Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 2/2001

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(22.1.1998, 23.1.1998, 24.1.1998, 25.1.1998, 30.1.1998, 31.1.1998, 2.2.1998, 3.2.1998, 4.2.1998, 5.2.1998, 7.2.1998, 8.2.1998, 12.2.1998, 13.2.1998, 15.2.1998, 31.8.2000)

 

(22.1.1998)

Karol Maliszewski, Faramucha. Notat­nik – „Twórczość” 1998 nr 1 – jest najpełniej­szą – jak dotychczas – wersją tego wszyst­kiego, co Karol Maliszewski pisze od zaw­sze w wierszach, w esejach krytycznych, w opowiadaniach.

Przejawy konstruktywizmu – opanowanie konfesyjności, ekspresjonizmu – dają siłę temu głosowi cierpienia, który dzwoni z rzadką dziś siłą.

Siła głosu cierpienia u Maliszewskiego jest równa sile tego, co znaleźć można u Janusza Rudnickiego.

Przy czytaniu tej narracji myśli się często o Szczurach Adolfa Rudnickiego, tych z roku 1932, cierpienie miało w Szczurach głos histeryczny (ekspresjonizm), ale obej­mowało całość egzystencji indywidualnej i społecznej.

Ta całość cierpienia przemówiła po dzie­siątkach lat swoją fundamentalnością, w pełnej wolności od okolicznościowości historycznej, od wszystkich upolitycznień cierpienia.

W Karola Maliszewskiego i moim odna­lezieniu się we wspólnocie duchowej zda­rzyło się coś bardzo ważnego –

 

(23.1.1998)

Teatr Mały, przedstawienie Księdza Marka Juliusza Słowackiego w reżyserii Krzysztofa Nazara (on reżyserował Drzewo Wiesława Myśliwskiego w Poznaniu).

W przedstawieniu za dużo Sienkiewicza, ale część aktorów ratuje Słowackiego (Gajos, Michałowski, Zaliwski, także Olbrychski).

Poza epizodami obserwowałem przedsta­wienie uważnie i z zainteresowaniem dla koncepcji takiego użytku z dramatu Sło­wackiego.

Siedziałem z Myśliwskimi, Mała zauwa­żyła mnie w kuluarach przed rozpoczę­ciem.

 

(24.1.1998)

Jacek Dobrowolski, traktacik Jedyny i je­go nienawiść – wydruk komputerowy, s. 15 – miałby być posłowiem do opowiadania Wściekły.

Tekst jest niezwykły, w dwóch jego pierwszych częściach (Beczka, Odi ergo sum) wielki, w trzeciej (Zbrodnia jako hu­manizm) wysilony i ponad siły, w czwartej (Myślenie, pożądanie) i w piątej (Fenome­nologia stanów samoobecności) w stosunku do fundamentalności Beczki i Odi ergo sum sama dygresyjność i zarazem retardacja beztytułowego spointowania traktatu w części szóstej.

Dwukrotna lektura całości przekonała mnie do wątpliwości Tadeusza Komendanta, czy drugi tekst powinien być drukowany z pierwszym, czyli z opowiadaniem Wściekły.

Traktat jest jakby na wyrost w stosunku do opowiadania, czyli, inaczej mówiąc, traktat nie tylko – zgodnie z zamierzeniem – usprawiedliwia brutalność samego opowia­dania, ale i – mimowolnie – demaskuje jego artystyczną niewspółmierność do jego inte­lektualnej wykładni w traktacie.

W traktacie – w samych jego dwóch czę­ściach – rozwala się fundamenty myślenia filozoficznego i usiłuje – w częściach pozo­stałych – ustrukturyzować podstawowe kategorie (życie, myśl, czyn, śmierć i kilka innych) myślenia antropologicznego.

Ujawniając ambicje intelektualne naj­większe z możliwych, powiedzmy dla orientacji, na miarę Kanta lub Nietzschego.

Nawet niedoskonałe spełnienie tych am­bicji w traktacie (jeśli uznać, że spełnienie byłoby w ogóle możliwe) wystawia Wście­kłego na próbę, której ten znakomity utwór nie może sprostać.

Wściekły jest wybitnym utworem narra­cyjnym, któremu można przypisać – na chybił trafił – porównywalność z opowiada­niem And Stanisława Czycza, z opowiada­niami Edwarda Stachury lub Andrzeja Łuczeńczyka.

O znaczeniu takim, jakie byłoby odpo­wiednie do ujawnionych w traktacie ambicji intelektualnych, nawet pomyśleć nie sposób.

Traktat Jedyny i jego nienawiść powi­nien być opublikowany, ale jego związki z opowiadaniem Wściekły mogą być tylko okazjonalne, w żadnym wypadku – w jakimkolwiek sensie – w stosunku do niego służebne.

Chyba że zamysł autorski miałby polegać na tym, że samemu dokonuje się ukrytego mordu na własnym utworze, że lekceważy się ujawnione we Wściekłym możliwości twórcze –

Zygmunt Kubiak, tekst pod tytułem Za­murowani w człowieczeństwie – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 20 – jest referatem Aktu­alność tradycji greckiej, który został wygłoszony w PEN Clubie (12 stycznia).

Tytuł „Gazety Wyborczej” pochodzi z tekstu Zygmunta Kubiaka, odnosi się u niego do wszystkich ludzi, nie może być rozumiany przedmiotowo. Zdanie, które ten tytuł tłu­maczy, ma brzmienie następujące: „Myślę, że im dłużej będziemy badać ko­smos, a nawet podróżować po nim, tym bardziej będziemy sobie uświadamiać nasze zamurowanie w człowieczeństwie”.

Ważny adres zamurowania znajduje Zygmunt Kubiak u kogoś z angielskich filozofów analitycznych w cytowanym zdaniu: „Sąd Ostateczny jest teraz, tylko głębiej”.

Przy okazji, przypomina mi się moja myśl o narzędziu Sądu Ostatecznego, jakim jest mowa człowieka i twórczość literacka.

Tekst Zygmunta Kubiaka ma wiele pla­nów znaczeniowych i stanowi jeszcze jedną finezyjną pochwałę greckiego politeizmu –

 

(25.1.1998)

Jurij Andruchowycz, tekst (bo co?) „A elita?… Słowo, które w zdeklasowanej przestrzeni jest puste” – „Akcent” 1997 nr 3, przełożył Bohdan Zadura – mówi prawdę, jest napisany, napisany artystycznie.

Jest sztuką, ale jakby w formie nie dla sztuki, bo takiej, która by nakazywała napi­sać coś żurnalistycznego (reportaż, artykuł) albo naukowego (studium, szkic, artykuł encyklopedyczny), a tu sam styl.

Styl szyderczy, parodystyczny, prze­śmiewczy, humor i satyra, satyra i humor.

Nie mam nic przeciwko takiemu pisaniu, tylko czy takie pisanie będzie się. chciało czytać, z ciągłymi powtórzeniami, w nie­skończoności powtórzeń –

Trzy wiersze Andruchowycza wśród in­nych wierszy grupy Bu-ba-bu – tamże, przełożył Bohdan Zadura – są może dość banalne, ale można je czytać z ulgą, że istnieje coś, co jest zwyczajne, od czego się cierpi, co można wspominać, co jest, można powiedzieć, naturalnym środowiskiem człowieka –

 

(30.1.1998)

Dorota Janowska, szkic Raymond Federman. Opowieść paradoksalna z francu­skim akcentem – „Akcent” 1997 nr 3 – jest relacją ze spotkania Federmana ze studen­tami w Lublinie (w maju 1995).

W relacje, wplata się informacje biogra­ficzne i charakterystykę postmodernistycz­nych koncepcji filozoficznych i pomysłów literackich Federmana –

Raymond Federman, sześć wierszy, trzy w przekładzie Jerzego Jarniewicza i trzy w przekładzie Doroty Janowskiej – „Akcent” 1997 nr 3 – może dać wyobrażenie o cha­rakterze utworów poetyckich Federmana.

Jest to poezja konceptów, sztuczek i eks­perymentów językowych, poezja dla zaba­wy, dla żartu, także z siebie, także z wła­snych tragicznych doświadczeń (na przy­kład w wierszu Ucieczka) –

 

(31.1.1998)

Aleksander Kaczorowski, szkic Hrabal osobny – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 26 – zawiera mnóstwo szczegółów, które uzu­pełniają Semantyczny zamęt („Literatura na Świecie” 1997 nr 1-2), czyli Konfrontaż tekstów (i inne materiały Hrabalowskie).

Podobno nie wszystko w wywiadzie z ro­ku 1975 jest autorstwa Hrabala, podobno nie wszystko w liście Jirzi Kolarza (taka pisownia w szkicu) jest prawdą o pogrzebie Hrabala, podobno istnieją rozmaite argu­menty na rzecz oczywistej prawdy, że Hra­bal popełnił samobójstwo.

Autor szkicu rozporządza olbrzymią wie­dzą o Hrabalu, jego stosunek do niego budzi podziw, trochę żałuję, że – ze względu na żurnalistyczną bezstronność – musi powtó­rzyć parę obrzydliwości, które czyta się z poczuciem wstydu, że istnieją ludzie zdolni do czegoś takiego –

 

(2.2.1998)

Dariusz Nowacki, recenzja o Pst Dariu­sza Bitnera – „FA-art” 1997 rok – ma tytuł Koniec i początek, w tytule nawiązuje się do końca jednego i ewentualnego początku drugiego okresu twórczości Bitnera.

Chwyty taktyczne (wobec mnie na przy­kład) trzeba pominąć, strategia tego tekstu jest maksymalnie dla twórcy Pst korzystna.

W strategii liczy się najbardziej próba przypisania Pst do dzisiejszej świadomości artystycznej w Polsce, co nie łączy się z przemilczeniem przeszłości wszystkich czterech części składowych powieści.

Nowacki o przeszłości pisze prawie wszystko, co konieczne, jego celem jest aktualność Pst w dzisiejszym czasie arty­stycznym.

Tę aktualność formułuje się w dzisiej­szym żargonie krytycznym, to jest szcze­gólnie trafną decyzją.

Bardzo bym chciał, żeby się sprawdziło ostatnie zdanie recenzji: „Właśnie teraz proza ta powinna mieć swoich czytelników, swoje pięć minut, swój początek” –

 

(3.2.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, recenzja Podobrazia – „Fa-art” 1997 nr 4 – jest w druku jakby jeszcze bardziej dokumentna.

Wyczytane jest z Podobrazia prawie wszystko, szczegółowe uwagi o pisaniu Grzegorza Strumyka mają w sobie celność.

W druku wyraźniejsze są także związki z tym wszystkim, co ja piszę o Strumyku, te związki są jednak ukryte, żadnych jawnych odwołań do mnie nie ma –

Marian Grześczak, w felietonie (wresz­cie o zwięzłym tytule ogólnym Kiosk) – „Twórczość” 1998 nr 2 – Grześczak cytuje z książki Włodzimierza Branieckiego nie­zwykły fragment tekstu o Ryszardzie Schubercie.

O tym, że sprzedaje warzywa, to się. wie, ale tekst i o dziwnych poszukiwaniach Mickiewiczowskich (aż do Adampola w Turcji).

Dużo o wartościach pisarstwa Schuberta, dużo o języku wielkopolskim, niemal apel o miejsce tego pisarza w polskiej literatu­rze –

 

(4.2.1998)

Andrzej Sosnowski, z radiowych „Wia­domości kulturalnych” – Program II – wia­domość o nagrodzie „Odry” dla niego.

Czyżby Bohdan Zadura do dziś nie wie­dział o nagrodzie, mógł nie wiedzieć, wyda­rzeniu nie brak szczególnego wdzięku –

 

(5.2.1998)

Andrzej Biernacki, […], recenzja Bez kłamstwa i poniżenia (o książce Jacka Czajowskiego Kardynał Adam Stefan Sapieha) – „Twórczość” 1998 nr 2 – jest nader żarliwym w stosunku do Kardynała omówie­niem monografii, o której mówi się wiele zdań krytycznych.

Żarliwość i krytycyzm Andrzeja Biernackiego są wartością recenzji, jest to recenzja świetna. […] –

Dariusz Nowacki, recenzja Światła i cie­nia Tomasza Małyszka – „Twórczość” 1998 nr 2 – pochlebna, żartobliwa w pochlebności, ostrożna w diagnostyce, urna w przyszłość autora, stroniąca od jakiejkolwiek próby jej przewidywania.

Parę cynków, że autor ma skłonność do przewrotności, przewrotność autora każe krytykowi nie przesadzać w osądach –

 

(7.2.1998)

Zygmunt Kubiak, w wywiadzie dla Pawła Goźlińskiego i Dariusza Suski – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 32 – wiele zdań istotnych.

Uznaje się, że pozostanie ślad po marksi­zmie i po freudyzmie, w obydwu sposobach myślenia stawiano sobie za cel „odkrywanie niejasnego podłoża zjawisk”.

Modyfikuje się pogląd na rolę „ludu”, ale się temu poglądowi nie zaprzecza, zaprze­cza się złudzeniom, jakie się miało wobec konkretnej postaci, której nazwisko nie zostanie wymienione.

Z wszystkich podziałów ludzi najważniej­szy jest podział na biednych i bogatych.

Rozmówcy prowokują Zygmunta Kubiaka, żeby jako wyznawca kultury klasycznej określił się wobec kultury chaosu, której dają świadectwo Kafka, Beckett, Ionesco.

Żadnego słowa potępienia się nie wypo­wiada, pochwały Kafki poprzedzają ważne słowa: „Jedno drugiemu nie przeczy”.

Zygmunt Kubiak nie zaniechał pracy nad przekładem Metamorfoz Owidiusza, pisze Panoramę antycznej literatury greckiej i rzymskiej –

Rajmund Kalicki, w felietonie Lata sześćdziesiąte – „Twórczość” 1998 nr 2 – intrygujący rozrzut myślenia, rozstrzelenie.

Wspomnienia o latach sześćdziesiątych jak wspomnienia, wspomnienie o kilkunastolatku, jakim się było, aluzja do „nieba w płomieniach”, kilkunastolatek nie wiedział o Derridzie, Derrida już wtedy pisał.

Wśród różności zdanie w pierwszym momencie zdumiewające („Myślenie łączy bardziej z dotykiem niż z widzeniem, bar­dziej z wyobraźnią”), czyta sieje z lękiem, że na tym zdaniu się poprzestanie, do niego więcej nie nawiąże, ulga, gdy myśl się roz­wija lub tylko rozjaśnia.

Koncept „touch-art” można przyjąć bez zmrużenia oka, mógłby go już nie wesprzeć znajomy z teorią obmacywania rzeczywisto­ści, wsparcie dosadne, ale zagadkowość związku myślenia z dotykiem wraca.

Wyobraźnia nie tylko prawem natury słowa tkwi w widzeniu, od niego wychodzi i na nim się kończy.

Jak Rajmund Kalicki rozumie wyobraź­nię, skoro chce ją skumać z dotykiem.

Narozrabiało się Kalickiemu w tym tek­ście, ten felieton ma strukturę dramatyczną, jest felietonem dramatycznym intelektualnie

Andrzej Sosnowski, przeczytałem Kon­wój – maszynopis, s. 44 – ze świadomością jego skomplikowanych znaczeń i sensów.

W narrację poematu-traktatu wpuszcza się różne żywioły, coraz intensywniejszy staje się w utworze żywioł polemiczny, jest on aktywniejszy od żywiołu własnej filozofii słowa.

Nie przypuszczam, że w trakcie pierwszej lektury dotarło do mnie wszystko, co po­winno, przypuszczam, że najpełniejsza mogłaby być lektura w druku.

Jest o czym myśleć –

 

(8.2.1998)

Andrzej Sosnowski, powtórna – ranna – lektura Konwoju, we wczorajszej zbyt duży wpływ miały na mnie aluzje do mnie, na­zwałem je na wyrost żywiołem polemicz­nym.

Żywiołu własnej filozofii słowa może rzeczywiście w Konwoju nie ma, jest nato­miast diagnoza stanu rzeczy w poezji, w literaturze, w sztuce.

W drugiej lekturze narracja poematu-traktatu docierała do mnie pełniej, mniej wybiórczo, dostrzegłem dzięki temu całość diagnozy, jej rozległość lub totalność.

Dziś wiem o Konwoju dużo więcej niż wczoraj, jeszcze więcej powinienem wie­dzieć po lekturze utworu w druku –

Karol Maliszewski, utwór Wielgucki, pierwsza próba – „FA-art” ‘97 nr 4 – jest chyba fragmentem, jakby popularna narracyjnie (popularniejsza) wersja utworu Faramucha. Notatnik drukowanego w „Twór­czości”.

Wiele odwołań do własnej biografii (ro­dzina, praca w szkole, praca literacka).

Nowością jest rozbudowany opis sytuacji erotycznej, w szkole motyw próby kabaretu, w kabarecie parodia Balladyny.

W narracji aluzja do rewolucji artystycz­nej w prozie i chyba do mnie osobiście –

 

(12.2.1998)

Andrzej Turczyński, Tano – „Twórczość” 1998 nr 2 – jest literackim traktatem o opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza.

Układ i charakter utworu Andrzeja Turczyńskiego są inne niż w Księciu Henryku o Złotych Włosach, w egzegezie Czerwonych tarcz nie odmawia sobie Turczyński prawa do ciągłego – linearnego – wywodu interpretacyjnego.

Rezygnacja z linearności – jak w traktacie Wittgensteina – zmniejsza i zarazem zwiększa zobowiązania intelektualne Turczyńskiego.

Trudno tę rezygnację ocenić w jej przy­czynach i skutkach, skłaniam się do przy­puszczeń, że jest to rezygnacja nieuniknio­na, konieczna i w ostatecznym efekcie zba­wienna.

Tano – niezależnie, czy jest Iwaszkiewiczowskim arcydziełem, czy nie jest – jest w jego prozie ostatecznym podsumowaniem.

Tego słowa użyłem w jednym zdaniu od­powiedzi, gdy Jarosław mnie zapytał, co myślę o tym utworze.

W swoim traktacie Andrzej Turczyński tego słowa nie używa, on całą swoją uwagę skupia na źródłach utworu Iwaszkiewicza, na jego związkach z tym wszystkim i wta­jemniczeniach w to wszystko, co w narracji Iwaszkiewiczowskiej jest baśnią o dwóch kulturach, rosyjskiej i niemieckiej, wschod­niej i zachodniej.

Słowem baśń zastępuję słowo sen, które­go używa Andrzej Turczyński, słowo baśń jest ostrożniejsze lub bardziej unikowe niż słowo sen, którego kwestionować nie za­mierzam.

Swoją ostrożność demonstruje Turczyński w unikaniu konkluzji interpretacyjnych, ta ostrożność ma znaczenie podstawowe dla jego traktatu, ona decyduje o jego literackiej wspaniałości.

Autor traktatu zostawia wolność wypro­wadzania konkluzji interpretacyjnych, sta­wiając na swoje zaufanie do wymowy tego wszystkiego, co w traktacie zgromadził i poukładał.

Można mu bez wahania przyznać rację, ktokolwiek zechce zabrać się do komento­wania opowiadania Tano, nie może pominąć i zlekceważyć tego, co Andrzej Turczyński zebrał w postaci traktatowych głos do tego utworu –

 

(13.2.1998)

Zbigniew Chojnowski, szkic Iwaszkiewicz w okowach nicości – „Twórczość” 1998 nr 2 – powstał z potrzeby akademickiej, wiadomo przecież, że autor potrafi pisać inaczej.

Autor analizuje tomy wierszy Jutro żniwa (1963) i Krągły rok (1967), szuka w nich przejawów „świadomości eschatologicznej”.

Nie tyle udowodnienie czegoś takiego może być interesujące, co znaczenie tego czegoś, u samego Iwaszkiewicza i w poezji polskiej lat sześćdziesiątych –

Małgorzata Baranowska, Prywatna hi­storia poezji – „Twórczość” 1998 nr 2 – jak ze złota.

Słowa ze złota o Leopoldzie Staffie, o Ja­rosławie Iwaszkiewiczu.

O „nicości” u Iwaszkiewicza w paru sło­wach, ale dużo więcej niż w szkicu Zbi­gniewa Chojnowskiego.

Dwa sposoby pisania, sposób ludzki i sposób akademicki, jeden i drugi prezentują tacy ludzie, którzy władają obydwoma sposobami, którym taka lub inna okolicz­ność pozwala na pierwszy sposób lub na drugi –

 

(15.2.1998)

Zbigniew Majchrowski, esej Dobranoc świecie cały – „Twórczość” 1998 nr 2 – jest rzadkim w polonistyce utworem koneserskim.

Autor pisze o Ostatniej piosence wędrow­nego czeladnika bez uchwytnego powodu poznawczego.

Prezentacja szerokiego kontekstu poetyc­kiego dla jednego sonetu Adama Mickiewi­cza i dla jednego oktostychu Jarosława Iwaszkiewicza (sonet i oktostych stanowią dwa punkty centralne narracji) ma pokazać bezinteresowne znawstwo poezji, jej zaska­kujących związków.

Po lekturze eseju Zbigniewa Majchrowskiego wie się więcej o sztuce poetyckiej dwóch wielkich poetów, ofiarowuje się nam przygodę koneserską, współudział w koneserskim popisie.

Na tle bezwzględnej siermiężności polo­nistycznej esej Zbigniewa Majchrowskiego jest niezwykłym majstersztykiem –

German Ritz, szkic Podróżnik w prze­strzeni europejskiej – „Twórczość” 1998 nr 2, przekład Andrzeja Kopackiego – jest jakby załącznikiem do książki Jarosław Iwaszkiewicz. Ein Grenzgänger der Moderne (1996).

Dla Germana Ritza książki Iwaszkiewicza o podróżach nie mają charakteru artystycz­nego, są częścią jego eseistyki.

W swoim szkicu Ritz koncentruje się na Petersburgu (1976) i Podróżach do Polski (1977), czyli na dwóch Iwaszkiewiczowskich arcydziełach.

Dekonstrukcja tych dzieł – demonstracja ich heterogeniczności tekstowej – nie ma służyć rozumieniu ich filozofii pisarskiej, można tu przecież mówić o nieformułowanej filozofii prozy, odwołującej się nie tyle do podróży i podróżowania, co do całożyciowości pracy poznawczej, która u Iwasz­kiewicza jest prawie nieodłączna od podróżowania.

Praca poznawcza – u niego praca wy­obraźni przede wszystkim – poprzedza u Iwaszkiewicza z zasady podróż realną, podróż realna jest u niego sposobem na uruchomienie i utrwalenie owoców tej wcześniejszej pracy.

To jest najbardziej znamienne dla Peters­burga i Podróży do Polski, obydwa – wyobraźniowe i realne – podróżowania są zarazem jedynym i tym samym podróżowa­niem do Adama Mickiewicza, który musiał być dla niego szczególnym zadaniem po­znawczym.

Petersburg i Podróże do Polski są własną kreacją swojego Petersburga i swojego Soplicowa Mickiewiczowskiego.

Że Soplicowo Iwaszkiewicza jest wielką kreacją Polski od Poznania po Sandomierz, ze Stawiskiem i z Byszewami pośrodku (które zastępują sakralny Czarnolas), tego się nie da wyczytać w najprzenikliwszej dekonstrukcyjnej lekturze heterogenicznych narracji Podróży do Polski.

Zdarzają się twórcy, którzy nad swoimi szczególnie ważnymi dziełami pracują – w najrozmaitszych formach tej pracy – przez całe życie, nie myśląc nawarstwień tej pracy w jakikolwiek sposób ukrywać, ujawniając je ostentacyjnie –

 

(31.8.2000)

Hans-Georg Gadamer, prawie to eks­trawagancja, czytać teksty naukowe jako teksty literackie, jeszcze większa, czytać prawie na przemian Michela Foucaulta i Hansa-Georga Gadamera.

Obydwaj autorzy są bezspornie wybitny­mi pisarzami, ale reprezentują dwie bardzo różne epoki pisarstwa refleksyjnego (choć Michel Foucault jest tylko o pokolenie młodszy od Hansa-Georga Gadamera) i myśli humanistycznej.

Michel Foucault jest całkowicie wolny od obligacji piśmiennictwa akademickiego, Hans-Georg Gadamer z tradycją pisarstwa naukowego nigdy nie zrywa.

Obydwaj – przy wszystkich różnicach tradycji, metod myślenia, zainteresowań – mają coś wspólnego i przejawia się to w ich żywym stosunku do tego, co się dzieje w literaturze artystycznej w ich własnych językach.

Te poniekąd symetryczne przedmioty za­interesowania są, można powiedzieć, równoczesne, ma chyba także znaczenie to, że Hansa-Georga Gadamera interesuje w tym zakresie głównie dzisiejsza poezja w języku niemieckim, Michela Foucaulta dzisiejsza proza francuska.

Poezjoznawstwo Gadamera prezentuje w Polsce tomik Czy poeci umilkną? (Byd­goszcz 1998). To podziw dla poezjoznawczego kunsztu Gadamera powoduje u mnie chęć kontaktu z jego literaturą reflek­syjną trochę innego typu.

Może zresztą po lekturze Szaleństwa i li­teratury Foucaulta szuka się odpoczynku od intelektualnych fajerwerków i tęskni do wyważonej refleksji z dystansem do jej przedmiotu.

Wznowienie wyboru Krzysztofa Michalskiego szkiców Gadamera – z Kleine Schriften (1967-1977) – pod tytułem Rozum, słowo, dzieje (Warszawa 2000, pierwsze wydanie 1979) nadaje się na intelektualny kontrast do Szaleństwa i literatury.

Gadamer, pisząc o języku, dziejach i po­ezji, nie wiąże niczego ze śmiercią Boga, przeciwnie, z istnieniem bogów i Boga bardzo się liczy.

Nie ogłasza śmierci człowieka i rozpadu podmiotowości, zmierzając z najwyższą ostrożnością do nowych sposobów rozumienia relacji człowieka i kultury, usytu­owania funkcji podmiotu w kulturze.

Śmierci komentarza w ogóle nie może brać pod uwagę, ponieważ jest rzecznikiem i mistrzem komentatorstwa hermeneutycznego.

Jak na twórcę dzieła Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej (1960, po polsku 1993) zachowuje się z największą skromnością, nie doszukując się w hermeneutyce rozumianej nowocześnie ani zbawienia dla nauk filologicznych, ani końca innych kłopotów poznawczych.

W myśleniu Gadamera nie bierze się pod uwagę możliwości wybawienia od poznaw­czych komplikacji, jakiegokolwiek kopernikańskiego przewrotu w wiedzy, jakiego­kolwiek cudownego wynalazku intelektual­nego, który uwolni od! trudów myślenia i poznawania.

Gadamerowi nie mogłoby przyjść do gło­wy, żeby literaturę z poezją włącznie podporządkować językowi dzisiejszego rozumu, utożsamić ją z wieloma dyskursami poszczególnymi i z jednym Wielkim Dyskursem.

Dla niego literatura – i zwłaszcza poezja – nie poddaje się poznaniu absolutnemu.

Poznanie hermeneutyczne uznaje Gada­mer za najwartościowsze, ale jest to – tak czy inaczej – poznanie względne, do pew­nego określonego stopnia, który w określo­nych warunkach da się może przekroczyć, nie może to być jednak przekroczenie aż nie wiadomo dokąd, transgresja w absolut.

Nie obnosząc się z względnością pozna­nia, czyli z względnością prawdy – szkic Cóż to jest prawda? jest pod tym względem mistrzowski – nigdy i nigdzie się nie ukry­wa, że w języku i w literaturze jest zakryta nieskończona tajemnica, która przez rozum jednostki i wspólnoty – przy najbardziej owocnym działaniu hermeneutycznym nie może być przeniknięta aż do końca.

Przy pełnej pisarskiej dyskrecji nie ukry­wa się, że indywidualny i zbiorowy (wspól­nota) podmiot poznania jest wielostronnie uwarunkowany i ograniczony.

W poznaniu dziejów przez swój czas te­raźniejszy, w poznaniu języka i literatury przez nieznajomość ich źródeł, przez ich istnienie niezależne jak istnienie natury i przez swoje własne uzależnienie od przesą­dów (Vorurteile), które uzależniają od siebie sądy (Urteile).

Współzależność przesądów i sądów – czego Gadamer bardziej każe się domyślać, niż ją komentuje – uniemożliwia taką totalizację języka dyskursu w literaturze, jaką w niej widzi Michel Foucault.

Udział przesądów i sądów w poznaniu ję­zyka i literatury wiąże się z ich własną naturą, one nie są jak narzędzie użytkowym wytworem rozumu, one same z siebie wa­runkują istnienie i działanie rozumu.

Jeśli kategorię literatury (ona konceptom Foucaulta lepiej służy) ograniczyć do kate­gorii poezji (ta dla myślenia Gadamera jest podstawowa), można w niej jak Gadamer widzieć mitotwórstwo poetyckie, które w żadnym wypadku nie mieści się w pojęciu języka rozumu w literaturze (jak u Fou­caulta).

Mitotwórstwu poetyckiemu bliżej do ję­zyka nierozumu albo do czegoś takiego, co można by przeciwstawnie nazwać językiem nadrozumu, rozum mitów stawia Gadamer wyżej niż inne jego postacie w literaturze.

Komentarz hermeneutyczny nie jest u Gadamera ponad poezją, on jest wobec poezji służebny, on ma skrytą mowę poezji ujawniać i objaśniać. Poprzez utajoną w komentarzu rozmowę pytań i odpowiedzi i poprzez powtórzenie tej odpowiedzi, jaką na postawione pytanie daje sam tekst po­etycki.

Powtórzenie jak przekład z jednego języ­ka na drugi nie dorównuje tekstowi pier­wotnemu (oryginałowi słowa), ale i komentarz – to trzeba wiedzieć – prawie nie może być równy tekstowi komentowanemu.

Powtórzenie tekstu komentowanego zmniejsza tę nierówność, spełniając zadania poznawcze właściwe powtórzeniu, utwier­dzając tekst oryginału i nasycając go warto­ściami hermeneutycznego rozumienia.

Świadomość miar rzeczy, hierarchii języ­ków jest fundamentem doskonałej pokory poznawczej Gadamera i jego mistrzostwa w powtarzaniu komentowanego tekstu, który tracąc, co musi tracić, wzbogaca się o to, co może zintensyfikować j ego żywą obecność.

W pisarstwie, w którym od akademizmu (twórczego) przechodzi się do właściwej sobie formy eseizmu, Gadamer rzadko posługuje się cytatami z cudzych komenta­rzy lub cudzych koncepcji.

Ale – w zamian za to – jak je po swojemu (własnym słowem) rekonstruuje, wzboga­cając relację, prawie potajemnie, swoją zgodą lub swój ą polemiką.

Gdy Gadamer przywołuje teorie Platona, Arystotelesa, Kanta, Nietzschego lub Kierkegaarda, można się od niego uczyć, jak cudzą myśl daje się przetworzyć i ocalić dla siebie i dla sprawy poznawczej.

Szkoła pisarska Gadamera w pisarstwie uczonym, jego własna praktyka hermeneutyczna są w literaturze tego typu czymś wzorowym i w tej wzorowości niedości­gnionym, stąd ta niezwykła radość, gdy się go czyta.

Jego klasyczność pisarska nie przeszka­dza mu rozumieć zjawisk rewolucji arty­stycznej w sztukach ze wszystkimi kompli­kacjami i niuansami, co u nas wciąż abrakadabra –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content