copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(23.4.1993, 24.4.1993, 29.4.1993, 30.4.1993, 3.5.1993, 6.5.1993, 8.5.1993, 9.5.1993, 10.5.1993, 11.5.1993, 6.3.1994)
(23.4.1993)
Jerzy Popiełuszko, w dniu imienin Popiełuszki w radiu (program I) rozmowa Władysława Miziołka i Tadeusza Fredry-Bonieckiego, rozmowa niejasna.
Fredro-Boniecki upomniał się o beatyfikację, biskup mówił o potrzebie zbadania, jak męczennik zachowywał się wobec męczeństwa.
Zdaniem biskupa w sprawie męczennika powinni działać jego przyjaciele przy władzy.
Cała rozmowa zbudowana z niedopowiedzeń i mglistych aluzji –
Uroczystość Pietakowska (w Klubie Księgarza), siedziałem z Ewą Rudnicką, zobaczyłem dwóch nie znanych wcześniej laureatów (Tadeusza Żukowskiego i Tadeusza Słobodzianka).
Przemawiał Wiesław Myśliwski (uroczyście), dziękował Janusz Rudnicki (dowcipnie), czytał teksty Stanisława Piętaka Zbigniew Zapasiewicz (wspaniale) –
(24.4.1993)
Andrzej Wat, rozmowie Janusza Wróblewskiego z Andrzejem Watem – „Życie Warszawy” 1993 nr 96 – dano tytuł Daleko od przeszłości i legendy.
Oznacza to dystans do istnienia poprzez legendę rodziców.
Przyjechał nie tylko w związku z filmem według wspomnień matki Wszystko co najważniejsze, lecz także ze względu na przygotowania do wystawy rzeźb Augusta Zamoyskiego.
Wystawę organizuje Muzeum Narodowe (na jesień tego roku) –
(29.4.1993)
Łukasz Gorczyca (rocznik 1972), pierwsza wizyta w redakcji, robi wrażenie dobrze wychowanego.
Pisał wiersze, pisze prozę, studiuje historię sztuki, jedzie na dziesięć dni do Petersburga –
(30.4.1993)
Ludwik Stomma, Felieton Maciejowi z Miechowa w hołdzie – „Polityka” 1993 nr 18 – kapitalny.
W dziele Miechowity (Traktat o dwóch Sarmacjach) widzi zamach na „arystotelesowsko-ptolemejski system geograficzny”.
Miechowita przeciwstawia geografii logicznej geografię pragmatyczną, nazwałbym to raczej geografią empiryczną, ale to drobiazg.
Cały felieton jest przeciw „logice ideologicznej”, przeciw nietolerancji –
(3.5.1993)
Jan Potocki, wysłuchałem trzech jednoaktówek z Parad (1973) w reżyserii Zbigniewa Kopalki.
Jednoaktówki Gil zakochany, Kalendarz starych mężów i Mieszczanin aktorem w świetnej obsadzie.
Myślę, że przekład Józefa Modrzejewskiego nie jest nadzwyczajny.
U Jana Potockiego wyczucie literatury i teatru imponujące, przepaść dzieli polską dramaturgię stanisławowską od tych tekstów.
Autor nie zapomina, czym jest, czym ma być sztuka, ani krzty jakiejkolwiek użytkowości i dydaktyzmu.
Żart z uczuć, żart z człowieka, nieustanna intelektualna zabawa. Aż dziw, że właściwie nie znam Parad.
(6.5.1993)
Zbigniew Bieńkowski, krótki tekst pod tytułem Przypis do nicości – „Regiony” 1993 nr l – zawiera wszystko w tytule.
Trudno to nazwać wypowiedzią intelektualną, jeszcze trudniej tekstem poetyckim.
Z formułą „ta nicość, którą jestem” wyrabia się wszystko, co w sensie manipulacji językowej jest możliwe do zrobienia.
To samo można by zrobić z formułą „to wszystko, czym jestem”, wynik byłby identyczny.
Mamy więc do czynienia z rozbudowaną sztuczką stylistyczną, polega ona na splataniu sugestii oksymoronicznych w stylistyczny łańcuch.
Powstaje z tego utajniony oksymoron w postaci oksymoronicznych ułamków połączonych znakiem równości, jedna druga oksymoronu równa się dwie czwarte, trzy szóste i tak dalej.
Jakaś zabawa w tym jest, tytuł „Popis nicością” byłby również prawomocny –
Hanna Kowalewska, dwa opowiadania nagrodzone w konkursie redakcji – „Regiony” 1993 nr 1, Zanurz się w Styksie (I nagroda) i Podróż fioletową aortą (III nagroda) – są co najmniej interesujące, zwłaszcza opowiadanie Zanurz się w Styksie.
W narracji zrywa się radykalnie z konwencjonalną romansowością, z gotowym ujęciem narracji, z językiem informacyjnym.
Narrację buduje się z poetyckich metafor, układa się z nich labirynt uczuciowych powiązań kilkorga osób.
Konwencjonalny romansopisarz mógłby z tego spreparować nawet tetralogię (jak Lawrence Durrell na przykład), Hanna Kowalewska zmieściła wszystko w oryginalnie ukształtowanej kompozycji opowiadania niewielkich rozmiarów.
Drugie opowiadanie jest dla mnie trochę niejasne, potwierdza ono awersję autorki do języka informacyjnego –
(8.5.1993)
Jerzy Łukosz, od trzech dni czytam tekst Demon literatury – „Regiony” 1993 nr 1 – raz po raz, po pierwszej lekturze nic poza oszołomieniem, ogłuszeniem.
Stopniowe odsłanianie się sensów tego tekstu.
Dochodzę do wniosku, że Łukosz po raz pierwszy dobrał się do samego siebie, przedstawił swój dramat, dramat, który tworzą życie i literatura.
Łukosz już wie, że życia i pisania nie da się połączyć, odsłania podszewkę życiopisania, podszewka jest rozdarta, jej nie ma, nie ma życiopisania.
Jest, to on mówi i mówi dobitnie, śmierciopisanie.
Ta tragedia jest najistotniejszą treścią dramatu życia i literatury.
Łukosz powiedział coś, czego nie mówi się bezkarnie, on stał się w tym tekście, poprzez ten tekst, od razu i w pełni suwerenny duchowo, za suwerenność trzeba płacić najwyższe ceny.
Ukryta liczba mnoga jest tu koniecznym eufemizmem, bez eufemizmu nie wolno byłoby mi tego napisać –
(9.5.1993)
Janusz Głowacki, wywiad Marcina Króla z Januszem Głowackim – „Tygodnik Powszechny” 1993 nr 19 – bardzo dobry, to znaczy, że Janusz mówi dowcipnie i rozumnie.
Nie jestem pewien, czy to Jan Kott pisze, że bezdomni w Antygonie w Nowym Jorku są tacy, jak my wszyscy, ale mniejsza o to.
(10.5.1993)
Roman Praszyński, Widzę czarne światło… – „Notatnik Teatralny” 1993 Wiosna – jest narracją o dramaturgii Ireneusza Iredyńskiego w formie listów postaci scenicznych do swojego twórcy.
Próba odejścia od dyskursywności eseju, nic w tej narracji nie budzi sprzeciwu, nic też nie porywa.
Literackie świadectwo niezłej orientacji w sferze dramaturgii Ireneusza Iredyńskiego –
(11.5.1993)
Tadeusz Słobodzianek, wywiad ze Słobodziankiem Wojciecha Malinowskiego – „Notatnik Teatralny” 1993 Wiosna – poprzedza artykuł Krzysztofa Kopki nie tyle o Słobodzianku, co o kulturze Międzymorza, kulturoznawstwo jak kulturoznawstwo, o Słobodzianku kilkanaście zdań.
W wywiadzie Słobodzianek mówi atrakcyjnie, trochę się popisuje swoją edukacją intelektualną i świadomością dramaturgiczno-teatralną.
Nieprecyzyjnie opowiada się za dramatem współczesnym („odzwierciedlającym rzeczywistość, w której żyją widzowie”), tę nieprecyzyjność trzeba zatuszować tym wszystkim, co nie pozwala tej deklaracji rozumieć głupio.
Deklarację sensowną widzę w innych sformułowaniach: „Nie czuję się predestynowany do uprawiania komercji, krzepienia serc, wyciskania łez i uwalniania od odpowiedzialności za ich los w świecie, który sami tworzą” –
Tadeusz Różewicz, rozmowa Marii Dębicz z Różewiczem – „Notatnik Teatralny” 1993 Wiosna – bogata.
Ileż w niej skoków myśli, myśli zrozumiałe i nie bardzo, myśli głupie i mądre.
I nie ma to znaczenia, że mądre lub głupie, wypowiada je człowiek, który jest i jest w swojej całości, w swojej prawdzie.
Nie powiedziałbym tego, co on mówi o Kajzarze, o Iredyńskim, nie pomyślałbym tego, co jemu się myśli o Becketcie, o Goethem, ale on powinien mówić, co mówi i myśli.
Jego rozmowę czyta się, jakby się go słuchało na żywo, jakby się z jego oczu czytało jego myśli.
Na żywo można by nie słyszeć: „Są książki, które chronię przed cudzym wzrokiem i cudzą ręką. Zakopuję je tak głęboko, że nie mogę ich sam znaleźć”, ale można by to właśnie spostrzec, myślę, że spostrzegłbym to na pewno, wyczytał z jego twarzy –
(6.3.1994)
John Ashbery, z pierwszego czytania No i wiesz (Warszawa-Duszniki Zdrój 1993) wiem jedno: potrafiłbym rozpoznać przekłady Bohdana Zadury, Andrzeja Sosnowskiego i Piotra Sommera bez nazwisk tłumaczy.
Bohdan Zadura wydobywa z Ashbery’ego jego osadzenie w języku, Andrzej Sosnowski potrząsa w tym języku nowości kwiatem, Piotr Sommer demonstruje kontrasty i spory poetyckiego słowa. Domyślam się – z pomocą posłowia Andrzeja Sosnowskiego – filozofii poznania przez poezje, taka filozofia jest u Ashbery’ego do odgadnięcia, do wydedukowania.
Andrzej Sosnowski przeciwstawia Ashbery’ego Eliotowi z jego „stosem pokruszonych obrazów”.
U Ashbery’ego nie ma prawie niczego, co by można kruszyć, u niego nie istnieje nic, co by było gotowe i przyjęte za sprawą dziedzictwa objawień, porządków intelektualnych, całościowych kreacji świata.
O żadnej całości niczego się w tej poezji nie wie i nawet nie można wiedzieć.
Całość, jeśli miałaby być, byłaby niedosiężna i nieosiągalna.
Jedyną całością dostępną jest całość własnych – indywidualnych – poetyckich doświadczeń poznawczych, czyli powstający w trakcie tych doświadczeń stos okruchów poetyckiego poznania, okruchów poetyckich obrazów.
Okruchy obrazów Ashbery’ego powstają z obmacywania niewiadomej całości od środka, z osłuchiwania jej w jej wnętrzu, z oglądania jej bez światła z zewnątrz.
W powstawaniu okruchów obrazów, w tworzeniu ich wykorzystuje się jeden element w postaci gotowej, gotowy język społecznego użytku.
I tego gotowego elementu nie przyjmuje się jednak na wiarę, w nim jak w piasku szuka się złota.
Jego przydatność się sprawdza, używa się go na swój sposób, przerabia na tworzywo we własnej potrzebie, w potrzebie poznania, w potrzebie kreacji.
Te potrzeby są nade wszystko własne, indywidualne, w nich i poprzez nie można jednak uczestniczyć w czymś zewnętrznym wobec siebie.
Za zaproszenie do uczestnictwa wolno uznać materię wspólnego języka.
Z tego współuczestnictwa nie ma wynikać i nie wynika żadna inna wspólnota poza wspólnotą współistnienia w języku, współużywania go, ile się da, po swojemu –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy