Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(4.9.1996, 6.9.1996, 7.9.1996, 8.9.1996, 9.9.1996, 10.9.1996, 12.9.1996, 14.9.1996, 15.9.1996, 19.9.1996, 22.9.1996, 24.9.1996, 25.9.1996, 27.9.1996, 28.9.1996, 29.9.1996, 30.9.1996, 28.12.1998)

 

(4.9.1996)

Jan Pieszczachowicz, szkic o poezji Tadeu­sza Śliwiaka Zagrożone przymierze – „Twórczość” 1996 nr 9 – znacznie atrakcyjniejszy dla mnie od szkicu Edward Stachura łagodny buntownik („Twórczość” 1994 nr 12).

Może dlatego, że mało znam poezję Śliwiaka, łatwiej znoszę wszystkie nadbudowy interpretacyjne Jana Pieszczachowicza.

W nadbudowach tych nie ma on żadnego umiaru, pisze on o Śliwiaku jako o gigancie wyobraźni, przywołując wszystkich, którzy w filozofii, w poezji lub w nauce robili z wyobraźni największy użytek.

Prawie się wierzy, że Pieszczachowicz pisał swój szkic przez sześć lat (1988-1994), kompletując cytaty z wielkich nie tylko u źródeł, ale i z drugiej ręki, bo i sześciu lat za mało, żeby poznać u źródeł filozofię nowożytną.

Cytaty ze Śliwiaka znoszą nadzwyczaj dziel­nie najlepsze z najlepszych towarzystwo –

 

(6.9.1996)

Rajmund Kalicki, zapiski pod tytułem Po Gombrowiczu – „Twórczość” 1996 nr 9 – czytani po raz kolejny.

Teksty za mało wyraziste, jakby rozmyte, jakby zamazane.

Rozmycie i zamazanie poprzez nadmiar wielokierunkowości, filozofia, polityka, polska charakterologia, Marian Mazur w tym wszystkim.

Sedno Gombrowicza na pewno w czymś takim: „Najpierw trzeba być człowiekiem, a dopiero potem Polakiem, katolikiem, żydem lub pra­wosławnym… To śmieszne, jak bardzo obrazoburcza jest wciąż ta oczywista myśl”.

Tej oczywistości należało się trzymać, z nią nie ma związku tyle rozmaitości, które w jednym tekście chce się związać z Gombrowiczem.

Ale na Kalickiego nie ma co narzekać –

 

(7.9.1996)

Paweł Przywara, fragment powieści Das Kapital – „Akcent” 1996 nr 3 – świetny.

W pisaniu jakieś nawiązanie do Procesu II, może także do W barszczu przygód Marka Słyka, ale nic w tym z młodzieńczości własnej lub cudzej.

Jasna świadomość draństwa w pojedynczym człowieku i w całej ludzkiej zbiorowości –

 

(8.9.1996)

Tomaž Šalamun (ur. 1941), Wiersze – „Literatura na Świecie” 1996 nr 9, przekład Juliana Kornhausera – pochodzą z wyboru Glagoli sonca (1993).

Wyczuwam w wyborze wierszy i w przekła­dach wyraźny wpływ osobowości literackiej translatora.

Dziesięć wierszy przywołuje ludzkie piętno Europy Środkowej, choć ma się do doświadczenia Europy Środkowej dużo dystansu, dy­stansu z perspektywy amerykańskiej i z perspektywy antropologicznej.

Wyraźne w dystansie wiersze polskie, Kra­ków i Wącham konie w Polsce, cywilizacyjno-kulturalna polskość jest we wszystkich tych utworach.

Kraków prawie ostry w widzeniu polskich kontrastów kulturalnych, w ich charakterystyczności, która potęguje wyraz dystansu –

Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – bardzo żarliwa mowa o Krzysztofie Siwczyku (ur. 1977) i o Stanisławie Misakowskim (1917-1996).

Wiersze obydwu chyba z „Toposu”, przy Siwczyku wzmianka o artykule Karola Maliszewskiego.

Recytacji słuchałem bardzo uważnie, zrobił na mnie wrażenie wiersz Krzysztofa Siwczyka, opis gatunku życia poprzez opis pokoju.

Siwczyk już wie wszystko, poznał granice egzystencjalnej dostępności, zna wielorakość znaczeniową zwykłych słów –

 

(9.9.1996)

John Cage (1912-1992), w Wypowiedzi autobiograficznej (przekład Doroty Kocińskiej) i w Kalendarium życia i twórczości (w opracowa­niu Jerzego Kutnika) – „Literatura na Świecie” 1996 nr l-2 – faktografia w postaci płynnej i trudno uchwytnej.

W jednym i w drugim tekście dużo nazwisk artystycznych przyjaciół Johna Cage’a, dużo tytułów jego utworów muzycznych, plasty­cznych i literackich, i od czasu do czasu celne sformułowania samego twórcy, które mówią najwięcej o jego stosunku do wszystkiego.

Zbiór najcelniejszych sformułowań (słów, równoważników zdań, zdań) zawierają Tematy i wariacje (przekład Jerzego Jarniewicza).

W ponad stu całostkach o charakterze hasło­wym dałoby się wynaleźć kilkanaście sformułowań Cage’a zbliżonych do sentencji lub złotej myśli, z których każda zawiera własną lub przez siebie zaaprobowaną filozofię istnienia, działa­nia, kreacji.

Każde z tych sformułowań – na przykład: „Celem jest nie mieć celu”, „Wewnętrzna obiektywność; ruch we wszystkich kierunkach”, „Poezja to nie mieć nic do powiedzenia i mówić to; nic nie posiadamy” – jest potencjalnym traktatem filozoficznym, więcej, jest rzeczywi­stą – najlapidarniejszą z lapidarnych – wykładnią wyznawanej i praktykowanej filozofii życia i tworzenia –

Anegdoty Rok od poniedziałku (1967) – przekład Piotra Sommera – są znacznie mniej atrakcyjne niż Tematy i wariacje.

Można nawet powiedzieć, że im (głównie) poświęcona analiza strukturalna Sommera Krótkie kawałki Cage’a jest atrakcyjniejsza niż one same.

Wśród trzydziestu jeden „kawałków” jest kilka znakomitych – nie gorszych niż filozofi­czne hasła w Tematach i wariacjach – reszta jednak niczym szczególnym nie przyciągałaby oczu, gdyby nie uwierzyło się Sommerowi, że spełnia się w nich rygorystyczna filozofia strukturalna „kawałków” narracyjnych.

W swoich analizach Sommer niczego nie zmyśla, przydaje jedynie tekstom znaczenia przez samo to, że widzi w nich stylistyczny rygor o uchwytnym dla komentatora znaczeniu.

Rygor jest albo go nie ma, założenie, że jest, skłania do wynajdywania jego przejawów i odgadywania ich sensów.

Przy takim założeniu nic nie może być złe.

Działanie komentatora konfirmuje tekst, współtworzy jego wartość, nie jest to działanie nieprawomocne poznawczo.

Współtwórstwo bywa jednym z najszlachet­niejszych sensów krytyki, często mam go na względzie –

Artykuł, jeśli tak to nazwać za autorem, O Robercie Rauschenbergu, artyście i jego dziele (1961) – przekład Jerzego Jarniewicza – składa się z blisko trzydziestu całostek, które można czytać w dowolny sposób.

Każda z tych całostek jest zbudowana z nie­przewidzianych (dla czytającego) elementów, każdy z tych elementów może mieć znaczenie autonomiczne lub powiązane ze znaczeniami innych elementów lub ich dowolnej kompo­zycji.

Czyta się więc nie jeden tekst (artykuł), nie blisko trzydzieści całostek, lecz ogromną liczbę poszczególnych zdań, które złożyć się mogą prawie w nieskończoność możliwych układów.

Tytułowy temat całości istnieje lub można go odnajdywać, zawiera on w sobie potencjalnie całą nieskończoność innych tematów, związa­nych z życiem lub ze sztuką, czyta się więc coś o „artyście i jego dziele”, jakby się czytało coś o istnieniu i wszechistnieniu.

Każde coś w sztuce jest punktem wyjścia w drodze do wszystkiego, co istnieje, czymś takim jest w istocie każdy twór artystyczny, każde dzieło sztuki jest zaproszeniem do rozpoczęcia drogi duchowej od niego do wszechistnienia.

John Cage nadał jednemu „artykułowi” strukturę nieskończoności „artykułów”.

Zależą one od tego, kto je czyta, jak obrazy Roberta Rauschenberga zależą od tego, kto na nie patrzy.

John Cage stworzył swojego Roberta Rau­schenberga, on istnieje, choćby go wcześniej nie było –

 

(10.9.1996)

Muzeum Literatury, na otwarcie wystawy Józefa Wittlina przyszły tłumy, mówili o Wittlinie Zygmunt Kubiak i Jerzy Jarzębski.

Zygmunt Kubiak mówił o dzisiejszym sto­sunku do Młodej Polski i o czytaniu Józefa Witt­lina bez obciążeń.

Jerzy Jarzębski charakteryzował korespon­dencję Józefa Wittlina z Witoldem Gombrowiczem, eksponując odrębność duchową obydwu pisarzy i ich wzajemną solidarność taką, do jakiej byli zdolni.

Rozmówki z wieloma osobami, zdawkowe i niezdawkowe (…).

Widziałem córkę i wnuka Józefa Wittlina.

Czułem się – poprzez swoją twarz i oczy – cząstką zgromadzenia ludzi zdewastowanych, ruin ludzkich –

 

(12.9.1996)

Marek Nowakowski, w radiowym odcinku Powidoków (wczorajszym) opis Tadeusza Peipera, tekst wręcz dla Nowakowskiego wzor­cowy.

Intensywne widzenie twarzy, postaci i mocna domieszka legendotwórstwa.

Nowakowski zobaczył w Peiperze hiszpań­skiego granda, brody wystarczyło dla zobacze­nia w nim patriarchy.

Twarz Tadeusza Peipera rzeczywiście nie dawała się nie zauważyć, emanowało z niej skamieniałe szaleństwo żydowskiego proroka, gdzież w tym arystokratyzm i patriarchalność –

 

(14.9.1996)

Izabella Radziwiłłowa, nekrolog – „Życie Warszawy” 1996 nr 216 – podpisała rodzina, w czasie wojny pełniła różne funkcje (jawne i konspiracyjne) w powiatach łowickim i skierniewickim.

Znam ją od lat sześćdziesiątych (pracowała w Państwowym Instytucie Wydawniczym i w sekretariacie PEN Clubu).

Miała w sobie szlachetność, lubiłem z nią rozmawiać –

 

(15.9.1996)

Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – program II – mówił o wierszu Niepoprawność Erwina Kruka, wiersz z „Litera­tury” (1996 nr 9).

Do aktorskiej prezentacji dołączony został wiersz Potęga smaku Zbigniewa Herberta.

Obydwu wierszy słuchało mi się uważnie i bez wrażenia, norwidyczna retoryka obydwu utworów w nic we mnie nie trafia.

Interesuje mnie nie prawda, lecz indywi­dualne odczucie prawdy, moje odczucie prawdy jest inne niż u Erwina Kruka i inne niż u Zbig­niewa Herberta.

Ich prawdy, każda inaczej, chcą być ogól­ne –

 

(19.9.1996)

Magda Heydal, tekst Akrobacje Angeli Carter – „Literatura na Świecie” 1996 nr 4 – jak dla mnie zbyt zagadkowy.

Streszczenie Wieczorów cyrkowych Angeli Carter (przekład Zofii Uhrynowskiej-Hanasz) rozbudowane tak bez umiaru, że aż obez­władniające.

W streszczeniu rozsypane pochlebstwa wo­bec autorki, pochlebstwa równie poważne pod adresem translatorki.

Nie bardzo wiem, co czytam, może to skutek zimna w mieszkaniu, może skutek założeń całego numeru feministycznego „Literatury na Świecie”.

Chyba to najdziwniejszy numer w historii pisma –

 

(22.9.1996)

Galeria Zapiecek, wystawa kaligrafii Riseki Hashimoto (ur. 1962) przepiękna.

Rozumiem tę sztukę jakby natychmiast, zna­jomość samych znaków wcale nie jest konieczna, żeby odebrać ich oryginalność rysun­kową, ich rysunkową treść.

Nic nie szkodzi, że tytułowego sensu kaligramów mógłbym z samego rysunku nie odgadnąć, odgaduję ich treść (strukturalną lub symboliczną) ogólną, znacznie bogatszą niż znaczenia szczegółowe.

Czytanie kaligramów skojarzyło mi się z czy­taniem Innych Drzwi Krystyny Sakowicz, ona opowiada symbole, Riseki (to jest pseudonim artystyczny) je maluje.

Po wernisażu odbył się pokaz malowania, niektórzy próbowali znaki naśladować (to pokazywało, jaki kunszt się kryje w kaligrafiach Japończyka).

Uczestnicy wernisażu czasem znani tylko z widzenia, rozmówki dwie, z Józefem Tejchmą i Marią Olszaniecką.

Powiedziałem jej, że wczoraj długo rozma­wiałem z jej córką.

Józef Tejchmą wybiera się do Jerzego Lisow­skiego, pytał o „Twórczość”, powiedziałem, jak istniejemy –

 

(24.9.1996)

Poeci poetów”, Adam Ubertowski dał mi w prezencie od swojej siostry antologię Poeci poetów (Warszawa 1996).

Antologia zawiera sto wierszy czterdziestu pięciu poetów według pomysłu, układu i redakcji Anny Czekanowicz, Zbigniewa Majchrowskiego, Władysława Zawistowskiego.

Publikację poprzedziła ankieta z roku 1992, którą rozesłano do stu osób pod hasłem Sto najpiękniejszych współczesnych wierszy polskich.

Uczestnicy ankiety wybrali przeszło tysiąc wierszy stu sześćdziesięciu siedmiu autorów.

W wyborze zrezygnowano z kryteriów frekwencyjnych i zdecydowano się na samodzielny dobór, jego rezultatem jest antologia Poeci poetów.

Z czterdziestu pięciu poetów skreśliłbym bez wahania piętnastu –

 

(25.9.1996)

Krystyna Sakowicz, Lato światów – ma­szynopis, s. 22 – jest jedną z trzech części utworu dla „Twórczości”.

Autonomicznie czyta się to (oprócz samego początku) jak wszystko, co pisze Krystyna Sakowicz, czyli bardzo dobrze.

Potrzebna jest ponowna lektura całości, nie wiem, czy bez takiej lektury jestem w stanie cokolwiek powiedzieć o Lecie światów.

Centralnym i konstytutywnym motywem Lata światów jest śmierć ojca narratorki –

Krzysztof Rutkowski, Bereziada – „Twór­czość” 1996 nr 10 – jest jednym z najważniejszych tekstów o moim pisaniu.

Tekst jest napisany odważnie, z pełnym zaangażowaniem po stronie mojego rozumienia literatury, z dobrą wolą wobec niejasności tego rozumienia.

Szkic Krzysztofa Rutkowskiego wymagałby solidnej interpretacji, trudno jednak, żeby zadania tego podjął się akurat ten, kto jest obiektem szkicu.

Obiekt musi poprzestać na wyrazie uznania i satysfakcji –

 

(27.9.1996)

Dariusz Nowacki, recenzja Mag Bitner Menu – „Twórczość” 1996 nr 10 – tolerancyjna dla opowiadań Bulgulula.

Jakby tolerancyjniejsza niż wcześniej dla całego Bitnera.

Bitner dużo wydaje, umie pisać opowiadania, Bogu dziękować –

Klub Księgarza, promocja albumu Teresa Pągowska (Wydawnictwa Artystyczne i Fil­mowe) nie według planu, nie przyjechał Jacek Woźniakowski.

Imprezę prowadził Janusz Fogler, mówili, autor wstępu Maciej Gutowski, autor projektu albumu Maciej Buszewicz, dyrektor Andrzej Rosner i Teresa Pągowska.

Podobało mi się wszystko, co mówiła Teresa, mówi bez pustych słów, prosto i precyzyjnie, wierzy się temu, co mówi.

Poczęstunek skromny (nie na sali od rynku, w drugiej sali wschodniej).

Witałem się z Teresą Pągowska, dwa słowa, stałem w towarzystwie Olgi Siemaszkowej, Ireny Laskowskiej, Olimpii i Barbary Hoff. (…)

 

(28.9.1996)

Kinga Kawalerowicz, jej opis wystawy Caravaggia i caravaggionistów w Muzeum Narodowym – „Życie Warszawy” 1996 nr 228, dodatek „Niedziela” – jest indywidualny i osobisty, w przeciwieństwie do informacyjnego opisu Marii Tyniec po drugiej stronie rozkładówki.

Na twarz i postać Nikodema (Złożenie do grobu) patrzę zupełnie inaczej niż Kinga Kawalerowicz (prawie nie widzę zmarszczek na twa­rzy i garbu Nikodema), ale właśnie indywidualność jej widzenia stwarza inny niż żurnalistyczny przedmiot opisu.

Kinga Kawalerowicz widzi, rozumie i ko­mentuje po swojemu –

Adam Wiedemann, z maszynopisowej lek­tury Kapitana przypomniałem sobie przy lekturze w druku natychmiast anegdotę.

Nie pamiętam, co sobie zapisałem po pier­wszej lekturze.

Dobra jest dwudzielność stylistyczna w utworze, opowiadanie świadomości edukacyjnej na początku, opowiadanie świadomości kpiarskiej mniej więcej od połowy.

W tej dwudzielności dałoby się widzieć skrót dotychczasowej drogi literackiej Adama Wiedemanna –

Anatol Ulman, opowiadanie Śmierć łaciny – „Twórczość” 1996 nr 10 – jakby ponad siły narracyjne autora.

Pełno w narracji o całej naszej kulturze, czyli o jej łacińskim rynsztunku, najrozmaitszych wspaniałości niemal w każdym zdaniu, ale metafora tytułowa – śmierć łaciny – nie daje się skonkretyzować w wyrazistym znaku, w prawdziwym zmysłowym szczególe.

Anegdota o przedmiocie nie ma samego przedmiotu, przedmiot jest abstrakcyjny, nie wciela się w nic zmysłowo uchwytnego.

Opowiadanie, choć w jakiś sposób wymę­czone literacko, mówi rzeczy najistotniejsze o samym autorze, o jego pisarskiej tragedii –

 

(29.9.1996)

Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – nagadał dużo i interesująco.

Wypowiedział się przeciw polskiemu haiku, chwali krótkie wiersze.

Wdał się mimochodem w interpretację for­muły „odpowiednie dać rzeczy słowo”.

Mówił ładnie, ale nie dość jasno, o odbiorze wiersza, o integralności tego odbioru.

Wybrał do recytacji wiersze Kazimierza Nowosielskiego (z „Twórczości”) i Zbigniewa Chojnowskiego (z „Kresów”).

Bardzo dobrze słuchało mi się wiersza Odpo­wiedź Kazimierza Nowosielskiego –

Halina Kowalska (wdowa po Władysławie Kowalskim), w liście do „Polityki” (1996 nr 39) polemizuje z uwagami o swoim mężu w Moim wieku Aleksandra Wata.

Ton listu elegancki i przez tę elegancję list wiarygodny –

 

(30.9.1996)

Bartłomiej Chaciński (ur. 1974), szkic Filozof honoris causa – „Ex Libris”, numer specjalny, wrzesień ‘96 – jest najlepszym, jaki mógłbym sobie wymyślić, osądem dzieła Lema i książki Małgorzaty Szpakowskiej o Lemie na dodatek.

Nie przeszkadza mi ani trochę, że Bartłomiej Chaciński widzi dzieło Lema najlepiej jak można, ja natomiast jestem wobec tego dzieła widomie niechętny, ze względów czysto literackich.

Kwestię, dlaczego Lem wolał zostać autorem fantastyki naukowej niż filozofem, Bartłomiej Chaciński rozstrzyga z olśniewającą celnością.

Nie wiem jednak, czy wie, dlaczego nie tylko Małgorzata Szpakowska widzi w fantastyce naukowej literacką podrzędność, jeśli nie coś gorszego.

Bartłomiej Chaciński jest rewelacyjnym znaw­cą literacko peryferyjnych dziedzin piśmiennictwa, które są taką potęgą, że samą literaturę usuwają w cień.

Myślę czasem, odkąd uważnie czytam jego teksty, że bardzo bym chciał przeczytać jego komentarz do Słownika chazarskiego lub do Derwisza i śmierci.

Po recenzji Dyskusji ze Stanisławem Lemem mogę sobie wyobrazić, co by Bartłomiej Chaciński napisał przy jakiejś okazji o filozofii Berkeleya, nie wiem, jakby mu się czytało utwory Tarjei Vesaasa lub Roberta Walsera.

Nazwiska lub tytuły wymieniam na chybił trafił, chodzi mi o sam zasięg zainteresowań i wrażliwości –

 

(28.12.1998)

Hans-Georg Gadamer, pięć szkiców Gadamera w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz – Czy poeci umilkną?, wybór Janusza Margańskiego, wstęp Kazimierza Bartoszyńskiego (Bydgoszcz 1998) – ma prezentować nie filozofię hermeneutyczną autora, lecz jego stosunek do poezji lirycznej i zwłaszcza jego stosunek do liryki Paula Celana.

Ten stosunek ma w sobie coś jedynego w swoim rodzaju pod względem intelektualnej szlachetności.

Intelektualny autorytet miary największej prezentuje we wszystkim, co chce o poezji Paula Celana napisać, co pisze, tak pełną god­ności pokorę poznawczą, że przykładu czegoś podobnego u kogoś innego nie potrafiłbym wynaleźć.

W postawie pokory poznawczej nie ma u Gadamera nic na pokaz, nic ponad tę miarę, którą narzuca rzeczywista relacja między nauką i poezją, naturalny między nimi stan rzeczy.

Przy całej istotności swojego myślicielskiego doświadczenia z poezją, przy całym jej znawstwie, Gadamer stawia sobie zadanie poznaw­cze szczególnie trudne.

Chce dojść do dobrego zrozumienia zjawiska poetyckiego nie przystającego do tradycji poezji w języku niemieckim, rewolucjonizującego nie­miecki język poetycki, szukającego jego całko­wicie nowych możliwości kreacyjnych.

Zadziwiająca u Gadamera jest jego najlepsza wola zrozumienia czegoś, co powstaje z przyzwolenia na swoją pełną odmienność i na swój hermetyzm.

Bez doskonałej świadomości, jaka jest natura języka poezji, jakie możliwości twórcze w nim się realizują, taka najlepsza wola mogłaby nie wystarczyć.

O wyższości języka poezji nad każdą inną jego postacią nawet się nie wspomina, to dla twórcy nowoczesnej hermeneutyki jest oczy­wistość.

On się nie odwołuje do definicji języka poezji i sam do nich nie zmierza, poprzestając na natchnionej demonstracji przejawów jego krea­cyjnej mocy u Paula Celana.

Rozprawa Kim jestem Ja i kim jesteś Ty? składa się z ujawnień tych możliwości słowa poezji, jakie doświadczony znawca odkrywa dla siebie i dla nas u wielkiego poety naszego czasu.

Pokora poznawcza każe autorowi rozprawy kilkakrotnie powtórzyć, że rozumiejąc, ile rozumie z poezji Celana, nie rozumie w niej wszystkiego –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content