copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(26.5.1999, 27.5.1999, 29.5.1999, 30.5.1999, 31.5.1999, 19.6.2004)
(26.5.1999)
Bohdan Zadura, wywiad Nic się nie zmieniło (dla Ryszarda Częstochowskiego, z października 1997) – „Fraza” 1999 nr 2 – interesujący, bez zaskoczeń.
Ryszard Częstochowski pyta Zadurę o zmianę dykcji w jego poezji, Bohdan odpowiada, że jedno się u niego wyczerpało, drugie nastąpiło.
Podoba mi się, co mówi w odpowiedzi na pytanie o stosunek do czytelnika: „Pierwszym czytelnikiem jestem sam, nie chodzi o to, żeby mnie się podobało, ale żebym był z niego zadowolony. Żebym wiedział, że to jest wiersz, że tego nie dałoby się powiedzieć inaczej, niż zostało powiedziane” –
Jewhen Brusłynowski (ur. 1963), Listy z Kijowa, czyli dziennik komputerowy – „Fraza” 1999 nr 1, przekład Bohdana Zadury – są czymś zbliżonym do felietonu, partia we „Frazie” składa się z ośmiu kawałków lub sześciu felietonów.
Teksty dowcipne i świetne w sensie publicystycznym, nie są jednak prozą w moim rozumieniu, przynależą do dziennikarstwa wysokiej klasy –
Józef Szajna, w rozmowie Cenię sobie spotkanie z Grotowskim (z Anną Jamrozek-Sową i Magdaleną Rabizo-Birek) – „Fraza” 1999 nr 1 – dużo ogólnych uwag o Grotowskim i charakterystyka współpracy z nim przy Akropolis Stanisława Wyspiańskiego.
O rozejściu się z Grotowskim tylko wzmianka, goła, bez jakichkolwiek wyjaśnień –
(27.5.1999)
Filip Zawada, piękny ranek dzisiejszego dnia dał mi niespodziewanie zrozumienie wierszy ze zbioru Bóg Aldehyd.
Wziąłem tomik do ręki, słowa zaczęły dźwięczeć, frazy zaczęły mówić, utwory (wiersze) zaświeciły znaczeniami.
Stroniczka wstępu Adama Wiedemanna sam miód, posłowie Ewy Sonnenberg jak zabawa słowami i frazami Filipa Zawady.
U Ewy Sonnenberg parę zdań za dużo.
Pisząc to, uświadamiam sobie, że przesłaniem dzisiejszych snów były słowa Filipiny, Filipinka, ze względu na te słowa wziąłem tomik do ręki.
Brałem go do ręki już parę razy, nie miałem dostępu do słów, do zdań.
I nagle ruch, życie, ciepła jasność, drganie światła, uciecha chwil, zobaczeń, usłyszeń, odczuć skóry, skoków myśli.
I w tym wszystkim absurd i zgroza tekstu w wierszu Plakat, jego straszność, jego bezpieczne głupstwo, ich połączenie.
Dzięki, ci Boże Aldehydzie, za dzisiejszy ranek, za to, że żyje sobie Filip Zawada, dobry duszek z Wrocławia –
Redakcja, rozbawiłem wszystkich opowieścią o dzisiejszym śnie i o czytaniu wierszy zbioru Bóg Aldehyd Filipa Zawady. Przyszedł Marek Gajdziński, pochwalił się, urodzili mu się dwaj synowie, rozmawiał o kandydaturze do Nagrody Natalii Gali.
Zrobiła się cała sprawa z moim tekstem Żartujmy (o Darku Foksie), nie powiedziałem, o kim tekst, domyślają się Bohdan Zadura i Jerzy Lisowski –
Darek Foks, przyszedł do kawiarni, opowiedziałem mu o dniu wczorajszym i dzisiejszym, przyszliśmy do mnie. U mnie powiedziałem mu o tekście Żartujmy, Darek tekst przeczytał i czytał wielokrotnie różne jego fragmenty.
Wydaje się, że jest z mojego tekstu zadowolony.
Opowiadał o wizytach w Skierniewicach Marcina Świetlickiego, Krzysztofa Jaworskiego i Adama Wiedemanna, tłumaczył Adama, że się u mnie nie pojawił.
Darek przypomniał, że jutro urodziny Andrzeja Sosnowskiego –
(29.5.1999)
Xawery Krasicki (1911-1999), nekrolog w „Gazecie Wyborczej”, zostanie pochowany w Guzowie, znałem go przez Henryka Krzeczkowskiego, człowiek sam w sobie i w opowieściach Henryka –
Krzysztof Rutkowski, felieton Powrót pani Bovary – „Plus Minus” 1999 nr 22 – jakby już wakacyjny, z konkluzją w środku felietonu: „Pod koniec XX wieku bovaryzm objawia się jako voyeryzm: podglądanie romansów filmowych gwiazd, xiężniczek lub prezydenta Stanów Zjednoczonych” –
Jan Kott, w Autobiografii młodego pisarza – „Plus Minus” 1999 nr 22 – pisze o Wspomnieniach polskich Gombrowicza, które dopiero teraz przeczytał.
W omówieniu wplata własne wspomnienia, w konkluzjach porównuje Gombrowicza we Wspomnieniach polskich do Prousta, w każdym razie jednoznacznie uznając jego pisarską wielkość.
W całym tekście – pięknym – najważniejsza jest konfesja na wstępie: „Wyznaję więc, że w całej twórczości Gombrowicza najbliższy mi jest Dziennik i, oczywiście, Ferdydurke. Muszę się pochwalić: byłem trzecim, który napisał o Ferdydurke z entuzjazmem, choć i tak nie dostrzegłem genialności tej książki”.
To wyznanie jest ważne nie ze względu na Gombrowicza, lecz ze względu na Jana Kotta, na charakter i zakres jego wtajemniczenia w nową literaturę –
Izabela Jarosińska, esej Petersburg magiczny – „Plus Minus” 1999 nr 22 – jest ładnie pisany, odwołania do Mickiewicza, do Brodskiego (w dużej mierze) i także do Iwaszkiewicza, ale z tłumioną pretensją.
W jednym zdaniu o Petersburgu Jarosława Iwaszkiewicza może nawet aluzja do mnie: „Od razu powiem, że nie jest to poemat, ani nawet opowiadanie czy esej. Nie jest to także dziennik podróży”.
Dla mnie z kolei nie jest to siedem szkiców, jeśli miałyby to być szkice.
Dla mnie jest to rzecz z dziejów ducha, z dziejów miasta, którego istnienie w duchu jest równie rzeczywiste jak istnienie realne.
Jest to wielka osobista konfesja pisarza i zbiorowa konfesja polska –
Włodzimierz Paźniewski, artykuł (tak właśnie) Czas naruszyć tabu – „Plus Minus” 1999 nr 22 – w zasadzie sama prawda (o chorobach psychicznych ludzi ze sfer polskiej polityki), ale bez konkretów i nawet bez wyraźniej szych aluzji do osób, które można by zidentyfikować.
Sam opis przejawów świrowania często sugestywny, rzecz w tym, że żadnego tabu tu nie naruszono, skoro prawie żaden polityczny świr, oglądany przez miliony w telewizji nie jest poddawany konkretniejszej analizie –
Paweł Huelle, felieton Krwawa Łaźnia – „Gazeta Wyborcza” 1999 nr 124 – dotyczy sporów o gdańską galerię Łaźnia, on jest za istnieniem galerii, ale przeciw Katarzynie Kozyrze.
Wspiera się opinią Karla Poppera, który się wypowiedział przeciw teoriom postępu w sztuce i przeciw klikom awangardy –
Jan Lebenstein, w wywiadzie Anioły potrafią być okrutne (dla Renaty Gorczyńskiej) – „Gazeta Wyborcza” 199 nr 124 – mówi trochę dziwacznie, źle mi się nawiązuje kontakt ze słowami.
W ostrzejszym sformułowaniu dałoby się powiedzieć, że czemuś się w tych słowach nie dowierza.
Renata Gorczyńska, szkic Widziałam nawet szczęśliwego Jana – tamże – jest opowieścią o człowieku i malarstwie, głównie jednak o znajomości z malarzem.
Zastanawia stylistyczne podobieństwo szkicu i wywiadu, może autorka przekłada słowa Lebensteina na swój język –
Teatr Narodowy, premiera Kartoteki Tadeusza Różewicza w reżyserii Kazimierza Kutza.
Przedstawienie znakomite, Kutz zrobił z Kartoteki komedię, istniałoby może nawet niebezpieczeństwo trywialności, ale Zbigniew Zamachowski potrafi je wyminąć.
Z innym aktorem może by to nie mogło się udać, Zamachowski jest wymarzonym aktorem do tej roli i do tej koncepcji przedstawienia.
Lisowscy odwieźli mnie pod ulicę Widok, latał helikopter nad Warszawą, Lisowscy opowiadali, że mały Antoś nazywa helikopter homiliokopterem.
(O przedstawieniu Kartoteki piszę szerzej w Wypiskach, „Twórczość” 1999 nr 9) –
(30.5.1999)
Włodzimierz Wójcik, fragmenty laudacji Tadeusza Różewicza (przy doktoracie honoris causa dla niego) – „Fraza” 1999 nr 1 – dość zgrzebne.
Po wybranych fragmentach można sobie wyobrazić całość –
Janusz Pasterski (ur. 1964), opis uroczystości doktoranckich Tadeusza Różewicza – „Fraza” 1999 nr 1 – z wieloma cytatami z przemówień o Różewiczu i przemówienia Różewicza.
Wśród recenzentów przewodu był Tadeusz Drewnowski –
Arkadiusz Morawiec, ponowna lektura recenzji wierszy Ikarus Dariusza Sośnickiego – „Fraza” 1999 nr 1 – dla sprawdzenia, jak krytyk daje sobie radę z trudnymi wierszami.
Recenzja jest lepsza, niż myślałem, są w niej analizy wierszy, wyciąga się z analiz swoje interpretacyjne wnioski, wnioski są w istotnych punktach trafne –
(31.5.1999)
Piotr Siwecki, druga, w druku, lektura opowiadania Zrozumieć Plichta, utwór – „Twórczość” 1999 nr 5 – intelektualnie, osobowościowe zagadkowy.
Jak dochodzi się do tego, żeby coś takiego myśleć, coś takiego pisać, żeby coś takiego umieć napisać, żeby na coś takiego się zdobyć.
Ta narracja jest nizana latami, inkrustuje się j ą wybornymi tekstami, poezji, filozofii, zmierza się do demonstracji niebywałości człowieka, niebywałości istnienia ludzi, takich ludzi jak każda postać tego utworu.
Ten utwór może się nie podobać, nie może jednak nie budzić respektu, respekt dla inteligencji, dla rozumienia, dla pracy.
Narracja o mniej więcej dziesięciu osobach jest jak labirynt, osoby są samoistne jak kontynenty, są splątane jak tłum, osoby splatają się przez sny i przez dusze, sny i dusze zostały zantropomorfizowane, mają własną podmiotowość.
W tym labiryncie trudno byłby się rozeznać, gdyby nie prawdziwie dziwaczny tytuł, tytuł ma coś z instrukcji, nadaje nadrzędność postaci Plichta.
Nauczyciel Plicht jest skomplikowaną osobowością i jest myślicielem, jego filozofia jest kłębkiem sprzeczności, ale jest w niej heroizm myśli, która chce zrozumieć.
Plichtowi sekunduje w narracji Memling, Memling z albumu mówi do dziecka, wtajemnicza dziecko w sztukę.
Wtajemniczeniem dysponuje w tej narracji niemal każda postać, każda z nich może dać temu wtajemniczeniu głos.
Zrozumieć Plichta musi znaczyć także zrozumienie ludzkich kontynentów wokół niego.
Utwór Zrozumieć Plichta panoszy się w człowieku, który z nim się zetknie.
Lektura ujawnia coś w czytającym, rozprzestrzenia się w nim.
Zagadkowy utwór, zagadkowy pisarz –
(19.6.2004)
Fatos Lubonja (ur. 1951), nie ma nic piękniejszego w życiu niż niespodziewane poznanie wspaniałego człowieka, nie myślałem, że może je przewyższyć niespodzianka w poznaniu ludzkiego wytworu.
Wielkie ludzkie dzieła poznaje się zwykle nie na zasadzie niespodzianki, niespodzianki absolutne trafiają się zwykle w poznaniu wielkości względnych, takich moje długie życie mi nie skąpiło.
Wielkości absolutnych – w przeciwieństwie do niespodzianek – w ogóle być nie może, ale są takie według indywidualnych ludzkich miar, na indywidualną dostępność lub tylko z indywidualnego urojenia.
Miarą indywidualnej najwyższej wielkości jest jej indywidualne przeżycie.
Takimi uwagami wstępnymi poprzedzam lekturę tekstu nieznanego pisarza lub filozofa albańskiego, z którego nazwiskiem nigdy się nie spotkałem, on chyba nie uchodzi za żadną wielkość, skoro w gazetowej informacji o autorze o żadnych jego dokonaniach się nie mówi.
Esej Odwaga i strach przed śmiercią – „Gazeta Wyborcza” 2004 nr 142, tłum. z albańskiego Dorota Horodyska – publikuje się z powołaniem na „Social Research” (New York. No 1. Spring 2004), co nie wyjaśnia kwestii pierwodruku. Nie jest to może najważniejsze, z niejasnościami niespodzianka staje się większa.
Niespodziankę przy lekturze tego tekstu zaliczam do największych, porównałbym ją z przewrotem, jakiego doznałem przy pierwszej lekturze Prób Montaigne’a, gdy je czytałem w jedenastym roku życia.
Przy wszystkich nieporównywalnościach jednego eseju z największym arcydziełem eseistyki światowej jest może jakieś podobieństwo między nimi, mogłoby to być podobieństwo ich źródeł.
W jednym i drugim przypadku źródłem głównym jest duchowe doświadczenie, w którym mieści się filozoficzne i literackie doświadczenie kultury w całkowitej integracji z tym, czym się jest jako osoba ludzka i twórca.
Dlatego u albańskiego autora nie ma prawie żadnych powiązań z dzisiejszą eseistyką filozoficzną lub pokrewną, jest natomiast niejako bezpośrednia ekspresja własnej czysto empirycznej antropologii, w której odwołania filozoficzne mogłyby w ogóle nie istnieć, choć pojawiają się w postaci odwołań do Jakuba Rousseau, do Woltera i do dwóch ewangelistów.
Doświadczenie strachu przed śmiercią i odwagi życia są doświadczeniami fundamentalnymi i powszechnymi.
Od strachu nikt nie jest wolny, odwaga – dobrowolna lub wymuszona – jest równie powszechna, skoro ludzie mają odwagę żyć i muszą umierać.
U albańskiego autora eseju są to doświadczenia szczególnie wyraziste, ma on za sobą dwa wyroki i chyba ponad dwadzieścia lat pobytu w więzieniu, daje to jego szczególnym refleksjom antropologicznym wiarygodność niezwyczajnie oczywistą.
Strach i odwaga są u niego widomie zależne od dwóch rodzajów rozumu, autor ich wyraźnie nie kategoryzuje, występują one jednak w jego wywodzie, pierwszy można by uznać za rozum przyrodzony lub naturalny, drugi za rozum nabyty lub stworzony przez kulturę.
Obydwa dają się kojarzyć z tym, co u Kanta nazywa się wewnętrznym prawem moralnym.
Jeśli strach i odwagę spiknąć intelektualnie z instynktem życia, obydwa rozumy z jakimś imperatywem wewnętrznym, otrzymamy wszystko, co potrzebne do zrozumienia ludzkiego dramatu życia i umierania w wywodzie albańskiego myśliciela.
Prostota i antropologiczna głębia tego wywodu są porażające, nie ma w nim nic, co by można nazwać jakąkolwiek ozdobnością literacką lub wymyślnością artystyczną.
Ten wywód jest zbudowany z samych słów najprostszych i absolutnie niezbędnych, mają one moc elementarną, taka moc w dzisiejszej literaturze prawie nie występuje.
Nazwa esej dla zapisu takiego pierworodnego myślicielstwa jest zaledwie orientacyjna i czysto umowna.
Innych bałbym się użyć, zdobywam się i bez tego na odwagę, którą może usprawiedliwić tylko moje osobliwe doświadczenie życia i literatury –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy