Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 9/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(26.2.1996, 27.2.1996, 28.2.1996, 29.2.1996, 1.3.1996, 3.3.1996, 4.3.1996, 6.3.1996, 7.3.1996, 8.3.1996, 9.3.1996, 10.3.1996, 11.3.1996)

 

(26.2.1996)

Zyta Rudzka, ponowna lektura wywiadu Powieść jest mężczyzną (dla Dariusza Nowackiego) – „Nowy Nurt” 1996 nr 4 – utwierdza mnie w uznaniu dla słów Zyty Rudzkiej.

Mówi ona intuicyjnie, po omacku i raz po raz trafia w co trzeba.

Z kwestią poezji i prozy w pisaniu nie daje sobie rady, poezję rozumie jakby trochę dekoracyjnie, nadrabia to jednak celnością ataku na literacką logoreję.

Logoreja znaczy tu nie tylko schorzenie złej literatury, ale także nadmiar prozy w prozie.

Słowo w mowie Zyty Rudzkiej ma rodowód w sensie najistotniejszym z poezji.

Ten rodowód słowa u niej pozwala na mówienie o erotyzmie w sposób całkowicie wolny od jakiejkolwiek trywialności.

Pozwala jej na sformułowanie godne pisar­skiego myślicielstwa: „Jeśli w moim pisarstwie w ogóle interesuje mnie erotyzm, to tylko jako zjawisko w sensie ofiarnym, jako starotestamentowa krwawa ofia­ra i jako cena objawienia”.

To jest słowo osoby, nie mówiącego auto­matu –

Magdalena Rabizo-Birek, artykuł o pisar­stwie Zyty Rudzkiej Zaproszenie na ucztę – „Nowy Nurt” 1996 nr 4 – trochę zbyt technologi­czny w opisie zjawiska „liryzacji” i mitografizmu w tym pisarstwie.

Ale świadczy o bardzo dobrym wyczuciu, czym to pisarstwo jest, jak można i należy do niego intelektualnie podchodzić –

Jerzy Lisowski, zadzwonił po szóstej, in­formacja, że dziś w telewizji Powidoki Marka Nowakowskiego.

Gdzieś zapowiedziano, że występujemy i my, Jerzy Lisowski i ja –

Marek Nowakowski, Powidoki oglądało mi się bez sprzeciwu.

Marek mówił może zbyt sentymentalnie, ale ma to swoje uzasadnienie we wspomnieniu emocji literackiego debiutanctwa.

Redakcję „Twórczości” prezentuje się poprzez mnie i poprzez Jerzego Lisowskiego.

Mówię z żywą (już starą) twarzą, mówię głównie o powadze mojego stosunku do mło­dych, do początkujących.

Imiennie wymieniam Andrzeja Łuczeńczyka, Jana Drzeżdżona.

Markowi Nowakowskiemu towarzyszą Le­szek Płażewski i Włodzimierz Migoń.

Jerzy Lisowski i ja występujemy jako gospo­darze redakcji „Twórczości” z konieczności, z braku wyboru, innych ludzi z lat pięćdziesiątych już nie ma –

 

(27.2.1996)

Marek Nowakowski, opowiadanie Babskie nadgodziny – „Sycyna” 1996 nr 5 – znacznie lepsze, niż to co Nowakowski w ostatnich latach drukuje, ale dokładnie takie, jakie mógł napisać trzydzieści i nawet czterdzieści lat temu.

Każda postać narracji może ulec w ciągu lat kompletnej petryfikacji, Babskie nadgodziny są tego jaskrawym przykładem –

 

(28.2.1996)

Elżbieta Baniewicz, artykuł Wolny rynek czyli model anglosaski – „Twórczość” 1996 nr 2 – jest wielką polemiką z poglądami Tadeusza Bradeckiego na organizację polskiego teatru i częściowo z jego praktykami w Starym Teatrze w Krakowie.

Autorka broni idei teatru na modłę francuską i cały swój wywód podporządkowuje konkluzji: „Nie przekształcajmy narodowych teatrów w amatorskie, repertuarowych w bulwarowe, albo alternatywne” –

Jerzy Łukosz, ponowna lektura Ja z Archi­wum – „Twórczość” 1996 nr 2 – pozwala na przypuszczenie, że Łukosz nie chce wyjść poza zawodową orientację, czym też to jest ta głośna od samego początku powieść Ein weites Feld.

Między wierszami Łukosz mówi, że Ein wei­tes Feld na nic innego niż orientacja nie zasługuje.

Uwierzyłbym Łukoszowi, gdybym nie miał tak wysokiego zdania o Spotkaniu w Telgte, jakie mam.

W dodatku Łukosz do analizy strategii narra­cyjnej Grassa dorzuca parę uwag o użyciu przez Grassa żywej mowy w niektórych partiach, to jest samo przez się rzecz do solidnego potraktowania –

 

(29.2.1996)

Adam Wiedemann, w tekście o fragmencie powieści Pałac cezarów – „Nowy Nurt” 1996 nr 4 – jedne zdania rozumiem, innych nie.

Wiedemann jakby za bardzo dba o oryginal­ność sformułowań.

Coś on chce u Zyty Rudzkiej zdemaskować (manierę, brak stylu), w czymś ją docenia –

Adam Czerniawski, felieton – „Twórczość” 1996 nr 3 – z kupą intelektualnych dowcipów.

Na ich szczycie, po liście Michała Chmielowca do autora (1966), śmiałe pytanie: „Czy moje zebrane Krótkopisy okażą się tym dziełem literacko-filozoficznym, którego Chmielowiec się nie doczekał?”

Wszystko to być może –

 

(1.3.1996)

Hanna Kirchner, w szkicu Historia jako przypowieść o współczesności – „Twórczość” 1996 nr 3 – nie odrzuca się kategorii powieści histo­rycznej, lecz w jej ramach oddaje się sprawiedliwość nowatorstwu Czerwonych tarcz.

Szkic ten powstał w zupełnej niezależności od interpretacji Czerwonych tarcz w eseju Książę Henryk o Złotych Włosach Andrzeja Turczyńskiego –

Muzeum Narodowe, dwie wystawy – Kisling i jego przyjaciele i Mistrzowie szwajcarscy XX wieku – otwierali Ferdynand Bogdan Ruszczyc i Zdzisław Podkański, zebrały się tłumy.

Obejrzałem, w miarę możliwości, obydwie wystawy.

Zrobiły na mnie wielkie wrażenie rysunki

Władysława Strzemińskiego (z cyklu Twarze 1942), słabiej reaguję na jego obrazy.

Wzruszają mnie zawsze obrazy Jana Cybisa, na wystawie obrazy jaskrawo inne niż wcześniej mi znane, ale kolory Jana Cybisa są dla mnie zawsze jak z magii.

Przyjrzałem się portretom Stanisława Igna­cego Witkiewicza i dwom autoportretom. (…)

 

(3.3.1996)

Dariusz Fikus, w radiu przed dziewiątą wiadomość o jego śmierci, zmarł na zawał (w Kazimierzu nad Wisłą).

Znam go od początku lat pięćdziesiątych, był moim studentem –

 

(4.3.1996)

Marguerite Duras (1914-1996), z radia Paryż wiadomość o jej śmierci, zmartwi się Ali­cja Dryszkiewicz –

Helena Zawórska, artykuł (bo nie esej) z cytatem z listu w tytule: W kulturze wiszę na powietrzu – „Twórczość” 1996 nr 3 – ładna pre­zentacja wierności sztuce, wierności muzyce w całej działalności artystycznej Karola Szymanowskiego.

Głównym źródłem wtajemniczeń Zaworskiej jest korespondencja kompozytora.

Wierność sztuce, wierność literaturze, u Jarosława Iwaszkiewicza ma swój podobny jak u Szymanowskiego fundament.

Tych dwóch artystów – bardziej niż pokre­wieństwo i bardziej niż przyjaźń – łączyła wspólna postawa wobec sztuki, jednakowe ro­zumienie jej przeznaczeń –

 

(6.3.1996)

Ivan Blatný (1919-1990), cztery wiersze w przekładzie Zbigniewa Macheja – „Nowy Nurt” 1996 nr 3 – bardzo wyraźne w swoistości artystycznej.

Blatny widzenie podporządkowuje wyobra­źni, wyobraźnia burzy porządek widzenia (porządek naturalistyczny lub realistyczny), two­rzy porządek swój własny.

Porządek wyobraźni wprowadza nową postać porządku w języku, rewolucjonizuje jego logiczne, gramatyczne i składniowe procedury.

To dziwne, że coś takiego daje się dostrzec już w kilku wierszach –

Karol Maliszewski, brawurowa recenzja z brawurowych, sądząc po cytatach, wierszy Grzegorza Olszańskiego.

Recenzja – „Nowy Nurt” 1996 nr 6 – ma tytuł Te niektóre fragmenty.

Tytuł bardzo ostrożny, ale ostrożność zwięk­sza wiarygodność wszystkiego, co Maliszewski pisze o wierszach młodego studenta.

W recenzji wzmianka o „poetyckim przebu­dzeniu na Śląsku”, nie wiem, skąd ja dobrze wiem, że takie przebudzenie rzeczywiście na­stąpiło –

 

(7.3.1996)

Promocja („Literatura na Świecie” 1995 nr 10), byłem w Domu Literatury wcześnie.

Zaskoczenie obecnością Germana Ritza, jest w Warszawie przejazdem, chaotyczna rozmo­wa.

Na imprezie mnóstwo ludzi (Biblioteka Na­rodowa, ministerstwo kultury).

Zagajenie Piotra Sommera, oracje i występy Bohdana Zadury i trzech gości ukraińskich: Jurija Andruchowycza, Ołeksandra Irwanecia, Jurija Izdryka. (…) –

 

(8.3.1996)

Olga Tokarczuk, elaborat Sny i obrazy – „Ex Libris” nr 92, marzec ‘96 – bardzo interesujący.

Omówienie trzech książek – (…) – jest poprzedzone własną rekapitulacją jungizmu.

W omówieniach refleksje dużej wagi.

W pierwszym omówieniu znakomity passus o snach, w drugim kwestie relacji między psychiką i polityką, w trzecim generalna dywagacja filozoficzna „Kończy się cywilizacja słów, za­czyna się cywilizacja obrazów, a więc i snów”).

Passus o snach z pierwszego omówienia przepisuję w całości: „I na koniec uwaga czysto estetyczna. Zawsze kiedy czytam czyjś zapisany sen, mam wrażenie, że obcuję z samorodnym dziełem lite­rackim. To tak, jakby wszystko, co piszemy, nasze wiersze, poematy i powieści – były hodowlą sztucznych pereł. Sen jest prawdziwą perłą, która stworzyła się sama, spontanicznie, z przyczyn, które trudno zrozumieć, w niepojęty sposób, w jakimś trudnym do odgadnięcia celu”.

Trzeba to zaliczyć do najpiękniejszych lauda­cji autentycznego oniryzmu –

 

(9.3.1996)

(Jurij) Izdryk (ur. 1962), prezentacja i autoprezentacja Izdryka na promocji ukraińskigo numeru „Literatury na Świecie” (1995 nr 10) pozwalają na bardzo dobre zdanie o jego możliwościach pisarskich.

Narracja Stanisławów: tęsknota za tym, co nieprawdziwe (przełożyły Ola Hnatiuk i Joanna Rachoń) i fragment powieści Wyspa Krk (prze­kład Joanny Rachoń) ujawniają pełną świadomość zróżnicowania języków prozy.

W narracji o Stanisławowie posługuje się autor językiem dyskursywnym w wersji scjentyficznej, mogłoby to świadczyć, że charakter tej narracji nie jest artystyczny, nie musi zresztą taki być, ale bezspornie jest i to z oczywistej intelektualnej premedytacji.

Izdryk wpisuje w tę narrację logiczną i struk­turalną negację tego języka.

Język scjentyficzny trafia czasem do prozy artystycznej jako przedmiot parodii (u Stanisława Ignacego Witkiewicza) lub z potrzeby lite­rackiego sadyzmu (w narracjach filologicznych Janusza Rudnickiego).

Izdryk robi co innego, on podważa wiary­godność tego języka, kwestionuje jego dosłowność i jednoznaczność, demonstrując jego metonimiczność i wieloznaczność, których programowo powinno w nim nie być.

Zamysł intelektualny narracji o Stanisławo­wie nie jest może z premedytacji we wszystkim i do końca, ale to tym lepiej.

Autentyczna procedura twórcza zmieniła utwór okolicznościowy (dla „Literatury na Świecie”) w utwór intelektualnie i artystycznie od­krywczy.

W utwór równie wartościowy jak powieść Wyspa Krk, w której narracja respektuje kanoniczną postać języka prozy, czyli języka ar­tyzmu.

W Wyspie Krk narracja nie trąci niczym obcym w naturze swojego języka.

Izdryk potrafi być artystycznie suwerenny w różnych rodzajach swojego pisarstwa –

Ołeksandr Irwaneć (ur. 1961), na promocji ukraińskiego numeru pokazał kunszt recytacji poezji.

Około trzydziestu wierszy – w przekładzie Bohdana Zadury – może dać wyobrażenie, jakim jest poetą.

W tej poezji słyszy się głos doświadczenia zbiorowego, można to nazwać pamięcią doświadczenia zbiorowości chłopskiej.

To wyraźny fundament tej poezji.

Jak w twarzy i postaci autora, tak i w jego doświadczeniu kultury widzi się piętno chłopskości.

Najpiękniej to widać w wierszu Widok z okna koszar, w którym mówi się o tym nie wprost, lecz poprzez ekfrazę malarstwa Pietera Bruegela.

Ten wiersz nie jest najatrakcyjniejszy wśród tych, które Bohdan Zadura wybrał do prezentacji, jest on jednak artystycznie najwyrazistszy –

Jurij Andruchowycz (ur. 1960), że też mnie zawsze coś takiego musi się przytrafić, inna niż przyjęta hierarchia wartości.

Jurij Andruchowycz uchodzi za „Patriarchę” grupy Bubabu (Wiktor Neborak jest jej „Prokuratorem”, Ołeksandr Irwaneć „Podskar­bim”).

Jurija Izdryka Jurij Andruchowycz nazywa swoim „ulubionym wiolonczelistą”, gdy tymczasem dla mnie pisanie Jurija Izdryka jest pisarsko i intelektualnie atrakcyjniejsze od pisarstwa Andruchowycza.

W wierszach Andruchowycza dużo zręcz­ności, dużo zabawnych konceptów, najpiękniej­szy z jego wierszy w „Literaturze na Świecie” jest prawie poemat Indie (przekład Bohdana Zadury).

Dwa teksty prozatorskie znacznie ustępują tekstom Jurija Izdryka.

Narracja wspomnieniowa Ave Chrysler? (przełożył Bohdan Zadura) jest co najwyżej ładną gawędą o historii grupy Bubabu i nie może uchodzić za to, czym jest narracja Izdryka o Stanisławowie.

Opowiadanie Samijło Niemirycz, watażka do­skonały (przełożyła Joanna Rachoń) w żadnym razie nie jest samym opowiadaniem, lecz także gawędą historyczną lub biograficznym esejem.

Nie jest także prozą artystyczną narracja o Lwowie Miasto-okręt (przełożyła Ola Hnatiuk).

Ważne zresztą jest jedno, Izdryk zna dy­stynkcje między językami prozy artystycznej, Andruchowycz myli prozę dyskursywną z prozą artystyczną.

Nie wydaje mi się, żeby inne powieści Andruchowycza mogły być całkowicie wolne od tego nieporozumienia –

 

(10.3.1996)

Wiktor Neborak (ur. 1961), miał być na promocji ukraińskiego numeru „Literatury na Świecie”, ale go nie było.

Jego wiersze i proza w numerze (w przekła­dzie Bohdana Zadury) w dobrym gatunku.

Wiersze mniej klasyczne niż wiersze Irwanecia, bardziej dramatyczne, proza – fragment powieści U poszukach Bazylewsa pod tytułem Flaszkocmoktacz – wręcz świetna.

Można widzieć u niego pokrewieństwo z Dariuszem Bitnerem (stosunek do doświadcze­nia fizjologicznego człowieka, stosunek do doświadczenia kultury).

Neborak rozumie człowieka po dzisiejszemu, nie ma co do niego żadnych złudzeń.

Wie co w trawie piszczy, czyli wie po swo­jemu, co człowiek i cywilizacja z sobą i ze świa­tem zrobiły.

Myślenie Neboraka samodzielne, jeśli wyczy­tane, to po swojemu wyrobione, jego słowo prozy jest słowem prozy –

Dyskusja, w rozmowie pod tytułem Na co nam Nietzsche? – „Literatura na Świecie” 1995 nr 10 – wypowiadają się Jacek St. Buras, Marek J. Siemek, Małgorzata Łukasiewicz, Bogdan Ba­ran i Krzysztof Michalski.

Siemek bilansuje wszystkie sformułowane insynuacje pod adresem Nietzschego (Nie­tzsche na użytek nazizmu, bolszewizmu i wszel­kiego burzenia porządku).

Krzysztof Michalski wobec Nietzschego to­lerancyjny (pod warunkiem, że według swojej własnej wykładni).

Małgorzata Łukasiewicz broni artysty słowa i filozofii twórczego istnienia w świecie –

 

(11.3.1996)

Friedrich Nietzsche, w Niewczesnych roz­ważaniach – Kraków 1996, przełożyła Małgorzata Łukasiewicz – Nietzsche jeszcze nie jest wielki, wielkość jedynie zapowiada.

Za zapowiedź należy uznać w całości roz­prawę David Strauss, wyznawca i pisarz.

W rozprawie dochodzi do bystrego rozpo­znania kategorii filistra, którą bez sprzeciwu materii opisowej da się rozumieć ponadhistorycznie jako rodzaj pozorowanego uczestnictwa w kulturze.

Przejaw filisterstwa, dzieło Straussa, prze­chodzi dzięki Nietzschemu niezasłużenie do historii nie bez szkody dla Nietzschego.

Oparta na dość szczegółowej analizie prze­jawu intelektualna kreacja zjawiska filisterstwa zmienia ten przejaw w coś takiego jak funda­ment lub nawet historyczny pomnik.

Szkoda dla Nietzschego ma charakter pisar­ski, oznacza redundancję, w rozprawie jest wiele cech naukowej recenzji negatywnej.

Rozbudowane analizy stylistyczne dzieła Davida Straussa też są redundancyjne, akademickiego grafomaństwa stylistycznego u Straussa nie ma potrzeby tak skrupulatnie dowodzić.

Względna wartość tych analiz polega na tym, że są one źródłem orientacji w świadomości sty­listycznej Nietzschego we wczesnym stosun­kowo okresie twórczości.

Jego wzory i ideały sylistyczne kształtowali najwięksi mistrzowie słowa w niemczyźnie, nie można jednak powiedzieć, że w jego rozumie­niu stylistyki i sztuki słowa istnieje coś, w czym można by rozpoznać rys indywidualny.

Do drugiego tekstu Niewczesnych rozważań, do eseju O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, nawiązuje Krzysztof Michalski w swoim posłowiu, nawiązanie jest może zbyt wyraźne i poprzez tę wyraźność ryzykowne.

Myślenie filozoficzne Nietzschego jest u niego w swoich najważniejszych przejawach nieodłączne od pisarskiego (artystycznego) aktu twórczego.

Komentarz do czegoś takiego, jeśli nie jest rezultatem podobnego aktu, co może zdarzyć się bardzo rzadko, jest narażony na złe skutki zbyt bezpośredniej konfrontacji.

W pisarskim akcie twórczym możliwa jest gra słowa i milczenia, w komentarzu akademickim trzeba mówić za dużo i w zupełnie innym try­bie, z konieczności więc mówi się gorzej.

Nietzsche wymija wszystkie zagrożenia inte­lektualne we wszystkim, co mówi o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, o pamięci i jej braku.

Tego samego słowem akademickim powie­dzieć się nie da –

Pisarska różnica między pierwszą i drugą rozprawą Niewczesnych rozważań jest ogromna.

W drugiej – O pożytkach i szkodliwości historii dla życia – zatarły się związki z akademizmem, trudno byłoby uznać za przejaw aka­demizmu klarownie logiczną kompozycję, co widać już w samym tytule rozprawy.

Redundancyjność, jeśli uznać ją za składnik strukturalny naukowego akademizmu, wyparowała z wywodu intelektualnego całkowicie.

Można sobie wyobrazić, że Nietzsche dobrał­by się do książki Eduarda Hartmanna w podobny sposób, jak zrobił to z dziełem Davida Straussa, redundancyjności nie dałoby się wtedy uniknąć.

Eduard von Hartmann stał się obiektem kpiny i szyderstwa Nietzschego i dosłużył się tego nie tyle sam, co w zastępstwie Georga Wilhelma Friedricha Hegla, który jest rzeczy­wistym przeciwieństwem filozoficznym Nie­tzschego.

Szkoda, że tak przenikliwe zobaczenie za­grożeń, które tkwią w heglizmie, nie uchroniło Nietzschego od absurdalnych posądzeń i filozo­ficzny patronat nad nazizmem, leninizmem (sic) i Bóg wie jakimi jeszcze barbarzyństwami przyszłości.

Sprzeciw wobec podporządkowania osobo­wości masom, procesom dziejowym, historii nie jest w rozprawie O pożytkach i szkodliwości historii dla życia okazjonalny.

Pochwała buntowniczych nastawień młodoś­ci – przede wszystkim w szkicu i w myśleniu – nie może być dowolnie kojarzona z każdym przejawem rewolucjonizmu.

Odejście od akademizmu w praktyce pisar­skiej ma niewątpliwy związek z kształtowaniem się własnego rozumienia postawy twórczej w sztuce i w kulturze.

Autor drugiej rozprawy inaczej rozumie postawę twórczą niż autor pierwszej.

Może to być konsekwencją zamiany platonicznej poznawczości na aktywne działanie twórcze.

Wyższość życia, czyli aktywnego działania, nad bezinteresowną poznawczością jest jedną z najważniejszych przesłanek całego wywodu w rozprawie O pożytkach i szkodliwości historii dla życia

Rozprawę Schopenhauer jako wychowawca czytam, jakbym z nią nieustannie obcował przez dziesiątki lat, choć w rzeczywistości czy­tam ją po czterdziestu kilku latach, po raz drugi.

Rozprawa dotyczy najbardziej generalnego rozumienia kultury, jej znaczenia i przeznaczeń.

To rozumienie ma walor oczywistości i nie­podważalności, stąd odczucie, że jest się z tym myśleniem i jego najdoskonalszą ekspresją w trwałym i powszednim kontakcie.

Myśli Nietzschego o kulturze można recyto­wać jak własne wyznanie wiary, można je na wiele sposobów formułować po swojemu.

Z założenia, że kultura jest formą osobowego samopoznania i poza tą postacią nie ma jej wcale, da się wyprowadzić wszystko, co da się powiedzieć o jej znaczeniu, wartości i celu, któ­rym jest stwarzanie człowiekowi sensu istnie­nia. Filozofia kultury Nietzschego w niczym nie straciła na znaczeniu i w niczym się nie zesta­rzała, ponieważ dziś tak samo jak za jego czasów jest jak najdalsza od samospełnienia.

Z tych samych przyczyn, które Nietzsche tak przenikliwie zanalizował.

Swoista apoteoza filozofów, artystów i świę­tych jest do zakwestionowania tylko wtedy, jeśli się ją rozumie po prostacku.

Czyli przez odrzucenie języka ewangelicznej poezji słowa, którego Nietzsche używa i poza które nie wychodzi.

Znając wszelakie choroby słów swojego czasu i przeczuwając te, które nas dosięgły.

W języku Nietzschego, który jest językiem całej tradycji kultury słowa, tkwi największe wyzwanie wobec filistra i jego najpełniejszej postaci, uczonego.

Zdrowy język Nietzschego, język poezji, w przekładzie na język najgorszy, język nauki, zmienia się w karykaturę.

Tę karykaturalność wykorzystuje się przez sto lat do kompromitacji i dezawuacji myśli Nietzschego.

Robi się to między innymi także z zemsty za najbezwzględniejszą, jaką znam, analizę filisterskiej duchowości uczonego właśnie w rozprawie Schopenhauer jako wychowawca.

O pięćdziesiąt dwa lata później od Schopenhauera urodzony Nietzsche przedstawił, jeden z najpiękniejszych, portret osoby mistrza i na­uczyciela, który jest geniuszem.

W swoją rozprawę, jakby przy okazji, wpisuje Nietzsche filozofię współistnienia i współdziałania z geniuszami i genialnością.

Dla dobra geniuszów i genialności i dla swo­jego dobra.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content