Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(3.1.1996, 4.1.1996, 6.1.1996, 7.1.1996, 8.1.1996, 9.1.1996, 10.1.1996, 13.1.1996, 14.1.1996, 15.1.1996, 16.1.1996, 18.1.1996, 19.1.1996, 22.1.1996, 23.1.1996, 24.1.1996, 27.1.1996, 29.1.1996, 31.1.1996, bez daty)

 

(3.1.1996)

Mariusz Tchorek, szkic O Mewie czyli pełni inności – „Twórczość” 1996 nr 1 – bogaty, pisar­ski, tyle samo o Marii Ewie Łunkiewicz-Rogoyskiej (1894-1967), co o sobie.

O sobie słusznie tak dużo, skoro o bohaterce tekstu pisze się tak osobiście, że aż niemal intymnie.

Trzeba wiedzieć, kto daje sobie prawo tak pisać, jak pisze.

Mariusz Tchorek pisze nie o malarstwie, lecz o wtajemniczeniu w malarstwo.

Wielka szkoda, że tak nic się nie wie o zjawi­sku wtajemniczenia w literaturę, to jest wtajemniczenie równie rzadkie jak wtajemniczenie w malarstwo.

Ale, niestety, wtajemniczenie w literaturę uzurpują sobie wszyscy –

Dariusz Nowacki, recenzja Szosy warszaw­skiej Jacka Giszczaka – „Twórczość” 1996 nr 1 – jest akademicka, nie liczy się w niej wtajemni­czenie w literaturę.

Autor stawia na swoją literacką wiedzę, ta mu podsuwa skojarzenie Szosy warszawskiej z Ucieczką do nieba Jana Komolki, choć to skoja­rzenie nader ryzykowne.

Tytuł recenzji – Brzydota automobilizmu – stosowny, powinien Dariuszowi Nowackiemu podsunąć całkiem inne skojarzenie, skojarzenie z Małymi punktami Andrzeja Twerdochliba sprzed trzydziestu lat.

Tylko Małe punkty w zestawieniu z Szosą warszawską musiałyby awansować na arcy­dzieło –

 

(4.1.1996)

Stefan Chwin, w wykrętnej korespondencji – „Twórczość” 1996 nr 1 – w sprawie mojej wzmianki o nim w Wypiskach jedno niezmien­nie mnie oburza, chamska dezinformacja, że pisałem kiedykolwiek o dziełach „tematu wiejskiego”.

Związki naturalne (1972 i 1978) w całości świadczą o programowym odrzuceniu kategorii „temat wiejski” i wszystkiego, co się za tym określeniem kryje.

Specjaliści od „tematów” teraz jak niegdyś obstają przy swoim –

 

(6.1.1996)

Jerzy Łukosz, powtórna lektura maszyno­pisu sztuki Maestro gra w dwa ognie (tytuł zły) pozwala dostrzec różne ryzykowności utworu.

W drugim akcie parodia procesu stawia przed teatrem ogromne trudności, łatwo popaść w czystą farsowość.

Intelektualna formuła bohaterki, jej kwestia, jakim prawem to wszystko się dzieje, jakby trochę za wątła.

W trzecim akcie dopowiedzenie faustyczno-mefistofeliczne ryzykowne artystycznie.

Muszę o tym wszystkim napisać Łukoszowi w liście –

 

(7.1.1996)

Adam Krzemiński, omówienie trzech nu­merów Sinn und Form – „Twórczość” 1996 nr 1 – bardzo atrakcyjne.

Dużo, jak rzadko u Krzemińskiego, informa­cji i uwag literackich.

Odnotowuje się przekład fragmentu Roku myśliwego, Miłosz przypieprza Stephanowi Hermlinowi za jego jubileuszową (osiemdziesięciolecie) autokreację.

Referuje szkic Leszka Szarugi Poniemieckie, pożydowskie, opatruje interesującą dywagacją szkic Gerta Mattenklotta Sto latjungera.

Dołącza się do tego wzmianka o polskich zaniedbaniach wobec Canettiego (Masa i wła­dza) i wobec Uwe Johnsona –

Henryk Krzeczkowski, telewizyjny film pod tytułem Wróżbita z ulicy Czackiej (?) – Program I – kreuje publiczną monumental­ność jego postaci.

Wśród głównych kreatorów Krzysztof Kozłowski, Tomasz Wołek, Wiesław Walendziak i Marcin Król, oni charakteryzują postawę poli­tyczną i polityczne myślicielstwo Henryka.

Splendor literacki współtworzą Paweł Hertz, Juliusz Żuławski, Zygmunt Kubiak i – archiwalnie – Stefan Kiesielewski.

Ich i innych wypowiedzi na ogół wystarcza­jąco wydobywają znaczenie jego dorobku translatorskiego.

Chwalono jego kunszt rozmowy, przega­piono kunszt epistolograflczny.

Zupełnie pominięto stronę prywatną jego życia.

O mnie nie padło żadne słowo, nawet nie zająknął się Józef Jaworski, mówiąc kilkakrotnie o przyjaciołach Henryka.

Film bogaty, korzystny dla pamięci o Hen­ryku Krzeczkowskim i jego dziele życia.

Dla mnie to jedynie inspiracja dla urucho­mienia filmów wewnętrznych –

Zofia Okrasińska, zadzwoniła zaraz po fil­mie o Henryku, rozmowa tak długa jak film, spodziewała się, że w filmie wystąpię.

Wytłumaczyłem, że koncepcja filmu inna.

Przeczytała mi tekst Krzysztofa Vargi z „Gazety Wyborczej”, tekst dobry.

Krzysztof Varga umiejętnie wykorzystał, co mu mówiłem w rozmowie telefonicznej.

 

(8.1.1996)

Jerzy Łukosz, zadzwonił o wpół do szóstej (z Oławy), u siebie jeszcze nie może mieszkać, musi załatwić gaz, elektryczność, po wstępnych informacjach pytanie o sztukę Maestro gra w dwa ognie.

Odwołałem się do listu i mówiłem zgodnie z jego tokiem, rozwijając jego niektóre sformułowania.

Wykroczyłem poza list w drobnych pretens­jach (tytuł, terminy obcojęzyczne), starałem się nie ujednoznaczniać nieprecyzyjnych zastrze­żeń.

Uchylałem się od porównań sztuki Maestro gra w dwa ognie ze sztuką o Tomaszu Mannie.

Czytanie sztuki o Mannie ma się odbyć 27 stycznia, Łukosz przyjedzie o dzień lub dwa wcześniej –

 

(9.1.1996)

Hans Georg Gadamer, wywiad z Gadamerem (przedruk) – „Nowy Nurt” 1995 nr 24, przekład Andrzeja Przyłębskiego – bardzo interesu­jący, Gadamer wypowiada się ostrożnie o hermeneutyce, o warunkach dialogu.

W wypowiedzi Gadamera robi na mnie wra­żenie sugestywność określenia „imperializm ekonomiczny”.

Zdanie, w którym zostało użyte, brzmi (w niezręcznym przekładzie) następująco: „Dwieście lat temu ludzkość stała wobec początku imperializmu ekonomicznego, dziś stoi przed globalnym zadaniem współegzystowania, które nie doprowadzi do tego, że się nawzajem pozabijamy, czy też zniszczymy pod­stawy naszego życia” –

 

(10.1.1996)

Wolfgang Schlott, z listu do Schlotta po lekturze książki Von der Darstellung des Holocaust żur kleiner Apokalypse (Frankfurt am Main 1996): „Znam doskonale przedmiot Pana rozważań, ale ja inaczej rozumiem literaturę, kategorię mimesis, literacką aksjologię. Nade wszystko co innego cenię u tych autorów, o których Pan pi­sze (zwłaszcza u Tadeusza Konwickiego, Mar­ka Nowakowskiego, Janusza Andermana)”.

„Bardzo dobrze, że się różnimy w ocenach. Dla mnie Mała apokalipsa lub Cudowna melina są powieściami bez intelektualnego i artysty­cznego znaczenia, cieszę się, że można na nie patrzeć inaczej niż ja” –

 

(13.1.1996)

Dariusz Nowacki, artykuł Czyńcie moją powinność – „Nowy Nurt” 1995 nr 26 – nawiązuje do wypowiedzi o krytyce Konrada C. Kędera i Jarosława Klejnockiego, rozróżnienie między krytyką rodzajem literatury (Kęder) i krytyką usługową (Klejnocki) Nowacki respektuje.

Celnie dopowiada, że krytyka usługowa świadczy usługi tylko i wyłącznie mediom.

Polemizuje z narzekaniami na brak autoryte­tów krytycznych, widzi znaczenie Jana Błońskiego i pięciu autorytetów pomniejszych (Jerzy Jarzębski, Tadeusz Komendant, Grażyna Borkowska, Teresa Walas, Tadeusz Sławek).

W wywód przedmiotowy o krytyce wplata Nowacki (chyba nie zawsze programowo) narrację o swojej świadomości bycia krytykiem.

To jest naprawdę interesujące, Nowacki dob­rze wie, co można osiągnąć w krytyce i poprzez krytykę.

Ktoś z taką świadomością może zajść daleko i wysoko.

Dla mnie szczególnie interesujące jest zamie­rzone i znaczące (bardzo wiele) pominięcie mojego nazwiska –

 

(14.1.1996)

Miłosz L. Biedrzycki, w wywiadzie dla Cezarego Bryka – „Nowy Nurt” 1995 nr 26 – mówi bardzo rozsądnie.

Zaczepia o sprawę dwujęzyczności, nazywa swój stosunek do innych poetów, do tradycji.

Zauważa, że najlepiej byłoby oceniać poezję po czterdziestu latach, pochwala różność opinii i ocen literackich.

Szczególnie mi się podoba nazwanie litera­tury „kultywowaniem języka”, z czego wynika piękny jej opis: „Literatura to zbiór czynności mających na celu zachowanie jego istniejących funkcji i kształtowanie nowych; to praca pielęgnacyjna i wytyczanie nowych dróg rozwoju” –

Karol Maliszewski, krótki tekst Dobry wie­czór, nazywam się Biedrzycki – „Nowy Nurt” 1995 nr 26 – opisuje zjawisko poezjowania Biedrzyckiego najlepiej jak można.

Poprzez ten opis chce się zrozumieć pozna­wcze źródła i poznawcze funkcje poetyckiego zapisu słów przez niego.

Pomyślało mi się, że Maliszewski pisze o Biedrzyckim, jakby pies głaskał królika lub kró­lik psa.

Natura poznawczości krytycznej u Maliszewskiego jest bardziej zmysłowa niż intelektualna, stąd unikalność moich porównań –

Twórczość” (1996 nr 1), radiowa promocja numeru – w audycji Ireny Heppen i Waldemara Chołodowskiego – wypadła chyba dość znośnie.

Niezręczny początek – od moich tekstów – zatuszowała moja wypowiedź o Pawle Przywarze, wypowiedź żarliwa.

W słowach Jerzego Lisowskiego o wierszach Bohdana Zadury czegoś mi zabrakło, dobrze zapowiedzieliśmy szkic Mariusza Tchorka.

O utworach Hugo von Hofmannsthala mówi­łem zbyt ostrożnie –

 

(15.1.1996)

Jerzy Giedroyć, w RFI krótka rozmowa z nim o wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego.

Kwaśniewski zrobił na nim wrażenie „raczej dobre”, padły słowa „wyrobiony”, „gładki”.

Giedroyć wypowiedział się przeciwko minis­trowi Jaskierni, wypowiedzi Giedroycia wyważone, oszczędne –

Karol Maliszewski, artykuł o poezji Zbig­niewa Macheja – „Nowy Nurt” 1996 nr 1 – górny i żarliwy.

Górność i żarliwość zaczynają kusić do wątpienia.

Tyle tych stylów poezjowania, tyle zmien­ności, tyle braków wiary i uwierzeń, że wątpli­wości rosną.

Zbyt mało znam poezję Zbigniewa Macheja, żeby poddać się wątpliwościom.

Pokusy tłamsi wiersz Wariacje.

Wiersz tak świetny, że nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić Maliszewskiego we włas­nej lekturze wierszy poety –

 

(16.1.1996)

Adam Kaczanowski (ur. 1976), kilka wier­szy (tekstów?) – „Nowy Nurt” 1996 nr 1 – nie pozwala na żadne wnioski.

Ostentacyjne przeciwieństwo jakiejkolwiek zewnętrznej poetyckości –

Izabela Filipiak, w opowiadaniu Pitbullica – „Nowy Nurt” 1996 nr 1 – coś jest.

Opowiada się o sobie (o człowieku) w opo­wieści o psie, w psie ulokowana jest dzikość uczuć ludzkich, ich szaleństwo.

Opowieść o szaleństwie uczuć w domenie natury pozwala może zapanować nad szaleństwem ludzkim, różnicy między naturą a kul­turą, co prawda, nie ma w tej narracji.

Człowiek i pies są bytami identycznymi, są to jednak byty dwa, byty odróżnialne, jak odróżnia się jednego człowieka od drugiego.

Dzięki identyczności i odrębności bytów można mówić, narracja Izabeli Filipiak jest aktem użytku z tej możliwości.

Potrzeba tego użytku jest enigmatyczna, może dobrze, że tak jest –

 

(18.1.1996)

Karol Maliszewski, w recenzji Starego domu Stanisława Dłuskiego – „Sycyna” 1996 nr 2 – interesuje mnie, jak Karol Maliszewski daje sobie radę z powszednią robotą recenzencką, z robotą, której często samemu się nie wybiera, którą narzucają zawodowe okoliczności.

W recenzji nic się nie zrobiło przeciw sobie, przeciw zawodowej uczciwości –

Krystyna Sakowicz, imieninowa karta wys­łana wczoraj, tekst przepiękny.

Karta wspaniałej prozy, jeśli nie wręcz po­ezji –

Zygmunt Kubiak, na spotkaniu w Teatrze Małym tłum, za stołem prezydialnym Zygmunt Kubiak, Maria Janion, Jerzy Axer, Bronisław Wildstein, Paweł Goźliński i Wincenty Grajewski.

Zygmunt Kubiak referował i czytał rozdział książki, o wiekach (czy pokoleniach) złotym, srebrnym, spiżowym i żelaznym, różne sformu­łowania piękne. (…)

 

(19.1.1996)

Leonor Fini, w radiowych „Wiadomościach Kulturalnych” – Program II – informacja o jej śmierci.

Wzmianka, że była towarzyszką życia Kon­stantego Jeleńskiego –

 

(22.1.1996)

Jerzy Smulski, chyba to debiut krytyczny w „Twórczości”.

W opisie tomu Pytanie o tożsamość Ale­ksandra Fiuta – „Twórczość” 1996 nr 1 – dowody dobrej orientacji w dorobku literackim autora.

Dużo dobrej woli i pokory wobec przedmiotu opisu –

 

(23.1.1996)

Karol Maliszewski, w artykule Proste zestawienia i dalsze konsekwencje – „Nowy Nurt” 1996 nr 2 – polemizuje wyłącznie z artykułem Krzysztofa Koehlera Wysychające kałuże.

Złośliwości wobec Jarosława Klejnockiego tylko w podtekście.

W obronie poetyckich „barbarzyńców” waż­ne zdanie: „Głosuję więc za ograniczoną odpowiedzialnością, za drżeniem, sygnalizowaną niepewnoś­cią, za szukaniem i pracą nad sobą i słowem”.

Pod artykułem Maliszewskiego przeprosze­nie Jarosława Klejnockiego za słowa „prowincjonalny belfer” (o Maliszewskim).

Nawet w tym przeproszeniu coś przykre­go –

Dariusz Nowacki, w odpowiedzi na atak Stanisława Dłuskiego – „Nowy Nurt” 1996 nr 2 – nie chce udowadniać, że nie jest wielbłądem lub „bezkrytycznym entuzjastą Nowej Prozy Polskiej, nędznym echem odbijającym poglądy Henryka Berezy” –

 

(24.1.1996)

Andrzej Turczyński, z listu do niego:

„Nie mogę Rzek popiołu przeczytać od ręki w całości, ponawalałem z różnymi robotami, przeczytałem (na nowo) szkic tytułowy, rzecz wielkiej wagi i urody.

Szkic to, ale i gawęda, niemal opowiadanie, piękna narracja z ważnymi deklaracjami i wyznaniami.

Ma on w sobie niemal zarys całości, całej książki, znam ją przecież w znacznej mierze, każdy szczegół w szkicu aż się kłębi od aluzji, od skojarzeń, od sensów, od tego wszystkiego, co w szkicu Rosja, moja baśń (zajrzałem i do niego) nie ma takiej wyrazistości, jaką szkicowi tytułowemu nadaje, jakby sprawdzalna, konkret­ność” –

 

(27.1.1996)

Jerzy Łukosz, czytanie Tomasza Manna w Teatrze Małym trwało godzinę i pięć minut, prezentowano (mniej więcej) połowę tekstu.

Czytali Gustaw Holoubek (rola tytułowa), Marek Bargiełowski (rola fryzjera), Janusz Zakrzeński (głos Hitlera) i Maria Chwalibóg (w roli Katii, zastąpiła Zofię Kucównę).

Sala prawie pełna, słuchano sztuki dobrze, kilka pytań do Łukosza, powiedziałem parę słów o Łukoszu od siebie.

 

(29.1.1996)

Josif Brodski (1940-1996), wiadomość z radia o jego śmierci, zmarł w trakcie snu.

Przy kilku lekturach był mi bliski jak mało kto –

 

(31.1.1996)

Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, w korespondencji Z lutów do Artura Międzyrzeckiego 1958-1979 – „Twórczość” 1996 nr 2 – dla mnie nic szczególnie interesującego.

Poza informacją o urodzinach syna Andrzeja Biernackiego, o tym nigdy nie słyszałem.

Pewne znaczenie mogą mieć przypisy Artura Międzyrzeckiego, podaje on daty niektórych podróży ważnych osób –

Tadeusz Komendant, recenzja Podróży na południe Janusza Drzewuckiego – „Twórczość” 1996 nr 2 – kunsztowna.

Początki poetyckie Janusza Drzewuckiego i Bronisława Maja wywodzi z późnego Miłosza.

Widzi u Drzewuckiego przeciwstawienie wobec poetów przeklętych, widzi antysentymentalizm.

Antysentymentalnie interpretuje Elegię dla Jana Drzeżdżona.

Dostrzega związki Drzewuckiego z poezją Andrzeja Bursy –

Abe (Andrzej Biernacki), nota Spóźniony obiad na Stawisku – „Twórczość” 1996 nr 2 – wielkiej piękności.

Biernacki opowiada o rytuale niedzielnego obiadu na Stawisku, rytuał został złamany 22 października 1978 przez transmisję z Rzymu.

Nota tak wyborna, że nawet strofa wiersza Do władcy Rzymu (Norwid) staje się znośniejsza –

Rajmund Kalicki, mały esej o Nikiforze Męczennikpolskoruskie (słowa z akwareli Niki­fora) – „Twórczość” 1996 nr 2 – bogaty i solidny.

Kalicki odwołuje się do Alfonsa Karnego, do Jerzego Nowosielskiego, do Jerzego Wolffa.

Najpiękniejsze zdanie tekstu: „Bezradność słów wobec świata Nikifora jest dziś prawie całkowita” –

Włodzimierz Paźniewski, tekścik Biusto­nosz Marylin Monroe – „Twórczość” 1996 nr 2 – interesujący poprzez zmieszanie prawdziwych i bałamutnych uwag o kulturze angielskiej.

Najbardziej bałamutnie złożyła się uwaga o literaturze, w której przetrwało „zwykłe opowiadanie jakiejś historii, co dziś należy do rzad­kości, odkąd postmoderniści ogłosili, że czasy wielkich opowieści minęły”.

Dziennikarski rozum tak samo jak żołnierski (z powieści Doderera) może nawet speca zwieść na manowce –

 

(bez daty)

Karol Maliszewski, recenzja Z ogrodu do innego ogrodu (o tomiku Smocza samotność Ireny Wyczółkowskiej) – „Opcje” 1997 n. 4 – jest ist­nym majstersztykiem.

Z tekstu recenzji (przede wszystkim z cyta­tów) jasno wynika, że Irena Wyczółkowska uprawia poezję, którą należałoby nazwać poezją dla siebie.

Poezją dla siebie może być każde literackie byle co, poezja Ireny Wyczółkowskiej jest, można przypuszczać poetycko kulturalna, dla siebie może więc być co najmniej równorzędna z poezją dobrą.

Może jednak być czymś nieporównywalnie więcej niż ona, może być dla siebie czymś takim jak psalmy dla króla Dawida, czyli najwyższym dobrem duchowym własnego wyrobu.

Tym czymś muszą być dla autorki Smoczej samotności wiersze z części zbioru pod tytułem Obecność, wiersze o „swoich” zmarłych, o ich obecności w śnie, poprzez sen, o ich wskrzesza­niu dla siebie.

Ta obecność nie musi być poetycko taka jak obecność córki i matki w Trenach dla Jana z Czarnolasu.

Ona może być tak zwyczajna jak byle co z onirii każdej nocy, gdy ją dla siebie przedłuży przez zapis własne słowo powszedniego użytku.

Własna poezja dla siebie (także z piętnem bylejakości) jest czymś bezspornie unikalnym pośród całej – małej, dużej i największej – poezji dla wszystkich.

Może się zdarzyć, że taka absolutna unikal­ność własnej poezji dla siebie stanie się wartością, która – paradoksalnie – ujawni unikal­ność w poezji dla wszystkich.

Wiara we własną niepowtarzalność jest tą wiarą człowieka, której on się nigdy nie poz­bywa i pozbyć nie może.

Ona jest tożsama z życiem.

Jaki inny majak potwierdzenia tej wiary byłby możliwy poza majakiem własnej poezji dla siebie, poza majakiem unikalności w poezji dla wszystkich.

Na ten majak powinniśmy się godzić, on jest najniewinniejszy ze wszystkich, on jest samym dobrem –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content