copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(16.8.1993, 17.8.1993, 18.8.1993, 19.8.1993, 21.8.1993, 22.8.1993, 23.8.1993, 24.8.1993, 17.7.1993, 4.9.1993)
(16.8.1993)
Krzysztof Paczuski (ur. 1956), recenzja Józefa Farta o jego Narodzinach światła i innych wierszach (1992) – „Akcent” 1993 nr 1-2 – nie jest w pełni wiarygodna.
Więcej w tym samym „Akcencie” mówi o Krzysztofie Paczuskim jego recenzja wierszy Alfreda Marka Wierzbickiego jak ciemność w ciemności (1991).
Krzysztof Paczuski pisze w recenzji o swoim własnym rozumieniu poezji.
Tekst Paczuskiego pod tytułem Arkusz – to nie tak mało (o dodatku do „Głosu Wielkopolskiego”) głównie informacyjny –
Tadeusz Moska, Kronika nawiedzenia wędrownego obrazu – „Regiony” 1993 nr 2 – jest dokumentem socjologicznym.
Może być źródłem analiz z zakresu psychologii zbiorowej i indywidualnej (osobowość autora), nie ma znaczenia literackiego.
Pewien rodzaj literackiego powabu da się dostrzec w onomastyce, sam rejestr nazwisk i nazw miejscowych mógłby stanowić lepszą pożywkę dla wyobraźni niż cała materia opisowa tekstu.
„Ten niezwykły dokument” (słowa wstępu Mariana Pilota) zrobi może karierę w interpretacjach socjologicznych, nie jest pewne, czy będzie to kariera chwalebna –
(17.8.1993)
Emil M. Cioran (ur. 1911), esej Portret cywilizowanego – „Twórczość” 1993 nr 8, przekład Ireneusza Kani – jest perfekcyjny, nie ma to znaczyć zachwytu dla formy zamiast zachwytu nad prawdą.
Ta forma nie mogłaby być tak doskonała, gdyby nie bezwzględność prawdy.
Bezwzględność prawdy oznacza – paradoksalnie – nieobecność w niej jakiegokolwiek odkrycia, jakiejkolwiek nowości.
Tę prawdę znamy nie myśląc o niej, ona jest od nas nieodłączna.
Ona rządzi każdym naszym ruchem, każdą naszą chwilą.
W każdym ruchu i w każdej chwili wiemy, że jesteśmy we władzy błędu, od którego nie ma wyzwolenia.
Jedynym wyzwoleniem może być autoironia, autoironia (indywidualna, powszechna) może być pocieszeniem.
Portret cywilizowanego, tekst Ciorana pociesza, jest przejawem pocieszenia –
(18.8.1993)
Kazimierz Pospiszyl, kompetentna relacja o angielskim wydaniu prac Viktora Tauska – Victor Tausk: Sexuality, War and Schizophrenia (New Brunswick 1991) – współpracownika Zygmunta Freuda.
Tausk w czasie wojny był przez rok w Lublinie, autor omówienia podaje wiele informacji biograficznych o Tausku, który popełnił samobójstwo.
Recenzja – „Akcent” 1993 nr 1-2 – świadczy chyba o tym, że myśli się o polskim przekładzie prac Tauska.
Andrzej Szczypiorski, w publicystyce pod tytułem Z notatek – „Polityka” 1993 nr 34 – oględne oskarżenia programu telewizyjnego z sądem nad Wojciechem Żukrowskim.
Szczypiorski nazywa Żukrowskiego „ofiarą bezlitosnej przemocy”, absolutna prawda –
(19.8.1993)
Aneta Górnicka, po amatorsku pisany artykuł o czasopiśmie „brulion” – „Polityka” 1993 nr 34 – przypomina kilkanaście nazwisk nowych autorów wierszy.
Autorka artykułu napomyka, że jest młodsza od poetów „brulionu” i też pisze wiersze, powód publikacji jest –
(21.8.1993)
Wacław Oszajca, Bohdan Zadura opowiadał wczoraj sen o Wacławie Oszajcy w przeddzień lektury wywiadu Oszajcy w „Polityce” (1993 nr 34).
Wywiad pod tytułem Kościół wewnętrznego niepokoju (przeprowadzony przez Adama Willmę) dotyczy nastawień intelektualnych w polskim katolicyzmie.
Oszajca przeciwstawia „Kościołowi nierefleksyjnemu, niebiblijnemu, zaściankowemu i rytualistycznemu” „Biblię i biblijno teologiczną koncepcję człowieka”.
Sądzę, że Wacław Oszajca swobodniej myśli, niż mówi niejako oficjalnie –
Gustaw Herling-Grudziński, w rozmowie z Jerzym Morawskim – „Życie Warszawy” 1993 nr 195, dodatek „Niedziela” – wypowiada się przeciwko nadużywaniu formy wywiadu.
To akurat wszystko, co zasługuje na uwagę.
Byłoby rozsądniej, gdyby Herling-Grudziński nie podpierał się zwrotem „Giedroyć i ja”.
„Kultura” i Gustaw Herling-Grudziński to nie to samo, przynajmniej dla mnie.
Herling-Grudziński napiętnuje pychę ludzi Wałęsy i sam mówi jak wyrocznia, jak Mojżesz po rozmowie z Bogiem –
Talmud, fragment Talmudu – Dni Mesjaszowe, „Literatura na Świecie” 1993 nr 5-6, przełożyli Wojciech Brojer, Jan Doktor, Bohdan Kos – zawiera wielogłos hermeneutyczny wobec Pisma. W wielogłosie zmaga się język rozumu z językiem poezji.
Język rozumu składa się z labiryntu, w którym jednogłos jest ukryty i jakby w ogóle nie istnieje.
Jakiż w tym tragizm poznawczy, jaki prometeizm poznawania przez rozum tego, co nie dla rozumu –
Michał Galas, wykład Z dziejów mesjanizmu w judaizmie – „Literatura na Świecie” 1992 nr 5-6 – zawiera chronologiczny przegląd mesjanizmu u Żydów.
Jedyną zaletą wykładu jest brak przejawów jakiejkolwiek wyznawczości –
Gerschom Scholem (1897-1982), studium Kryzys tradycji w mesjanizmie żydowskim – „Literatura na Świecie” 1993 nr 5-6, przełożył Jan Doktor – zawiera charakterystykę sabbataizmu na podstawie pism Sabbataja Cwi (1626-1676), Katana z Gazy ( -1680) i Abrahama Miguela Cardoso (1626-1706).
Sabbataizm jest przejawem mesjanizmu utopijnego, uznaje Sabbataja Cwi za mesjasza, Natana z Gazy za jego proroka, rewolucjonizuje tradycję żydowską.
Scholem napomyka o analogiach w stosunku do żydowskiej tradycji u Pawła i u sabbataistów.
Do sabbataistów należał Jakub Frank.
Religioznawstwo Gerschoma Scholema jest jakby starej daty, może dlatego jest wiarygodne –
(22.8.1993)
Jan Drzeżdżon, dziś rocznica jego śmierci, jego istnienie w moich myślach jest intensywne
Jakub Frank (1720-1791), wybór rękopisowych tekstów ze Zbioru Słów Pańskich w przekładzie i z krótkim wstępem Jana Doktora – Słowa Pańskie, „Literatura na Świecie” 1993 nr 5-6 – mówi wiele o Jakubie Franku.
Teksty napisane przez Jakuba Franka lub przez jego uczniów.
Najważniejsze jest to, jak on sam widzi siebie jako mesjasza i tego, który zaprzecza staremu Prawu.
Mnie olśniły fragmenty oniryczne narracji Franka, jest to oniryzm w postaci znacznie bardziej wiarygodnej niż opisy snów w Piśmie.
Słowa Pańskie są – domyślam się po przekładzie – narracją całkowicie niekonwencjonalną pod względem stylistycznym.
Są zapisem kogoś, kto sam siebie uważa za człowieka prostego, świadomego swojej kulturalnej odrębności w stosunku do uczonych w Piśmie, wolnego od poczucia kulturalnej niższości –
(23.8.1993)
Wieniedikt Jerofiejew (1938-1990), w Teatrze Telewizji poemat Moskwa – Pietuszki (1969), przekład Andrzeja Drawicza, reżyseria Tomasza Zygadły, w roli Jerofiejewa Marian Opania.
Przekład Andrzeja Drawicza znacznie lepszy od przekładu Schechtera, reżyseria jak reżyseria.
Marian Opania czasami bardzo dobry, trafiają mu się sekundy prawdy, sekundy głębi, sekundy prawdziwego bólu istnienia.
Poemat Moskwa – Pietuszki można by widzieć w relacji do Pętli, Pętla jest utworem młodzieńczym, ale, chyba, subtelniejszym.
Marek Hłasko nie znał piętrowych warstw znaczeń, ale przeczuwał, że mogą istnieć, że one istnieją poza słowem –
(24.8.1993)
Stefan Gieysztor, mikropowieść Coś ponad („Twórczość” 1993 nr 8) – drugi, po Nic więcej, utwór autora – nie rozstrzyga, jakie możliwości pisarskie ma Stefan Gieysztor przed sobą.
Po Coś ponad wie się trochę więcej, niż się wiedziało po Nic więcej.
Ujawniona w narracji Nic więcej nadwrażliwość staje się w Coś ponad podstawą narracyjnego samookreślenia.
Narrator Coś ponad wybiera mikrofakty, tak to sam nazywa, na swój główny przedmiot narracyjnego zainteresowania, przeciwstawia widzenie szczegółów przeczuciom całości.
Powoduje to u niego odrzucenie wszelkiego wielkosłowia, stwarza w miarę pewny teren poznawania świata.
Wielkie słowa – śmierć, miłość, historia, wolność – tracą jakby swoją prawomocność, stają się uchwytne w mikroprocesach życia wewnętrznego, w mikroprocedurach zewnętrznej powszedniości.
Ponad nimi może istnieć cokolwiek tylko w przeczuciach, w zarysach, w zalążkach.
Narracja w utworze Coś ponad poprzestaje na przeczuciach, zarysach i zalążkach zdarzeń, anegdot, akcji i fabuł, poprzestaje na samych możliwościach uporządkowań, krystalizacji, zrozumień i wyjaśnień.
Wolno myśleć, że Stefan Gieysztor jest na dobrej drodze własnych poszukiwań pisarskich.
Dobre zrozumienie tego, co robi, umożliwia zauważenie tego, czego nie robi, co świadomie odrzuca –
(17.7.1993, 4.9.1993)
Hubert Adamowski (pseudonim), Podróż do ostatniej strony, maszynopis, s. 267.
Powieść Podróż do ostatniej strony – w przeciwieństwie do debiutu autora – oznacza stawkę na pełną beletrystyczną komunikatywność, tym miedzy innymi – odejściem od artystycznej elitarności – można by tłumaczyć zamianę nazwiska na pseudonim.
Niezależnie od takich lub innych odstępstw od konwencji, niezależnie od wszystkich zabaw konwencjami, jakie się w narracji prowadzi, jest to powieść przygodowa, zbudowana jakby z pastiszów różnych jej historycznych odmian.
W poszczególnych „Przygodach” – podstawowa narracja dzieli się na dwanaście „Przygód” – rozpoznawalne są źródła budulca narracyjnego w różnych typach beletrystyki przygodowo-rozrywkowej: w powieści awanturniczej, podróżniczej, szpiegowsko-kryminalnej, piracko-marynistycznej, batalistyczno-historycznej.
Imiennie można to wiązać z powieściami Swifta, Stevensona, Scotta i – w najszerszym zakresie – z twórczością Londona.
Pastiszowość w Podróży do ostatniej strony ma charakter nie tyle stylistyczny (indywidualny), co – to najlepsza nazwa – strukturalny (gatunkowy).
W pastiszu lub w parodii rekonstruuje się założenia intelektualne danego typu beletrystyki przygodowej i przymierza się je do dzisiejszej świadomości i do dzisiejszych jej standardów.
Powieściowa kompozycja „Przygód” jest rezultatem beletryzowania i fabularyzowania
dzisiejszej świadomości wykształconego człowieka, świadomości ukształtowanej przez formalną i zwłaszcza nieformalną edukację, przez szkołę, literaturę wszelkich sortów, przez film i prasę, przez radio i telewizję.
Fabularyzację świadomości przeprowadza się inteligentnie, językiem imponująco sprawnym, może czasem aż męczącym swoją sprawnością, gdy zdarzy się, że sprawność nie idzie w parze z żartem i kpiną.
Żart i kpina występują w całej narracji w różnym nasileniu, na ogół na ich brak nie można narzekać, chociaż ich artystyczna skuteczność może być zależna od czytającego.
Narrację Podróży do ostatniej strony można czytać na różnych poziomach, jej głównym adresatem może być młody dorosły, który nie musi rozpoznawać wszystkich źródłowych aluzji intelektualnych i literackich, żeby z lekturą nie mieć najmniejszych kłopotów, żeby się bawić przygoda za przygodą.
Do lektury „Przygód” paryskich (dziewiąta i dziesiąta) i amerykańskich (jedenasta i dwunasta) niepotrzebna jest znajomość literatury francuskiej lub amerykańskiej, wystarczy to, co wie każdy, kto cokolwiek czyta i cokolwiek ogląda.
Podróż do ostatniej strony powstała – tak sądzę – z rachuby na czytelniczy sukces, autor zrobił wszystko, żeby to nie była rachuba bezpodstawna.
Dla osiągnięcia tego celu bardzo ważna byłaby właściwa oprawa graficzna edycji książkowej. Narracja powieściowa stwarza dobrą podstawę do pomysłowości w tym zakresie.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy