Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 9/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(20.5.1993, 21.5.1993, 22.5.1993, 23.5.1993, 24.5.1993, 2.5.1994, 3.5.1994)

 

(20.5.1993)

Monika Adamczyk-Garbowska, w artykule Kapusta z kremem – „Ex Libris”, numer specjalny, maj 1993 – prezentuje fatalny stan polskich przekładów prozy Isaaka Bashevisa Singera, przekłady z zasady z przekładów angielskich, bez żadnej znajomości kultury żydowskiej, autorka omawia kilkanaście książ­kowych publikacji –

Wisława Szymborska, w „Ex Librisie” – numer specjalny, maj 1993 – kilka tekstów o Szymborskiej (rozmowa z Szymborska nie wiadomo czyja, fragmenty powitania Szymborskiej przez Julię Hartwig, recenzja Małgo­rzaty Baranowskiej o Końcu i początku, recenzja Katarzyny Porembskiej o Lekturach nadobowiązkowych).

Bardziej niż wszystkie słowa robi wrażenie piękna fotografia Szymborskiej na trzeciej stronie, w fotografii błyszczy piękno starości –

Oriana Fallaci, rozmowa Daniela Passenta z Orianą Fallaci – „Polityka” 1993 nr 21 – pod tytułem Dzięki Bogu, jestem twarda.

Rozmowa dowodzi, że ona jest jednocześnie świetna i niemądra.

Głupi jest dla mnie każdy, kto, pisząc rzeczy dziennikarskie, myśli, że jest pisarzem.

Ona nie ma zielonego pojęcia, czym jest słowo sztuki, ona myli dziennikarski słowotok ze słowem pisarskim.

Iluż jest takich, oni mieliby prawo uważać się za tych, za których chcą się uważać, gdyby to nie było tak niebezpieczne dla sztuki słowa, jak jest.

Tacy jak Oriana Fallaci prostytuują litera­turę, prostytuują poezję słowa –

Janusz Rudnicki, przed radiową końcówką Gieniusia Rudnicki mówił, że w Niemczech znają Andrzeja Szczypiorskiego lub Marię Nurowską.

On drukuje w Polsce w „Twórczości”, „Twór­czość” może się kojarzyć z rewolucją językową, ale on pisze po swojemu.

Nie wiem, czy to zostanie właściwie zrozu­miane.

Artur Barciś przeczytał finał Gieniusia z wielką siłą –

 

(21.5.1993)

Waleria Szydłowska, w artykule Derrida, czyli rozbójnik – „Ex Libris”, numer specjalny, maj 1993 – tytuł Circonfessions (1991) został przetłumaczony na Obrzeznania, rewolucja językowa –

Klub Księgarza, rodzinę Zyty Rudzkiej, Agę i Leszka Bugajskich zastałem przy stolikach na rynku Starego Miasta.

Uroczystość, wstępne przemówienie wygło­siłem ja (powinienem je odtworzyć z pamięci), o Białych kliszach mówił Bohdan Zadura, tekst recytowała Hanka Stankówna, orację dziękczynną wygłosiła Żyta Rudzka.

 

(22.5.1993)

Zbigniew Rybczyński, w „Życiu Warszawy” – 1993 nr 118, dodatek Niedziela – rozmowa Janusza Wróblewskiego z Rybczyńskim pod tytułem Sztuka jest częścią cywilizacji.

Wypowiedzi Rybczyńskiego zależą w pew­nej mierze od niefortunnych pytań, nie mogą się od nich oderwać.

Mimo tego nie wątpię, że Rybczyński dużo ze sztuki rozumie, coś potrafi o niej powie­dzieć.

Inaczej chyba widzę współpracę sztuki z nauką, taka współpraca bezsprzecznie kiedyś występowała i chyba będzie występować.

Parę prostych sformułowań Rybczyńskiego mógłbym uznać za swoje, na przykład takie zdanie: „Świat naszych myśli i odczuć, obra­zów, jakie w sobie nosimy, to jest realizm”.

On myśli o wszystkim w sztuce swobodnie, sztuka jest dla niego w świecie, sztuka i świat stanowią dla niego jedną otwartą przestrzeń.

Sympatię do tego człowieka poczułem od pierwszego wejrzenia (w Hotelu Europej­skim) –

Janusz Rudnicki, zadzwonił o dwunastej, zagadnął o tekst w „Życiu Literackim”, chciałby to dać nam, skoro z „Życiem Literackim” nie wiadomo co.

Pogadaliśmy o czytaniu Można żyć w radiu, jemu głos aktora bardzo się podoba, złości się, że mu pozlepiano różne fragmenty zamiast dać jakąś jedną całość.

Egzaminów uniwersyteckich jeszcze nie po­zdawał –

 

(23.5.1993)

Janusz Głowacki, we wczorajszej rozmowie sporo mówiliśmy o propozycjach dla Janusza, żeby napisał książkę o doświadczeniu sytuacji literata w Polsce i w Ameryce.

Janusz pisał teksty publicystyczne na ten temat, mógłby je wykorzystać, brak mu pomysłu na scalenie.

Namawiałem go na autobiografizm, wspo­mniałem o Pięknych dwudziestoletnich.

Janusz reagował na moje sugestie bardziej sceptycznie niż na inne moje wczorajsze pomysły –

 

(24.5.1993)

Françoise Sagan, w dawnych porównaniach Marka Hłaski lub Janusza Głowackiego z autorką Witaj smutku (1954) więcej było uzna­nia dla spektakularnych sukcesów polskich autorów niż literackiej impertynencji wobec nich, dziś byłaby to czysta impertynencja.

Autorka Witaj smutku stała się cenioną producentką ulgowej literacko beletrystyki o dużej atrakcyjności, nikt zorientowany lite­racko nie wymieni jej nazwiska pośród waż­nych twórców francuskiej prozy.

Tylko w Polsce polskie produkty literackie o podobnym charakterze uchodzą bardzo często za twórczość pełnowartościową.

Powieść Woda nie krew (1987, przekład Agnieszki Kuryś, Katowice 1993) ma wszelkie cechy beletrystyki nie tyle rozrywkowej co wypoczynkowej.

Wypoczynkowość nie kłóci się z okolicznoś­ciami wojny i okupacji, wojenne okoliczności w Paryżu i na Lazurowym Wybrzeżu nie muszą przypominać okoliczności z polskich powieści wojennych.

Françoise Sagan nie jest skazana na jednos­tronność, jednoznaczność i jednobarwność widzenia czasu wojny, może sobie pozwolić na prezentację wszystkich możliwych niuansów w każdym zakresie, jakakolwiek czarno-biała dwubarwność jest u niej nie do pomyślenia.

W jej romansie, w jej powieści salonowej, w powieści z wyższych sfer, w powieści zbudowanej w całości z beletrystycznego stereotypu wynaleźć można coś sympatycznego.

Tym czymś jest spontaniczna, w niczym nie deklarowana, we wszystkim wszechobecna tolerancyjność, czyli u niej rezultat jakby przy­rodzonej wiedzy, z czego człowiek jest ulepiony –

 

(2.5.1994)

Andriej Płatonow (1899-1951), Juwenilne morze (1934) – Warszawa 1994, przekład Henryka Chłystowskiego – ma w sobie zna­miona pisarstwa prekursorskiego, awangardowego.

W utworze, który powstawał, gdy dokony­wał się socrealistyczny zamach na sztukę, zaprzecza się najradykalniej idei literatury propagandowej od razu w dwóch postaciach, w pierwszej, którą się akurat narzuca (propa­ganda komunizmu), i w drugiej, którą ta pierwsza powoła do życia (propaganda anty­komunistyczna).

Ta druga – nieświadomie i wbrew sobie – ideę zamachu na sztukę zrealizuje nieporównywalnie skuteczniej.

Pierwsza niesztuka nie znalazła uznania, druga będzie święcić wszelakie triumfy.

Andriej Płatonow, odmawiając spontani­cznie uczestnictwa w socrealistycznym zama­chu, nie zastępuje jednej niesztuki drugą, jak to zrobią jego następcy.

On, żeby pozostać przy kompetencjach sztuki, całe nowoczesne doświadczenie pseudonaukowego oszustwa i samooszustwa ziden­tyfikuje w działaniu artystycznym ze stałą skłonnością człowieka i ludzkości do złudzeń, pobłądzeń i obłędnych samoomamień.

On widzi w monstrualnym oszustwie i samooszustwie kolejny przejaw stałego ludz­kiego nieszczęścia.

Na samym początku, niejako z góry, And­riej Płatonow bezbłędnie przewidział, jak pamięć ludzkości będzie musiała się zachować wobec doświadczenia komunizmu, gdy jego czas minie. I nie oznacza to wcale pobłażli­wości lub tolerancji dla tego doświadczenia.

Płatonow jest wobec komunizmu bodaj bardziej bezwzględny niż Bułhakow, niż Sołżenicyn.

U niego komunizm unicestwia się w jego fundamentach, w jego naukowej uzurpacji, w jego językowej patologii.

Kto jak Płatonow widzi w komunizmie sprzeczność z rozumem, z empiryczną oczywistością, z jawną i tajemną logiką języka, ze znanymi i z nieznanymi kompetencjami wyobraźni, ten nie musi demonstrować incyden­tów zbrodniczości komunizmu i ma prawo widzieć w człowieku, który nieszczęścia ko­munizmu doświadcza, taką górę tragizmu i śmieszności, jaką w każdym potrafi odkryć i zobaczyć Antoni Czechów.

Heroiczna kontynuacja estetycznej postawy Czechowa w samym środku doświadczenia komunizmu pozwala Płatonowowi spełnić szczególne pisarskie zadanie.

To doświadczenie oznacza dla niego jako pisarza bezpośredni kontakt z epidemiczną infekcją wielowiekowej gdzie indziej (dziedzi­cznej) choroby języka, zarażonego uzurpacjami i utopiami nauki.

Odkrycie źródeł i konsekwencji choroby równie groźnej jak największe plagi ludzkości nadaje pisarstwu Płatonowa samoistne zna­czenie i niezależną od Czechowa rangę.

Najważniejsze rozpoznanie uniwersalnej cho­roby musiało się zdarzyć w literaturze rosyjskiej nie tylko dlatego, że Rosja stała się ojczy­zną komunistycznego doświadczenia.

Choroba języka, czyli choroba świadomości i duszy, musiała stać się w języku rosyjskim szczególnie jaskrawo widoczna i monstrualna, ponieważ jest to język na tę chorobę całkowicie nieuodporniony.

W niemczyźnie na przykład, w której cho­roba rodziła się powoli i trwała długo, język komunizmu mógłby bez trudu trwać i trwał w stanie niezauważalności –

 

(3.5.1994)

Genialność artystyczna Płatonowa polega na tym, że choroba języka zyskuje w jego prozie maksymalną dobitność literacką.

Dzieje się tak chyba dlatego, że chorobę języka demonstruje on w najbardziej tradycyjnej strukturze narracji, w narracji bezosobowej i nadrzędnej.

Taka narracja odwołuje się zawsze do języka powszechnej świadomości. Płatonow musi go zastąpić językiem wymuszonego myślenia, czyli nieuchronnie językiem sztucznym i bez prawdy, językiem kuriozalnym.

W narracji personalnej – wszystko jedno w jakiej postaci – kuriozalność byłaby zjawi­skiem indywidualnym, byłaby takim lub innym odstępstwem od powszechności.

W narracji bezosobowej i nadrzędnej kurio­zalność staje się powszechna, odgrywa pod przymusem rolę powszechnej świadomości, nadając swojej nieprawdzie walor jedynej prawdy.

Kuriozalna nieprawda wymuszonego myś­lenia jako jedyna prawda może istnieć i nie może, ta nielogiczność spełnia się w istnieniu na pozór, w istnieniu słów pozbawionych znaczenia.

Tylko słowa bez znaczenia zachowują lub zyskują pozorną jednoznaczność.

Oszustwo i samooszustwo komunizmu ma swój fundament w logice jednoznaczności, w założeniu, że da się ją narzucić istnieniu, że da się ją na nim wymusić.

Takiej możliwości nie ma, logika jednozna­czności spełnia się jedynie w pustosłowiu.

Pustosłowie stanowi dla człowieka stałą pokusę, ulegają jej ludzie Płatonowa, ulega jej cała jego ludzka zbiorowość.

Ta zbiorowość – w zgodzie z przyrodzoną sobie logiką paradoksalną – chce i nie chce wierzyć w logikę jednoznaczności.

Wierzy i nie wierzy w zestawienia jednozna­cznych słów.

Nie ma podejrzeń i podejrzewa w nich pustosłowie.

Istnieje w wierze i w niewierze.

Uprawia najbezwzględniejsze okrucieństwa dla pustosłowia, siebie składa w ofierze pustosłowiu, śmieje się w cierpieniu od pustosłowia, ze śmiechu z niego cierpi.

Twórcy literatury dla propagandy dobrze wiedzieli, dlaczego nienawidzą Andrieja Płatonowa.

Wyznawcy takiej literatury nigdy go nie polubią –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content