copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(24.3.1995, 25.3.1995, 26.3.1995, 27.3.1995, 29.3.1995, 30.3.1995, 1.4.1995, 2.4.1995, 3.4.1995, 4.4.1995, 5.4.1995, 6.4.1995, 14.4.1995, 15.4.1995, 16.4.1995)
(24.3.1995)
Karol Maliszewski, piękny tekst o Bohdanie Zadurzę, o jego poezji.
Autor szuka odpowiedzi na tytułowe pytanie Co to znaczy dzisiaj być polskim pisarzem? – „Nowy Nurt” 1995 nr 6 – i tę odpowiedź znajduje w planie estetycznym poezji Zadury.
Precyzyjnie przedstawia się ewolucję estetyczną twórczości poetyckiej (i nie tylko), jej szczególność, jej solidność.
O poemacie Cisza nie mówi się nic nadzwyczajnego, ale mówi się ze zrozumieniem, z dobrym wyczuciem jego genezy, artystycznego charakteru i etycznej funkcji –
Darek Foks, Podwójny Gonzales – „Nowy Nurt” 1995 nr 6 – jest wierszem (poematem?) zadedykowanym „B.Z., zamiast haiku na pięćdziesiąte urodziny”.
Utwór wspiera się na aluzji estetycznej lub artystycznej do poezji Bohdana Zadury, jest to zarazem aluzja do poezji szkoły nowojorskiej.
Ta aluzja ustanawia wspólnotę między Foksem i Zadurą.
Odchodzi się w takim utworze od poezji bezpośrednio emocjonalnej za literackie góry lasy –
(25.3.1995)
Tomasz Małyszek, opowiadanie Krawiec – „Sycyna” 1995 nr 7 – ukazuje się ze zdjęciem autora i z paroma informacjami o nim.
Urodził się 3 lutego 1971, ukończył studia germanistyczne, pisze pracę doktorską.
W Krawcu jest dużo drastycznego fizjologizmu jak w Pyłku z agnozji i czarnego humoru co najmniej tyle co w powieści Światło i cień (maszynopis).
Opowiadanie Małyszka dałoby się widzieć w relacji do Doktora Jekylla i pana Hyde’a Stevensona, byłby to utwór mniej lub więcej jawnie parodystyczny w stosunku do sławnej powieści.
Chociaż parodystyczności Krawca nie da się sprowadzić do jednego adresu –
Bohdan Zadura, o W.H. Audena 44 wierszach (1994) – „Literatura na Świecie” 1994 nr 11 – tekst prawie bezstronny.
Przekłady Stanisława Barańczaka konfrontuje się z przekładami innych autorów, raz przyznając wyższość jednym, raz innym.
Czasem stylistyczne racje Zadury nie są stuprocentowe, ale nie może być inaczej –
Andrzej Sosnowski, tekst tekścik tekścisko Próbując określić zawód, jaki sprawiają przekłady Barańczaka… – „Literatura na Świecie” 1994 nr 11 – jest mistrzowskim ciosem w banalność i w artystyczną trywialność Barańczakowych przekładów Audena.
Od szczegółów filologicznych przechodzi się jak wirtuoz do generalnych interpretacji poezji Audena, do kwestii, czy ważniejszy jest Auden sprzed drugiej wojny, czy Auden późniejszy, ważny dla Barańczaka.
W literaturze polemicznej tekst Andrzeja Sosnowskiego jest majstersztykiem jak z Byrona, jak z Heinego –
(26.3.1995)
Stanisław Barańczak, Podróż zimowa (Poznań 1994) – Wiersze do muzyki Franza Schuberta (podtytuł) – nie tak oburza jak jeden z tych wierszyków w gazecie (z nierozumnym komentarzem Marii Janion do całości).
Dwadzieścia cztery wierszyki można by zaaprobować jako żart estradowy, jako zabawę.
Poważnie nie sposób o tym myśleć, to jest zupełne nic –
(27.3.1995)
Hugo Draxler (Szymon Wróbel), Galaktyka wydrążonego labiryntu – „Twórczość” 1995 nr 4 – jest budowlą ze słów, której intelektualnie nie jestem w stanie ogarnąć.
Dla mnie nie jest to jednak konieczne, mnie wystarcza moja zdolność podziwu dla niewiarygodnego popisu słowa, za którym kryje się dla mnie wiarygodny popis myśli.
Popis myśli chcę rozumieć skromnie i ostrożnie, może tu nic się samemu nie wymyśla, może chce się jedynie dowieść, że jest się wtajemniczonym w myśl w historii myśli najprzedniejszą. Wtajemniczenie jest niezaprzeczalne.
Nie widzę w narracji Szymona Wróbla żadnych przejawów nierozumienia cudzych myśli, które się przywołuje lub może zmyśla.
Można popisowi wtajemniczeniami zaufać i ulec.
Otrzymuje się wtedy w darze przygodę myśli, podróż poprzez ogród myśli, poprzez intelektualny raj.
Szymon Wróbel obdarzył mnie w sposób niezwykły swoją dedykacją, odnosząc, choćby przez dedykację, tok swojej narracji w dwóch punktach do mnie, w punkcie wtajemniczenia w czytanie i w śnienie.
Mam więc prawo rozumieć dedykację jako gest intelektualny wobec mnie jednoznacznie sympatyczny i wspaniały –
Barbara Czochralska, w eseju Świadomość wzrokowa – „Twórczość” 1995 nr 4 – wszystko dotyczy kategorii tytułowej.
Definiuje sieją maksymalnie wyraziście.
Jednocześnie maksymalnie sceptycznie rozumie się możliwość jej eksperymentalnego zbadania.
Kapitalne i prawie kluczowe w tekście staje się jedno z końcowych zdań:
„Podstawą eksperymentalnych badań świadomości jest w gruncie rzeczy wiara, że duch jest widzialny”.
Tę wiarę porównuje się z uzasadnieniem z wiarą w „zmartwychwstanie” przestrzeni –
(29.3.1995)
Andrzej Kempfi, rozprawa polonistyczna z zakresu mickiewiczologii – „Twórczość” 1995 nr 4 – konfrontuje słowa „Ty, co gród zamkowy nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem” z realiami Nowogródka i historią cudownych obrazów.
Rzecz jest interesująca ze względu na stosunek Mickiewicza do kościoła unickiego i do prawosławia.
Autor odsłania przejawy wyznaniowej stronniczości mickiewiczologów –
Jerzy Czech, w artykule G B D U – „Twórczość” 1995 nr 4 – ostry atak na Słownik pisarzy rosyjskich pod redakcją Floriana Nieuważnego.
Niewątpliwy przejaw wojny między rusycystami.
Cytaty ze słownika stylistycznie i intelektualnie pikantne –
Bogusław Dopart, druga część wywiadu dla Krzysztofa Szymoniaka Za co kochamy Mickiewicza (II) – „Nowy Nurt” 1995, nr 6 – równie krzepka jak pierwsza.
Zamiast mowę krakowskiego mickiewiczologa oceniać, zacytuję jego słowa: „Powiem szczerze. Tak, kocham Mickiewicza (z przerwami na pracę naukową, na pisanie o nim). Za co? Stworzył gmach formy, którego nie zmogły wieki bezhołowia, i gmach sensu, którego nie pokonają stulecia pretensjonalnego bełkotu”.
Tak myśleć –
Marek Adamiec, w recenzji Stosu dla Adama Krzysztofa Rutkowskiego – „Twórczość” 1995 nr 4 – strukturę narracji Rutkowskiego kojarzy się z „poetyką wielkiego dramatu romantycznego”.
Myśl śmiała, można w tym widzieć przejaw przyjaznego żartu, żartów różnego kalibru w recenzji sporo –
Dariusz Nowacki w recenzji Lepszy od swej reputacji – „Opcje” 1994 nr 4 – pisze o Listach Marka Hłaski (1994).
Pisze cierpko, zwłaszcza o samym Marku Hłasce, chyba winna temu dobra wiara w złą reputację –
Bartosz Żurawiecki, recenzja czterech jednoaktówek Mishimy w Starym Teatrze w Krakowie – „Nowy Nurt” 1995 nr 6 – jest ładną konfesją o stosunku do Mishimy.
Lekceważenie dla przedstawienia w reżyserii Andrzeja Wajdy wynika z własnego rozumienia osoby i pisarstwa japońskiego autora –
(30.3.1995)
Małgorzata Baranowska, w odcinku Prywatnej historii poezji – „Twórczość” 1995 nr 4 – tym razem wiele dziwności.
Baranowska powtarza wymyślony przez Franciszka Starowieyskiego termin aeternofugizm.
Termin jest bez sensu i świadczy o nie najlepszym wyczuciu łaciny.
Wśród spadkobierców baroku wymienia m.in. Aleksandra Wata i Stanisława Barańczaka, Barańczakowi najlepiej przypisać spadek po wszystkim.
Część felietonu poświęcona „mowie kwiatów” –
(1.4.1995)
Mirosław Prandota, od lat nie zetknąłem się z jego tekstem.
Reportaż Złodziejskie rewiry – „Sycyna” 1995 nr 7 – jest dziennikarski.
Autor przedstawia przykłady dzisiejszych postaci złodziejstwa na wsi (kradzież krów, kradzież drzewek owocowych, okradanie pociągów, wandalizm w rybołówstwie).
Działalność modernizacyjna w dziedzinie złodziejstwa – postęp cywilizacyjny? – wręcz imponująca –
Evelyn Waugh (1903-1966), pierwsza powieść Zmierzch i upadek (1928) – Warszawa 1994, przełożył Zbigniew Batko – jest staroświecka i zabawna.
W angielskiej powieści popularnej to jest najsympatyczniejsze, że nie udaje ona filozofii.
Filozoficzność jest w niej ukryta w kpiarstwie, dla kpiny nazwie się Paula Pennyfeathera „współczesnym Kandydem”.
Z beletrystyką profesorską nic Zmierzchu i upadku nie łączy, na pisarskiego patrona dla Iris Murdoch Evelyn Waugh absolutnie się nie nadaje.
Mogłaby się do niego przyznać Mauriel Spark –
(2.4.1995)
M.P. (Marian Pilot), nota o wznowieniu dzieła Jana Bzdęgi Biskupianie (1939) – „Regiony” 1995 nr l – jest laudacją samego nazwiska autora, chyba rówieśnika Jakuba Woj ciechowskiego.
Wznowienie z przypisami Jadwigi Sobieskiej, znawczyni wielkopolskiego folkloru –
Marcel Reich-Ranicki, Mowa o własnym kraju – „Literatura na Świecie” 1994 nr 11, przedruk z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (16 listopada 1994), przekład Jana Koprowskiego – nie jest dla mnie do końca wiarygodna.
Jest jednak w dobrym tonie, to znaczy, jest w niej poczucie godności.
Parę konfesji ma swoją wagę: „Gdy życie wisi na włosku, poezja góruje nad innymi gatunkami literackimi. I niech to raz wypowiem, najpiękniejsze, co Polacy stworzyli w całej swej historii, to polska liryka” –
(3.4.1995)
Dariusz Nowacki, powieść Biały kruk (1995) wyraźnie mu się nie podoba, ma świadomość wszystkich jej artystycznych miałkości i ograniczeń.
Pisze w recenzji – „Twórczość” 1995 nr 4 – z samozaparciem swoją prawdę o utworze i autorze –
(4.4.1995)
Dariusz Bitner (wywiad), w rozmowie z Krzysztofem Szymoniakiem – „Nowy Nurt” 1995 nr 7 – mówi bez żadnych błyskotek, solidnie i odpowiedzialnie.
Jestem głównym bohaterem tej rozmowy, mówi o mnie z troską o precyzję słów, mówi tak, że mógłbym poczuć się zatrwożony swoim znaczeniem dla drugiego człowieka.
Zatrwożyłem się rzeczywiście.
Ja wcale nie chcę znaczyć tak wiele dla kogokolwiek.
Kiedyś może chciałem, teraz już nie –
(5.4.1995)
Ludwik Stomma, felieton Kura budzi koguta – „Polityka” 1995 nr 14 – honoruje Leksykon polskich pisarzy współczesnych Piotra Kuncewicza.
Felietonista pisze: „Jednego słowa, które zdefiniowałoby Kuncewicza, znaleźć mi się nie udało. Jest-li potworem? masochistą? geniuszem? stachanowcem?”…
Przyjemnie wiedzieć to akurat, czego nie wie znakomity felietonista –
Dariusz Nowacki, wyeksponowany artykuł Brać kiedy dają – „Nowy Nurt” 1995 nr 7 – rekapituluje formułowane w różnych tekstach spostrzeżenia krytyka.
Ważne jest dobitniejsze niż u Włodzimierza Boleckiego przypomnienie takich zjawisk pisarskich jak twórczość Marka Słyka i Krzysztofa Bieleckiego.
Przywołuje się te zjawiska w ścisłym powiązaniu z objawami nastawień postkomunistycznych.
Dariusz Nowacki przesadnie lęka się bezpodstawności takich skojarzeń, on widzi w trylogii Marka Słyka akurat to, co jest w niej jak na dłoni.
To, że krytyka polska tego nie zauważyła i nadal nie widzi, nie powinno nikogo peszyć.
Krytyka polska nie widzi rzeczy stokroć bardziej istotnej, ona nie widzi tego, że nie istnieje, że jej nie ma –
(6.4.1995)
Bartosz Żurawiecki, polemika z wypowiedzią Marcina Hericha, artykuł Teatr czy show? – „Nowy Nurt” 1995 nr 7 – zwięzła i celna.
Chodzi Żurawieckiemu o teatr alternatywny, jego atrakcyjność nie powinna się kojarzyć z komercyjnością.
Żurawieckiego nie po raz pierwszy dobrze mi się czyta –
Umberto Eco, Fikcyjne protokoły, fragment książki Sześć spacerów po lesie fikcji – „Ex Libris” nr 73, kwiecień ‘95 – zawiera kilka interesujących sugestii na temat trudnej rozróżnialności narracji naturalnej (prawda) i narracji kreowanej (zmyślenie, fikcja).
W złym guście jest odwoływanie się do swoich powieści pośród odwołań do arcydzieł literackich.
Przekład Jerzego Jarniewicza miejscami chropawy –
(14.4.1995)
Grzegorz Myśliwski, rozprawka Powstawanie i rozwój granicy liniowej na Mazowszu (XII i pół. XVI w.) – „Kwartalnik Historyczny” 1994, 3 – ma udowodnić orientację w źródłach historycznych i w literaturze przedmiotu.
Podstawę wywodu stanowi ta druga, wywód dowodzi kompetencji historyka nader sugestywnie.
Nie jestem pewien, czy metoda historyczna (diachroniczność) góruje nad metodą strukturalną (synchroniczność).
Dla mnie najatrakcyjniejsza byłaby metoda jeszcze inna, metoda lingwistyczno-terminologiczna.
Ona się w wywodzie pojawia, ale ze zrozumiałych względów może być prezentowana wyłącznie pomocniczo.
Ona wymagałaby kompetencji filologicznych, językoznawczych.
Amatorska łacina średniowieczna cytowanych źródeł historycznych wyraża znakomicie płynność tytułowej (granica liniowa) i pozostałych kategorii wywodu.
W każdym razie analiza filologiczna dowiodłaby bez trudu tego samego, czego dowodzi wywód historyczny.
W łacińskich cytatach źródłowych trafiła mi się zabawna ciekawostka, rzeka Łupią w tekście łacińskim występuje jako Lupya lub Łupią.
Ta dwoistość pojawi się w wersji polskiej nazwy, w jej odmianie („aż do rzeki Łupii”), jest to wynik pułapki ortograficznej.
Nazwę znam od dzieciństwa, o jej prawdziwej postaci musi decydować fonetyka.
Nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć „most na Łupii”, lecz tylko i wyłącznie „most na Łupii”.
Łupią i Rawka, dwie granice mojego pierwszego świata, zachodnia i wschodnia –
Tadeusz Słobodzianek, wywiad z nim ma postać publikacji Krzysztofa Mieszkowskiego A statek płynie. Rozmowa z Tadeuszem Słobodziankiem przy udziale Jerzego Łukosza i Wojciecha Malinowskiego.
Publikacja – „Notatnik Teatralny”, zima ‘94/95 – jest imponująca.
Zawiera dobrze wyrecytowane curriculum vitae (genealogia rodzinna i kulturalna, studia, działalność krytyczna, reżyserska i dramaturgiczna).
Czyta się to świetnie i nie bez podziwu dla bohatera publikacji.
Wątpliwości nasuwa coś, co dałoby się nazwać zadufaniem dramaturga.
Nie myślę, że odczuwam rodzaj platonicznej zawiści wobec człowieka dużego sukcesu.
Przypuszczam, że Słobodzianek ukrywa trochę z tego, co sam wie o swojej dramaturgii.
Ma do tego prawo.
Życzę mu największych sukcesów.
W rozmowie czyta się raz po raz sformułowania kapitalne –
(15.4.1995)
Sokrat Janowicz, tekst Koniec świata według Eliasza – „Notatnik Teatralny”, zima ‘94/95 – jest interpretacyjną narracją o biografii Eliasza Klimowicza i o eliaszowszczyźnie.
Narracja, napisana przez Sokrata Janowicza po polsku (wiosna ‘94), dotyczy w takim samym stopniu proroka Eliasza, co samego Sokrata Janowicza.
Autor interpretuje postać i zjawisko społeczne, w sposobie myślenia i w stylu narracji wyrażając intensywnie samego siebie.
Narracja jest stylistycznie w stopniu skrajnym samoswoja.
Kojarzy się w niej kategorie intelektualne najrozmaitszej proweniencji w takim układzie, w jakim występują w doświadczeniu duchowym samego autora.
Ten tekst mówi więcej o Sokracie Janowiczu niż jego inne teksty literackie w języku białoruskim i polskim –
Krzysztof Wolicki, fachowy i bystry tekst Uroda opowieści – „Notatnik Teatralny”, zima. ‘94/95 – komentuje głównie dwa utwory Słobodzianka, Cara Mikołaja („Dialog” 1987 nr 5) i Proroka Ilię („Dialog” 1992 nr 11).
Obydwa utwory sytuuje się w relacji do nadprzyrodzoności, formułuje się inteligentne uogólnienia: „Jeśli w XIX wieku Boga ze świata ewakuowała fizyka, to w XX czyni to kulturoznawstwo porównawcze”.
Mimo uznania dla tekstu Krzysztofa Wolickiego z oceną utworów nie bardzo się zgadzam –
(16.4.1995)
Jan Koniecpolski (Tadeusz Słobodzianek), z trzech przedrukowanych ze Studenta (1979) i Polityki (1980, 1981) tekstów krytycznych Słobodzianka – „Notatnik Teatralny”, zima ‘94/95 – tylko jeden, recenzja Brata naszego Boga w Teatrze im. J. Słowackiego, jest czystą wspaniałością.
Felieton Jak ze snu – sen jest ładnym żartem intelektualnym z idei Polskiego Teatru Ogromnego, sławna recenzja Hamleś (o Hamlecie Gustawa Holoubka w Teatrze Dramatycznym) jest świetną rozrywką bardziej polityczną niż teatralną.
Filozoficzna (estetyczna) argumentacja jest w niej nie całkiem zgodna z poglądami samego Słobodzianka (z jego dramaturgią i filozofią teatru).
Brawurowy tekst O, gdyby ujrzał Grek… został napisany i opublikowany w szczególnym momencie, gdy farsa aksjologiczna zdążyła się w pełni ukształtować, gdy można ją było świeżym okiem w całej krasie ogarnąć i przejrzeć –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy