Wyprawa w przeszłość, Twórczość 11/1972

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPRAWA W PRZESZŁOŚĆ

Kazimierz Brandys, Wariacje pocztowe, Warszawa 1972

W Rynku odkrywa Brandys dla siebie świat niezależny od świadomości („byt w sobie”?) i nie bez zdziwienia przygląda się jego fenomenom, których wcześ­niej nie potrafił lub nie chciał dostrzegać. Wariacje pocztowe rozpoczyna li­stowna relacja o początku katastrofy, do jakiej Prota Zabierskiego doprowadzi ból zęba, a więc biologia, czyli natura. Nie ma się wątpliwości, że w tej relacji nie chodzi Brandysowi o staropolską rodzajowość, chociaż jest to pod względem takiej rodzajowości sam cymes. Krowi ogon w roli narzędzia chirurgicznego to wyszukana rodzajowość, wiadomo jednak, że żadne narzędzia nie mają wpływu na charakter zależności duszy od zęba, a tego przede wszystkim dotyczy wspomniana relacja. Podobno istnieje także zależność odwrotna, ale nie jest to już ani dostatecznie pewne, ani szczególnie pocieszające.

Szyderczo (co rodzajowość uwypukla) zademonstrowana zależność ludzkiej świadomości od przyrodniczego organizmu, jakim jest człowiek, narzuca świa­domości status o wiele skromniejszy od tego, jaki Brandys jej przyznawał we wszystkich swoich pisarskich wcieleniach. Początek Wariacji pocztowych ma być intelektualną pointą Rynku, w którym człowiek Brandysa przestał być pro­duktem ideologicznej dedukcji (jak w twórczości z lat pięćdziesiątych) i funkcją egzystencjalnej świadomości (jak w twórczości późniejszej), odzyskując jak gdyby prawo do pełnego psychofizycznego istnienia. Rodzinno-wspomnieniowa Mała księga, w której człowiek empiryczny nie jest dopasowany do intelektual­nych założeń, mogła zostać napisana dopiero po tym wyzwoleniu, którego świadectwem jest Rynek.

liznąwszy pisarsko człowieka empirycznego, uzyskał Brandys szansę doko­nania rozrachunku z bóstwem, którego imię było dla niego przez długi czas najskuteczniejszym zaklęciem na każdą możliwą okazję. Mowa, oczywiście, o bóstwie Historii. To imię albo nie znaczyło u Brandysa nic, albo mogło zna­czyć wszystko, w zależności od potrzeby i sytuacji. Zwykle oznaczało ono ko­nieczność pogodzenia się z sytuacją, jakakolwiek by ona była. Z historią jako sumą ludzkiego doświadczenia taka konieczność nie miała nic wspólnego. Histo­rią w tym sensie Brandys nigdy się nie zajmował i zajmować się nie musiał. Jego zaklęcie odnosiło się tylko i wyłącznie do aktualnej teraźniejszości i miało ją sankcjonować. Imienia Historii używał Brandys zamiast imienia Teraźniej­szości, ponieważ to drugie nie nadaje się na jakiekolwiek zaklęcie. Zaklęcia muszą być albo niezrozumiałe, albo przynajmniej czcigodne.

Skoro Historia oznaczała u Brandysa Teraźniejszość, rozrachunek z nią moż­na by uznać za bezprzedmiotowy. Sprawa nie jest jednak tak zupełnie prosta. Dawne własne nadużycie fałszywego imienia Skojarzyło się Brandysowi z in­nymi nadużyciami tego samego imienia, jeśli nawet nie fałszywie, to nadarem­no. Na Wariacje pocztowe złożyły się różnorodne potrzeby pisarskie, sensy tego utworu są złożone, jest bardzo prawdopodobne, że nie są to i nie mogą być sen­sy jednoznaczne. Czy na przykład szuka się w tym utworze odpowiedzi na py­tanie, jaka jest historia prawdziwa, czyli empiryczna w odróżnieniu od nowo­czesnego absolutu, który nazwano Historią (to byłby rozrachunek Brandysa z własną przeszłością intelektualną), czy też kwestionuje się takie tradycyjne nadużycia argumentacji historycznej, według której z historii można nauczyć się wszystkiego, chociaż niewiele wskazuje na to, żeby ktokolwiek z jej nauk rzeczywiście korzystał. Nie brak rozmaitych przesłanek, że w Wariacjach pocz­towych może chodzić i o jedno, i o drugie, i o jeszcze co innego.

Prawie jest pewne, że pojęcie historii jest w Wariacjach pocztowych rady­kalnie odmistyfikowane. Historia, jeśli nie ma być tym czymś nie wiadomo czym według koncepcji niektórych filozofów, jest pamięcią o jednostkowych i zbiorowych ludzkich losach i doświadczeniach. Tak pojętą historię mają na względzie w utworze Brandysa przedstawiciele siedmiu pokoleń jednego szla­checkiego rodu polskiego, przekazując najbliższym (ojcowie synom, synowie ojcom) w pisemnych wyznaniach główne doświadczenia swego życia. Kierując się prawdopodobieństwem historycznym (i chyba korzystając z autentycznej dokumentacji historycznej), tworzy Brandys siedmiopokoleniową historię rodu w ścisłym powiązaniu z historią narodową w ciągu lat dwustu (1770-1970). Ta historia narodowa, w ujęciu abstrakcyjnym tak podatna na wszelkiego typu mitologizacje i mistyfikacje, zatraca w indywidualnych biografiach cechy szcze­gólnej niezwykłości i jest bardzo prawdopodobne, że dzieje się to nawet wbrew intencjom pisarza, który stara się – czasami na siłę – zmieścić w tych biogra­fiach coś takiego, co trudno byłoby uznać za ludzkie doświadczenie nie odbie­gające od norm europejskiej kultury.

Szczególnie drastycznego pod tym względem przykładu dostarcza doświad­czenie samojedztwa, które funduje Brandys żołnierzowi napoleońskiemu, Se­werynowi Zabierskiemu. Ten sam w sobie drobny epizod Wariacji pocztowych byłby ważny o tyle, o ile mógłby służyć za dowód, że demistyfikacja polskiej historii wyniknęła nie całkiem zgodnie z intencjami Brandysa. W doświadcze­niu samojedztwa (Seweryn Zabierski w roku 1812 upiekł i zjadł własną odcię­tą nogę) chodzi o taką niezwykłość, której nikt (z papieżem włącznie) nie po­trafi zaklasyfikować. Należy jednak zgodzić się – tak sądzę na podstawie sprawdzonej (autopsja) wiedzy o głodzie – z papieżem (w dodatku chyba tym samym, którego napiętnował Słowacki w Kordianie) i z jego formułą: „Nie wie­rzę, iżby to prawdą było. A gdyby nawet prawdą było, niech o niej zapomni i milczy” (Wariacje pocztowe, s. 100). Całe szczęście, że ten niefortunny arty­stycznie epizod Wariacji pocztowych został wykorzystany metaforycznie w roz­ważaniach moralnych o istotnym znaczeniu: „Członek swój własny pożarłszy, musi człek dalej zżerać siebie, aż cały się zje. I wiedział o tym Michaś, za co też ja go nienawiścią pokrzywdziłem, iż się zabił” (tamże, s. 102).

Szarża niezwykłością za cenę sprzecznego z poetyką utworu nieprawdopodobieństwa może być skutkiem zaskoczenia nieprzewidzianymi efektami demistyfikacji historii, może wynikać z zagmatwania pisarskich intencji, nie zmie­nia to w niczym faktu, że żadna z siedmiu powieściowych biografii polskich Brandysa nie kryje w sobie takich doświadczeń, które nie mogłyby się przy­darzyć każdemu (niezależnie od narodowości) mieszkańcowi Europy. Włącznie z przymusową sodomią Jakuba Zabierskiego, samojedztwem Seweryna, tyranią narodowego getta, która doprowadza Jana Nepomucena do psychopatii, nie mówiąc już o styku Juliana z policyjno-szpiegowską prowokacją na skutek lek­komyślnego romansu. Tym wypełnione są wszystkie powieści wszystkich na­rodów Europy. Nie uwzględniając, albo tylko nie wyolbrzymiając, osobliwie polskich napięć emocjonalnych, pozbawił Brandys swoje powieściowe biogra­fie tej niezwykłości, której żadna egzotyka doświadczeń egzystencjalnych nie jest w stanie ani zdystansować, ani nawet zastąpić.

Geneza tych rezultatów poznawczych, o których mowa, nie jest jasna (czy są one zamierzone, czy mimowolne?), jasna natomiast jest sprawa, co Brandys są­dzi o historii jako nauczycielce życia, żeby rzecz sprowadzić do maksymy, któ­ra jest w trwałym obiegu. Odpowiedź na to pytanie zawarta jest w układzie utworu, w jego fabularno-kompozycyjnym schemacie. Wolno tu użyć tego ter­minu, ponieważ Brandys powtarza sześciokrotnie (każąc domyślać się powtarzalności stałej) ten sam efekt: synowie, gdy stają się ojcami, zaprzeczają we wszystkim doświadczeniom swojej młodości, przestając je całkowicie rozumieć i usiłując przekazać swoim własnym synom nauki moralne, nie mające z tymi doświadczeniami nic wspólnego. Wprawdzie artysta Zyndram deklaruje w ro­ku 1970. że swemu synowi Jackowi nie chce udzielać żadnych nauk, ale jest to tylko artystowska forma odżegnania się od własnego doświadczenia. On robi w gruncie rzeczy to samo, co robili wszyscy jego poprzednicy w mniej świado­my albo całkiem nieświadomy sposób. Skoro samemu odrzuca się własne doświadczenie, nie można innym niczego przekazać. Nikt też nikomu w Waria­cjach pocztowych niczego nie przekazuje. I słusznie zresztą, bo chciałby prze­kazać frazes albo kłamstwo.

Pisarska wyprawa w historię polską lat dwustu (w wiek dziewiętnasty przede wszystkim) przynosi Brandysowi wyniki polemiczne do tych, jakie zaprezento­wali pisarze, którzy mniej więcej równocześnie przedsięwzięli podobne wypra­wy. Hanna Malewska (Apokryf rodzinny) odnalazła w wieku dziewiętnastym źródła różnorodności żywej do dziś tradycji kulturalnej. Jerzy Zawieyski skojarzył dziewiętnastowieczne polskie zaangażowanie patriotyczne z dzisiejszym postulatem odpowiedzialności moralnej za świat, widząc w doświadczeniu patriotycznym szkołę uniwersalizmu. Andrzej Kijowski wreszcie (oczywiście w Listopadowym wieczorze) wykrył w historii ubiegłego wieku siły sprawcze współczesnego demokratyzmu społecznego. Brandys kwestionuje spójność i ciąg­łość polskich doświadczeń, jeśli – oczywiście – pominąć rytmiczną powtarzal­ność zbiorowego nieszczęścia i powtarzalność wielopostaciowego historycznie moralizatorskiego frazesu, którym zastępuje się rzeczywistą pracę duchową, który odradza się z pokolenia na pokolenie jak feniks. Wyprawa w przeszłość przyniosła Brandysowi dokumentację oskarży cielska.

Z wyprawy tej wynosi Brandys także czysto artystyczny profit. Brandysa oskarżano nieraz o konwencjonalność językową, chociaż jest to konwenejonalność usprawiedliwiona i znacząca. Wariacje pocztowe postawiły pisarza wobec potrzeby (chyba także konieczności?) pastiszu kilku historycznych odmian pol­szczyzny literackiej. Pastisz staropolszczyzny (powiedzmy, Kito wieża), użytko­wej polszczyzny romantycznej (powiedzmy, Krasińskiego) i polszczyzny po­czątków naszego wieku wypadł Brandysowi bardzo kunsztownie. Pobrzmiewają w tym tu i ówdzie pogłosy Gombrowicza (głównie w obydwu tekstach emi­granta Jana Nepomucena), byłoby jednak dziwne, gdyby ich zabrakło. Sukces stylizacji językowych w utworze Brandysa świadczy o tym, że zwykła języko­wa konwencjonalność jego prozy nie jest sprawą konieczności (brak wyboru), lecz uzasadnionej artystycznie potrzeby. Jest to więc profit nie do zlekceważenia.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content