Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 6/2004

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(12.5.1999, 13.5.1999, 14.5.1999, 15.5.1999, 16.5.1999, 23.3.2004)

 

(12.5.1999)

Dariusz Sośnicki, z listu z podziękowa­niem za wiersze Mężczyzna w dominie:

Wiersze Pana piękne i zagadkowe (brak mi lepszego słowa).

Cieszę się, że znalazł się w tomiku wiersz Ostrów Wlkp. Stacja Wszystkich Świętych, brakowało mi go w Ikarusie, jest to wiersz o największej u Pana transgresji w stronę drugiego człowieka.

Największą transgresję w stronę żywej na­tury wykryłem w Targach poznańskich (fraza „i ja z nosem przy szybie, chory na szczupieńczyka”).

W tym poznańskim poemacie onomastycznym wiele wszelakich piękności, myślę o Tar­gach poznańskich i zestawiam je, niech Pan wybaczy, z moim Bolimowem, w moim Bolimowie sama archaiczność z porządkiem przedkopernikańskim, u Pana labirynt nowo­czesnego świata.

Szczególnie zgodny z moimi poglądami na Pana poetycką drogę (od ontologii do epistemologii) jest wiersz Z parteru, dużo w nim atrakcji i, jeśli nie błądzę, można w nim dostrzec humor.

O tym, co zagadkowe w Pana wierszach, trudno pisać, nie wiem, w jakim stopniu przy szukaniu rozwiązań mogłoby być pomocne poczucie humoru.

Jak to dobrze, że liczba Pana wierszy pod ręką zwiększyła się o dwanaście.

 

(13.5.1999)

Artur D. Liskowacki, szkic Heiliger, am Logengarten – „Twórczość” 1999 nr 5 – doty­czy urodzonego w Szczecinie rzeźbiarza Bernharda Heiligera (1915-1995) i jego szczeciń­skiej wystawy.

Szkic byłby atrakcyjniejszy, gdyby autor nie wplatał w każdą informację sugestii interpretacyjnej i nie wpisywał w cały szkic kontu­rów własnej biografii.

Z informacji w szkicu wynika, że sztuka rzeźbiarska Heiligera jest bardzo interesują­ca, to i dobrze –

Paweł Zawadzki, w nocie Aniołów dyskret­ny lot – „Twórczość” 1999 nr 5 – wzmianka o mnie, miałem jakoby powiedzieć, że sen Paw­ła Zawadzkiego sprzed lat zbyt literacki, żeby mógł być prawdziwy.

To rzeczywiście mógłbym powiedzieć, gdy­bym zapis snu przeczytał.

Prawda lub nieprawda zapisu snu tylko na pozór nie ma znaczenia, musi mieć znaczenie to, że wiemy, prawie bezbłędnie, co jest ze snu, co z wymysłu.

Ta wiedza ma swoje źródło i uzasadnie­nie w tym, że rozpoznawalne są twory wyobraź­ni pośród tworów wyobraźniopodobnych.

Twory wyobraźni są trudno uchwytne, nie można do nich dotrzeć, ale tylko one mają znaczenie, tylko w nich jest głębia, z czymś do odkrycia.

Sen Pawła Zawadzkiego jest uprawnionym wymysłem w potrzebie zapisu paru zdań o księgarni z literaturą ezoteryczną.

W moich zapisach Oniriady jest zagadka lub tajemnica, nie ma nic do jakiegokolwiek użytku –

 

(14.5.1999)

Grzegorz Strumyk, list do niego:

Grzegorzu, prawda i piękno Twoich zdań na okładkę (Łez) są wielkie, to zresztą nie są zdania, to jest skończony utwór literacki.

W bardziej zwyczajnym sensie niż ten, w jakim ja skończonym dziełem nazywam każ­de zdrowe słowo, a już zwłaszcza każdą na­zwę własną.

Po przeczytaniu w druku Poranka pomyś­lało mi się także to, że Twoje nazwisko, skądkolwiek się wzięło, jest doskonałym zna­kiem Ciebie i znakiem tego, czym jest twoja sztuka.

Oczywiście, skojarzeń z Twoim nazwisko­wym słowem jest wiele, dla mnie pierwszym skojarzeniem jest czystość.

Ona jest atrybutem tego wszystkiego naj­lepszego, co robisz.

Tadeusz Różewicz, Jerzy Lisowski przy­wiózł Różewicza z lotniska, był w redakcji godzinę, dużo opowiadał.

Mówił o sytuacji materialnej pisarzy w la­tach powojennych, powoływał się na przykła­dy Tadeusza Borowskiego, Juliana Przybosia, na siebie, na innych mieszkańców domu literatów na Krupniczej w Krakowie.

Opowiadał także o uroczystości nadania mu w Opolu doktoratu honoris causa, Elżbieta Baniewicz wspomniała o przebiegu tej uroczy­stości.

Krótko opowiedział o swoich materiałach do sztuki o Łukasińskim –

Adam Wiedemann, list z datą 7 maja, na stemplu 12 maja, opis podróży na Ukrainę, refleksje o Czyczu, sporo o Radosławie Kobierskim, list w całości bardzo ładny –

 

(15.5.1999)

Krzysztof Rutkowski, w radiu – Prog­ram I – rozmowa o jego trzech tomach Pa­saży.

Mówi – w sensie radiowym, formalnym – bardzo dobrze, jego mówienie podporządko­wane wyszukanym konstrukcjom, nic logoreicznego, nawet nic z żurnalizmów, których nie brak w jego tekstach –

Felieton Pięta Achillesa – „Plus Minus” 1999 nr 20 – czysto publicystyczny.

Artykuł o wojnie w Jugosławii, jego stano­wisko wobec tej wojny –

Janusz Głowacki, na trzeciej stronie „Plu­sa Minusa” scena II Czwartej siostry z ilus­tracją.

W lekturze w druku jaskrawsza rosyjskość.

W nocie redakcyjnej nazwano Czwartą sio­strę sztuką trzyaktową, w moim maszynopi­sie dwa akty, nic mi nie mówił o takiej zmia­nie –

Piotr Cielesz, poemat Wuj Stanisław mo­tor marki IŻ i ja – „Fraza” 1999 nr 1 – piękny i trochę dziwny przez wyrazistość politycz­ności.

Narrator utożsamia się ze „zranioną brzo­zą”, z „brzozą naciętą”, identyfikacji w nim wiele, niektóre tajemnicze, dużo konfesyjności.

Zwróciłem uwagę na wers „ach bieriozy berezy wrześnie i łubianki”, ten wers ma ści­sły związek z sensami brzóz w tym niezwy­kłym poemacie, ze znaczeniami brzozowej metafory –

Artur Żak (ur. 1975), recenzja Podobrazia pod tytułem Zanim pojawi się życie (o Podobraziu Grzegorza Strumyka) – „Fraza” 1999 nr 1 – szukająca, macająca, może za mało wyrazista, ale może to jej zaleta.

Autor nie chce mówić więcej, niż rozu­mie –

Arkadiusz Morawiec (ur. 1969), recenzja Zaniechanie – „Fraza” 1999 nr 1 – jest rozumiejącym opisem Ikarusa Dariusza Sośnickiego.

Recenzent chce rozumieć filozoficznie i to mniej więcej osiąga –

Mariusz Grzebalski, opowiadanie Histo­ria pewnego podkoszulka – „Fraza” 1999 nr 1 – robione jakby pod Gombrowicza.

Zwykłym zdaniom nadaje się sztuczną skład­nię, jakby właśnie gombrowiczowską, od tej sztuczności zdania nie stają się niezwykłe, ich zwykłość staje się jeszcze bardziej widoczna.

Ich zwykłość lub niezwykłość nie ma jed­nak większego znaczenia, tę opowieść budu­je się z konceptu –

Tomasz Różycki (ur. 1970), sześć wierszy – „Fraza” 1999 nr 1 – o dziwnej lub zagadkowej budowie.

Nie bardzo wiem, co w tych wierszach jest, co ma być, nie ma w nich nic takiego, czego by się nie chciało –

Emilia Lipiec (ur. 1973), tekst Prowincjusz czasu – „Fraza” 1999 nr 1 – o debiucie poetyckim Tomasza Różyckiego Vaterland (1997).

Filozofowanie o czasie, porównanie debiutu Różyckiego z debiutami Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta.

W tekście Emilii Lipiec niezamierzona zabawność –

Zamek Ujazdowski, z Małą (Wacława Myśliwska) spotkałem się o wpół do szóstej.

Polsko-niemiecki wieczór literacki trochę męczący, trwał ponad dwie godziny, czytano za dużo tekstów, teksty, jeśli nie liczyć Mic­kiewicza i Słowackiego, ostro polityczne (Aleksander Wat, Stanisław Barańczak, Zbi­gniew Herbert i Wiesław Myśliwski).

Z Widnokręgu wynaleziono nawet politycz­ny fragment o krawatach.

Czytali Olgierd Łukaszewicz i Bernt Hahn (dobrze).

Siedział przy nas Arkadiusz Pacholski, przy lampce wina narzekała na upolitycznienie Małgorzata Łukasiewicz.

Mała chciała wyjść, odprowadziłem ją do autobusu –

 

(16.5.1999)

Stefan Chwin, tekst Dokąd, duszyczko, te­raz? – „Plus Minus” 1999 nr 20 – jest posłowiem do nowego wydania Krótkiej historii pewnego żartu (1991), nowe wydanie ze zmianami.

W intelektualnej autobiografii, jaką ma być posłowie, czysto teoretyczna kreacja własnej duchowości, przypisanej produktowi ideolo­gicznemu, jakim chce się być.

Chyba jest się tym, kim chce się być, jest się w każdym razie kimś, kto wymyśla, że cała zbrodniczość hitleryzmu wynikła z fascyna­cji pięknem, pięknem człowieka według naj­lepszej formy.

Kimś, kto pisze: „Więc to z powodu tego wypatrywania pięk­na udusili parę milionów ludzi, bo kształt twa­rzy, nosa, uszu, czoła tych paru milionów lu­dzi nie zgadzał się z «doskonałymi propor­cjami^ które wspólnie wymarzyli sobie go­spodyni domowa Hildegarda Miiller, rolnik Johann Pelc, policjant Heinrich Himmler i myśliciel Alfred Rosenberg? Więc to właśnie wyczucie formy, dojrzewające w niemieckich duszach przez stulecia, kierowało bagnetem i dźwignią komory gazowej w Auschwitz?”

Trochę niepewnie przepisuję te retoryczne pytania chyba żartobliwego myślicielstwa, zgubić się można w takich subtelnościach –

Goran Bregović, w wywiadzie Nie jestem dobrym kompozytorem (dla Jacka Cieślaka) – „Plus Minus” 1999 nr 20 – mówi znakomicie, ze znajomością miary rzeczy wszystkiego, o czym mówi.

To pozwala mu powiedzieć, że to nie on wybiera reżyserów, lecz oni jego. I dopowie­dzieć: „Generalnie uważam, że mam mały wpływ na to, co robię w życiu” –

Maciej Ziętara, tekst Na czym polega zło – „Plus Minus” 1999 nr 20 – jest zaangażowanym omówieniem książki trzech autorów – Apuleyo Mendoza, Calros Alberto Montaler, Alvaro Vargas Llosa – pod tytułem Podręcz­nik doskonałego idioty latynoamerykańskie­go (1996).

Trzej autorzy demaskują lewicowość Cortazara, Garcii Marqueza, Fuentesa i innych populistów.

Maciej Ziętara widzi ich patrona w Pazie, noblistę Octavia Paza uważa on za jednego z najbardziej trzeźwych intelektualistów latyno­amerykańskich

Autor tego omówienia dał się zauważyć w „Literaturze na Świecie” jako tłumacz i entuzjasta Juana Carlosa Onettiego –

Jerzy Duda-Gracz (ur. 1941), w wywia­dzie Prowincja to my! (dla Danuty Lubina-Cipińskiej) – „Plus Minus” 1999 nr 20 – wypowiada różne prawdy o znaczeniu prowincjonalności dla sztuki, ale jednocześnie dość paskudnie formułuje oskarżenia pod adresem czegoś, co nazywa wcale nieopisowo „internacjonalizmem formy”, co ma likwidować kryteria lokalne i narodowe.

Forma lokalna i narodowa może istnieć tyl­ko w szczególny sposób, nie bez powiązań z formą powszechniejszą lub ogólniejszą, dla­tego przy wszystkich zróżnicowaniach istnieje ponadnarodowa i ponadlokalna jedność sztu­ki średniowiecznej, renesansowej, barokowej i każdej późniejszej.

Forma lokalna i narodowa w oderwaniu od formy powszechnej – bez uchwytnych relacji z nią – byłaby skazana na wieczność amatorsz­czyzny –

 

(23.3.2004)

Zygmunt Kubiak (1929-2004), ta śmierć uderza w polską literaturę dotkliwiej, niż to można sobie bezpośrednio po dacie 19 marca uświadomić, ona uderza w jeden ze szczytów polskiej literatury (i to nie w jakimkolwiek rozumieniu doraźnym).

Tego właśnie dziś nie da się wiedzieć i taka niewiedza może trwać bardzo długo.

Taka niewiedza dosięgła dzieło pisarskie Ja­rosława Iwaszkiewicza mimo wielkiej sławy i osławy za życia pisarza, dopiero na progu ćwierćwiecza od śmierci pojawiają się w mro­kach niewiedzy przebłyski orientacji, kim jest ten pisarz w polskiej literaturze, kim będzie na trwałe.

Taka niewiedza kryje w swoich ciemno­ściach dzieło pisarskie Leopolda Buczkowskiego, szczyt polskiej literatury jeden z naj­bardziej zagadkowych i wręcz niezwykłych w swoim artystycznym charakterze.

Nie ma co dziwić się więc już teraz, że jesz­cze nie zdajemy sobie sprawy z pisarskiej wielkości Zygmunta Kubiaka, nie eseisty i translatora w sensie obiegowym i dzisiejszym, lecz pisarza w znaczeniu najistotniejszym, pisarza niepodzielnego na poetę, prozaika, filozofa i translatora, pisarza z tym wszystkim w jedno­ści, w ścisłych współzależnościach.

Wiemy po dzisiejszemu, że Zygmunt Ku­biak jest wybitnym eseistą i imponującym translatorem, w jednym i w drugim zakresie odniósł niezwykły u nas sukces już za życia, potwierdzają to także pierwsze pośmiertne hołdy dla niego.

Nie wiemy jednak lub nie rozumiemy istot­nie, co oznacza ścisłe powiązanie eseizmu i translatorstwa, zapomnieliśmy najgruntow­niej, że na szczyty słowa można trafić także przez translatorstwo.

To właśnie stało się dziś pisarskim fenome­nem, choć było czymś naturalnym w czasach Jakuba Wujka (1541-1597), który mógłby być młodszym bratem Jana Kochanowskiego, był jego młodszym bratem duchowym przez po­ezję swojego translatorstwa.

W samym eseizmie Zygmunt Kubiak jest wybitny i bywa natchniony, to drugie zda­rza się najczęściej, gdy jego eseizm idzie w parze z własnym transiatorstwem, translator­stwo natomiast jest u Kubiaka w znakomitej części poezją rzędu największej, czego świa­dectwo najjaskrawiej sprawdzalne i widocz­ne mamy w przekładzie Dworzanek (1989) Jana Kochanowskiego i Eneidy (1987) Wergiliusza.

Eneidę wybieram z ogromu przekładów dzieł literatury klasycznej i nowożytnej (anglosaskiej i greckiej) dlatego, że ten przekład Zygmunta Kubiaka pokazuje jego sztukę translatorską w relacjach do polskiej tradycji przekładowej dzieł greckiego i rzymskiego antyku.

A przecież ileż u niego dzieł antycznej i nowożytnej literatury w translacji pierwo­rodnej, od Antologii palatyńskiej (1978) po Wiersze zebrane (1992) Kawafisa i Antologię poezji nowogreckiej (1970).

Szczególnym przykładem translacji poetyc­kiej o wyjątkowej doniosłości dla literatury polskiej jest nie tyle translacja, co eseistyczno-translatorska kreacja dzieła pisarskiego Klemensa Janicjusza (1516-1543).

Zygmunt Kubiak swoim słowem translatorskim stworzył dla polszczyzny i dla polskiej poezji chłopskiego poetę polskiego renesan­su, demonstrując całą moc twórczą polszczyzny przekładowej.

Wyżyny polszczyzny poetyckiej, które Zyg­munt Kubiak osiągnął w translatorstwie, sta­jąc się wielkim poetą polskim, dziś widzimy zaledwie w zarysach, one nie są jeszcze zba­dane. Trzeba będzie poznać dzieło translatorskie w tej całości, jaką się stało, zbiorowym wysiłkiem, to nie jest do wykonania już te­raz, w bezpośredniej bliskości strasznego cio­su dla polskiej literatury.

Trafił on w dzieło pisarskie, które miała zwieńczyć absolutna niebywałość, próba wła­snego przekładu artystycznego Nowego Testa­mentu, czyli jednego ze szczytów poezji świa­ta. Tego zwieńczenia wielkiego dzieła poetyc­kiego zabraknie, będzie ono tylko częściowe.

Stało się, co się stało, dzieło poetyckie w translacjach Zygmunta Kubiaka jest wielkim dziełem, porównałbym je – czysto orientacyj­nie – z dziełem oryginalnej poezji Tadeusza Różewicza, tych dwóch poetów łączy partner­stwo w wielkości.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content