Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(19.9.1998, 20.9.1998, 24.9.1998, 25.9.1998, 26.9.1998, 27.9.1998, 29.9.1998, 30.9.1998, 1.10.1998, 2.10.1998, 24.12.2001)

 

(19.9.1998)

Krzysztof Rutkowski, w felietonie Mały inkwizytor – „Plus Minus” 1998 nr 38 – najlepsze cytaty z artykułu filozofa Jean-Paula Fitoussiego.

Jean-Paul Fitoussi napisał w „Le Mondzie” (wrzesień): „Problem nie tylko polega na praktyce dzia­łalności niezależnego prokuratora, doprowa­dzającej do perwersyjnej dewiacji jego misji, lecz przede wszystkim na nieufności ideolo­gów wolnego rynku do mechanizmu demo­kracji. To ona rodzi instytucje, które z łatwo­ścią perwersjom ulegają” –

Czesław Miłosz, w drugim odcinku Zaraz po wojnie – „Plus Minus” 1998 nr 38 – najciekawsza sprawa Ireny i Tadeusza Krońskich, sprawa nienawiści Krońskiego do Tatarkiewicza, sprawa ewentualnych powiązań masoń­skich.

W sensie intelektualnym Miłosz kojarzy z Tadeuszem Krońskim wpływ na swoją twór­czość poetycką: „Jak w komentarzu powiedziałem, Traktat moralny czy Traktat poetycki przypisuje się wpływowi amerykańskiemu, ale był to przede wszystkim wpływ Krońskiego” –

Bronisław Wildstein, artykuł Walka kar­nawału z postem – „Plus Minus” 1998 nr 38 – ma charakteryzować mody intelektualne koń­ca wieku, według tych mód na filar postmodernizmu został upatrzony Tadeusz Komen­dant, na proroka fundamentalizmu Cezary Michalski.

Uproszczeń w tym wszystkim co niemiara –

Bogdan Madej, opowiadanie Szaleństwo rannego miasta – „Plus Minus” 1998 nr 38 – literacka bieda, nauczyciel z Galicji dostał pracę w Lesznie, tam stalinizacja, ale prze­ciwni stalinizacji jakoś się trzymają.

Ani jedno słowo nie wyjrzy spoza ideolo­gicznego sztafażu, spoza ideologicznych rekwizytów czerwonej i białej historii –

Gustaw Herling-Grudziński, wywiad W imię sumienia (dla Michała Cichego) – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 220 – aż przykry w eksplikacji sensów swoich opowiadań.

On się szczyci tym, że kleci swoje fabuły po to, żeby wyrazić gotowe tezy moralne i powtórzyć raz jeszcze, kim to on jest jako pi­sarz, moralista i człowiek polityki –

Adam Michnik, szkic Kpiarz heroiczny – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 220 – jest wstępem do książki Rzeczy małe.

Szkic dość solidny, wyczerpujący w charak­terystyce intelektualnej postawy Stefana Kisielewskiego, zbyt przeładowany cytatami, cytaty ważne, ale pozbawione atrakcyjności czysto felietonowej –

 

(20.9.1998)

Jan Kott, tekst pod tytułem Stara miłość do Wrocławia (o książce Teresy Kułak Wro­cław. Przewodnik historyczny) – „Plus Minus” 1998 nr 38 –jest omówieniem książki użyt­kowej z własną inkrustacją wspomnieniową.

Sam fakt napisania tego tekstu jest przej­mujący, Jan Kott umiera tak imponująco heroicznie, że trzeba o tym myśleć –

Leszek Szaruga, artykuł Punkt widzenia mniejszości – „Plus Minus” 1998 nr 38 – dotyczy, ogólnie mówiąc, komercjalizacji radia w całej Europie i redakcji kultury, w szczegól­ności literatury, w programach radiowych.

Swoje uwagi zaczyna od likwidacji Radia Wolna Europa, wyznając, że z Rozgłośnią Polską współpracował w latach 1979-1989.

Artykuł jest o tyle interesujący, że odrobinę wyjaśnia charakter zagadkowej rozróbki wo­kół Programu II, o którym Szaruga w ogóle nie wspomina, mając na uwadze tylko perspektywę europejską –

Łukasz Sommer, esej (sic) Skrzyżowanie – „Literatura na Świecie” 1998 nr 3 – jest wyrafinowaną intelektualnie analizą Ulicy jed­nokierunkowej (1928) Waltera Benjamina w przekładzie Andrzeja Kopackiego (1997).

W analizie demonstracja pełnej świadomo­ści różnicy między akademickim i pisarskim pisaniem.

Nie pierwszy raz czytam Łukasza Sommera, ale pierwszy raz z takim intelektualnym uznaniem –

Andrzej Kopacki, Teza Gadamera, czyli o odśnieżaniu – „Literatura na Świecie” 1998 nr 3 –jest zabawnym drobiazgiem, nawiązu­jącym do komentarza Hansa-Georga Gadame­ra do cyklu wierszy Celana.

Niemożność rozstrzygnięcia, kim jest Ty z wierszy Celana, ilustruje Kopacki poprzez praktyczny szkopuł przy przekładzie wiersza Rolfa Dietera Brinkmana (1940-1975) Noc, w którym Ja i Ty może znaczyć jedną osobę lub dwie z niewiadomą płci osoby drugiej.

Andrzej Kopacki sugestywnie pokazuje, jak skomplikowana kwestia filozoficzna determinuje działania translacyjne –

 

(24.9.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, list do niej:

Droga Magdaleno,

bardzo się ucieszyłem Twoją książką, była­by to jedyna moja radość w tym tygodniu, gdyby nie wiadomość od Strumyka, że świta mu nadzieja na wydanie Łez.

Czytanie obrazów dość mi się podoba już na pierwszy rzut oka, nie widać jakby tych defektów, o jakich mi piszesz w liście.

Twoja książka wręcz mi imponuje Twoimi kompetencjami w dziedzinie, w której ja czu­ję się całkiem po omacku. Orientuję się niby w samych szczytach, znam to i owo ze wzglę­dów osobistych, ale w Twoich rozważaniach są dziesiątki nazwisk, jakich w ogóle nie sły­szałem albo znam tylko ze słyszenia.

Moja sytuacja jest trochę podobna do Two­jej przy czytaniu Obrotów, chociaż sfera dla mnie nieznanego w Czytaniu obrazów jest nieporównywalnie większa niż dla Ciebie w Obrotach.

Na wyrywki czyta się to bardzo dobrze i po wyrywkowej lekturze wie się, że w Czytaniu obrazów będzie się szukać nazwisk, o których trzeba będzie coś wiedzieć, jak w encyklopedii.

Jestem pewien, że dla Twojej sytuacji twór­czej znaczenie Czytania obrazów jest wręcz fundamentalne.

Czytanie obrazów pokazuje Twoją gałąź, na której sobie posiedziałaś i wysiedziałaś swo­je własne miejsce, do którego zawsze będziesz mogła się przyznać.

Krytykę czy historię sztuki możesz zarzucić, możesz ją w dowolnej formie kontynuować, prawdziwy – praktyczny – dyplom masz za sobą, wiesz sama dla siebie, że to potrafisz robić.

Twoje szczegółowe opinie mogą się spraw­dzić, mogą się nie sprawdzić, z całości Czy­tania obrazów wynika, że robiłaś to, co robiłaś, nie z doskoku, ale z zawodową rzetelno­ścią.

Czytam w warszawskich gazetach dużo omówień wystaw, jest to tylko i wyłącznie żerowisko niekompetencji.

Dobrze to świadczy o „Gazecie w Rzeszo­wie”, że dała Ci miejsce na uczciwą działal­ność, a Ty to miejsce tak wspaniale wykorzy­stałaś dla siebie i dla innych.

Zaimponowałaś mi, ogromnie się cieszę z Czytania obrazów, gratuluję Ci ważnego życiowego osiągnięcia, życzę największych suk­cesów. –

Darek Foks, zadzwonił przed wpół do pią­tej przez domofon, przyniósł mi maszynopis Orcia (wyda mu to jako druk specjalny To­masz Majeran).

Rozmowa o zjeździe poetyckim w Legnicy, wyjazd jutro, Bohdan Zadura jedzie przez Kielce, ma zabrać Krzysztofa Jaworskiego –

 

(25.9.1998)

Opowiadanie Orcio – kilka stron maszyno­pisu – nie od razu daje się ugryźć.

Autor opowiada siebie, innych, mam szcze­gólnie dotkliwe odczucie, że aluzji do mnie aż w nadmiarze.

Opowieść jest zbudowana z mnóstwa zale­dwie uchwytnych aluzji literackich, od tytu­łowej poprzez inne historyczne do najbliższe­go sobie kręgu literackiego.

Andrzej Sosnowski znalazł się w motcie, ja (z Bolimowa, z Oniriady) plączę się po nar­racji raz po raz.

Ja jestem nie do przyszpilenia tak bezspor­nie, jak Zygmunt Krasiński, jak Bolesław Prus, jak Andrzej Sosnowski, może dlatego, że mnie tu prawie tak dużo, jak samego au­tora.

Opowieść przy swojej zwięzłości i skrótowości robi wrażenie ogromu, byłby to ogrom losów artystów nowożytności, którzy wiedzą jedynie to, co chcą robić, nie wiedząc nic poza tym, nie mając w niczym najmniejszego opar­cia.

Ukryty narrator Orcia opowiada tak, jakby rozkładał ręce w geście bezradności, ukrzyżowania, jakby wyszeptywał swoje ostatnie słowa apelu o „pomocną dłoń” –

Dla „chłopca z terenów podmiejskich, w którego oczach niewiele zobaczycie, a z jego słów niewiele zrozumiecie”.

Opowiadanie Orcio jest lamentem bez sło­wa i westchnienia lamentu, jest trenem bez Urszuli, jest Antkiem i Jankiem Muzykantem po nowemu i najnowszemu, czyli zarazem po staremu i odwiecznemu.

Jest zawisłym w próżni świata znakiem, który ma nic nie znaczyć, a znaczy los artysty w absurdalnym świecie –

 

(26.9.1998)

Krzysztof Rutkowski, felieton Skorupy rozbitych naczyń – „Plus Minus” 1998 nr 39 –nadmiernie pretensjonalny.

Metafizyczne zło łączy inkwizytora Kennetha Starra z ubolami w Nowogródku i w Wil­nie.

Tak się szuka odpowiedzi, unde malum –

Czesław Miłosz, Zaraz po wojnie (3) – „Plus Minus” 1998 nr 39 – kończy wywiad dla Joanny Gromkowej.

Interesujące głównie to, jak Miłosz wykrę­ca się, charakteryzując swoje powiązania z Jerzym Putramentem.

Korespondencja z pisarzami krajowymi koń­czy się na roku 1950, Miłosz przyznaje się, że z Jarosławem Iwaszkiewiczem i z Ireną Krońską korespondenci a nie została zerwana, z Ire­ną Krońską korespondował do jej śmierci –

Paweł Huelle, felieton Pani Steinbach do sztambucha – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 226 – ma czysto polityczny charakter.

Fundamentem politycznych rozważań są dwie fotografie, z roku 1914 i z roku 1945, na pierwszej w alei Grunwaldzkiej Wrzeszcza idą jeńcy rosyjscy, na drugiej jeńców niemieckich prowadzi czerwonoarmista.

Od felietonu literackiego jakby przejście do żurnalistyki –

Zbigniew Żakiewicz, Spotkania z Josifem Brodskim – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 226 – są wspomnieniem spotkań z Josifem Brod­skim w roku 1969 i kontaktów korespondencyjnych do roku 1972.

Coś w tym wspomnieniu może uwierać, może niektóre przekonania literackie autora, Ród Abaczów na przykład kojarzy się z faulkneryzmem, tę powieść między innymi poda­rował Josifowi Brodskiemu, z którym o Faulknerze i faulkneryzmie rozmawiał –

Czesław Miłosz, Traktat przeciwko natu­rze – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 226 – jest wstępem do eseju Charlesa Baudelaire’a Malarz życia nowoczesnego.

Esej ukaże się w wydawnictwie „słowo/obraz, terytoria” w przekładzie Joanny Guze.

Przy okazji Miłosz oznajmia, że zrobił so­bie sam przekład tego tekstu, ale ten przekład zaginął w czasie wojny.

We fragmencie tekstu, wydrukowanym obok tekstu Miłosza, wspaniałe zdanie: „Któż odważyłby się przypisać sztuce bez­płodną funkcję naśladowania natury?” –

Krzysztof Masłoń, recenzja Podążać za Gwiazdą Północy (o powieści Madame An­toniego Libery) – „Plus Minus” 1998 nr 39 – jest wyłącznie omówieniem.

Autor omówienia z pewnością nie chciał demaskować tej powieści, ale zrobił to lepiej, niż by mógł zrobić, gdyby chciał.

Dla mnie w każdym razie wszystko jest ja­sne, wiem tyle, że aż za wiele –

Zygmunt Krauze, w jubileuszowej rozmo­wie Trzymam się swojej ścieżki (z Jackiem Marczyńskim) – „Plus Minus” 1998 nr 39 – dużo mówi o unizmie Władysława Strzemińskiego, z unizmu wyprowadził swoje koncepcje muzyczne.

Dobrze określa swój stosunek do tradycji, związek z tradycją i jej przezwyciężanie.

Gdyby tak coś takiego był w stanie mówić pisarz polski, zwłaszcza prozaik.

Przy wywiadzie fotografia jubilata, szale­nie dziwny wyraz twarzy, w twarzy jakaś sztuczność, niezborność uśmiechu, zamyśle­nie, twórczynią portretu fotograficznego jest Anna Brzezińska –

 

(27.9.1998)

Anatol Sys, wiersz Pieśń o żonie – „Twór­czość” 1998 nr 9, przekład Jerzego Pomianowskiego – zdumiewający, niebywały.

Dwukrotnie pytał mnie o ten utwór Jerzy Łukosz w rozmowach telefonicznych, nic nie mogłem powiedzieć, bo wcześniej tylko me­chanicznie przebiegłem go wzrokiem.

Dziś Pieśń o żonie przeczytałem jak trze­ba, to wiersz suma doświadczenia ludzkie­go, poprzez doświadczenie kobiety, matki i żony.

W mowie matki i żony mówią prawzory doświadczenia, losu, ich najokrutniejsza wer­sja, wersja gwałtu, wersja we wszystkim nie­ludzka.

W niej jest wyrok na człowieka, dziedzica i owoc zbrodni.

Wiersz Anatola Sysa jest jak popis tanecz­ny w ogniu, z narzędziami śmierci, ze zna­kiem zagłady –

 

(29.9.1998)

Tomasz Różycki (ur. 1970), cztery wier­sze – „Gazeta Forteczna” nr 3 (Legnica) – nie mówią wyraźnie, jakim poetą jest autor tomi­ku Vaterland (Łódź 1997).

Słyszałem o nich górne opinie.

W paru zdaniach Adama Wiedemanna w tekście Czterej poeci młodzi („Gazeta Fortecz­na”) uzasadnione (głównie filozoficznie) uzna­nie.

Może, rzeczywiście, Tomasz Różycki jest, jak pisze Wiedemann, „poetą smutku, który nie kąsa, tylko pomału, od środka zżera, stra­chu, co się panoszy gdzieś na rubieżach decyzyjnych centrów, języka, co nie błyszczy, lecz wciąga niczym mętny wir” –

Radosław J. Kobierski (ur. 1971), trzy wiersze – „Gazeta Forteczna” nr 3 – we wszystkim zgodne z opisem Adama Wiedemanna.

Wiedemann pisze, że Kobierski wybija się ponad potoczną „śląskość” (to akurat nie wiadomo, co znaczy), ale jednocześnie w jednym zdaniu definiuje artystyczny charakter jego wierszy.

„Metafory nie ozdabiaj ą tu tekstu, lecz pięk­nie dynamizują to, czemu egzystencjalny szczegół dodaje (ze swej strony) namacalnej przeraźliwości: materię wiersza, niemal zawsze najwyższej próby”.

Swoją charakterystykę opiera Wiedemann na debiutanckim tomie wierszy niedogony (Kraków 1997), ale trzy wiersze potwierdza­ją ten opis w całej pełni, zwłaszcza Erotyk spod ciemnej gwiazdy.

Ten tytuł ma sugestywne uzasadnienie –

Marcin Hamkało (ur. 1971), trzy wiersze – „Gazeta Forteczna” nr 3 – zgadzają się z charakterystyką Wiedemanna, która się odnosi do debiutanckiego tomiku Limes (Wrocław 1996).

Autor jest podobno badaczem najnowszej literatury, zapowiada tom poetycki pod tytu­łem Weiter, weiter.

Wiersze Marcina Hamkały satyryczne lub parodystyczne, zresztą wszystko jedno, poczu­cie humoru niewątpliwe –

Szkic Hamkały Zadurzenie – tamże – mimo przefajnowań stylistycznych bardzo solidny.

Przeczytało się całego Bohdana Zadurę, ma się o nim własne zdanie, wytknęło się innym ignorancję.

Szkic Zadurzenie i trzy wiersze każą Mar­cina Hamkałę traktować serio, to jest z pew­nością ktoś, kto pisze i będzie pisał –

Jacek Gutorow (ur. 1970), w charaktery­styce Adama Wiedemanna (Czterej poeci młodzi) na czwartym miejscu i potraktowany niezbyt serio.

Cztery wiersze potwierdzają opinię Wiede­manna, chociaż czwarty wiersz – Topole (poświęcony Emmamielowi Levinasowi) – dosyć mi się podoba –

Bohdan Zadura, przeczytałem na nowo wstępniak Bohdana – „Gazeta Forteczna” nr 3 – pod tytułem Fortel.

Tekst jak tekst, ale w tekście dwie gafy, wtrą­cenie po łacinie całkiem błędne, trzy razy użyte słowo przełożenie trąci przykrym żurnalizmem.

Głównie strofa z Okudżawy w przekładach Witolda Dąbrowskiego i Ziemowita Fedeckiego ratuje ten okolicznościowy tekst –

 

(30.9.1998)

Robert Bringhurst (ur. 1946), Wiersze i Myśleć i mówić: proza wędrowców – „Litera­tura na Świecie” 1998 nr 4-5, przełożył Krzysz­tof Korżyk – prezentują niezwykłą osobowość kanadyjskiego poety, widać to mimo chropo­watości przekładów.

Eseistyczna wypowiedź Myśleć i mówić: proza wędrowców pochodzi z tomu Pieces of Map, Pieces of Musie (1986) i jest rodzajem konfesji o filozofii życia, o filozofii kultury i przede wszystkim o filozofii poezji.

Powiedzieć z całą dobitnością coś takiego – „Poezja, w swojej istocie, nie ma nic wspól­nego z językiem” – i nadać temu pełne sen­sów znaczenie, to z całą pewnością własna filozofia poezji, która się formułuje, uzasad­niając ją nader rozmaicie: „Z drugiej strony, wydaje mi się, że poezja jest nazwą czegoś w samej strukturze istnie­nia, nie widzę więc, jak ktokolwiek z nas mógłby jej naprawdę uniknąć, choć tak wielu usilnie się o to stara” –

Andrzej Biernacki (Abe), dwie noty, o polonistce Jamnie Kulczyckiej-Saloni (1912-1998) i o orientaliście Tadeuszu Kowalskim (1889-1948) – „Twórczość” 1998 nr 10 – jak zwykle wzorowe w solidności.

W pierwszym przypadku wielka troska o to, żeby przynależność partyjna nie przesłoniła i nie zniweczyła wymiarów osobowościowych bohaterki.

Dla mnie Janina Kulczycka-Saloni była postacią bardziej dramatyczną, niż widzi to Andrzej Biernacki.

Może dlatego, że znałem jaz opowieści jej przyjaciółki z czasu studiów, Anny Sacharkówny (później Drozdowej), która była mo­ją skierniewicką polonistką, a następnie bezpośrednio z czasów mojej asystentury na polonistyce warszawskiej, na której Ja­nina Kulczyka-Saloni była podówczas adiunk­tem.

Pośrednio i bezpośrednio znałem Ja­ninę Kulczycka-Saloni jakby z bliska, stąd moje poczucie pewnego wtajemnicze­nia, które może komplikować rozumienie czło­wieka.

Doceniam w każdym razie dobrą wolę An­drzeja Biernackiego, który powstrzymał się od jakiejkolwiek pochopności –

 

(1.10.1998)

Ryszard Przybylski, esej Niebiańskie pust­kowie – „Twórczość” 1998 nr 10 – doskonały w swojej eseistycznej piękności, spokojny i in­telektualnie we wszystkim oczywisty.

Oczywistość, której się doświadcza, czyta­jąc naszych romantyków o Kampanii Rzym­skiej, można sobie przy tej lekturze powtó­rzyć i ugruntować –

 

(2.10.1998)

Krzysztof Uniłowski, trzy recenzje prozy (Witold Izdebski Harley Davidson, Jacek Krakowski Klucze nieba i piekła, Krzysztof Myszkowski Funebre) – „FA-art” 1998 nr 3 – jak to u Uniłowskiego.

W pierwszej z trzech recenzji demonstra­cja założenia, że i w bzdurze można znaleźć intelektualną kwestię (Witold Izdebski).

W drugiej sprawdzenie utworu beletrystycz­nego (Jacek Krakowski), czy można go czy­tać jako dzieło historyczne i religioznawcze, wniosek tego sprawdzenia, że nie bardzo moż­na, co, moim zdaniem, bardzo krzywdzi auto­ra Kluczy nieba i piekła.

W trzeciej znęcanie się nad bzdetem cza­sem dowcipne, w młodości zdarzało mi się robić coś takiego.

Teraz nie bardzo mogę zrozumieć, że Krzysztofowi Uniłowskiemu chce się dowa­lać autorowi czegoś takiego –

 

(24.12.2001)

Rewelacyjność, (Robert Walser, Dziwne miasto).

Nie powinienem chyba po raz kolejny spo­wiadać się z przegapienia pisarstwa Roberta Walsera, który mógł stać się dla mnie pisa­rzem idealnym i jednym z najważniejszych nie w końcówce życia, lecz wtedy, kiedy byłem w pełni sił.

Stałoby się to z pewnością przy lekturze dwóch fundamentalnych zbiorów prozy, Hi­storie (1914) i Rozprawki (1913), które w natchnionym przekładzie Małgorzaty Łukasie­wicz mają nadrzędny tytuł Dziwne miasto (Świat Literacki, Izabelin 2001) i są odpo­wiednikiem drugiego tomu utworów zebra­nych Roberta Walsera.

Jest to piąta w Polsce publikacja Roberta Walsera, nie tylko edytorsko najokazalsza, ale i pisarsko najbardziej fundamentalna.

W Historiach i Rozprawkach (podtytuł) wolno widzieć pełną propozycję artystyczną pisarza, który jest jednym z najniezwykłejszych pisarzy dwudziestego wieku.

Ta propozycja najpierw została złożona w publikacjach prasowych, Geschichten i Aufsätze były publikowane wcześniej w gazetach, w gazetach więc mogła zostać przed­stawiona (już w pierwszym ćwierćwieczu dwudziestego wieku), jedna z najśmielszych, rewelacja artystyczna w literaturze.

Rewelacja była niewyobrażalnie rewolucyj­na artystycznie i jednocześnie tak ostentacyj­nie konserwatywna (nierewolucyjna), że mo­gła latami istnieć niezauważalnie.

I nie byłoby wcale dziwne, gdyby do czasu książkowych publikacji Historii i Rozprawek wiedział o tym głównie sam Robert Walser.

Propozycja pojawiła się w pełnej zgodzie z duchem czasu artystycznego i jakby całkowi­cie na przekór jego najwyżej cenionym reali­zacjom, wyeksponowanym jak ówczesne pisarstwo Tomasza Manna, rozkwitającym jak u Joyce’a, Virginii Woolf, Prousta, Musila i Gütersloha, rozkwitłym w ukryciu jak u Kafki, Babla i u innych.

Ten imponujący zestaw nazwisk wielkiej literatury wymieniam tylko po to, żeby zasygnalizować, z czym Historie i Rozprawki są porównywalne i wobec czego zachowują niezależność.

Sztuka u Roberta Walsera – jak u nich wszystkich – jest sobą, czyli tylko i wyłącznie sztuką, można by to kojarzyć z hasłem sztuka dla sztuki, ale jest to hasło nąjfałszywiej do dziś rozumiane i głównie w tym fałszywym znaczeniu negatywnie do dziś pamiętane.

Właśnie z fałszem w tym haśle zawartym (wpisanym w nie i mu przypisywanym) sztu­ka Roberta Walsera nie ma najmniejszego związku, jest mu programowo przeciwna, gdyby o jakiejkolwiek programowości dało się u Roberta Walsera mówić.

Jest on w takim sensie przeciw programom, że słowo program nie może mieć wobec jego pisarstwa nawet najskromniejszego zastoso­wania, on jest w swojej sztuce bez reszty i do końca bezprogramowy.

Jego myśl artystyczna jest w ciągłym ruchu, kształtuje się z jednego krótkiego utworu na drugi krótki utwór, jej celem jest ustawiczna kreacja artystyczna.

Poza procedurami kreacyjnymi świat nie istnieje i nie istnieje człowiek, wszystko, co istnieje, powstaje w kreacji i przez nią i ra­zem z nią znika.

Formułuję rzecz najskrajniej jak można, żeby wydobyć szczególność pisarstwa Roberta Walsera i szczególności jego rozumienia kre­acji artystycznej, sztuki i może nawet zasady ontologicznej, istnienia i bytu.

Sztuką jest dla niego wszelka kreacja nie­zależnie od wszystkich możliwych kwalifika­cji, aksjologicznych nie wyłączając.

Hasło Edwarda Stachury zawarte w tytule Wszystko jest poezja trąci intelektualną okolicznościowością w porównaniu z tym, co wynika z każdego „kawałka narracyjnego” Roberta Walsera.

Wzdragam się przed nazywaniem historii i rozprawek felietonami, choć tak najprawdopodobniej myśleli o nich edytorzy i czytelnicy gazet, w których utwory Roberta Walsera były po raz pierwszy publikowane.

Felietonowość i taki lub inny pozór dzien­nikarskiej informacyjności może się niekiedy pojawiają w tych utworach, zwłaszcza pozo­ry recenzyjności teatralnej, ale niemożliwe jest nie widzieć poza tymi pozorami całych powie­ści, dramatów i monografii interpretacyjnych, jeśli ma się dar czytania twórczo.

Czyli z aktywną przy każdym twórczym czytaniu wyobraźnią.

Ośmielam się przypuszczać, że wiedział­bym, co czytam, gdybym był czytelnikiem gazetowych pierwodruków narracji Historii i Rozprawek, choć moje czytanie narracji Andrzeja Łuczeńczyka, Dariusza Bitnera albo Janusza Rudnickiego tyle krwi napsuło tym wszystkim, którzy i Roberta Walsera potrafi­liby tak czytać, jakby musieli piłować drzewo na Huculszczyźnie.

U Roberta Walsera w każdym momencie narracyjnym – tak samo w barze z piwem, w sklepie, w kiczowatym teatrze, na zamku, w muzeum, na targowisku, na ulicy, rozgry­wa się, wciąż jeden i ten sam, wielki teatr świata, wielki teatr ludzkiego istnienia.

Tworzy go ten, kto ma dar widzenia, dar czucia i dar kreacji przez wyobraźnię, czyli to wszystko, bez czego nie ma nic i nic nie ist­nieje.

Rewelacyjna propozycja artystyczna Wal­sera nie została przeoczona, choć mogło się tak zdarzyć, jej niezwykłość dostrzegli niektórzy najwięksi (Kafka, Musil), jeszcze ważniej­sze, że dostrzegli ją i dostrzegają nadal imienni i bezimienni entuzjaści pisarza, którego trwałe istnienie musi mieć w czymś takim swój fun­dament.

Przy wszystkich odwołaniach do przejawów kreacji powszechnych i nawet pospolitych w zewnętrznych i wewnętrznych teatrach czło­wieka Robert Walser respektuje w swojej sztuce niepowtarzalność jego aktywności twórczej.

Ta sztuka nie zatraca więc nigdy swego na wskroś indywidualnego charakteru i swego absolutnie indywidualnego adresu.

Dlatego jest i może być tylko sztuką dla in­dywidualności, dla jednostek, dla tych, któ­rzy pielęgnują w sobie swoją unikalność lub choćby jej złudzenie, którzy szukają unikal­ności i potrafią ją odnajdywać.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content