Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(3.10.1998, 4.10.1998, 5.10.1998, 6.10.1998, 7.10.1998, 8.10.1998, 9.10.1998, 10.10.1998, 11.10.1998, 12.10.1998, 14.10.1998, 15.10.1998, 16.10.1998, 17.10.1998, 4.1.2002)

 

(3.10.1998)

Marta Mizuro, recenzja Szambonurek (o Jajojadzie Romana Praszyńskiego) – „FA-art” ‘98 nr 3 – jest łomotem, który mógłby może być uzasadniony, gdyby był zrobiony z domieszką jakiegokolwiek wdzięku.

Właśnie wdzięku nie ma w tej recenzji ani na lekarstwo, jest natomiast nieustanna redundancja –

 

(4.10.1998)

Szymon Wróbel, list do niego:

Drogi Szymonie,

przeczytałem Twój esej z wielkim zaintere­sowaniem.

To prawda, że nie jestem wielbicielem pi­sarstwa Stanisława Lema, nieraz myślałem o tym, dlaczego zupełnie inaczej reaguję na twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza i na twórczość Lema, mimo ich niewątpliwe­go podobieństwa (literackiego, stylistyczne­go).

Jedną z przyczyn może być ubóstwo mojej wyobraźni technicznej, technologicznej, technika, maszyny stawiają mi opór, są dla mnie jak mur nie do przebicia.

Twój esej czytałem jak historię cywilizacji technicznej w ujęciu filozoficznym, w tym sensie jest to dla mnie tekst imponujący, po­dziwiam ogrom Twojej wiedzy, Twojego wtajemniczenia w materię, w fizykę świata.

Nie ma więc istotniejszego znaczenia to, że brak mi w eseju ważnej dla mnie atrakcji Twoich tekstów, wynikającej z konfrontacji różnych języków (jak w esejach o Marquezie, o Genecie, o Grassie).

W poszczególnych rozdziałach Twój wy­wód poprzedza zwykle analizę wykładni Lema, domyślam się, dlaczego tak się dzieje, nie sądzę jednak, żeby tego mogli się domy­ślić czytacze tekstów polonistycznych.

Ich zdaniem rozdział Produkcja powinien by kończyć Twój esej, nie otwierać, ale Pro­dukcja nie wynika z analiz, lecz z Twojego ujęcia filozoficznego i Lema, i wielu innych rzeczy.

Nie piszesz, czy mam dać esej Komendantowi, dam mu jednak, choć go z pewnością przerazi rozmiar tekstu (co najmniej 60 stron znormalizowanego maszynopisu).

Bardzo bym chciał, żebyś wydał swoją książkę pod jedno wyrazowym tytułem Galak­tyki. Tę książkę już napisałeś, nie powinieneś jej powiększać.

Serdecznie Cię pozdrawiam –

Henryk

Paweł Smoleński, artykulisko Przez poli­tykę mi smutno (o Wiesławie Walendziaku) – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 232 – ważne jedy­nie przez nazwiska (a tych jednak mało).

Wiesława Walendziaka robi się w artykule na postać demoniczną i bezgranicznie ideową.

Przeczytałem to ze względu na Henryka Krzeczkowskiego i na jego patronat sprzed lat nad młodzieżą prawicową –

Krzysztof Rutkowski, felieton Prawdziwe życie rodzi się dwa razy – „Plus Minus” 1998 nr 40 – chyba trochę wysilony.

Nawiązanie do poglądów Jakoba Boehmego ze względu na Mickiewicza i przemianę Gustawa w Konrada u niego.

Wszystko tak bardzo wymyślne, że powin­no bawić, ale jakoś nie bawi.

Edward Stachura też nie bawił, ale u Stachury nie było nic wymyślonego, bo Stachura wierzył w „człowieka-nikt” –

 

(5.10.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, z listu do niej:

Droga Magdaleno, piszesz wiele o swoim zapracowaniu. Twój opis przypomina mi moją codzienność z dawnych czasów, z czasów przed zawałem, kiedy wisiały mi nad głową dziesiątki obowiązków.

Teraz ja właściwie nie mam bezwzględnych obowiązków, wszystkie są dobrowolne i na dobrą sprawę wymyślone, nie muszę robić prawie nic z tego, co robię, a tego jest tyle, że nie mam prawie ani chwili wolnej.

W takiej sytuacji widać doskonale czystą absurdalność wszystkiego, na co sam się skazuję.

Ciesz się więc z postaci swojego zapraco­wania, ono nawet w swojej, wynikającej z biegu rzeczy, potoczności ma zwyczajny sens, a inny sens, wydaje mi się, w ogóle nie ist­nieje.

W każdym razie nie istnieje żaden w moim zapracowaniu, które jest po nic we wszyst­kich możliwych sensach i znaczeniach. (…) –

Bohdan Zadura, zadzwonił o siódmej wie­czorem (z Puław), zaczął mówić o koszma­rach sennych, opowiedział, koszmary i nie-koszmary.

Powiedział, że dzwoni nie po to, żeby mó­wić o koszmarach, ale po to, żeby wyrazić solidarność z moim listem do Alicji Dryszkiewicz (Zrównanie), podziękowałem. (…) –

 

(6.10.1998)

Dariusz Sośnicki, z listu do niego:

w Pana wierszach pewność – „Skowronek jest pewny” – jest zmysłowo sprawdzalna, niepewność czai się we wszystkim, niepew­nością karmi się wyobraźnia, do niej Pan się zwraca, jej daje sygnały.

Chwile przez Pana utrwalone mają w sobie wyrazistość, są wyodrębnione, jest w nich napięcie między wiadomym i niewiadomym, dramat ograniczonej pewności i nieograniczonej niepewności –

Jerzy Łukosz, zadzwonił po wpół do dzie­wiątej wieczorem (z Wrocławia), dużo naopowiadał.

Pisze oprócz nowej powieści komedię Por­tret grupowy, opowiedział mi trochę o pomy­śle.

Drukuje się Oko cyklonu, Łukosz martwi się trochę, że okładka nie będzie kolorowa, Oko cyklonu ukaże się chyba w tym roku.

Łukosz jak Myśliwski i Zadura powiedział, że dzwoni ze względu na Zrównanie, wygło­sił przy okazji pochwałę moich listów do Ali­cji Dryszkiewicz i w ogóle mojej epistolografii. (…) –

 

(7.10.1998)

Jan Lenica, Camera obscura – „Twórczość” 1998 nr 10 – jest układem kilku wspomnieniowych narracji, są to wspomnienia w for­mie bardzo literackiej.

Czyta się to bardzo dobrze.

Narracje personalne (Tadeusz Borowski, Mieczysław Piotrowski, Tadeusz Konwicki) są lepsze od syntetycznych (1947-1949, Nad Sekwaną).

Chociaż wspomnienia z czasu wojny (Wy­siedlenie, Mój patriotyczny gest, Dwóch szubrawców, o których się otarłem) mają dużo okupacyjnego autentyzmu, dużo więcej niż warszawskie wspomnienia powojenne –

 

(8.10.1998)

Jacek M. Dobrowolski, lektura obydwu tekstów (Wściekły i Jedyny i jego nienawiść) – „Twórczość” 1998 nr 10 – w druku i łącznie (najpierw opowiadanie, następnie filozoficz­ny komentarz) utwierdza w przekonaniu, że ich współistnienie jest dobre, jeśli nie zba­wienne.

W samym Wściekłym jest porwanie się na pisarską niemożliwość (kreacja absolutnego zła), o niemożliwości świadczą na przykład nadmiary narracyjne, ono powinno się skoń­czyć na zbrodniach początkowych i na nocy u Basi.

Reszta, w pewnym sensie, należy już do autokomentarza Jedyny i jego nienawiść, cze­go widomym przejawem narracyjnym jest taka opowieść o milczącym chłopcu z podstawów­ki, jaka do opowieści się nie nadaje.

Opowieść narratora jest już mówionym ese­jem dla drugiej osoby, dalszy ciąg zdarzeń jest esejem dla siebie.

O możliwościach narracyjnych autora po­czątek utworu świadczy jak najlepiej, dalszy ciąg to świadectwo osłabia i podważa.

Drugi tekst, który chyba nie mógłby po­wstać bez pierwszego, ujawnia talent autora w pisarstwie intelektualnym.

On też jest przedobrzony, też ma nadmiary (zwłaszcza rozdział Myślenie, pożądanie jest nadmierną eksplikacją, która może być tylko konfesją intencji autorskich), ale oby dwa tek­sty – razem ze swymi niedoskonałościami, ze swymi nieosiągalnościami – dopiero razem dowodzą, jaką pisarską niezwykłością jest ten debiut –

Janusz Drzewucki, recenzja Chce się żyć (o Adama Ziemianina Nosi mnie 1997 i o Wierszach wybranych 1998) – „Twórczość” 1998 nr 10 – wyznawcza w stosunku do solenności życia i zwyczajności wierszowania.

W finale recenzji nazwisko Ziemianina jest dopisane do najwybitniejszych przedstawicieli pokolenia ‘68 (po Rafale Wojaczku i Bohda­nie Zadurzę, razem z kilkoma innymi) –

Janusz Rudnicki, zadzwonił po szóstej (z Hamburga), rozmowa wielowątkowa.

Informacje bieżące, jutro wyjeżdża do Kędzierzyna-Koźla, w sobotę do Krakowa, ma być na Fauście, może jakimś cudem wpadnie do Warszawy, ale tego nie planuje.

Może napisze List z Hamburga, chciałby nawiązać do mojego tekstu o Nietzschem, jego zdaniem Nietzschego zbagatelizowałem (masz ci los), do recenzji Krzysztofa Uniłowskiego o Tam i z powrotem i do Fausta (ewen­tualnie). (…) –

 

(9.10.1998)

Jerzy Skulski, recenzja „minimonografii” Anny Czyżak Kazimierz Brandys (Poznań 1998) – „Twórczość” 1998 nr 10 – solidna i tro­chę nudziarska.

Autor konstytuuje poznańską „brandysologię”, Anna Czyżak awansowała na koleżan­kę po fachu Jerzego Ziomka, może to awans trochę nadmierny –

 

(10.10.1998)

Adam Zagajewski, w Końcu wakacji – „Plus Minus” 1998 nr 40 – filozofowanie o wakacjach i wakacyjności, o Lukce, w której otrzymał złą wiadomość: „Nasze wakacje zostały boleśnie nazna­czone wiadomością o śmierci Zbigniewa Her­berta”.

Tekst Zagajewskiego w poetyce jakby z końca ubiegłego wieku –

Krzysztof Rutkowski, w Historii pewnej fotografii – „Plus Minus” 1998 nr 41 – opowieść o fotografii Madonna z Benthalha i o sobie na Sycylii.

Finał felietonu – przywołanie słów Stachury o bólu, konfesje o własnych przeżyciach – chyba trochę bezwstydny –

Paweł Huelle, felieton Codex Floriae – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 238 – jest omówieniem powieści Josteina Gaardera Vita Brevis.

Powieść jest narracją matki syna świętego

Augustyna, skazanej na powrót do Afryki, pozbawionej syna.

Omówienie jak omówienie, żadnej powie­ści Josteina Gaardera za nic w świecie nie chciałbym przeczytać –

Stefan Chwin, polonistyczna kolubryna Zrobił Pana Boga Polakiem – „Gazeta Wybor­cza” 1998 nr 238 – jest repetycją dziewiętna­stowiecznych i dwudziestowiecznych sporów z Mickiewiczem.

Ciekawsze spory dwudziestowieczne (Jan Nepomucen Miller, Tadeusz Peiper, Witold Gombrowicz, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek i – żona autora – Krystyna Lars).

Chwin lepiej rozumie Czesława Miłosza niż Witolda Gombrowicza, który – u niego – jest przeciw Mickiewiczowi po utracie „złudzeń co do istoty nacjonalizmu”.

Można to przeczytać, żeby wiedzieć, jak autor pisze akademickie wypracowania polonistyczne –

Janusz Głowacki, wywiad Mc tak dobrze nie robi pisarzowi jak upokorzenia (dla Katarzyny Bielas i Jacka Szczerby) – „Magazyn” 1998 nr 41 (dodatek „Gazety Wyborczej”) – li­teracko atrakcyjny w części „polskiej”, część „amerykańska” informacyjna, solidna w informacyjności.

W części „polskiej” korzysta się z poetyki Pięknych dwudziestoletnich, tę poetykę ma Janusz doskonale opanowaną.

Wiele ważnych deklaracji zamyka wywiad, wypisuję dwa zdania: „Coraz bardziej się uwrażliwiam na błazeń­stwo świata i cierpienie ludzi. W ogóle ina­czej myślę o życiu i inaczej na nie patrzę niż dawniej”.

Prawdę tego czuje się od dwóch, trzech lat w zachowaniach Janusza w bezpośrednim obcowaniu z nim.

Czasem czuję, że jeszcze się do tego nie zdążyłem przyzwyczaić –

 

(11.10.1998)

Adam Borowski, list do niego:

Drogi Adamie,

piszę z opóźnieniem, powodów wiele, po­padłem w ostre kłopoty, poza tym czuję się nieswojo, piszę list, a od lat tylko odpowia­dam na listy.

Twoje wiersze zwyciężyły, najpierw stawia­ły mi opór, przy każdym zerknięciu opór słabł, teraz nie ma go wcale, ściślej, pozostał w dwóch miejscach, o których Ci mówiłem przy pierwszej lekturze.

W Wierszyku obiecanym sobie razi mnie słowo wpchnięta, słowo wepchnięta mogło­by je zastąpić, w Płótnie razi mnie „zostaje dojrzeć”, zastąpienie tego dziwolągu zwykłym „trzeba zobaczyć” nic by wierszowi nie zabra­ło.

Pokazałem Twoje wiersze Bohdanowi Za­durzę, myśli o nich bardzo dobrze, w obydwu wątpliwościach jesteśmy zgodni.

Cieszę się, że Ty miałeś rację broniąc wier­szy przed moją pierwszą reakcją, ta reakcja oznaczała zresztą tylko zaskoczenie, zastrze­żenia, niepewność.

Dużo przez cały czas o Twoich wierszach myślałem –

 

(12.10.1998)

José Saramago, fragment powieści Esej o ślepocie (1995) – „Plus Minus” 1998 nr 41, przekład Elżbiety Milewskiej – nie pozwala na orientację, czym jest ten utwór w sensie artystycznym.

Charakteryzuje utwór tłumaczka fragmen­tu Eseju o ślepocie i powieści Baltazar z Bumunda (1993), ta charakterystyka przypomi­na rodzaj streszczenia.

Najwięcej mówi o Eseju o ślepocie sam José Saramago we fragmencie rozmowy z Christophem Schmitzem we Frankfurcie nad Menem.

Na pytanie o bardzo pompatyczny język Saramago odpowiada: „Chcę wprowadzić do mojej prozy przede wszystkim mechanizmy języka potocznego, mówionego. Nie mam tu na myśli sposobu opowiadania, który miałby być taki jak w mowie potocznej, ale chodzi mi o mechani­zmy myślenia, które są tak ważne w języku mówionym” (przekład P.L.) –

 

(14.10.1998)

Harry Mathews, fragment powieści Dzien­nikarz (1994) – „Literatura na Świecie” 1998 nr 6, przełożyła Anna Kołyszko – trudny do artystycznego rozszyfrowania.

Narracja diariuszowa dziennikarza, dzien­nikarstwo robione poprzez styl, poprzez ma­mę zapisywactwa.

Główna historia, historia kelnera i skrzyp­ka z Węgier, banalna, ale może ta banalność zamierzona, może jest elementem kompromi­tacji dziennikarskości stylu diariuszowego.

Tak czy owak, nie jest to beletrystyka wy­ższego lotu –

Utwór Wiejska kuchnia z Francji central­nej – tamże, przełożył Tadeusz Pióro – pocho­dzi z tomu Country Cooking and Other Stories (1980).

To jest prawdziwy majstersztyk prozy bez fikcji.

Opis kulinarny „pieczonej luzowanej na­dziewanej łopatki baraniej (farce double)” jest jak całe dzieje kultury, jak arcydzieło ce­ramiki, malarstwa, poezji, jak najwspanialsza rzeźba.

Ten tekst, który z całą pewnością ma zwią­zek z eksperymentami OULIPO, posługuje się maksymalnie zdyscyplinowaną poznawczością jak w pisarstwie Georgesa Pereca –

Historie – tamże, przełożył Andrzej Sosnowski – pochodzi z Armenian Poems 1954-1984 (1987) i jest eksperymentem stylistycz­nym.

Opisu procedury seksualnej dokonuje się w języku ideologicznym i politycznym, terminy i kategorie bez sensu uzyskują taki sens, jaki miałyby w języku seksualności.

Coś z takich idei artystycznych chciałem widzieć i widziałem w Czarnej róży Juliana Stryjkowskiego, w języku polityki opowiedział Stryjkowski doświadczenie miłości.

Mój pomysł interpretacyjny zrozumiał – zdaje się – jedynie sam Julian Stryjkowski, rozmawiałem o tym ze Stryjkowskim, moja interpretacja przypadła mu do gustu –

 

(15.10.1998)

Piotr Czerniawski, z listu do niego: Jednym słowem wir podróży, przyjazdów i wyjazdów u innych, ja dziś powinienem iść na spotkanie z Harrym Mathewsem, ale nie wiem, czy będę mógł.

Ludzie z „Literatury na Świecie” szalenie się ekscytują jego przyjazdem, ja nie zdążyłem nawet przeczytać w całości jemu poświęco­nego numeru pisma.

 

(16.10.1998)

Zamek Ujazdowski, spotkanie z Harrym Mathewsem, przyszedłem za wcześnie, roz­mowa z Blanką z księgarni, wspominaliśmy Marka Hłaskę.

Na spotkaniu pełna sala.

Zagaił imprezę Piotr Sommer, czytali Ar­meńskie zwitki Harry Mathews i Andrzej Sosnowski, następnie pytania i odpowiedzi, tłu­maczył Tadeusz Pióro.

Towarzyskie niejasności po spotkaniu (…), wracałem pieszo, myślałem o Harrym Mathewsie, jest niezwykle sympatyczny, uprawia świetną zabawę literaturą –

 

(17.10.1998)

Piotr Bratkowski, elaborat ideologiczny Ewolucje Tomasza Burka – „Gazeta Wybor­cza” 1998 nr 244 – bardzo śmieszny.

Autor uważał Tomasza Burka za autorytet intelektualny, teraz cierpi, czytając go w „Gazecie Polskiej”.

Zależności ideologiczne – dawne i nowe – Tomasza Burka, usługi ideologiczne jego pogromcy jak pełny wór szczęścia.

Początkiem i niejako puentą publikacji jest fotografia nad biogramem Tomasza Burka, która prezentuje twarz znanego bywalca im­prez literackich –

Jan Kott, w rubryce Widziane z Santa Monica felieton Mój mistrz Jerzy Stempowski – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 244 – pełna czoło­bitność.

Same – wielokrotnie powtarzane – formuły uznania dla tytułowego bohatera, ta wyznawczość ma swoje znaczenie –

Gustaw Herling-Grudziński, Schronisko lunatyczne – „Plus Minus” 1998 nr 12 – mocna rzecz, ale powieść Joe Alexa to nie jest.

Jest to pierwsza część utworu, zawiera de­klarację narratora nader ryzykowną.

Narrator nie zapobiegł zbrodni, jak sądzi, z takiej przyczyny: „Przez zakodowany w moim mózgu wstręt «do donosu»”.

Nie przyszłoby mi to na myśl –

 

(4.1.2002)

Skrajność (Thomas Bernhard, Beton).

Beton (1982) nie należy do dzieł głównych Thomasa Bemharda, dla mnie nie ma to istotnego znaczenia.

Thomas Bernhard stał się dla mnie już w latach sześćdziesiątych pisarzem jednym z najważniejszych w literaturze niemieckoję­zycznej, ten status pisarza nie zmienił się już ani za jego życia, ani po śmierci.

Nie wszystko z jego poezji, prozy i twór­czości dramatycznej czytałem po niemiecku lub po polsku, niektórych ważnych jego dzieł nie znam w polskich wersjach przekładowych, do polskich przekładów cyklu autobiograficz­nego tylko zaglądałem.

Beton czytam po raz pierwszy w polskim przekładzie Ernesta Dyczka i Marka Feliksa Nowaka (Wrocław 2001, Oficyna Wydawni­cza ATUT).

Thomasa Bernharda i w ogóle pisarzy pi­szących po niemiecku wolę czytać po niemiec­ku, dotyczy to także przekładów tak niezwy­kłych, jak przekład Eddy Werfel Słońca i księ­życa Gütersloha, nie znaczy to jednak, że mam szczególnie złą opinię o polskim translatorstwie artystycznym z języka niemieckiego.

Niemczyzna artystyczna ma w Polsce znacz­nie gorszą sytuację niż francuszczyzna i na­wet angielszczyzna, przyczyny tego stanu rze­czy są nader skomplikowane.

Jest bardzo możliwe, że bliski jest czas, że polskie prace nad niemczyzną artystyczną zaczną się naprawdę, na nowo i może nawet jak gdyby od początku.

Nie czas jednak na wróżby, i to akurat przy Thomasie Bernhardzie, który jest pisarzem artystycznie trudniejszym, niż się w Polsce myśli.

Jego zanurzenie w intelektualnej i artystycz­nej kulturze niemieckiego słowa nie jest tak powierzchowne, jak u modnych francuskich filozofów we francuszczyźnie, jego austriackość jest na wskroś indywidualna i nie łączy jej nic z jakąkolwiek stadnością.

Dla takiego demaskatora austriackości jak Thomas Bernhard możliwa jest jedynie austriackość, można powiedzieć, czysto formal­na.

Ukryta w kunsztownościach i finezjach nie­dostępnych tym pisarzom niemieckim, u któ­rych Bernhard szukał dla siebie wzorów pi­sarskiej niemczyzny, czyli głównie u Schopenhauera i Nietzschego.

U autora Auslöschung (1986), powieś­ciowej rozprawy z austriackością, jakakolwiek austriackość oficjalna lub kanoniczna, charak­terystyczna lub elitarna może wystą­pić jedynie w roli przedmiotu szyderstwa lub parodii.

Szyderstwa, parodii, autoszyderstwa i autoparodii u tego pisarza zawsze dużo.

To wszystko idzie w parze z kunsztownościami i finezjami stylistycznymi i je współ­tworzy, współtworząc jednocześnie indywidu­alny, natychmiast rozpoznawalny styl narra­cyjny tego pisarza.

Beton jest jedną z wielu kreacją arty­styczną istnienia w niemożności istnie­nia, czyli tego, co nazywam oksymoronicznością twórczości pisarskiej Thomasa Bernharda.

Ten utwór wiąże się jak najściślej z twór­czością go poprzedzającą i tą, która ją zwień­czy w utworach ostatnich.

Szczególnym wyróżnieniem Betonu są autoszydercze i autoparodystyczne odniesienia do własnej – realnej i kreacyjnej – autobio­grafii.

One decydują o narracyjnej zabawności Betonu dla samego autora i dla wszystkich, którzy nie zaczynaj ą znajomości z jego pisar­stwem właśnie od Betonu.

Narrator Betonu – przecież nietożsamy z narratorem cyklu autobiograficznego – przekształca jawne i ukryte wątki biogra­fii Thomasa Bernharda w pozory takiej fik­cji, która oksymoronicznemu istnieniu w niemożności istnienia nada sensy szcze­gólne.

One wiążą się najpierw z konstrukcją przeciwstawności losów i postaw narratora i jego siostry, następnie z finałową konstrukcją przeciwstawności ich wspólnej wobec tego wszystkiego, o czym mówi historia turystki z Niemiec na Majorce.

Konstrukcja tych przeciwstawności nie ma różnicować istnienia w niemożności istnienia, lecz przeciwnie, ona ustanawia jedność oksymoronicznej przypadłości losu ponad pozornymi podziałami.

Całkowita tożsamość nadrzędnego kłopotu z istnieniem w pełnej niezależności od incydentalnych zróżnicowań (góra, dół, uprzywi­lejowanie, upośledzenie, sukces, klęska) likwiduje fundament najrozmaitszych złudzeń.

Odbiera nadzieję, że istnieje jakakolwiek możliwość wyminięcia istnienia w niemożno­ści istnienia.

Jednocześnie pozbawia czegoś, co dla Bern­harda jest szczególnie nienawistne, uzurpowanego prawa do pychy z osiągnięć, sukce­sów, uprzywilejowań i wyższości pod jakim­kolwiek względem.

Nienawistność tego wszystkiego jest usank­cjonowana świadomością, że wszystko to marność nad marnościami, nie wyłączając tak zwanych osiągnięć twórczych we wszystkich możliwych zakresach.

Osiągnięcia twórcze są tak pozorne, jak wszystkie inne, choćby najbardziej sprawdzal­ne (jak bogactwo, władza nad innymi, dostęp­ność wszelkich zaspokojeń).

Osiągnięcia czegoś naprawdę wartościowe­go są tak samo niemożliwe, jak istnienie i jak ono mogą być tylko pozorne.

Skrajność i bezwzględność ontologicznych i aksjologicznych przekonań Thomasa Bernharda jest wielką siłą jego pisarstwa.

Deklarowana dziś przez wielu na no­wo świadomość tragiczna ma u niego tyle motywów, które tylko u niego występu­ją, że dzięki temu właśnie jest to pisarstwo jedyne w swoim rodzaju, pisarstwo uni­kalne.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content