copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(27.12.1996, 30.12.1996, 31.12.1996, 1.1.1997, 2.1.1997, 3.1.1997, 4.1.1997, 5.1.1997, 8.1.1997, 9.1.1997, 11.1.1997, 12.1.1997, 13.1.1997, 16.1.1997, 17.1.1997, 18.1.1997, 20.1.1997, 27.1.1997, 28.1.1997, 30.1.1997, 20.4.1999)
(27.12.1996)
Jerzy Jarniewicz, szkic Orlando, Orlanda i to trzecie – „Literatura na Świecie” 1996 nr 4 – dotyczy powieści Virginii Woolf Orlando (1928) i zwłaszcza jej dwóch polskich przekładów, Władysława Wójcika (Warszawa 1994) i Tomasza Bieronia (Poznań 1994).
Porównanie obydwu przekładów jest dość interesujące, choć autor żadnego z nich nie demaskuje, co zwykle stanowi główny smak analizy przekładów –
(30.12.1996)
Cezary Palczarski, Sanktuarium ciemności – maszynopis, s. 97 – jest rodzajem traktatu, poematu prozą o ciemności, w której jesteśmy, którą jesteśmy.
Tenebralna odyseja Cezarego Palczarskiego jest rezultatem wielostronnego doświadczenia duchowego i intelektualnego, w tym także czysto literackiego.
Narracja, jeśli użyć tego terminu, jest raz artystycznie wątpliwa (zwłaszcza pierwsze kilkanaście stron maszynopisu), raz wyborna, najlepsze partie są jak narracja eseistyczna w Słońcu i księżycu Alberta Parisa Gütersloha.
Utwór jest ponad możliwościami czytelniczymi większości tych, którzy czytają „Twórczość”, będąc jednocześnie czymś niezwykłym, czymś ze sfery wysokich wzlotów ludzkiego ducha.
Czymś natchnionym i niepowtarzalnym –
Wacław Tkaczuk, w rocznym bilansie swojego przeglądu poetyckiego – Program II – szczególne znaczenie przypisuje dialogowi Czesława Miłosza i Tadeusza Różewicza, porównując ten dialog z dialogiem Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza, analizowanym przez Andrzeja Mencwela w Studium sukcesu.
O komentarz do tego dialogu poprosił Piotra Matywieckiego, który instynktownie bronił się przed jednoznacznością interpretacji.
Z całą pewnością nie da się tego dialogu zredukować do polemiki światopoglądowej, w tym dialogu chodzi o prawo poezji do uzurpacji.
Miłosz je przyznaje, Różewicz z szyderstwem odrzuca.
Nie chciałbym swojej sugestii rozwijać, za daleko by mnie to zaprowadziło, wolę poprzestać na enigmatyczności, która oznacza odrzucenie możliwości konsensu u obydwu poetów –
(31.12.1996)
Rajmund Kalicki, nota Zapiecek – „Twórczość” 1997 nr 1 – po równi o Edwardzie Stachurze i Franciszku Maśluszczaku.
Pretekst tytułowy ustanawia wystawa w galerii Zapiecek, gdzie pod patronatem Towarzystwa Przyjaciół Tworek wystawiono prace profesjonalistów i pacjentów.
O Stachurze ładna opowieść o jego wzlotach chorobowych –
(1.1.1997)
Ludwik Stomma, felieton Na ten Nowy Rok – „Polityka” 1997 nr 1 – ostry jak nóż.
Przypieprza Ryszardowi Benderowi, aż wióry lecą: „Każda książka Bartoszewskiego to więcej niż habilitacja. Ale Bender zarzuca Bartoszewskiemu, że nie ma stopni naukowych” –
Donat Kirsch, zadzwonił po dziewiątej (z Kalifornii), gadaliśmy ponad półtorej godziny (z nim i z Ewą).
Zmieniła się Donatowi wymowa, mówi bardziej po śląsku niż kiedykolwiek, odkąd się znamy.
Kirschowie dzwonili w noc sylwestrową, niepokoili się, że mnie nie ma w domu.
Nadal myślą o robieniu scenariusza według Końca „Zgody Narodów” Teodora Parnickiego, napisali artykuł o polskim rzeźbiarzu.
Sporo mówiłem o Wiesławie Myśliwskim, Donat pamięta jego dawne utwory.
Dwa słowa o Marku Słyku, Donat chce do niego napisać.
Musiałem Donata przynaglać do skończenia rozmowy –
(2.1.1997)
Halszka, zadzwoniła o wpół do piątej, podziękowanie za Obroty, bardzo jej się książka – na wygląd – podoba.
Przejąłem się jej opowieściami. (…) –
(3.1.1997)
Dariusz Nowacki, w recenzji Nadmiar i banał (o powieści Lecha Majewskiego Pielgrzymka do grobu Brigitte Bardot Cudownej – „Twórczość” 1997 nr 1 – wyczuwa się założenie, że Lech Majewski mógłby uniknąć tytułowych (w recenzji) zagrożeń.
Nowacki przeciwstawia Lechowi Majewskiemu Huberta Adamowskiego (czyli Adama Ubertowskiego) i jego powieść Podróż do ostatniej strony –
(4.1.1997)
Janusz Głowacki, opowiadanie Rosę Cafe –„ Gazeta Wyborcza” 1996 nr 303 – dobre.
Na moje rozeznanie jest w nim coś z przekładu z języka obcego, może ono zostało napisane po angielsku (we współpracy językowej), polszczyzna Janusza Głowackiego jest zwykle luźniejsza –
Halszka (Wilczkowa), dziś zmarła, zawiadomił mnie telefonicznie Wiesław Rutowicz, ma jeszcze dzwonić do Olimpii.
W głosie Rutowicza przerażenie, we mnie ból –
Nasza rozmowa telefoniczna (2 stycznia) była ostatnia –
Ostatni raz widzieliśmy się 12 lipca, byłem u niej na kolacji, mój zapis nie zawiera nic z tego, co Halszka kilkakrotnie mówiła mi o śmierci, do czego nawiązywała także wtedy.
Zawsze o śmierci mówiła rozumnie i spokojnie –
Zmarła nagle, dziś o drugiej (powiedziała mi Olimpia) –
(5.1.1997)
Stanisław Gebala, dobry tekst – „Twórczość” 1997 nr 1 – o Legendach nowoczesności, czyli o eseistyce i listach Czesława Miłosza i Jerzego Andrzejewskiego z czasów okupacji.
Obydwaj eseiści swoim postawom i poglądom z czasów okupacji niejednokrotnie zaprzeczali –
Elżbieta Baniewicz, olbrzymi szkic Krytykiem być – „Twórczość” 1997 nr 1 – jest próbą spojrzenia z dzisiejszej perspektywy na dorobek Marty Fik.
Autorka wydobywa znaczenie jej działalności krytycznej w latach siedemdziesiątych i nie ukrywa wątpliwości wobec wszystkiego, co w jej pisarstwie wiąże się z jej zaangażowaniem politycznym.
Mam o krytyce i myślicielstwie Marty Fik własne zdanie, nie zawsze jest ono zbieżne ze zdaniem Elżbiety Baniewicz, ale rozumiem, z czym Elżbieta Baniewicz walczy, gdy wytyka Jackowi Sieradzkiemu nieprawdę i przemilczenie –
(8.1.1997)
Leszek Bugajski, w przeglądzie prasy – „Twórczość” 1997 nr 1 – eksponuje rozmowę z Bronisławem Łagowskim w „Opcjach” (1996 nr 3).
Bronisław Łagowski polemizuje z rewolucyjną mitologią w Polsce (na wielu planach), dobrze to wyraża cytowane przez Bugajskiego zdanie: „Człowiek trzeźwo patrzący widzi, że rewolucji nie było, że gdyby była, pociągnęłaby za sobą szkody” –
(9.1.1997)
Pogrzeb Halszki, przysłano po nas samochód pod bramę Olimpii, pojechaliśmy po Danutę Kętrzyńską i na cmentarz.
Nabożeństwo w Kaplicy Halpertów, bardzo zimno, pogrzeb trwał całą godzinę.
Mikrobus zawiózł nas na konsolację –
(11.1.1997)
Jan Błoński, w wywiadzie Literacko ciekawe osobliwości (dla Anny Bikont i Marcina Piaseckiego) – „Gazeta Wyborcza” 1997 nr 9 – ustawia się poza marksizmem i socrealizmem, pamięta, czym mu jakoby groził Jerzy Putrament.
Rozmówcy wspierają go swoją znajomością rzeczy, mówią: „Kiedy tylko nastała odwilż, lansował Pan Zbigniewa Herberta, Mirona Białoszewskiego, Marka Hłaskę, Leopolda Tyrmanda. Jak Pan do tego doszedł?”
Warto by znaleźć teksty, w których się to lansowanie odbywało –
Henryk Tomaszewski, zadzwonił wieczorem, powiedział, że widział dziś moje zdjęcie.
Nie domyśliłem się, o jakie zdjęcie może chodzić.
Wyjaśnił, że w „Rzeczypospolitej” jest recenzja Obrotów z moją fotografią. Zapytał, czy wiedziałem o tym, powiedziałem, że nie.
Henryk mówi z wielkim wysiłkiem, z przeszkodami, tylko głos bym natychmiast rozpoznał –
(12.1.1997)
Mariusz Czubaj, szkic Afirmacje Jana Strzeleckiego – „Twórczość” 1997 nr 1 – przekonuje do intelektualnych kompetencji autora.
Wolałbym przeczytać coś innego, może mniej naukowego, bardziej pisarskiego, o Janie Strzeleckim, ale szkic Czubaja budzi zaufanie do tej próby uporządkowania myślicielstwa Strzeleckiego, jaka została podjęta.
Jeśli dobrze Czubaja rozumiem, kluczowa w tym myślicielstwie jest intelektualnie rozumiana kategoria braterstwa, poprzez nią rysuje się myślicielska oryginalność postawy Strzeleckiego.
Mojego przekonania, że Jan Strzelecki był bardziej osobą niż autorem, Mariusz Czubaj nie narusza –
Janusz Drzewucki, recenzja pod tytułem Obroty polskiej prozy – „Plus Minus” 1997 nr 2 – jest dobrym opisem mojej postawy wobec literatury.
Drzewucki wylicza wszystkie najważniejsze teksty książki, charakteryzuje mój styl pisania (to rzadkość), napomyka o burzliwej historii Obrotów.
Fotografia rzeczywiście świetna –
Krzysztof Rutkowski, w felietonie Raptularz końca wieku – „Plus Minus” 1997 nr 2 – nawiązanie do swoich felietonów Ostatnia dekada w Zeszytach Literackich i do felietonów Raptularz końca wieku w „Ex Librisie”.
Feministkom dostaje się w całym felietonie, to użytek myślowy główny w tekście –
Joanna Baszkowska, zadzwoniła o wpół do siódmej, dziękuje, że byłem na pogrzebie i u niej.
Mówi, że w testamencie Halszka poleca jej swoich przyjaciół: Olimpie, Danutę Kętrzyńską i mnie.
Halszka czytała moją książkę w dzień śmierci, poruszyła mnie rozmowa z Joanną –
(13.1.1997)
Piotr Cielesz, poeta, o którym tak często mi się myśli, w wierszu Ludwik II Bawarski pisze list z zaświatów do Elżbiety Austriackiej – „Twórczość” 1997 nr 1 – jest inny poetycko i w jakiś tajemniczy sposób wierny sobie.
Ten wiersz poemat podoba mi się nadzwyczajnie i czymś mnie deprymuje.
Wolę świat białoruski Piotra Cielesza niż wyobrażenie o Ludwiku Bawarskim.
To wyobrażenie jednak musiało się stać bardzo własne, skoro można je opowiedzieć poetycko na własną modłę i z taką siłą.
Muszą istnieć niewiadome powody, dla których pomaga się królowi opowiedzieć siebie.
Król sam z siebie nie zdobyłby się, nie mógłby się zdobyć, na taką opowieść –
(16.1.1997)
Tadeusz Drewnowski, w drugiej lekturze recenzja Widnokrąg z okresu dojrzewania (o Myśliwskim) – „Polityka” 1997 nr 3 – odsłania swoje miałkości.
Poprzez nie dałoby się dotrzeć do różnych szczególności myślenia Drewnowskiego o literaturze, do wykrzywionego wartościowania literackiego i kulturalnego –
(17.1.1997)
Wiesław Myśliwski, w wywiadzie Swobodna gra na autobiografii (dla Piotra Szewca) – „Nowe Książki” ‘97 nr 1 – parę ładnych sformułowań Myśliwskiego.
Mnie najbardziej podoba się zgrabne uchwycenie momentu, kiedy zaczyna się literatura: „Pisarz staje się dopiero wtedy, gdy materia, którą prowadzi, zaczyna wydawać swój głos, zaczyna mu narzucać język. Co oznacza, że chce być opowiadana takim, a nie innym językiem”.
W praktyce oznacza to wybór jakiegoś przybliżenia do tego języka, jaki materia (ta zwłaszcza) sama stworzyła, bo on sam mówi od siebie nader rzadko przez literaturę i na domiar istnieje w tysiącu swoich postaci –
Andrzej Zawada, artykuł Nurt chłopski, temat wiejski – „Nowe Książki” ‘97 nr 1 – niby akademicko porządkuje a naprawdę redukuje wyraz chłopskiej kultury do czegoś, co istnieje od zawsze, czyli nie istnieje nigdy, do tematu wiejskiego.
Od takiego akademizmu rozum literacki odskakuje jak piłka od ściany –
Kazimierz Nowosielski, recenzja Przed i za horyzontem (o Myśliwskim) – „Nowe Książki” ‘97 nr 1 – nawiązuje do tradycji streszczenia.
Widać, że ma to być streszczenie rozumiejące i może jest w jakiejś mierze.
Pojawił się w tekście termin proustyzm, ale Prousta rozumie się też absolutnie niefilozoflcznie, Proust jest specem od obserwacji szczegółu, dobre i to –
(18.1.1997)
Mirosław Tomaszewski, po dwóch lekturach w maszynopisie lektura w druku dramatu w jednym akcie Jak bracia.
Tekst poprzedzony notą biograficzną otwiera numer „Tytułu” (1996 nr 3).
Utwór jest z pewnością poprawny i jednocześnie w czymś ryzykowny, jego ryzykowność polega chyba na braku indywidualnego smaku.
Ten obiad smakuje jak jedzenie w stołówce, na szczęście zatrucie nie grozi.
O utworze Jak bracia pisałem do autora w listach z 27 grudnia 1995 i z 15 stycznia 1996, przedtem jeszcze musiałem pisać o formie scenariuszowej utworu –
Olga Dębicka, fragment książki o widzeniu kobiet i miłości przez Marka Hłaskę – „Tytuł” 1996 nr 3 – w miarę atrakcyjny.
Autorka schematyzuje, może ładniej byłoby powiedzieć, strukturalizuje sytuacje miłosne i erotyczne w narracjach Hłaski.
Robi to sprawnie, w zakończeniu tłumaczy jak gdyby, po co to robi.
Robi to dla wyjaśnienia sobie, co ją w tych narracjach złości, w czym są one dla niej intrygujące –
(20.1.1997)
Małgorzata Baranowska, w odcinku Prywatnej historii poezji – „Twórczość” 1997 nr 1 – wpisy z października i początku listopada.
We wpisie z datą 11 listopada ładności o białym koniu i o Noblu dla Wisławy Szymborskiej.
Małgorzata Baranowska powołuje się na poglądy „świetnego genetyka”, który mówiąc o przystosowaniu gatunków i o warunkach przetrwania życia wspomniał o poetach.
Przyszło mi na myśl, że może ona powołuje się na Włodzimierza Zagórskiego, to byłby ładny dla mnie zbieg okoliczności –
Cezary Rowiński, szkic Cztery żywioły i literatura – „Twórczość” 1997 nr 1 – nie ma, przy całkowitej słuszności, żadnej siły.
Autor, zmarły przed kilkoma laty krytyk, pisze pod wrażeniem teorii Gastona Bachelarda, ale rozporządza martwym językiem nie tyle uczonego, co dziennikarza.
W takim języku słuszna myśl zatraca swoją wartość i swoje znaczenie –
(27.1.1997)
Andriej Płatonów, tekstu Rozmyślania o Maj akowskim (1940) – „Literatura na Świecie” 1996 nr 7, przekład Joanny Rachoń – nie da się dziś j po klęsce komunizmu, zrozumieć od ręki.
Rozumie się jedno, że jest to tekst wielkiej wagi dla zrozumienia Płatonowa.
Platonów w obowiązującym języku mówienia mówi o poezji rzeczy własne, o Majakowskim i o sobie, czyli o poetach wobec tego, czego doświadczają.
Wolno pomyśleć, że Andriej Płatonów, pisząc, co pisze, rozumie tragizm Majakowskiego i swój, czyli tragizm doświadczenia rewolucji.
Z doświadczenia rewolucji wewnątrz rewolucji wynika prawda poezji o rewolucji, czyli prawda o doświadczeniu.
Płatonow, pisząc o Majakowskim i pośrednio o sobie, potwierdza Majakowskiego i swój wybór.
Wybór doświadczenia jako drogi poznania w poezji –
Muzeum Literatury, wystawa Konstanty Jeleński dość skromna, dużo zdjęć, gabinet, sporo książek.
O Konstantym Jeleńskim (1922-1987) mówili Janusz Odrowąż-Pieniążek i Andrzej Wat.
Ludzi tłum (moja generacja).
Rozmówki prywatne z Marysią Iwaszkie-wicz, z Jerzym Lisowskim, z Anią Wasilewską i z Ewą Fiszer –
(28.1.1997)
Ronald Harwood, wczorajsze przedstawienie Za i przeciw – Teatr Telewizji, reżyseria Ryszarda Bugajskiego – oglądałem z ciekawością wyraźnie nieufną.
Przy dramaturgicznej zręczności jest to sztuka myślowych uproszczeń i artystycznie podejrzana, co potęguje – być może – koncepcja reżyserska przedstawienia i sposób gry Zbigniewa Zamachowskiego.
Wina metafizyczna, jeśli przyjąć tę kategorię Jaspersa, nie może być winą, żeby tak powiedzieć, fizyczną, ex deflnitione.
Śledztwo w sprawie winy metafizycznej jest bezpodstawne, nie ma znaczenia, czy ktoś w sytuacji bez wyboru podał rękę Hitlerowi, czy nie podał (upraszczam dla jasności), skoro robił, co mógł robić, dla dobra, czyli ratował Żydów.
Sytuacja przymusowa tego kogoś wynikła z tego, że uprawiał swój zawód, co robili, można powiedzieć, wszyscy Niemcy, wszyscy orali ziemię, piekli chleb, uczyli matematyki i niemieckiego, pracowali w fabrykach i laboratoriach.
Każdemu mogło się zdarzyć, że Hitler mógł wyciągnąć do niego rękę na oczach dziennikarzy.
Żądać, żeby ludzie nie robili tego, co robić muszą, żeby móc żyć, żądać, żeby nie orali, nie piekli chleba, nie grali w filharmonii, oznacza żądanie samobójstwa, czyli oznacza morderstwo.
Samobójstwo jest samobójstwem, gdy dokonuje się go z własnej woli, nie pod przymusem.
Żądanie czynnego sprzeciwu wobec morderstwa równa się w pewnych warunkach nowemu morderstwu i może ono być jeszcze perfidniejsze niż pierwsze.
Rzeczywistym sprzeciwem wobec morderstwa jest ratowanie życia, cudzego, swojego, każdego.
Ratowanie życia tyle, ile jest możliwe –
(30.1.1997)
Rajmund Kalicki, nota 7.7.77 – „Twórczość” 1997 nr 2 – zbudowana z oderwanych zdań Jarosława Iwaszkiewicza, powiedzianych, napisanych w wierszach, w dedykacjach.
Tytuł tekstu zrobiony z daty wpisania dedykacji, taki tytuł jest zagadką, sam tekst jeszcze większą.
Można widzieć w tekście rzecz o pamiętaniu, co się pamięta, jak się pamięta.
Krótki ten tekst Kalickiego, fragmentaryczny, sfragmentaryzowany, ale ile w nim niedopowiedzeń, ile zagadek –
Andrzej Biernacki (Abe), nota Monarchista przy tajony – „Twórczość” 1997 nr 2 – zbudowana z sugestii, że Jarosław Iwaszkiewicz mógłby się dać przerobić na monarchistę, że nim w przytajeniu był.
Najciekawsza w nocie uwaga, że Iwaszkiewicz nigdy nie wypomniał Antoniemu Słonimskiemu wiersza o Bierucie, to trzeba zapamiętać –
(20.4.1999)
Antonio Tabucchi, Zaginiona głowa Damascena Monteira (1997) – Warszawa 1999, przełożyła Joanna Ugniewska – dorównuje lub nie dorównuje poprzednim osiągnięciom wielkiego pisarza, ale źle się dzieje, jeśli z prawa do ocen tej powieści korzysta rażąca niekompetencja.
Co tu ma do rzeczy kategoria powieści kryminalnej, co realatywizm filozoficzny u Pirandella.
Nie wymyślam tych idiotyzmów, na własne uszy słyszałem dyskusję literacką, w której rozważano te i tym podobne kwestie intelektualne.
Powieść Zaginiona głowa Damascena Monteira nie należy do najtrudniejszych utworów tego pisarza.
Autor wplata w narrację własne sugestie interpretacyjne, wpisując się wprost w określoną tradycję literatury dwudziestowiecznej.
Odwołując się imiennie do diagnoz, które sformułowali Kafka i Camus.
Jego powieść przywołuje znane diagnozy tylko po to, żeby się pod nimi podpisać, i robi to jakby z konieczności na cudzym terenie artystycznym.
Nie mam na myśli tej literatury, którą sam Antonio Tabucchi imiennie przywołuje w narracji, lecz tę, do której literacko i artystycznie nawiązuje.
W Zaginionej głowie Damascena Monteira nie trudno dostrzec beletrystyczne nawiązanie do powieści Leonarda Sciascii, w którym nie należy chyba widzieć autora powieści kryminalnych.
Sciascia jest z pewnością pisarzem kwestii moralnych, co nie musi przecież oznaczać moralistyki spod ciemnej gwiazdy.
Jego narracje społeczne zawierają taką komplikację powiązań człowieka ze światem, że nie ma powodów, żeby kojarzyć je z jakimikolwiek naiwnymi kontynuacjami literackiego socjologizmu.
Z czymś takim Antonio Tabucchi rozprawia się w swojej powieści, każąc głównej postaci utworu, dziennikarzowi Firminowi, powoływać się na socjologiczną filozofię literatury Gyórgy Lukacsa.
Ona dla powieściowego rzecznika poglądów literackich Tabucchiego – prawnika i filozofa – jest przedmiotem żartów.
Jawnym żartom z Lukácsa i z Balzaca towarzyszą ukryte polemiki, z których najważniejszą wolno byłoby kojarzyć z Dostojewskim.
Takiemu rozumieniu zbrodni i zabijania jak u Dostojewskiego przeciwstawia Tabucchi poglądy Quinceya, wizje Kafki i interpretacje Camusa.
To wszystko wiąże się u Tabucchiego z nową metafizyką zła, z nową antropologią i z całkiem nowym rozumieniem literatury, w której dyskurs intelektualny może przetrwać pod postacią aluzji.
W takiej literaturze wszystko wiąże się ze wszystkim i jedna policyjna zbrodnia odsłania powszechną chorobę świata i nieporządek każdego porządku.
Tak właśnie dzieje się w tej powieści, stroni się w niej od bezpośredniego dyskursu intelektualnego, eksplikacja pojawia się w niej najczęściej w postaci aluzji intelektualnej i literackiej.
Aluzyjność jest głównym narzędziem narracyjnego działania w całym pisarstwie tego autora.
Jeśli się o tym pamięta, nie przeoczy się nazwisk filozofów i pisarzy, które w narracji powieściowej pojawiają się na pozór zaskakująco.
Podstawowa dla rozumienia Zaginionej głowy Damascena Monteira kwestia metaforyczności w literaturze nie jest w niej przedmiotem filozoficznych rozważań.
Słowo metafora pojawia się w tej narracji trzy lub cztery razy, nie jest jednak tak, że nie mówi się tego, co chce się powiedzieć.
Nazwisko Lukácsa powtarza się w narracji kilkakrotnie, nazwisko Lotmana jest wymienione tylko raz, nie ma się jednak żadnych wątpliwości, co ma znaczyć ta gra nazwiskami od teorii literatury.
Nawet żart z Lotmana w tytule pracy, którą napisał dziennikarz, nie może być mylący.
Antonio Tabucchi nie musi się deklarować jako zwolennik takich lub innych teorii, on we wszystkim, co pisze, daje świadectwo świadomości, czym jest sztuka literacka z natury rzeczy, nie z przebrzmiałej lub modnej teorii.
Aluzyjnie można o tym napomknąć, powtarzać oczywistości byłoby wstyd.
W moim odczuciu powieść Zaginiona głowa Damascena Monteira jest raczej zbyt łatwa niż zbyt trudna, jej autor tym razem – z ważnych powodów moralnych – mniej dba o artystyczną elitarność.
Może jednak nie mam racji, skoro można ją czytać i zupełnie nie wiedzieć, co się czyta.
Diagnozę zła w dzisiejszym świecie, jego źródeł i przejawów, stawia pisarz nieskory do jakichkolwiek doraźności.
Ta diagnoza ma swoją wagę przez to także, że pisarz taki jak Antonio Tabucchi uznał za potrzebne, żeby ją sfromułować od siebie, we własnym imieniu –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy