Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1996

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(11.6.1994, 13.6.1994, 14.6.1994, 16.6.1994, 22.6.1994, 23.6.1994, 24.6.1994, 25.6.1994, 26.6.1994, 27.6.1994, 28.6.1994, 29.6.1994, 1.7.1994, 2.7.1994, 4.7.1994, 5.7.1994, 7.7.1994)

 

(11.6.1994)

Temida Stankiewicz-Podhorecka, artykuł o Marku Hłasce – „Życie Warszawy” 1994 nr 135, dodatek „Niedziela” – dotyczy ostatnich mie­sięcy życia Marka.

Autorka polemizuje z poglądami, że Marek popełnił samobójstwo, cytuje orzeczenie lekarskie, z którego wynika, że Marek zmarł 14 czerwca między 1 a 845, w trakcie zapaści po użyciu alkoholu i środków nasennych.

Moje trwałe przekonanie o śmierci w dniu 13 czerwca ma mimo wszystko swoje uzasadnienie.

W artykule przywołuje się wypowiedzi o śmierci Marka, Leopolda Tyrmanda i Piotra Guzy.

Właścicielem mieszkania, w którym Marek zmarł, był redaktor telewizji w Wiesbaden Hans Jürgen Bobermin.

W tekście artykułu przeszkadza mi dziennikarskość cytatów, większości tych tekstów bym nie cytował.

Wszystko brzmi jak długi cytat Leopolda Tyrmanda z paryskiej „Kultury” […], tekst Tyrmanda świadczy o powierzchowności rozumie­nia osobowości Marka […] –

Zyta Rudzka, Uczty i głodówki (tytuł pier­wotny) są – mimo różnych niezborności fabularnych i niezręczności słownych – utworem świetnym.

Bałem się tej lektury – po przeczytaniu fragmentu w ubiegłym roku, po przeczytaniu początku przedwczoraj, po rozmowie z Boh­danem Zadurą – zupełnie niepotrzebnie.

Filozofia nastroju jako atomu świata i ist­nienia nie ma pełnej spójności, ale metafory­cznie wskazuje ona na to, o czym autorka chce opowiedzieć, o węzłach, które w nas są, o kontakcie ze światem poprzez te węzły.

Nastrojami, węzłami można nazwać nasze zjednoczenie lub scalenie w zmysłach, poprzez zmysły, poprzez ich funkcjonowanie.

W ostatecznej instancji dzieje się to poprzez seks, poprzez erotyzm, to ostatnie bastiony człowieczeństwa, istnienia.

Cieszę się bardzo, że Białe klisze nie zwiodły mnie, że się nie pomyliłem –

 

(13.6.1994)

Klub Księgarza, przyszedłem przed piątą, był już tłum.

Czytał listy Marka Hłaski Zbigniew Zapasiewicz, przemawiał szef wydawnictwa Ypsylon, czytała listy do siebie Agnieszka Osiecka, mówił Andrzej Roman.

Zostałem przez niego wywołany do głosu, mówiłem o Marku ogólnie i o pobycie z Mar­kiem w Kazimierzu (od marca do końca maja 1957), poruszyłem sprawę maszynopisu Wilka.

Przed imprezą witał się ze mną Andrzej Czyżewski, przypomniał, że byłem u niego z Markiem we Wrocławiu (czerwiec 1956).

Przed moim występem Janusz Głowacki podał mi kieliszek wódki.

W części towarzyskiej rozmowy z sensem i bez sensu.

Nagrała ze mną rozmowę dziennikarka z radiowej trójki, mówiłem między innymi o Wilku.

Wyciągnął mnie Janusz Głowacki –

 

(14.6.1994)

Wczorajsza impreza, myślę dziś z rozdraż­nieniem o wszystkim, co się mówiło wczoraj o Marku Hłasce.

W zachowaniu Agnieszki Osieckiej, And­rzeja Czyżewskiego, Andrzeja Romana i prze­de wszystkim w moim odczuwam jakąś nie­stosowność.

Może nie powinienem w tym uczestniczyć, może nie powinienem nic mówić –

 

(16.6.1994)

Tadeusz Drewnowski, w artykule Pierwszy gniewny – „Życie Warszawy” 1994 nr 138 – polemizuje z Janem Tomkowskim, który w referacie o Marku Hłasce nazwał go autorem bajeczek.

Mimo szlachetnych intencji polemicznych wyc/uwa się, że Drewnowski pisze na obcy sobie temat –

 

(22.6.1994)

Adolf Rudnicki, fragmenty dzienników z roku 1947 – „Polityka” 1994 nr 26, dodatek „Kultura” – bardzo interesujące i oryginalne.

Wybrał fragmenty Józef Wróbel, jego zwię­zła charakterystyka całości dzienników z lat 1947-1990 jest wiarygodna.

Może to być zjawisko w polskiej diarystyce dwudziestego wieku o pierwszorzędnym znaczeniu –

 

(23.6.1994)

Andrzej Sosnowski, Sezon na Helu (Lublin 1994) jest jak intelektualne przeciwieństwo prozy Nouvelles impressions d’Amérique.

W prozie Andrzeja Sosnowskiego toczy się narracyjna walka o komunikację między zewnętrznym i wewnętrznym światem, między tymi dwoma światami.

W Sezonie na Helu podmiot twórczy jest poza lub ponad jednym i drugim.

Jest przed wcieleniem się w jeden i w drugi, może przed stworzeniem siebie i świata.

Skojarzeniom genezyjskim przeczy tytuł tych wierszy.

Tytuł wskazuje na nietrwałą czasowość, ją można skojarzyć z wyzwoleniem od stałego usytuowania, z zaznaniem wolności.

Zaznaje się tu wolności od miejsca i czasu i zarazem wolności od siebie.

Tę wolność umożliwia zamiana czasoprze­strzeni (świata) i siebie w ulotność, w niepochwytność, w mgnienie.

Jest się mgnieniem w nieskończoności mgnień.

Mgnieniem jest świat ze swoją historią, ze swymi postaciami.

Mgnieniem jest człowiek ze swoim losem, ze wszystkim, co mu się zdarza.

Mgnieniem są europy, kontynenty, końce wieku.

Mgnieniem jestem ja, mgnieniem jesteś ty, mgnieniem są Lautreamont, R.R., Pomona i Wertumnus.

Jesteśmy przygodni, zaznajemy przygod­ności, jesteśmy przygodnością w przygodności.

Przygodnością świadomą swojej przygod­ności jest R.R., jeden z bogów Andrzeja Sosnowskiego.

Bóg przygodny.

Bogiem przygodnym jest Andrzej Sosnow­ski sam dla siebie.

Jako swój bóg wchodzi w blask, w cień, w poświatę, przemienia się w niepochwytność, w niematerialność, w nicość.

W ten sposób zaznaje wolności, pełni, poznaje chwilową wieczność.

Chwilową wieczność umożliwia poezja, ona jest oksymoronem, jest niemożliwa poza słowem. Jej byt jak byt słowa jest bytem niebytu –

 

(24.6.1994)

Bohumil Hrabal, opowiadanie Kain – „Twór­czość” 1994 nr 6, przekład Józefa Waczkowa – ma w sobie taką genialność, że nie obchodzi mnie wcale, jak je oceniają specjaliści od Hrabala.

Możliwe, że mówi się w tym opowiadaniu jakby za wiele, że zostały w nim użyte wszyst­kie najważniejsze słowa. Jeśli miałoby ich być na przykład dziesięć, to żadnego z nich nie brakuje w tej narracji.

Możliwe, że nie każde z nich nabrało tak nieoczekiwanych znaczeń jak słowo tytułowe, jak słowo Kain.

Ważne, że niektóre z nich znaczą co innego po tej narracji niż przed nią.

Są wśród nich słowa Kain i Chrystus, może także życie i śmierć, może jeszcze jedno lub dwa słowa inne, na przykład słowo samo­bójstwo.

Kto pojmie, dlaczego Bohumil Hrabal nie otrzymał i chyba już nie otrzyma Nagrody Nobla –

 

(25.6.1994)

Leszek Żuliński, nekrologowy artykuł o Tadeuszu Siejaku pod tytułem Dezerter – „Wiadomości Kulturalne” 1994 nr 5 – bez zarzutu.

Nie uważam, żeby Siejak był liderem „swojej pokoleniowej formacji rewolucji artystycznej”, ale to nie jest istotne, wolno Żulińskiemu tak sobie myśleć –

Tadeusz Siejak fragmenty powieści Tam, dołem, płynie rzeka – „Wiadomości Kulturalne” 1994 nr 5 – świadczą o kontynuacji założeń autentyzmu językowego mniej więcej w taki sposób jak w Oficerze.

Ten język w większym stopniu niż w Ofice­rze jest narzędziem narracji, żadna autonomia językowa (jak u Ryszarda Schuberta) nie wchodzi u Siejaka w rachubę.

Siejak chce być i jest pisarzem komunika­tywnym –

Jerzy Grzegorzewski, w rozmowie z Moniką Kuc – „Życie Warszawy” 1994 nr 148, dodatek „Niedziela” – wyznaje, że jego artystyczną świadomość kształtowali profesor malarstwa Stanisław Fijałkowski i Mieczysław Piotrowski, którego nazywa swoim „przyjacielem, pisarzem, autorem Złotego robaka” –

Charles Bukowski (1920-1994), wiersze w przekładzie Andrzeja Szuby, fragmenty powieści w przekładzie Michała Kłobukowskiego i szkic Andrzeja Szuby – „Literatura na Świecie” 1994 nr 4-5 – umiarkowanie atrakcyjne.

Pisanie amerykańskiego Bukowskiego bez artystycznych pretensji, pisanie do czytania bez zobowiązań –

Maurice Nadeau, obszerne omówienie mo­nografii Celine’a (Philippe Almeras: Céline entre haines et passion, 1994) – „Literatura na Świecie” 1994 nr 4-5, przekład Beaty Kowal­skiej – aż niewiarygodne.

Jednoznaczność działań kolaboracyjnych Celine’a jest według monografisty wszechstronnie udokumentowana.

W finale omówienia jest i takie zdanie: „Wkrótce już tylko starcy, ocalałe ofiary, będą pamiętać, że ten wielki pisarz był łajda­kiem” –

 

(26.6.1994)

Jean Genet, Ceremonie żałobne w przekła­dzie Krystyny Rodowskiej – „Literatura na Świecie” 1994 nr 4-5 – ocalają prozę Geneta w polszczyźnie. Po raz pierwszy, dzięki temu przekładowi, czuję wielkość tego pisarza.

Moje wielokrotne, od trzydziestu lat, lektury Pompes funèbres nie pozwalały na oswojenie się z wieloma komplikacjami stylistycznymi narracji Geneta.

Niepełne rozumienie wyolbrzymiało mi niewiarygodności stylistyczne.

Precyzja i rzeczowość przekładu Rodowskiej pozwalają odczuć, że w narracji Geneta nie ma nic niedopuszczalnego.

Genet jak chirurg tnie i rozdziela tkanki cierpienia po śmierci kogoś, kogo się kocha.

Doświadczyłem takiego cierpienia w skraj­nej postaci po śmierci ojca (1941) i po śmierci Marka Hłaski (1969).

Cierpienie po śmierci ojca miało podobną bezpośredniość i namacalność.

Wielkość narracji Geneta polega na wielowątkowości materii uczuć, na ich wewnętrz­nym dramatyzmie, na ich wszelakiej niezborno­ści, na współistnieniu świętości i trywialności.

Cierpienie ogarnia wielką przestrzeń sprze­czności, jest w niej wszystko, śmierć, na­rodziny, wschód, zachód, północ i południe.

Cierpienie jest jak świat, jak układ słone­czny, jest wielkim organizmem istnienia –

 

(27.6.1994)

Krystyna Rodowska, artykuł Od «Uroczystości» do «Ceremonii żałobnych» – „Literatura na Świecie” 1994 nr 4-5 – jest eksplikacją różnic między przekładem Pompes funèbres autorki i wcześniejszym Piotra Kamińskiego („Literatura na Świecie” 1981 nr 3).

Zdaniem Rodowskiej chodzi o dwa różne ro­zumienia utworu Geneta, te różnice są ujęte w zarysie.

Sugestywniejsze są uwagi szczegółowe Ro­dowskiej, Rodowska poprawia błędy prze­kładu Kamińskiego –

Denis Joseph Enright (ur. 1920), poemat, tak to nazywam, Okruchy snów – „Twórczość” 1994 nr 6, przekład Bohdana Zadury – jest nie­zwykle udanym przekształceniem materii onirycznej w poezję o zwięzłości aforyzmu.

Doskonałość poetyckiej roboty Enrighta powinna mnie zniechęcić do prezentacji mate­rii onirycznej w postaci onirycznego surowca.

Mimo wszystko widzę w surowcu coś inaczej atrakcyjnego niż w onirycznej poezji –

 

(28.6.1994)

Grzegorz Strumyk, wiersze (pięć) – „Twór­czość” 1994 nr 6 – jak z kryształu.

Wiersz Rodzice ostry jak brzytew, wiersz Sen tak samo.

W Śnie ostrość wobec matki może trochę zakryta.

Matka nie musiałaby rozumieć obrazu: „pod sosną matka klęczała // z letnią słodką herbatą”.

Brutalność tego obrazu wynika ze zderzenia go z obrazem poprzednim: „Kiedy bawiłem się chmurą // obok zielonych szczytów”.

Letnia słodka herbata znalazła się tam, gdzie nie ma dla niej miejsca.

Stosunek Grzegorza Strumyka do matki jest jak stosunek do świata, dla niego nie ma jed­nego świata, świat jest dwoisty, rozdwojony.

Strumyk tkwi w dzieciństwie, z dzieciństwa wystaje on tylko poprzez artyzm –

Abe (Andrzej Biernacki), nota Następca Borowego – „Twórczość” 1994 nr 7 – o Stefanie Treugutcie bardzo piękna.

Nie potrafiłbym tak dobrze o nim myśleć, więc tym bardziej Biernackiemu zazdroszczę.

Stefan Treugutt był kimś w dziedzinie polo­nistyki nawet bez tego wszystkiego, co opublikował.

Jakbym słyszał jego wypowiedzi na wykła­dach, na seminariach. Nie wiem, czy bym tak dobrze pamiętał, co mówił, co musiał mówić, w ostatnich latach życia.

Przy przypadkowych spotkaniach mówi­liśmy do siebie dwa słowa –

 

(29.6.1994)

Dariusz Bitner, Świat według mnie – „Twór­czość” 1994, nr 7 – zatracił całkowicie swoją polemiczność.

Jest jednym z kilku esejoopowiadań o sobie jako osobowości pisarza.

Partia polemiczna wobec ataku na mnie w „Literaturze” wpisuje się w polemiczność ogólną.

W polemiczność wobec świata, który robi z ludźmi, co zrobił z dwoma nieszczęśnikami w utworze, z Erazmem (inżynier budowlany) i z Klemensem (kapitan marynarki) –

 

(1.7.1994)

Rajmund Kalicki, Zapiski porzucone – „Twór­czość” 1994 nr 7 – są esejem artystycznym.

Rodzaj artystyczności jest może podpa­trzony u Josifa Brodskiego.

Buduje się w takim eseju model świata z kompozycji konceptów lub szczegółów.

Koncept przeważa u Brodskiego, szczegół u Kalickiego, u obydwu koncept i szczegół mają uniwersalne usytuowanie, są globalne.

Przez to trącą jak gdyby intelektualnym snobizmem, […] –

 

(2.7.1994)

Henryk Markiewicz, szkic Co się stało z „Lalką”? – „Twórczość” 1994 nr 7 – bardzo, jak to u Markiewieża solidny.

Rzadko czytam prace historycznoliterackie, wiec kompetentną relację o wytryskach interpretacyjnego nowatorstwa przeczytało mi się z przyjemnością.

Markiewicz nie stroni od ironii, ale też z nią się nie obnosi, z cytatów można wyczytać nie byle jakie rekordy w osielstwie.

W odnawianiu znaczeń dzieła Markiewicz doradza umiar i przywołuje piękne słowa Emila Staigera, że łączność z teraźniejszością zapewniają nam ograniczenia naszych orga­nów poznawczych.

Myśl Staigera przenikliwa i dalekosiężna –

 

(4.7.1994)

Stanisław Dąbrowski, artykuł w sprawie Henryka Markiewicza Rola niezbędnego słowa – „Twórczość” 1994 nr 7 – w żargonie naukowym.

Aż karykaturalny ten żargon, tak pisał Kon­stanty Troczyński.

Henryk Markiewicz jest według autora „rze­cznikiem komplementarystycznego politeoretyzmu, polimetodologizmu, a nawet poliparadygmatyzmu”, całe szczęście, że pozostał jeszcze Henrykiem Markiewiczem –

Dariusz Nowacki, recenzują tomiku Stacja metro: Franz Kafka Jerzego Pluty – „Twórczość” 1994 nr 7 – jakby wpadkowa.

Dariusz Nowacki chyba nie rozumie pisania Pluty, jego podstępnej rzeczowości.

Chciałby pomysłów fabularnych, kształtów artystycznych, nic z tego nie znajduje –

Krzysztof Uniłowski, recenzja Gry Adama Wiesława Kulika – „Twórczość” 1994 nr 7 – zręczna, przewrotna i aksjologicznie unikowa.

Dariusz Nowacki nie ustrzegł się pomyłki z prozą Pluty, Krzysztof Uniłowski zrobił wszystko, żeby recenzja Gry Kulika w niczym go nie obciążyła –

 

(5.7.1994)

Joanna Pollakówna, w szkicu O pożytkach wieku niemłodego – „Twórczość” 1994 nr 7 – ładne pisanie o twórczości na starość.

Autorka wychodzi od malarstwa Przemys­ława Brykalskiego, ale odwołuje się do ostat­nich dzieł Rembrandta, Tycjana i Michała Anioła.

Wspomina późne obrazy Józefa Czapskiego i Artura Nachta Samborskiego.

Cytuje wiersze Czesława Miłosza (z okrop­nym neologizmem „ranliwe”) i Jarosława Iwaszkiewicza –

 

(7.7.1994)

Piotr Matywiecki, w dwugłosie Pawła Śpie­waka i Zbigniewa Mikołejki o Kamieniu granicznym – „Ex Libxris” nr 55, lipiec ‘94 – pisze się o niemocy słowa wobec Zagłady, wobec Holocaustu.

W Zagładzie widzi więc coś bez precedensu w historii świata.

W takim myśleniu jest błąd, polega on na patrzeniu na zjawisko poprzez jego rozmiar, poprzez liczbę.

Zagłada jest zgładzeniem, zabiciem, prą wzór Zagłady jest w czynie Kaina, prawzorem ofiary są Abel, Chrystus.

Patrzenie na zjawiska poprzez liczbę, w kategoriach statystycznych, jest chorobą na­szego czasu, statystyka ma nam zastąpić wyobraźnię.

Wyobraźni niczym nie można zastąpić, bez niej nie ma nas i nie ma świata –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content