojony jak Konstanty Jeleński z Ogrodami.
Niespodziewany jest pisarski dialog Iwaszkiewicza z Camusem (przede wszystkim we Wzlocie, ale nie tylko) i z Sartrem (relacja między Sławą i chwałą i Drogami wolności), niespodziewana jest Iwaszkiewiczowska wersja prozy bez fikcji w Ogrodach, w Podróżach do Polski i w Petersburgu.
We Wzlocie, w Sławie i chwale, w Ogrodach, w Petersburgu i w Podróżach do Polski dochodzi do wielkiej konfrontacji empirii życia, losów ludzkich i losów kultur z doktrynami, z systemami intelektualnymi, z ideologiami.
Iwaszkiewicz nie polemizuje z egzystencjalizmem, lecz z nieprzystawalnością intelektualnych abstrakcji do empirii, do materii ludzkiego doświadczenia.
To wszystko jest w tej twórczości i jest zupełnie niezależnie od tego, czy poszczególne utwory, są arcydziełami, czy od artystycznej arcydzielności odstają.
Możliwości interpretacyjne, które sygnalizuję, nie mogą być dla nikogo obowiązujące, ważniejsze jest, żeby nie ulegać bezpodstawnemu przekonaniu, że prawda o późnej twórczości Iwaszkiewicza jest jak na dłoni i szukać jej dalej nie ma potrzeby.
Należy wierzyć, że German Ritz, którego zasługi wobec polskiej literatury i Jarosława Iwaszkiewicza nie sposób przecenić, nie po przestanie na tym, co u Iwaszkiewicza odkrył i zrozumiał.
Że sam uzna, że jest w nim wiele jeszcze do odkrycia i do zbadania.
Po czterdziestu kilku latach bliskości z człowiekiem i z dziełem – możliwości badań nigdy nie miałem – mam pełną świadomość, że zwłaszcza w dziele pisarskim Jarosława Iwaszkiewicza prawie wszystko jeszcze jest do odkrycia lub do zobaczenia całkiem na nowo –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy