copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(20.1.1995, 22.1.1995, 25.1.1995, 30.1.1995, 31.1.1995, 28.1.1995, 29.1.1995, 2.2.1995, 3.2.1995, 4.2.1995, 5.2.1995, 7.2.1995, 9.2.1995, 10.2.1995, 11.2.1995, 12.2.1995, 13.2.1995, 20.2.1995, 23.2.1995)
(20.1.1995)
Karol Maliszewski, recenzja Wierszy o fryzjerach – „Nowy Nurt” 1995 nr 2 – jak niedawna recenzja Schizmy Marcina Świetlickiego ostentacyjnie polifoniczna.
Polifoniczność w pisarstwie krytycznym jest niemal czymś nowym, byłoby ciekawe, gdyby Karol Maliszewski zrobił z tego program dla siebie.
W recenzji jest on maksymalnie podejrzliwy wobec Darka Foksa –
(22.1.1995)
Maciej Świerkocki (ur. 1961), recenzja powieści Josepha Hellera Ostatni rozdział czyli paragraf 22 bis (Warszawa 1994) – „Ex Libris” nr 68, styczeń ‘95 – może usprawiedliwiona w swoim sceptycyzmie.
Motywy i uzasadnienia sceptycyzmu wątpliwe i intelektualnie dość byle jakie.
Zarzut „nieświeżości myśli” jest prawie kuriozalny, to w ogóle nic nie znaczy –
(25.1.1995)
Robert Walser, powieść Rodzeństwo Tanner (1906) – przekład Małgorzaty Łukasiewicz (Poznań 1984) – nie podważa obiegowego przekonania o wyższości małych form narracyjnych Roberta Walsera nad jego powieściami.
Nie oznacza to istotnych różnic artystycznych między jednym a drugim, takich różnic nie ma.
Pisarstwo Roberta Walsera jest w obydwu postaciach tożsame, inna jest jedynie widoczność cech gatunkowych narracji.
W nowelach i w miniaturach status narracji nie musi być oczywisty, w powieści założeń narracyjnych w żaden sposób nie da się ukryć.
W powieści Rodzeństwo Tanner figura nadrzędnego narratora bezosobowego jest znacznie jaskrawsza niż w wielu powieściach dziewiętnastowiecznych, ale jednocześnie ten narrator tym jaskrawiej odrzuca swoje dawne uzurpacje.
Uzurpacje komentatorskie i interpretacyjne przede wszystkim.
Rodzeństwa Tanner nie można nie kojarzyć z postacią powieści rodzinnej, takie nieuchronne skojarzenie ujawnia, że Robert Walser odrzuca wszystkie intelektualne fundamenty takiej powieści.
Zjawiskowej (fenomenologicznej) wizji człowieka i świata u Walsera nie da się pogodzić z różnymi postaciami materializmu w powieści rodzinnej. W tej wizji nie ma materialistycznej przyczynowości i materialistycznego determinizmu i, co jeszcze ważniejsze, nie ma materialistycznego historyzmu.
W powieści jak w miniaturach narracyjnych Robert Walser jest rygorystycznym impresjonistą.
Świat jest doznaniem człowieka, człowiek jest naczyniem doznań.
Nadrzędny narrator ukryty, jeśli odrzucić rozmaite pozory, zachowuje u Walsera jedną pamiątkę po dawnych kompetencjach.
Może zaglądać do wielu naczyń z doznaniami, może demonstrować zróżnicowaną osobowo naturę doznań.
Ludzie, naczynia doznań, różnią się wrażliwością, rytmami i zasięgami doznawania świata.
Z tego wynika i w tym się wyraża ludzka niepowtarzalność –
(30.1.1995)
Dynamika narracyjna w Rodzeństwie Tanner wiąże się ściśle z zasadą konfrontacji niepowtarzalności osobowościowych.
Tu zasada obejmuje wszystkie postacie tytułowego rodzeństwa i główne postacie ich otoczenia, ona jest nadrzędna wobec losów postaci i tym samym wobec czasu powieściowego.
Czas powieściowy – odwrotnie niż w powieściach rodzinnych – jest funkcją losu postaci.
Los postaci spełnia się (w stosownej części) w momencie konfrontacji osobowościowej, która polega na ujawnieniu siebie wobec kogoś drugiego w całej swojej prawdzie.
Na ujawnieniach, które stają się często dla tego drugiego objawieniami, wspiera się tok narracji powieściowej w Rodzeństwie Tanner.
Narracja toczy się od ujawnienia do ujawnienia, w nich osiąga pełnię swoich znaczeń.
Ujawnienia przy wszystkich swoich względnościach – względnościach podmiotowo uwarunkowanych – są osobowo fundamentalne.
Ich literacka niewiarygodność polega na tym, że formę wypowiedzi uzyskuje w nich to, czego nigdy lub prawie nigdy się nie wypowiada.
Skrywanie i ujawnianie wbrew sobie w kalekich formach przybiera w narracji powieściowej Walsera postać intelektualnego wyznania wiary i takiej prawdy podmiotowej, która niczym się nie różni od prawdy przedmiotowej.
U Walsera czyta się w formie mowy to, czego przez całe życie można nigdy nie usłyszeć.
Naczynie doznań, jakim u Walsera jest człowiek, samo zdejmuje pokrywę i wylewa swoją zawartość na talerz.
Przez pośrednictwo może to być talerz tego, kto czyta –
(31.1.1995)
Rodzeństwo Tanner jest w sensie filozoficznym z ducha fenomenologii, w sensie estetycznym jest to powieść jakby programowo impresjonistyczna.
W tym stanie rzeczy zaskakuje klasyczność tych partii narracji, które nazywam ujawnieniami.
One mogłyby się znaleźć w pismach Cycerona, Augustyna lub Montaigne’a, u tych pisarzy da się mówić o nierozdzielności podmiotu i przedmiotu.
U Roberta Walsera może istnieć tylko for malny pozór przedmiotowości jak w wielkiej laudacji nieszczęścia, którą wygłasza Simon Tanner, główna postać utworu.
Pochwały nieszczęścia nie mógłby wygłosić ani bezosobowy narrator powieści, ani żadna inna – poza Simonem – postać powieści.
W filozoficznej pochwale nieszczęścia wszystko jest podmiotowe.
W Rodzeństwie Tanner na jakąkolwiek postać czystej przedmiotowości nie ma miejsca, w przeciwnym razie nie byłaby to powieść tak konsekwentnie impresjonistyczna, jak jest –
(28.1.1995)
Andrzej Turczyński, Ząb mądrości – „Twórczość” 1995 nr 2 – jest najbardziej ideologiczną częścią – powstającej na naszych oczach – książki Turczyńskiego o Jarosławie Iwaszkiewiczu.
W swojej narracji – literacko bardzo ładnej – ustala Turczyński konteksty metafizyczne myślenia Iwaszkiewicza.
Brak pretensji do naukowości uskrzydla narrację.
Turczyński nie szuka dowodów, jakim kierunkom myślenia metafizycznego Iwaszkiewicz hołdował, przywołuje to wszystko, w czym musiał on być istotnie zorientowany (orfizm, metafizyka sztuki, metafizyka cierpienia, chrześcijaństwo, egzystencjalizm, sofiologia).
Nie zmierza on do jednoznaczności swoich diagnoz, nie rozstrzyga kwestii, jak i w jakim stopniu Iwaszkiewicz był chrześcijaninem.
Poprzestaje na tym, co stanowi niemal oczywisty kontekst metafizyczny poezji Iwaszkiewicza –
(29.1.1995)
German Ritz, studium Powstanie i rozpad historycznych wizji Polski u Iwaszkiewicza – „Twórczość” 1995 nr 2, przełożył Andrzej Kopacki – zawiera solidną analizę utworów „historycznych” Jarosława Iwaszkiewicza (Czerwone tarcze, Noc czerwcowa, Zarudzie, Heydenreich).
Ritz demonstruje w materii tych utworów współistnienie planów historyczności, historiozoficzności, autotematyzmu i autobiografizmu.
Współistnienie i wzajemne relacje tych planów w narracjach Iwaszkiewicza ukazują artystyczne skomplikowanie tych narracji.
Ritzowi udaje się uniknąć w wywodzie takich uproszczeń, jakich nie uniknął w swoich analizach opowiadań „czasu wojny i odbudowy” w studium Wyzwanie historii („Twórczość” 1994 nr 2).
Tekstowi Ritza dobrze się przysłużył przekład Andrzeja Kopackiego –
(2.2.1995)
Borys Jelcyn, fragmenty Notatek pod tytułem Alfabet Jelcyna – „Polityka” 1995 nr 4 – bardziej interesujące, niż sugeruje autor noty wstępnej, K.M. (chyba Krzysztof Mroziewicz).
Bezpretensjonalna literacko forma Notatek jest ich zaletą. Jelcyn widzi ludzi i ma zdolność ich oceny (Andrzej Kozyriew, Eduard Szewardnadze).
Jego fałszywe zobaczenia (Paweł Graczow) lub niewidzenia (Lech Wałęsa, Vaclav Havel) są funkcją polityki i taktyki –
Jerzy Łukosz, Gafa – „Sycyna” 1995 nr 3 – ma być początkiem powieści, można by ją uznać za nowelę.
Narrator opowiada o podróży samolotem z Nowego Jorku do Hamburga (w drodze do Oławy).
W opowieści absolutna rzeczowość z prześwitami na tajemnicę i może wręcz metafizykę (rozmowa w czasie snu z Chinką, tytułowa gafa z powołaniem się na znajomość matki nieznajomej, gdy matka akurat zmarła, rzeczowy jak wyrzeźbiony opis aktu kremacyjnego).
Narracja mocna w swojej absolutnej rzeczowości, narracja kamienna –
(3.2.1995)
Olga Tokarczuk, refleksje nad książką Hansa Jonasa Religia gnozy – „Ex libris” nr 69, luty ‘95 – świadczą o dużej orientacji filozoficznej i religioznawczej.
Najciekawsza w artykule jest kwestia relacji między egzystencjalizmem i gnostycyzmem.
Intelektualne atuty Olgi Tokarczuk zasługują na respekt –
(4.2.1995)
Stanisław Kowalewski, opowieść wspomnieniowa Jarosław Iwaszkiewicz okiem sąsiada – „Twórczość” 1995 nr 2 – byłaby całkiem sympatyczna.
Szkodzi jej narracja dialogowa w końcowej partii.
Rozmowa o Poemacie dla dorosłych Adama Ważyka z pewnością nie mogła być taka jak u Kowalewskiego.
Jarosław nigdy nie mówił tak prostolinijnie czy tak wprost –
(5.2.1995)
Elias Canetti, dwa rozdziały Masy i władzy (1960) – „Twórczość” 1995 nr 2, przekład Marii Przybyłowskiej lub wspólnie z Elizą Borg – są literacką próbką całości gigantycznego dzieła.
Ma ono charakter bardziej pisarski (artystyczny) niż naukowy.
Już w części dzieła widać ryzykowność formy gigantycznego eseju.
Esej wytrzymuje rozmiar opowiadania, nie wytrzymuje rozmiaru powieści.
Dzieło Montaigne’a jest gigantyczną kompozycją wielu postaci eseizmu, z czymś podobnym mamy do czynienia w pisarstwie de Sade’a i w pisarstwie Kierkegaarda.
Masa i władza jako suma wiedzy antropologicznej miałaby być prawie jak Biblia, Biblia jako narracja jednorodna literacko byłaby czymś okropnym.
Samą ryzykownością może być Masa i władza mimo swoich wszystkich intelektualnych wspaniałości –
(7.2.1995)
Krzysztof Kowalski (ur. 1968), [(Kom)u]-nikaty – „FA-art” ‘94 nr 3 – zawierają kilka trudno czytelnych tekstów, przejawia się w nich coś, co ma lub może mieć literackie znaczenie.
Bada się w nich język skrótów w mowie i w myśli, skróty są dziś koniecznością w użytku językowym.
W praktyce językowej nikt jej nie aprobuje, poza absolwentami niektórych krakowskich szkół nikt nie mówi pełnymi zdaniami.
Myśleć to nawet w Krakowie nikt pełnymi zdaniami nie myśli. Czytanie w literaturze języka skrótów to sztuka zupełnie nieznana.
Krzysztof Kowalski rozszyfrowuje skróty w nawiasach, to w obecnej sytuacji nieuniknione.
Szkoda, że w narracyjnym badaniu języka skrótów autor nie ma precyzji Ryszarda Schuberta.
Niepotrzebnie także wplata w narrację przejawy uzależnień od języka nauki i teorii, to zwłaszcza w części Język zakłada byt.
Wszystkiego w języku nie da się załatwić za jednym zamachem.
Próby eksperymentów narracyjnych Krzysztofa Kowalskiego warto zauważyć i zapamiętać –
(9.2.1995)
Slavko Janevski (ur. 1920), duży fragment powieści Dziewięć wieków Cherubina (1972) – „FA-art”, ‘94 nr 3, przekład Mateusza Cieślaka – prezentuje inny niż dominujący u nas rodzaj powieściowej narracji historycznej.
Macedoński autor fabularyzuje nieświadomość historyczną bałkańskich Słowian.
Odwołuje się w większym stopniu do wyobraźni niż do nauki, nadaje narracji charakter baśniowy i poetycki –
(10.2.1995)
Kazimierz Brakoniecki, dość ryzykowne konfesje o własnym stosunku do poezji – „Nowy Nurt” 1995 nr 3 – składają się w wypowiedź o charakterze manifestu pod tytułem Monady.
W manifeście rozstawia się po kątach kierunki poetyckie i poetów.
Laurki i anatemy rozdziela się w sposób intrygujący.
Niektóre sformułowania w tekście wręcz szokujące, na przykład o Celanie, na przykład o Stachurze.
Jeszcze bardziej szokująco brzmią własne programowe deklaracje:
„Stąd poezja moja jest poezją konkretu metafizycznego zawieszającego jednocześnie rzeczywistość życia i śmierci, świat egzystencji i idei, faktów i emanacji. I dlatego monizm, pojęcie Jedni, czyli wspólnicy Ja i Ty, ciała i ducha, materii i ducha w wielkim twórczym stawaniu się życia”.
Masz ci los –
(11.2.1995)
Tadeusz Komendant, w eseju Wagnerzysta – „Literatura na Świecie” 1994 nr 10 – Komendant dworuje sobie z Levi-Straussa i ze struktur alizmu.
Z zabaw w nadmiar znaczeń i w pełnię sensu.
Napisał się naszemu Komendantowi ładny paradoks: „Od pełni sensu do czystego absurdu jest tylko jeden krok” –
(12.2.1995)
Donatien de Sade (1740-1814). Dialog między księdzem a umierającym – „Literatura na Świecie” 1994 nr 10, przekład Pawła Pieniążka – jest efektownym wykładem ateistycznej oczywistości rozumu i logiki.
Wykład uwiarygodnia ideę wolnej woli człowieka.
Człowiek, jeśli wolna wola nie miałaby być boskim szalbierstwem, musi mieć prawo powiedzieć to wszystko, co mówi umierający.
Umierający, doświadczając umierania, ocala swoim słowem swoją godność.
Sprzeciwia się w paradoksalny sposób tej kompromitacji Boga, jakiej dopuszcza się ksiądz –
Fragment Historii Julietty pod tytułem Stowarzyszenie Miłośników Zbrodni – przekład Bogdana Banasiaka – oznacza deifikację przyjemności.
Między przyjemnością i zbrodnią nie ma równości, zbrodnia liczy się o tyle, o ile może być narzędziem przyjemności.
Logika narzuca aprobatę dla zbrodni, jeśli przyjemność ma być wartością absolutną.
De Sade ma zawsze odwagę przestrzegać logiki aż do końca i za każdą cenę.
Rezygnacja z konsekwencji logicznych unicestwiałaby jego pisarstwo, pozbawiałaby je wielkości –
(13.2.1995)
We fragmencie Historii Julietty zatytułowanym Rozprawa Clairvil o piekle. System Saint-Fonda – przekład Krzysztofa Matuszewskiego – po totalnym ataku na ideę nieśmiertelności i na instytucję kary wiecznej wykłada się filozofię absolutnego zła.
Rozprawa o piekle jest wielostronnie uargumentowana.
Wykład filozofii zła Saint-Fonda nie odwołuje się do bogatszej argumentacji, elementy akcji powieściowej sprowadzają filozofię zła do wymiarów kryminalnych i szczególnie odrażających.
Byłyby podstawy do przypuszczeń, że stosunek de Sade’a do filozofii przyjemności i do filozofii zła jest istotnie zróżnicowany i zhierarchizowany –
(20.2.1995)
Fragment Historii Julietty, któremu tłumacz – Krzysztof Matuszewski – dał tytuł Tyrada Belmora o miłości, nie ma siły i polotu.
Belmor redukuje miłość do satysfakcji seksualnych, taka redukcja jest prawomocna, ale odsłania ona prawdę o miłości tak jednostronną, że zaprzecza jej sarn Belmor.
Belmor uznaje wyższość wyobraźni seksualnej nad doświadczeniem seksualnym.
Miłość jest w całości wytworem wyobraźni, może więc seksualność nie stanowi dla niej jedynej miary –
(23.2.1995)
Teatr Telewizji, przedstawienie – Antygony w Nowym Jorku Janusza Głowackiego w reżyserii Kazimierza Kutza – atrakcyjne.
Przedstawienie różne od przedstawienia Izabelli Cywińskiej, różne także w pewnej mierze tekstowo.
Aktorstwo bardzo dobre.
Jerzy Trela znakomity, teraz dopiero przekonałem się do aktorstwa Jana Peszka.
Decydujące znaczenie dla całego przedstawienia ma rola Anny Dymnej.
Ona gra swoją rolę wielkomiejsko i kurewsko, nie ma w niej ani choroby psychicznej, ani etnografizmu.
Ona jest z młyna wielkiego miasta.
Przedstawienie jest okrutne, śmieszne.
Dobrze gra rolę policyjnego Kreona Jerzy Grałek, on jest policjantem z powołania.
Autentyczny tragizm pojawiał się w twarzy Jerzego Treli, na niego spada cały ciężar tragizmu w tej sztuce, w tym przedstawieniu –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy