copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(9.5.1995, 10.5.1995, 11.5.1995, 12.5.1995, 13.5.1995, 14.5.1995, 15.5.1995, 16.5.1995, 18.5.1995, 19.5.1995, 20.5.1995, 21.5.1995, 22.5.1995, 24.5.1995, 27.5.1995, 29.5.1995, 30.5.1995)
(9.5.1995)
Andrzej Gniazdowski, recenzja książki Filozofia a zwierciadło natury Richarda Rorty’ego – „Ex Libris” nr 75, maj ‘95 – dość wstrzemięźliwa.
Widać wyraźnie, że autor recenzji ma dystans do niewiary Rorty’ego w filozofię –
(10.5.1995)
Dyskusja literacka, młodzi autorzy, Stanisław Dłuski, Mariusz Kalandyk, Grzegorz Kociuba, Rafał Rżany, Andrzej Topczyj samookreślają się – „Fraza” nr 8 (1995) – w dyskusji zatytułowanej Ślepcy pod słońcem?
Prowadzi dyskusję Stanisław Dłuski. Uczestnicy próbują się ustawić wobec tradycji, wobec literackiej aktualności (dla nich oznacza to stosunek do „bruLionu”) i wobec kultury masowej.
Wynika z tego tylko tyle, ile się wie skądinąd.
Ja wiem cokolwiek o Stanisławie Dłuskim i Rafale Rżanym, czytam ich w „Nowym Nurcie”, są w nim zauważalni –
(11.5.1995)
Grzegorz Kociuba (ur. 1963), wypowiedź Ochraniać własny głos w zgiełku, wypowiedź w dyskusji Ślepcy pod słońcem? i dwa wiersze Widziałem drzewa i Nadmiar – „Fraza” nr 8 (1995) – nie pozwalają na orientację, kim jest w sensie twórczym Grzegorz Kociuba.
Jego własne wiersze nie są dobre, ale on wie, jaką wartość mają wiersze Dariusza Sośnickiego.
W deklaracjach literackich i intelektualnych sporo przezorności, sporo rozwagi –
Mariusz Kalandyk (ur. 1963), omówienie poezji Roberta Mielhorskiego, wiersz Atanaryk i wypowiedź w dyskusji Ślepcy pod słońcem? – „Fraza” nr 8 (1995) – pozwalają się domyślać napięć wewnętrznych, może nawet konfliktów, w myśleniu pewna lotność, najbardziej ją widać w wierszu Atanaryk –
(12.5.1995)
Tadeusz Pióro, tekst Ameryka, Ameryka! Grzegorza Musiała – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12 – morderczy.
W antologii Musiała, zdaniem Tadeusza Pióry, wszystko jest wręcz bez sensu –
(13.5.1995)
Jarosław Anders, w dywagacjach o książce Harolda Blooma The Western Canon (1994) – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12 – dużo nonszalancji wobec literatury.
Uznaje nieuchronność ideologicznej refleksji nad literaturą, zawsze nie wierzył w „przeżycie estetyczne”.
Wartości go przerastających nie szukał w literaturze –
Jerzy Łukosz, zadzwonił z Zurychu około wpół do pierwszej, pisze sztukę, może skończy w Szwajcarii.
7 czerwca ma sprawę rozwodową, chce w czerwcu być w Warszawie. Poznał Germana Ritza.
Zadzwoni do mnie Agnieszka, nie może odczytać dwóch słów w moim liście, przepisuje list w charakterze recenzji wewnętrznej –
Robert E. Kiernan, fragment książki o estetyce camp (1979) pod tytułem Estetyzm purpurę podszyty: Ronald Firbank – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12, przełożyły Klara Kopcińska i Dorota Kozińska – jest omówieniem trzech powieści: Zdeptany kwiatuszek (1923), Butny Murzyn (1924) i Co się tyczy wybryków kardynała Pirellego (1926).
W omówieniu dba się o charakterystykę swoistości artystycznej w narracji Firbanka –
(14.5.1995)
Ronald Firbank, fragmenty powieści Zdeptany kwiatuszek (1923) – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12, przełożył Andrzej Sosnowski – rozkoszne.
Taka proza w Anglii nie mogła nie powstać, ona jest źródłem wielu zjawisk pisarskich w angielskiej literaturze, Robert F. Kiernan (amerykański krytyk) wymienia wiele nazwisk, wśród nich Ivy Compton-Burnett.
Można do nich dorzucić Angusa Wilsona, Muriel Spark i wielu młodszych autorów.
Jaka szkoda, że u nas z estetyką camp można skojarzyć niemal tylko Marka Słyka.
Polska literatura aż się prosi, żeby ją estetycznie uszlachetnić wydobyć na jaw jej intelektualną bzdurność –
Komedia Księżna Zubaroff (1920) – tamże, przełożyli Tadeusz Pióro i Andrzej Sosnowski – jest zwyczajniejsza niż powieści Firbanka, mam na myśli zwyczajność stylistyczną.
Intelektualnie górę społeczną widzi się w identyczny sposób w komedii jak w powieści.
Uświadomiłem sobie zbieżność tego, co mówi Firbank, z tym, co było nowością filozoficzną u Sade’a.
Firbank nie jest odkrywcą intelektualnym, może więc zadbać o wdzięk, o finezję i o intelektualną zabawę –
Andrzej Dorobek, w szkicu Beat czterdzieści lat później: Kerouac, Burroughs, Ginsbęrg i Kesey w Polsce – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12 – przypomina się perypetie z przekładami amerykańskiej literatury i bardziej szczegółowo interpretuje powieść W drodze i Włóczędzy Dharmy Jacka Kerouaca.
Te analizy dobrze świadczą o rozumieniu dystynkcji artystycznych w prozie, z czego niektórzy komentatorzy nie zdają sobie sprawy.
Dla nich przecież wszystko ryba –
(15.5.1995)
Oscar Wilde, dialog Upadek sztuki kłamstwa: obserwacje (1889) – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12, przełożyła Marta Umińska – nie ma nic wspólnego z dialogami Platona, jest wykładem, czym jest sztuka w swojej istocie i znaczeniu.
Nic głupszego niż czytać ten wykwintny wykład jako zbiór efektownych paradoksów.
Paradoksy są fikcją, czyli pięknem prawdy.
Rozumienie sztuki przez Oskara Wilde’a tylko pozornie jest historyczne i tym samym przebrzmiałe.
Dziś także istoty sztuki nie da się rozumieć inaczej, to rozumienie jest dekadenckim estetyzmem tylko na pozór, tylko na powierzchni –
(16.5.1995)
Jerzy Jarniewicz, szkic recenzyjny Kartografowie poezji – „Literatura na Świecie” 1994 nr 12 – przedstawia solidnie dwa leksykony: lana Hamiltona The Oxford Companion to Twentieth Century Poets (Oxford 1994) i Contemporary Poets (London 1991).
Autor szkicu rozwija rozróżnienie historii i mapy tłumacząc tym między innymi odejście lana Hamiltona od swojej ortodoksji krytycznej do tolerancyjności dla różnorodności zjawisk poetyckich w poezji anglojęzycznej –
(18.5.1995)
Kinga Dunin, omówienie powieści Małgorzaty Musierowicz Nutria i Nerwus (1995) – „Ex Libris” nr 75, maj ‘95 – ma w sobie intelektualną zabawność.
W powieści szuka się ideologii feminizmu w polskiej wersji –
Olga Tokarczuk, w relacji o książce Artemidora z Daldis Rozważania o snach, czyli onejrokrytyka (1995) – „Ex Libris” nr 76, maj ‘95 – zestaw obiegowych poglądów, kilka lub kilkanaście ładnych zdań.
Szczególnie mi się podoba zdanie następujące: „Kiedy się czyta trzy tysiące snów ludzi z trzeciego wieku naszej ery, wie się o nich dużo więcej, niż gdyby się przeczytało podręcznik do historii” –
(19.5.1995)
Kinga Dunin, w recenzji powieści Niezawinione śmierci Williama Whartona – „Ex Libris” nr 76, maj ‘95 – ukryta polemika ze mną.
„Nie wierzę, by którykolwiek z krytyków zarzucających Whartonowi sentymentalizm miał w obliczu tej książki odwagę publicznie to powtórzyć”.
Ja mu niczego nie zarzucam i nie potrzebuję zarzucać, mnie wystarczy wiedza, kim on jest w sensie literackim.
Tym kimś jest on w Niezawinionych śmierciach jeszcze bardziej niż w czymkolwiek innym –
(20.5.1995)
Michał Głowiński, referat Stalin – czarodziej – „Polityka” 1995 nr 20, dodatek „Kultura” – jest sam baśnią o baśni, która z istotnych przyczyn była niemożliwa.
Baśni o Stalinie-czarodzieju może i chciano, ale baśni nie można było stworzyć w języku marksistowskim, czyli w języku pseudonaukowym, w języku antypoetyckim, w języku dosłowności.
Chęci nie mogły do niczego prowadzić, skoro zachciewało się lodu z ognia lub powietrza z kamienia –
(21.5.1995)
Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – ładnie mówił o wierszach Macieja Meleckiego (m.in. z „Kresów” i z „Nowego Nurtu”), jeden z wierszy zadedykowany Dariuszowi Sośnickiemu –
Maciej Melecki (ur. 1969), w wierszach w „Nowym Nurcie” (1995 nr 4) bystra obserwacja świata i siebie.
W strzępach istnienia, w chwilach wyrazistość, oddzielność swojego istnienia i istnienia świata.
Melecki opublikował arkusz Zachodzenie na siebie (1993), przygotowuje tomik Moja pojedynczość –
Roman Wysogląd, opowiadania Raj Polonia – lektura w druku, „Twórczość” 1995 nr 5 – są przeciwieństwem narracji naturalistycznych lub realistycznych (ze względu na materię społeczną można by je kojarzyć z opowiadaniami Marka Hłaski, Marka Nowakowskiego).
Fabularyzuje się w nich świadomość, świadomość niewiary w cokolwiek.
Fabularyzacja jest w tych utworach w szczególny sposób kreacyjna, Wysogląd kreuje i fabularyzuje – jak już od dawna – przez redukcję.
Język świadomości redukuje się u niego do słów koniecznych, do nazw przedmiotów i czynności, do formuł intelektualnych w postaci sloganu lub komunału, do imion artystycznych powszechnego obiegu, słowem do zmielonych odpadów.
Z odpadów, ze śmieci kreuje się powszechniejszą, niż by można myśleć, przestrzeń egzystencji, egzystencji bez wiary i nadziei, bez jakichkolwiek złudzeń.
W totalności niewiary w cokolwiek nabiera szczególnej wagi opowiadanie Przestrzeń z dwiema kobietami.
Jedna z nich jest zwyczajnym u Wysogląda znakiem totalnego skurwienia, druga jest reliktem, chyba jedynym, czegoś prawdziwego, czegoś serio.
Druga, wolno się domyślać, jest matką narratora, świadomość narracyjna wyłamuje się z totalności skurwienia respektem wobec reliktu prawdziwego świata.
To jest u Romana Wysogląda smuga jasności, jedyna i ostatnia –
(22.5.1995)
Maciej Świerkocki, w recenzji Nagiego lunchu Williama S. Burroughsa – „Ex Libris” nr 76, maj ‘95 – zwięzła biografia, charakterystyka utworu z porównaniem Burroughsa z Wieniediktem Jerofiejewem, bezwzględny atak na polski przekład (przełożył Edward Arden), w którym oprócz opuszczeń są niezliczone idiotyzmy –
(24.5.1995)
Grzegorz Strumyk, list do niego:
Warszawa, 24 maja 1995
Grzegorzu,
w radiu o Podobraziu mówiłem spontanicznie, nie potrafię odtworzyć toku mówienia, powiązań między zdaniami.
Nie była to długa mowa.
Przeciwstawiałem dramat kreacji w Podobraziu dramatowi istnienia – cierpienia – w Kino-lino.
Mówiłem o pozajednostkowych źródłach cierpienia, o poziomych (rodzeństwo, partnerstwo) i pionowych (rodzice, autorytety) relacjach między ludźmi, szczególnie eksponowałem w uwagach fragment „…Jak dobrze”.
Pytanie o zamianę partii narracji pierwszoosobowej na narrację w drugiej osobie jest bardzo trudne, trudno brać odpowiedzialność za przeprowadzenie takiej operacji, za jej artystyczne skutki.
Wiem tyle, jest jakiś błąd narracyjny w zatarciu różnicy między postacią narratora a innymi postaciami w partiach narracji trzecioosobowej, narrację pierwszoosobową przyjmuje się z ulgą.
Być może narracja drugoosobowa stworzyłaby dystans do narratora (w pierwszej osobie) i tym samym zmniejszyła rozziew między narratorem i jego utajnieniem w narracji trzecioosobowej.
Podobny efekt dałoby może jakieś wyróżnienie utajnionego narratora w partiach narracji trzecioosobowej (przecież on jest jedną z postaci).
W drugiej osobie próbowałem czytać pierwszoosobowy finał Filiżanek, myślę, że efekt jest lepszy.
Jednego jestem pewien, do niczego nie mam prawa Cię namawiać, Ty sam musisz wiedzieć, jak ma być.
Pozdrawiam –
Henryk
(27.5.1995)
Janusz Drzewucki, olbrzymia recenzja Cholernego świata pod tytułem Janusz Rudnicki w stanie nieważkości – „Twórczość” 1995 nr 6 – honoruje pisarstwo Rudnickiego i zarzuca autorowi stylistyczne „kręcenie kuprem”.
Wszystko, co Drzewucki pisze o stylistycznych manieryzmach w tym pisarstwie, jest prawdziwe, wiem jednocześnie, że one w tym pisarstwie nie przeszkadzają.
Nie zachwycam się nimi i nie brzydzę, traktuję je tak, jakby one w ogóle nie istniały.
To musi mieć jakieś znaczenie dla samego autora, istota tego pisania jest dla mnie zupełnie gdzie indziej –
Andrzej Kopacki, tekst narracyjny Duch. Obrazek z Berlina – maszynopis, przekład Małgorzaty Łukasiewicz – jest lepszy w wersji niemieckiej, co nie znaczy, że przekład Małgorzaty Łukasiewicz nie jest dobry.
Przekład jest znakomity, ale polszczyzna nie ma tej wyrazistości, jaka jest możliwa w niemczyźnie.
Narrator włada niemczyzną skomplikowaną, aluzyjną i ostrą.
Właśnie ostrość w przekładzie łagodnieje, może mógłby ją uratować język zbrutalizowany, ale w tekście niemieckim nie ma żadnej brutalności –
Arkadiusz Bichta, recenzja Bezspojrzenia – „Twórczość” 1995 nr 6 – pokrętna i przemądrzała.
Poezja nie jest dla autora funkcją ducha, jego płodem, lecz wypadkową intelektualnej alkulacji.
Arkadiusz Bichta pisze tak, jakby wiedział lepiej niż Grzegorz Strumyk, czym jest poezja –
Adam Czerniawski, w felietonie Krótkopis (krajowy) – „Twórczość” 1995 nr 6 – dużo ciekawostek o sobie.
Zdania takie jak trzy następujące robią wrażenie: „Wykończyłem przekład Trenów. Może wrócę jeszcze do przekładów Norwida. Korci mnie przekład Dziadów”.
Zastanawia mnie jednoznaczność konstatacji, że świat wspomnień dzieciństwa w Polsce jest nie do pogodzenia z doznaniem Polski dzisiejszej.
Dla siebie wiem, że wyobraźnia oniryczna nie uznaje odrębność tych światów.
Odczuwam niemal namacalnie korzyść z uważnej obserwacji mojego życia onirycznego –
(29.5.1995)
Waldemar Bawołek, opowiadanie Delectatio morosa – „Twórczość” 1995 nr 6 – nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych utworów tego autora.
Autor pisze zawsze atrakcyjnie i zabawnie, na zabawności chce może poprzestać.
W Delectatio morosa można się doszukać dalekiego echa kreacyjności jak u Gombrowicza.
Najwyraźniej świadczy o tym kreacyjna fabuła absurdalna (wojna o chusteczkę).
Kreacyjność wykorzystuje się jednak dla humorystycznej deskrypcji.
Z udziału kreacyjności w deskrypcji wyprowadza się jeden efekt narracyjny, zrównanie wszystkiego ze wszystkim.
W perypetiach absurdalnych narratora mieszczą się zrównane z nimi realne udręki czasu, o których wie się z medialnego słyszenia.
Utwór Waldemara Bawołka nie jest czymś szczególnie wybitnym, ale wstydzić się nie ma czego, to jest bardzo dobre pisanie –
Tadeusz Zubiński, opowiadanie Dotknięcie wieku – „Twórczość” 1995 nr 6 – ma w sobie sugestywność dziewiętnastowieczności jak w Bałagule (1992 nr 6).
Autor czuje zmysłowo postać realności ubiegłego wieku.
W opowiadaniu o Chopinie w Nohant nie anegdota jest ważna, ale wszystkie zmysłowości tak niezwykłe jak opis osoby Hipolita Solta: „Solt pachniał dobrze, wykwintną werbeną w podjesiennej tonacji, fioletową w dymku i pąsową w jądrze zapachowym” –
(30.5.1995)
Natasza Goerke, kilka opowiadań – „Twórczość” 1995 nr 6 – niełatwo rozpoznać w ich swoistości artystycznej.
Jest w nich coś, co nazwałbym totalnością narracji. Narracja ogarnia wszystko, nie ma nic poza nią.
Ona ma płynąć jak rzeka, porywać wszystko jak powódź.
Ta narracja zrywa z mimetyzmem, jej kreacyjność jest absolutna, czyli totalna.
Ona jest samowystarczalna, w niej samej jest jedyny potrzebny jej rygor, nazwę go rygorem początku i końca.
Narrację trzeba zacząć, narracja domaga się zakończenia.
To żądanie stanowi samoregulator narracji, jest tym w narracji, czym konieczność śmierci w życiu.
Sama narracja jest więc jak gdyby ekwiwalentem życia, lecz nie życie dla niej istnieje, tylko inne narracje.
Narracje Nataszy Goerke odwołują się do innych narracji niekoniecznie poprzez aluzję literacką jak w opowiadaniu Niepokoje wychowanki Torlessa, odwołania istotniejsze odnoszą się do narracji powszechnych, czyli bezimiennych.
Do narracji tak fundamentalnych jak sen, jak baśń, jak jakakolwiek opowieść.
Opowieść jest tym czymś jedynym, o czym jesteśmy przekonani, że jest –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy