Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 7-8/1992

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(14.9.1991, 17.9.1991, 25.9.1991, 27.9.1991, 3.10.1991, 6.10.1991, 7.10.1991)

 

(14.9.1991)

Telewizja, w redakcji „Twórczości” nagrano ze mną następującą wypowiedź:

O dzisiejszych i wczorajszych dyskusjach o prozie młodych czy o nowej prozie nie mam dobrego zdania.

I nie tylko dlatego, że tyle w nich agresji wobec mnie, tyle moralnej i zawodowej nieodpowiedzialności, tyle wszelakiego hochsztaplerstwa.

W tym wszystkim kryje się intelektualna niedopuszczalność, kuriozalne wręcz założe­nie, że wie się lub wiedzieć może, jaka ma być, jaka powinna być literatura, która dziś po­wstaje.

Tego właśnie w żaden sposób wiedzieć nie można, ani na podstawie teorii, ani na podstawie historii literatury, ani z jakiegokolwiek objawienia.

Taką wiedzę przypisywali sobie absolutnie bezpodstawnie teoretycy socrealizmu.

Taka wiedza, gdyby nawet w jakiś cudowny sposób była możliwa, byłaby dla literatury zabójcza. Odbierałaby chęć tworzenia litera­tury, pozbawiałaby tworzenie literatury zasadniczych sensów poznawczych.

Udawanie, że wie się, jaka powinna być lite­ratura, służy maskowaniu niewiedzy, jaka literatura jest w rzeczywistości.

Ta niewiedza jest niewiarygodna. Dochodzi do tego, że pisarze prawie sześćdziesięcioletni muszą odgrywać rolę młodych, ponieważ o rzeczywiście młodych nie ma się zielonego pojęcia.

Dezorientacja obejmuje już trzy pokolenia, w tym dwa z roczników powojennych. Pier­wsze ujawniło się pod względem nazwiskowym chyba w całości, drugie (powiedzmy, urodzeni po roku 1960) zademonstrowało swoje możli­wości dopiero w połowie.

W każdym razie ktoś, kto chce uchodzić za fachowca od współczesnej literatury, nie powinien zbyt mocno wierzyć, że pokolenie pry­szczatych sprzed pół wieku zachowało swoje pryszcze na dzisiejszą potrzebę.

Ja sam opisywałem w ostatnich latach ponad pięćdziesięciu autorów z roczników powojennych. W eseju pod tytułem Niedyskursywność, drukowanym w drugim numerze tegorocznej „Twórczości”, wymieniam ponad dwudziestu autorów, którym przypisuję większe niż u innych możliwości pisarskie. Moi przeciwnicy nazywają to fabrykacją geniuszów.

W ciągu ponad czterdziestu lat mojej dzia­łalności literackiej słowa geniusz nie użyłem w odniesieniu do polskiego autora ani razu, gdy­bym miał go użyć, użyłbym go przy nazwisku Jana Kochanowskiego.

Tym, którzy udają, że wiedzą, jaka ma być literatura, wystarcza nieraz jedno potwierdzenie ich wyobrażeń literackich, na przykład u jednego autora na dwa pokolenia, na przykład w jednej debiutanckiej powieści na pięćdziesiąt lat. Jest wiec tak jak w dowcipie o dygnitarzu, któremu nie można dać książki w prezencie, ponieważ jedną już otrzymał.

Ci, którzy chcą wiedzieć, jaka jest literatura, która powstaje, muszą zdobywać orientacje w dziesiątkach nazwisk, muszą odróżniać jed­nych autorów od drugich, muszą zdawać sobie sprawę z hierarchii artystycznych między nimi.

Napisałem kiedyś, że smaków literatury powinno być czterdzieści i cztery. Oznacza to wielokształtność literatury, jej zróżnicowanie, można by to dziś modnie nazwać literackim pluralizmem.

Rzecznikiem wielokształtności literatury, jej zróżnicowania jestem we wszystkim, co robiłem, co robię. Dlatego mogę sprzyjać bardzo różnym dążnościom artystycznym i bardzo różnym osobowościom twórczym.

Pod jednym warunkiem, że są to dążności rzeczywiście artystyczne, że są to osobowości, które mają w literaturze coś do zrobienia –

Po tej wypowiedzi odpowiadałem na trzy pytania Katarzyny Suchcickiej, pytała mnie, czy nie czuję się winny z powodu trudności młodych pisarzy, czy to prawda, że twórczość młodych jest oderwana od polityki, czy godzę się z określeniem Janusza Drzewuckiego, który mówi o wspominkarstwie u pisarzy naj­starszej generacji –

 

(17.9.1991)

Janusz Głowacki, zetknęliśmy się na Wiej­skiej, matka Janusza ma wylew, on musi na jeden dzień (sobota) być w Nowym Jorku, stan matki beznadziejny, Janusz czytał rozmowę z Grzegorzem Musiałem w „Gazecie Wyborczej”, jesteśmy zgodni w ocenie, […], Janusz wszyst­kie dyskusje literackie w Polsce uważa za paranoiczne –

 

(25.9.1991)

Janusz Głowacki, odprowadził mnie, wstąpił do mnie, przy jednym kieliszku rozmowa, wyszedłem z nim do ojca Ewy Zadrzyńskiej, poczęstunek, ojciec Ewy załatwia sprawy pogrzebowe, już wydał siedem milionów, odwiózł mnie i Janusza pod Dom Literatury, tu została naklejona klepsydra, matka Janusza skończyła 85 lat, z placu Zamkowego szedłem z Januszem pieszo, odprowadził mnie jak dawniej do Chmielnej, jest niewyspany, chce się trochę przespać –

 

(27.9.1991)

Janusz Głowacki, zadzwonił zaraz po jede­nastej, mam być w Alejach Jerozolimskich za piętnaście minut, poprosił o kieliszek (sic) wódki, zajechaliśmy na cmentarz ewangelicki przed dwunastą, Janusz i Eugeniusz Zadrzyński mieli rozmawiać z księdzem o wpół do pierwszej, kupiłem kwiaty i złożyłem przed trumną w kaplicy Halpertów, chodziliśmy po cmentarzu, cmentarz przepiękny, wzruszył mnie grobowiec Samuela Lindego, na uroczystość pogrzebową zebrało się w kaplicy ponad dwadzieścia osób (parę osób z Iskier, trochę znajomych Janusza, trochę sąsiadów z kamie­nicy na Bednarskiej), uroczystość polegała na przeplatance tekstów z Pisma Świętego i muzyki, trwała dość długo, ksiądz mówił o Helenie Głowackiej zarówno w kaplicy, jak i nad grobem, matka Janusza została pocho­wana przy trumnie męża w grobowcu rodziny Lehoczky (węgierska rodzina szlachecka), by­łem do końca uroczystości, mnie i Janusza oraz Michała Kotta podwiozła na Bednarską Agnieszka Osiecka, Janusz przebrał się, Michał Kott i ja wypiliśmy odrobinę whisky, we trzech poszliśmy do restauracji Staropolska na Krakowskim Przedmieściu, doszedł Eugeniusz Zadrzyński i dwie panie, Agnieszka Osiecka i Maryla Rodowicz, szalenie się ucieszyłem z poznania Maryli Rodowicz, byłem dla niej miły i dużo do niej mówiłem, między innymi o pisaniu […] –

 

(3.10.1991)

Pegaz, manipulacja wręcz obłędna, nadano tylko fragment mojej wypowiedzi, pokazano Marię Janion […], centralną postacią zrobiono Andrzeja Szczypiorskiego, laudację Szczypiorskiego (z udziałem psa) wygłosiła Helana Zaworska, postacią drugiego planu był Janusz Drzewucki, ja i Jerzy Łukosz posłużyliśmy za dekorację, Bugajskiego w ogóle nie pokazano, całość haniebna –

Myśliwski, zadzwonił po programie, złożył mi kondolencje, mówi, że trudno uwierzyć w taką obrzydliwość, Bogu dziękuje, że nie wystąpił w czymś tak obłędnym –

Janusz Głowacki, program obejrzał przez przypadek, mówi, że obrzydliwość tego wręcz niewyobrażalna, za doskonałość […] uważa Helenę Zaworską, ja też tak sądzę, bardzo się śmialiśmy, śmialiśmy się istotniej niż z tego programu –

Renata (Zdanowska), Jerzy Lisowski, zadz­woniła Renata, rozmawiali chyba z dwóch aparatów, Renata, […], mnie pocieszała, że jednak coś powiedziałem, Lisowski patrzy na program inaczej, eksponuje to, czego w nim nie było, nie było ataku na mnie –

 

(6.10.1991)

Telefon Halszki (Wilczkowa), zadzwoniła o jedenastej, choruje (przeziębienie), chwali mój występ telewizyjny, ona patrzy na to po swo­jemu, domyśla się, że były skróty, ale coś zostało powiedziane, Zaworską tego nie zagłusza, bardzo mnie chwali Agata Kwinto, mówiliśmy także o lekach, emeryturach i innych koszma­rach, wspomniałem o pogrzebie Heleny Głowackiej, wywiązała się rozmowa o cmentarzu ewangelickim, przegadaliśmy pół godziny –

Theodor W. Adorno, lektura Zapisek o Kafce („Literatura na Świecie” 1991, nr 6), tekst bystry i bardzo trudny, myślę, że byłby znacznie łat­wiejszy w lekturze po niemiecku, nie chodzi o jakość przekładu Anny Wołkowicz, lecz o przejrzystość (strukturalną) zdania po nie­miecku, polska bezrodzajnikowość zaciera budowę zdania –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content