copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYZWOLENIE
Na oko – byle jakie – Zygmunt Trziszka stawia w Piaszczystej skarpie (moja lektura maszynopisu 1980) na narrację jeszcze bardziej popularną niż w Oczeretach. Przypuszczenie takie może nasunąć ekspresowa akcja we wszystkim, co się składa na Piaszczystą skarpę. Poszczególne opowieści?, opowiadania?, rozdziały powieści?, słowem poszczególne części powiązanej całości mają tempo akcji jak w westernach, jak W barszczu przygód Marka Słyka.
Skłonność do czegoś takiego wystąpiła w jednym ze zbiorów opowiadań Trziszki, kojarzyło się to z westernową scenariuszowością tych opowiadań, nie miało jednak charakteru programowego pisarskiego założenia narracyjnego, nie było konsekwentną realizacją nowego u Trziszki stylu narracji.
W Piaszczystej skarpie programowość tego stylu jest ewidentna. Nie zauważy jej tylko ten, kto nie zna całej twórczości Trziszki. Piaszczysta skarpa składa się z narracyjnych przekładów różnorodnych w stylu i poetyce utworów Trziszki na narrację w jednym stylu, trochę jakby Drzeżdżonowym, trochę jakby Słykowym, innym jednak i całkowicie własnym.
Możliwość „zwariowania narracyjnego” tkwiła w Trziszce od zawsze, odrzucał ją i gwałcił sam Trziszka, przymierzając się do takich lub innych konwencji narracji epickiej lub satyrycznej, próbując także narracji refleksyjno-intelektualnej w Już niedaleko i we Wrastaniu, pomagali mu w tym wszyscy, którzy żądali artystycznej konsekwencji tych przymierzeń i prób, w Piaszczystej skarpie nastąpiło zerwanie z przymusami artystycznymi, Trziszka zaczął pisać tak, jak od dawna improwizował w swoich natchnionych – sławnych już – oracjach towarzyskich i sympozjalnych.
W improwizowanych oracjach – na przykład oracja w mieszkaniu Jana Goczoła w Opolu (1978), oracja na sympozjum w Sandomierzu (1979) – przenosi Trziszka autentyzm zdarzeń w sferę niewiarygodności zdarzeniowej lub intelektualnej i operuje słowem tak bezbłędnym, jak to mu się rzadko zdarza w narracjach pisanych.
Ścisły związek z autentyzmem odróżnia narracyjną deformację Trziszki od oniryczno-symbolicznej deformacji Drzeżdżona i fantastycznej deformacji Słyka.
Zwariowana narracja w Piaszczystej skarpie odwołuje się ustawicznie do autentyzmu własnych i cudzych doświadczeń społecznych, co poświadczają dodatkowo zbieżności fabularne poszczególnych partii Piaszczystej skarpy z prawie wszystkimi ważniejszymi utworami Trziszki, od opowiadań Żylasta ręka ojca i powieści Romansoid do Happeniady, Już niedaleko, Wrastania i do łomżyńskiej części oracji na przyjęciu u Goczoła.
Fabuły i akcje utworów Trziszki zgęszczają się, zbiegają jak płótno po praniu, zgęszczone i zbiegnięte nabierają cech niewiarygodności, stają się zgrywne i prześmiewcze jak cyrkowy strój, nie unicestwia to ich autentyzmu, skoro bowiem prawda w ogóle może zaistnieć w fikcji (założenie główne sztuki), nie potrzeba wstydzić się fikcji i jej maskować, można z nią się obnosić, można skorzystać z wolności, która poprzez nią (chyba tylko poprzez nią) staje się dostępna.
Narracyjne wyzwolenie fikcji oznacza w tym wypadku wewnętrzne wyzwolenie osobowości i natury samego Trziszki. Jego osobowość i naturę kształtował strach przed życiem bardziej jawny, niż to się zwykle dzieje, początkowe partie Piaszczystej skarpy (narracje Mundka tylko częściowo tożsamego z Mundkiem z dawnych opowiadań Trziszki) dają temu bezpośredni wyraz.
Strach, jak to często bywa, stał się motywem odwagi Trziszki w prowokowaniu losu, spora praktyka w tej dziedzinie uświadomiła mu podobieństwo życia do happeningu, życiowo odkrył to najprawdopodobniej w internacie nauczycielskiej szkoły, literacko w Happeniadzie (to kluczowy utwór w twórczości Trziszki), dopiero jednak w Piaszczystej skarpie w happeningowości odkrył prawo, z niego i według niego wyprowadził i ukształtował happeningową strukturę narracji, dostosowując do niej prawie całą swoją wcześniejszą twórczość, prezentując ją raz jeszcze w całkiem nowej wersji, w wersji permanentnego happeningu swoich i cudzych losów.
Jedną ze starszych i powszechniejszych form literackiego happeningu musi być każda improwizowana oracja. Nawet oracja obrzędowa, jeśli wystąpi w niej czynnik improwizacji, zamienia się w mówiony happening. Trziszka potwierdzenie swojej literackiej siły znalazł w sukcesach oratorskich, one ośmieliły go do happeningowego pisania, rezultatem tej śmiałości jest Piaszczysta skarpa.
Jest to w pisarstwie Trziszki książka najbardziej samoswoja, najoryginalniejsza, po mistrzowsku swobodna, lekka w czytaniu i ustawicznie rozśmieszająca. Od czytającego zależy, czy będzie to śmiech pusty (śmiech głupiego), czy śmiech oczyszczający. Jako słuchacz jego oracji zawdzięczam Trziszce wiele godzin oczyszczającego śmiechu do łez, jako czytelnik jego prozy doświadczyłem tego po raz pierwszy przy lekturze Piaszczystej skarpy.
Moja wdzięczność za oczyszczający śmiech jest tym bezinteresowniejsza, że zmniejszył się zdecydowanie mój wkład tekstowy w narrację Trziszki. Trziszka zrezygnował z jawnego inkrustowania narracji cytatami i parafrazami moich tekstów (jak w Już niedaleko, we Wrastaniu i w Moim pisarzu) i poprzestał na przywołaniach niektórych moich haseł.
Oprócz innych wielokrotnie przywołuje Trziszka kategorię „los wyminięty”, której użyłem w esejach o twórczości Iwaszkiewicza i Nowaka. Nie dziwię się, że Trziszce przypadła ona do gustu.
Lęk przed utratą tego, co mógłby kryć w sobie „los wyminięty”, pcha postacie Trziszki do ryzykanckich decyzji, z których wynikają heppeningowe prowokacje losu. Sprowokowane ryzykanckimi decyzjami losy spełniają się happeningowo, czyli jak zdarzy przypadek. Żeby happeningi były do śmiechu, są to przypadki szczęśliwe.
Taki wybór przypadków wynika z literackiego założenia, musi to być założenie ontologicznie bezpodstawne, dlatego śmiech, który Trziszka wywołuje, tylko zagłusza niepokój, ale go nie likwiduje. Śmiech lękiem podszyty to najczęstszy dziś rodzaj śmiechu.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy