Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(17.8.1996, 18.8.1996, 19.8.1996, 20.8.1996, 22.8.1996, 23.8.1996, 24.8.1996, 25.8.1996, 26.8.1996, 27.8.1996, 28.8.1996, 29.8.1996, 30.8.1996, 31.8.1996, 1.9.1996, 2.9.1996, 3.9.1996, 10.12.1998)

 

(17.8.1996)

Piotr Parandowski, w rozmowie z Jerzym Ciechanowiczem Polityczny pazur Olimpijczy­ka – „Życie Warszawy” 1996 nr 192, dodatek „Niedziela” – dość ostra polemika z poglądem, że Jan Parandowski nie miał orientacji politycznej.

Koronnym dowodem takiej orientacji ma być książka Bolszewizm i bolszewicy w Rosji (1919), którą wznowiono po latach.

Dowody orientacji tkwią w biografii i w karierze Jana Parandowskiego, w podtekście słów Piotra Parandowskiego tego właśnie się nie ukrywa.

Dziwność twarzy Piotra Parandowskiego na zdjęciu, ta twarz coś zagadkowego mówi –

Robert Slater, fragment książki Soros – „Życie Warszawy” 1996 nr 192, dodatek „Niedziela” – niezwykle interesujący, nie tyle przez sposób narracji dziennikarskiej, co przez bohatera.

George Soros jest chyba tym, kim chciałby być, czyli „filozofem doświadczalnym”.

Chyba powinno być, filozofem doświadcze­nia, filozofem praktykiem –

 

(18.8.1996)

Danilo Kiš (1935–1989), powieść Man­sarda (1963), jeden z dwóch utworów debiu­tanckiej książki – „Literatura na Świecie” 1996 nr 3, przekład Danuty Cirlić-Straszyńskiej – jest atrakcyjniejsza, niż myślałem.

Debiutancka narracja ma dobre osadzenie w surrealizmie, nie musi to być surrealizm francuski, bardziej to przypomina dzisiejszy oniryzm (wolność od wszystkich rygorów tak zwanego realizmu).

Opowiada się w Mansardzie młodzieńczą duchowość, wewnętrzne rozbuchanie.

Temu się podporządkowuje faktografię mło­dości, realistyczna nieprawda tej faktografii jest samą prawdą duchowości.

Po trzydziestu kilku latach debiut Kiša niczym w sensie artystycznym nie zaskakuje, w swoim czasie był to debiut artystycznie śmiel­szy niż debiut Miodraga Bulatovicia.

Chociaż śmiałość Kiša wiąże się z młodzień­czymi luzami debiutanctwa, z czym wspaniałe opowiadania Bulatovicia nie mają nic wspól­nego.

Na początku nie kontynuowanego wywiadu dla Gabi Gleichmanna Życie, literatura – tamże, przekład Danuty Cirlić-Straszyńskiej – Kiš utożsamia biografię z twórczością i tłuma­czy wszystko „łaską kształtowania”.

Do narracji w Mansardzie kategorię „łaski kształtowania” trudno zastosować, byłaby całkowicie na wyrost –

Wacław Oszajca, w radiowym słowie na niedzielę komentował ewangelię według świę­tego Mateusza i zachowanie Chrystusa wobec kobiety kananeńskiej.

Czułem, że mówi nietrafnie.

Słowa Chrystusa są dla sprowokowania wspaniałych słów kobiety, której słowa Chry­stusa nie obraziły.

Ona zrozumiała, tak to nazwę, funkcję meta­fory, poeta w sutannie chyba nie zrozumiał poetyckiej (artystycznej) natury tekstu ewangelicz­nego–

Tomas Kafka (ur. 1965), Wiersze – „Litera­tura na Świecie” 1996 nr 3, przekład Zbigniewa Macheja – trochę za mało, żeby móc cokolwiek powiedzieć o nim jako o poecie.

One mi się podobają jako syntezy człowie­czeństwa w czasie, w świecie, Polski wiersz wydaje mi się kpiarski w dobrym guście, jest w nim świadomość polskiego kołomętu.

Klasę intelektualną Tomasa Kafki widać w pełni w rozmowie ze Zbigniewem Machejem, rozmowa ma tytuł Poezja stwarza alternatywę dla cierpień i rozkoszy wirtualnej rzeczywistości.

On się wypowiada o poezji po rewolucji 1989 roku, jedno zdanie tej wypowiedzi powinno dotrzeć do polskich znawców literatury: „Tak więc najkrócej na pytanie, co jest w poezji czeskiej po 1989 roku nowe i ważne, odpowiedzieć można tak, przede wszystkim to, że ci, którzy przedtem pisali dobrze, nadal piszą dobrze” –

 

(19.8.1996)

Jachym Topol (ur. 1962), Wiersze – „Litera­tura na Świecie” 1996 nr 3, przekład Zbigniewa Macheja – demonstrują świadomość podejrz­liwości wobec świata.

Absolutna niewiara we wszystko, co się wie.

Autor, syn Josefa Topola, jest także autorem powieści.

Tomas Kafka wymienia go na pierwszym miejscu wśród swoich literackich faworytów –

Katarzyna Osińska, w relacji Moskiewskie żegnanie Brodskiego – „Literatura na Świecie” 1996 nr 3 – sporo ciekawostek, trzon relacji stanowi panichida w Moskwie (12 lutego 1996), wspominają Brodskiego ci, którzy nie wyjechali z Rosji.

W trakcie uroczystości odczytano list Brod­skiego do reżysera Jurija Lubimowa, dla którego Brodski tłumaczył Chóry w Medei Eurypi­desa.

Katarzyna Osińska obejrzała Medeę w reżyse­rii Lubimowa, pozwala to zrozumieć treść cytowanego w całości listu Brodskiego –

Petr Pośledni, w artykule Ogarnąć całość – „Literatura na Świecie” 1996 nr 3, przekład Aleksandra Kaczorowskiego – solidne omówienie dwóch autorskich numerów Tvaru: Vladimira Novotnego (1994, nr 14) i Vladimira Macury (1995 nr 14).

Autor przywołuje tradycję takich autorskich numerów, jaką mogłoby być pismo z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych Notatnik Saldy (wydawał je krytyk Frantisek Xaver Salda).

W obydwu numerach Tvaru odchodzi się od politycznego schematyzmu ocen czeskiej literatury, co u nas w stosunku do literatury polskiej jest nadal nie do naruszenia –

Halszka, zadzwoniła o wpół do piątej, głos zbiedniały.

Zapytała mnie, co sądzę o Pannie Nikt Tryzny i o pisaniu Manueli Gretkowskiej.

Powiedziałem, co jest do powiedzenia o jed­nym i o drugim –

 

(20.8.1996)

Adam Komorowski, w przeglądzie wło­skim – „Twórczość” 1996 nr 8 – atrakcyjne omówienie trzech publikacji, artykułu Gorana Therborna Widmo wielokulturowości (dwumiesięcznik „Il Mulino”) artykułu Soni Brunetti Pamięć, opowieść, konfrontacja („Il Mulino”, refleksje nauczycielki w szkole hebrajskiej) i roz­ważań Valeria Magrellego o sztuce przekładu.

Valerio Magrelli przekład wiąże ściśle z istotnym zrozumieniem tego, czym jest tekst: „Tekst jest wielowymiarowy i wieloraki, jest strukturą dynamiczną a nie statycznym przedmiotem” –

 

(22.8.1996)

Jan Drzeżdżon, dziś czwarta rocznica jego śmierci, dla pamięci o nim najwięcej zrobił, najwięcej robi Adam Drzeżdżon –

Wiesław Stepniewski (ur. 1933), wiersze – „Twórczość” 1996 nr 8 – otwierają numer, wiersze niezłe.

Mało się o nim wie, jeśli cokolwiek.

„Twórczość” drukuje go systematycznie od końca lat sześćdziesiątych, wydał dwie książki, ale jako poeta istnieje niemal wyłącznie przez „Twórczość” –

 

(23.8.1996)

Piotr Łuszczykiewicz, esej Różewicz: „Pła­skorzeźba” i dalej – „Twórczość” 1996 nr 8 – sam popis.

Niepotrzebnie się czyta okazyjne teksty Łuszczykiewicza, trzeba czytać jego wirtuozerskie popisy.

Do popisu różewiczowskiego zna się wszy­stko, co trzeba, wszystkim się potrząsa, żeby spadło z tego, co trzeba.

Pisze się od siebie, co się postanowiło napisać.

Właściwie jest już zupełnie obojętne, czy pisze się uzasadnioną prawdę, czy pisze się to, co może być bardziej efektowne.

Prawdy szuka, prawdy dla siebie potrzebuje Ryszard Przybylski, Piotr Łuszczykiewicz szuka, bo tego potrzebuje, różewiczologicznego efektu.

Można więc uwierzyć i w to, że Różewicz „przygotowuje się do napisania swoich włas­nych Liryków lozańskich”, choć znaczy to tylko tyle, że Łuszczykiewicz wymyślił coś bardzo efektownego i jak najbardziej do sensu –

 

(24.8.1996)

Wojciech Bonowicz (ur. 1967), dziwne opowiadanie Przypowieść o oblubieńcu – „Opcje” 1996 nr 2 – ma w sobie świadectwo kunsztowności narracyjnej.

Narracja ze słów, które w niej uzyskują zna­czenie lub nie uzyskują, zachowując swoją enigmatyczność.

Nie wiadomo do końca, co znaczą obydwa słowa tytułu, co jest w narracji przypowieścią, o kim miałaby to być przypowieść.

Może oblubieńcem jest Marek, mógłby on być oblubieńcem Lili, są oni albo nie są krewnymi, jeśli są, dzieli ich układ rodzinny.

Ten układ jest upostaciowany przez dziadka Marka, który może być także dziadkiem Lili.

Relacja między Markiem i dziadkiem jest enigmatyczna, są razem w kościele, nad rzeką, dziadek wypowiada się niejasno o Lili, choć chyba istnieje konflikt między jej ojcem i dziadkiem Marka.

Byłby to konflikt ojca (dziadek) z synem lub z zięciem, tak można mieć domysły, którym pod­lega cała przypowieść.

Jedno się wie z tego wszystkiego, Wojciech Bonowicz jest w narracji tęgim zawodnikiem.

Wiem skądinąd, że jest z nim zaprzyjaźniony Adam Wiedemann (recenzował w „Twórczości” jego wiersze Wybór większości 1995) –

William Wharton, rozmowa Whartona ze Stefanem Szymutką (ur. 1958), adiunktem Uniwersytetu Śląskiego – „Opcje” 1996 nr 2 – zadziwiająca.

On nie mówi jak prostak, choć pisaniem pro­staka jest jego pisanie.

Zadziwia także jego rozmówca, on rozmawia z Whartonem, jakby myślał, że to jest co najmniej Maria Kuncewiczowa, nie podejrzewając, że rozmawia z literackim odpowiednikiem (w najlepszym razie) Heleny Mniszkówny.

Sądzę, że Stefan Szymutko robi z Wharto­nem to, co inni robią z Manuelą Gretkowską lub z Krzysztofem Myszkowskim.

Można to nazwać odkrywaniem nieznanych możliwości literaturoznawstwa –

 

(25.8.1996)

Jerzy Harasymowicz, w rozmowie z Beatą Nowacką (studentka UŚ) – „Opcje” 1996 nr 2 – gada nieodpowiedzialnie jak chłopiec, w połą­czeniu z siwym łbem (zdjęcie obok) odbiera się to z rozdrażnieniem.

W gadaninie parę ładnych słów o Kazimierzu Wyce.

Deklaracja przyjaźni wobec Andrzeja Bursy i Stanisława Czycza, o sobie jako poecie myśli lepiej, niż powinien –

Juliusz Tyszka, relacja (w sensie dosłow­nym) ze spotkania w Ośrodku Badań Twór­czości Jerzego Grotowskiego (9 czerwca 1995) – „Opcje” 1996 nr 2 – niemal stenograficzna.

W tekście relacji – Ludwik Flaszen znów we Wrocławiu – rejestruje się pytania Zbigniewa Osińskiego i pytania z sali oraz w trzeciej osobie referuje się odpowiedzi Flaszena.

Flaszen wypowiada się o Teatrze Laborato­rium i o Jerzym Grotowskim z dobrą wiarą, z taką samą dobrą wiarą mówi o sobie.

Juliusz Tyszka z dobrą wiarą słucha tego, co Flaszen mówi.

Nakładanie się tych „dobrych wiar” jest bar­dzo interesujące, trzeba by to chyba czytać z równą „dobrą wiarą”, ja mogę to czytać tylko uważnie –

 

(26.8.1996)

Dariusz Nowacki, lekturę wrześniowej „Twórczości” (1996 nr 9) zaczynam od Zamiast requiem Dariusza Nowackiego ze względu na „Nowy Nurt”. Autor pisze słusznie i rozsądnie, może aż za rozsądnie.

Gdybym miał się wypowiedzieć publicznie, popadłbym najprawdopodobniej w histerię i najpewniej nie pozwoliłbym sobie na doszukiwa­nie się antycypacji w fakcie likwidacji pisma.

Z powodu swoich przesądów bałbym się, że wywołam wilka z lasu, ostatnie zdania Dariusza Nowackiego są groźne –

Janusz Rudnicki, dwudziesty List z Ham­burga (Ja i Aleksander Kwaśniewski na górze Świętej Anny) – „Twórczość” 1996 nr 9 – podyk­towała Januszowi Rudnickiemu wściekłość, jakiej czasem doświadczam.

Od takiej wściekłości nie widzę drogi do sztuki słowa. W tekście Rudnickiego jest wściekłość i jest sztuka, sztuka zniewolona przez polskość, przez polskie bóle.

Tego – polskich bólów – nikt w tym tekście nie dostrzeże, wszyscy się oburzą.

Już słyszę to wszystko, już to widzę, wzro­kiem wewnętrznym –

 

(27.8.1996)

Heinrich Kunstmann, w liście zaniepoko­jenie, że w sierpniowym numerze nie ma Czytanego w maszynopisie, zapytanie o pismo „Problemy”. Interesuje go autor artykułu o siedzibach prasłowiańskich, Lubomir Czupkiewicz (odnalazłem już jego adres, jutro on do mnie zadzwoni, rozmawiałem przez telefon z jego żoną) –

 

(28.8.1996)

Aleksy Zwieriew, szkic Obronić Polaka przed Polską („Literaturnaja Gazieta”) – „Twórczość” 1996 nr 9, przekład Jerzego Czecha – rozumny i atrakcyjny.

Zwieriew inteligentnie czyta Witolda Gom­browicza (rosyjskie przekłady Trans-Atlantyku i Pornografii), trochę naiwnie broni go przed posądzeniami o postmodernizm, chociaż o to akurat trudno go posądzać.

Ciekawe byłoby, jakby Zwieriew komentował Kosmos, po Pornografii trochę się prześlizguje –

 

(29.8.1996)

Magda Lengren, w recenzji Przepis na człowieka – „Twórczość” 1996 nr 9 – za dużo publicystyki literackiej w stosunku do analizy Absolutnej amnezji Izabeli Filipiak.

Z powieści wybiera się argumenty publicy­styczne, samą literackość pozostawiając na uboczu, czyli uchylając się od jej oceny.

Epizod z Janem Kochanowskim (który wzbu­rzył Tomasza Sęktasa) ze względu na publicystyczność recenzji nie mógł zostać przemil­czany.

Magda Lengren obeszła się z nim lekcewa­żąco i pogardliwie, na oburzenie takie paskudztwo nie zasługuje, oburzenie to przecież honor dla czegoś takiego.

W całości recenzja nie należy do osiągnięć Magdy Lengren, zmógł ją etos feministy­czny –

 

(30.8.1996)

Małgorzata Baranowska, w Prywatnej historii poezji – „Twórczość” 1996 nr 9 – wyeksponowane malarstwo Henryka Wańka.

Daty zapisów od 29 listopada 1995 do 20 marca 1996, w tym odcinku szczególnie wyraźna ciągłość tekstu.

Małgorzata Baranowska posługuje się chro­nologią trochę tak jak Miron Białoszewski, u niego nazywam to „dyktatem rzeczywistości”.

Dyktat rzeczwistości jest u niej zastąpiony dyktatem własnego myślenia autorskiego.

O różnicy między jednym a drugim nie da się zapomnieć –

Siegmund Kleinl, proza Heimat Dorf. Ein Umsinnen – „Pannonia” 1995 nr 4 – bardzo podobna do literatury nurtu chłopskiego w Polsce.

Narracja bardzo świadoma swojej narracyjności (autotematyzm) –

H.G. Zapotoczky, przenikliwe omówienie Masse und Macht Canettiego –„Pannonia” 1995 nr 4 – ma tytuł Masse, Macht und Überleben.

Szczególne znaczenie przypisuje autor odcię­ciu się Canettiego od teoretycznej literatury na ten temat –

Dariusz Nowacki, w recenzji Schwedenkräuter Zbigniewa Kruszyńskiego – „Twórczość” 1996 nr 9 – przywołanie szkicu Jerzego Jarzębskiego Pożegnanie emigracji („Fraza” 1995) i wielorakie zachwyty nad finezjami stylisty­cznymi narracji.

Odkrywa się u Kruszyńskiego pokłady war­tości: „W tych niezliczonych miejscach spięć i wybryków języka, z których utkane są Schwedenkräuter szaleje żywioł ironii, odsłaniają się rozległe przestrzenie subtelnego, wyrafinowanego humoru”.

Ja to nazywam, że tak powiem, z gruntu inaczej –

 

(31.8.1996)

Andrzej Gwiazda, wywiad pod tytułem Wspomnień czar – „Życie Warszawy” 1996 nr 204 – podpisany nazwiskiem Małgorzata Ilka.

Gwiazda jak Anna Walentynowicz mówi słowami prawdy tak bezwzględnej, że prawie każdy nazwie to szaleństwem.

Może szaleństwo ma w ogóle swoje źródło w gwałtach na prawdzie i jest wyborem prawdy –

 

(1.9.1996)

Rocznica, rocznicę wybuchu wojny przeży­wam dziś bardziej biologicznie, astronomicznie i metafizycznie niż historycznie.

Odczuwam piekielność tej daty rocznej w rozmaitych porządkach, porządek historyczny traci dla mnie swoją istotność –

Wojciech Bonowicz, wziął udział (razem ze Stefanem Wilkanowiczem) w promocji Znaku – Program II – w audycji z Krakowa.

Głos interesujący, mówi bardzo precyzyjnie.

Nie jest to głos młodego poety i w ogóle mło­dego pisarza, to w tym głosie usłyszałem –

Leszek Bugajski, recenzja Paradoksy Lema i Szpakowskiej (o książce Dyskusje ze Stanisławem Lemem) – „Twórczość” 1996 nr 9 – umiejętnie napisana i bardzo dobra.

Zręczność pozwoliła powiedzieć, że drugorzędność jest cechą tego pisarstwa nie do zbycia –

 

(2.9.1996)

Joanna Pollakówna, Alchemia światła, nar­racja o świetle i świetlistości u trzech malarzy weneckich (Tycjan, Tintoretto i Jacopo Bassano) – „Twórczość” 1996 nr 9 – ma prawdziwą literacką urodę, można tę narrację czytać bez znajomości opisywanych obrazów.

W opowieści ma się na uwadze malarskie uję­cie tytułowych scen ewangelicznych i własne widzenie i odczucie roli światła w opisywanych obrazach.

Joanna Pollakówna przypisuje światłu i świetlistości znaczenia metafizyczne, robi to dyskretnie i nie ponad malarską prawomocność.

W swoich prozatorskich ekfrazach posługuje się dobrym gatunkiem słowa, które nie jest ani akademickie, ani żurnalistyczne.

Dobre w gatunku słowo prozy najlepiej się nadaje do opisu obrazów, w porywach staje się ono tożsame ze słowem poezji –

 

(3.9.1996)

Krzysztof Ćwikliński, recenzja wierszy Mariana Jachimowicza Głazom z Carrary (1995) – nadspodziewanie bardzo interesująca.

Ćwikliński chce rozumieć poezję Jachimowi­cza, rozumie ją i nie rozumie, daje zapis swojej rozterki poznawczej, swojego poruszenia tymi wierszami.

Poprzez szukanie wskazówek u Przybosia, u Balińskiego, poprzez własną rozterkę daje się świadectwo dialogu z tekstem poetyckim.

Autor tej recenzji często ulega własnym bałamuctwom, tym razem poprzestaje na tym, co ma do powiedzenia –

Jiři Kratochwil (ur. 1940), trzy opowiada­nia (ze zbioru Orfeusz z Kenigu 1994) i Nie wygłoszony referat – „Literatura na Świecie” 1996 nr 3, przekłady Aleksandra Kaczorowskiego i Leszka Engelkinga – prezentują pisarza, który jest świadomy, na co się jako pisarz decyduje, na zastąpienie „literatury koniecznej” (jak pisarstwo Kafki) „Literaturą maszynerii literackiej”, czyli taką, która stanowi jej chleb powszedni.

Taką świadomość pisarze zwykle ukrywają, jeśli są w stanie do niej dojść.

Najczęściej drugą literaturę utożsamiają z pierwszą, nie widząc między nimi żadnej różnicy.

Iluż pisarzy w Polsce nie widzi żadnej róż­nicy między swoją twórczością i twórczością Leopolda Buczkowskiego, który bardziej niż którykolwiek z polskich pisarzy był pozbawiony możliwości jakiegokolwiek kompromisu z „literaturą maszynerii literackiej” –

 

(10.12.1998)

Bilans. Jeszcze w latach sześćdziesiątych zdarzało mi się kilkakrotnie podsumowywać roczny dorobek prozy artystycznej i literatury faktu dla „Rocznika Literackiego”, w którym war­tością niezaprzeczalną była pełna roczna bibliografia.

Takie podsumowywanie zajmowało mi kilka miesięcy katorżniczej pracy, trzeba było przecież przejrzeć, przeczytać kilkaset tomów prozy.

Dziś takie podsumowywanie nie jest ani moż­liwe, ani nawet potrzebne.

Olbrzymia część produkcji wydawniczej ni­czego jak dawniej nie udaje, jest to produkcja czysto i wyłącznie komercyjna.

W jej wyższe niż komercyjne walory wierzą co najwyżej jej twórcy, może to być wiara na pokaz dla najbliższych.

W żadnej dziedzinie dzisiejszej twórczości literackiej nie da się ogarnąć wszystkiego, wszystko jest w najrozmaitszy sposób dostępne lub niedostępne, okolicznościowe przejawy bi­lansowania literackich osiągnięć roku nie mogą mieć istotnego znaczenia.

Liczą się one o tyle, o ile odpowiedzialny jest ten ktoś, kto sobie na nie pozwala.

W moim przypadku trzeba jasno powiedzieć, że nie ogarniam obecnie żadnej całości literackiej produkcji, że orientuję się w skromnym zakresie tego wszystkiego, w czym chciałbym się orientować.

Zwalniam się z zasady od orientacji w tym, co jest kontynuacją tego, co znam dobrze i od daw­na, i nie spodziewam się żadnej niespodzianki.

W konsekwencji chcę się orientować w tym, co jest mi szczególnie bliskie, lub w tym, co zaczyna istnieć, co się jeszcze kształtuje, co jest raz tym, raz owym, o czym nie wiadomo, czym chce być.

Z tego mniej więcej zakresu wyróżniam, co w moim przekonaniu jest godne wyróżnienia.

W poezji, jeśli pominąć tych ze szczytów (Tadeusz Różewicz, Zbigniew Herbert, Boh­dan Zadura), za szczególne osiągnięcia uznaję tomy poetyckie Marcina Sendeckiego (Parcele) i Dariusza Sośnickiego (Ikarus).

Pierwszy zdumiał mnie i zaskoczył skrajniejszą, niż u twórcy poetyckiego hasła „najmniej słów”, realizacją idei poetyckiej zwięzłości.

W tomiku, zbudowanym z mniej niż z tysiąca słów, poruszam się jak w labiryncie, w którym do znalezienia są poetyckie znaki naszej egzy­stencji, naszego doświadczenia świata.

Drugi też nam nie grozi poetycką logoreją, w jego dwóch tomach (Marlewo, Ikarus) utworów około sześćdziesiąt, w wierszach Ikarusa do­strzegam poetycki dramat poznawczy, dramat ograniczonej poznawczej pewności i nieograni­czonej poznawczej niepewności.

Zauważyłem także atrakcyjny debiut poe­tycki Krzysztofa Niewrzędy W poprzek, autor próbuje sił w poezji, w prozie i w dramacie, w każdej z tych dziedzin rozbudza nadzieje na przyszłość.

Z prozy chciałbym wiedzieć, ale nie wiem, czym jest nowa książka Edwarda Redlińskiego Krfotok, ten pisarz chce i potrafi zaskakiwać, robił to już nieraz, nie wiadomo jednak, kiedy będę ją mógł przeczytać.

Wyróżniam w prozie trzech autorów, Dariu­sza Bitnera (Rak), Adama Wiedemanna (Sęk Pies Brew) i Adama Ubertowskiego (Szkice do obrazu batalistycznego).

Rak Dariusza Bitnera powstał na początku lat osiemdziesiątych, został wydrukowany w roku 1985 w „Twórczości”, czekał – jak wiele innych utworów z lat osiemdziesiątych – na publika­cję książkową.

W Raku podsumowuje Dariusz Bitner swoje doświadczenie z przemocą, konfrontuje dwa gatunki człowieka, ludzi z wyobraźnią i ludzi bez wyobraźni, ci ostatni stanowią zagrożenie dla świata, dla przyszłości człowieka.

Sęk Pies Brew Adama Wiedemanna brawu­rowo potwierdza możliwości pisarskie autora, który jak kilku innych pisarzy (na przykład Marek Gajdziński, Krzysztof Bielecki, Walde­mar Bawołek) przyznaje się do pisarskiego patronatu Witolda Gombrowicza, dbając jednocześnie o swoją pisarską autonomię.

Szkice do obrazu batalistycznego Adama Ubertowskiego są właściwym debiutem autora, który wcześniej opublikował powieść o szcze­gólnym przeznaczeniu (dla młodzieży?) pod tytułem Podróż do ostatniej strony (1995).

W opiniach o Szkicach... i o powieści Bicz Boży drukowanej w „Twórczości” (1997) czyta się mniej lub więcej jawną pretensję o nadmierną enigmatyczność tego pisarstwa, nie należy jednak z tym przesadzać.

W Batalii, która stanowi trzecią część Szki­ców…, mamy opis dobrze nam znanej „wojny”, jej niekonwencjonalny obraz nie powinien być tak enigmatyczny dla jej kombatantów.

Na koniec za wydarzenie prozatorskie uwa­żam opowiadanie Darka Foksa Orcio (kilka stron), które ma się ukazać dziś jutro jako samodzielna publikacja książkowa.

W opowiadaniu Orcio zastępuje Foks obraz losu artysty w nowożytnych czasach narracją tak zwięzłą, że zwięźlej już nie można.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content