copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
Z „PAŁECZKĄ” W PRZYJAŹNI
Adolf Rudnicki, Pałeczka, czyli każdemu to, na czym mu mniej zależy, Warszawa 1956
O żadnej książce Adolfa Rudnickiego nie pisano z taką dezaprobatą, jak o Pałeczce, ale do żadnej też nie wracano równie często i z równie przewrotnym upodobaniem. „Być może – pisze Adolf Rudnicki we wstępie do jej drugiego wydania – iż po ponownym ukazaniu się tej niedużej książki zrozumiem nareszcie, dlaczego budzi ona tak wiele niepokoju w ludziach. Sądzę, iż przyczyny – niestety – leżą zewnątrz, a nie w samej książce”. Znaczy to chyba, że tylko w naszym klimacie artystycznym, zwłaszcza około roku 1950, można było Pałeczkę uznać za prowokację estetyczną. Pałeczkę traktowano bowiem albo jako prowokację ze strony pisarza, przeciwstawiającego się oficjalnym postulatom, albo jako dokument najgłębszego kryzysu twórcze go Rudnickiego. „Klęska pisarza jest tu niewątpliwie większa niż w takim nawet opowiadaniu, jak Scedzone wino życia, a rozdźwięk między tym, czego oczekujemy od Rudnickiego, a tym, co nam daje, staje się coraz groźniejszy” – pisał Jerzy Pański („Nowa Kultura”, 1950, nr 10), a wtórowali mu: Ryszard Matuszewski („Nowa Kultura”, 1950, nr 8), Barbara Rafałowska („Twórczość”, 1950, nr 6), Helena Zaworska-Trznadlowa („Pamiętnik Literacki”, 1953, nr 3-4), nawet Zygmunt Lichniak („Dziś i Jutro”, 1951, nr 10) i kilku innych jeszcze krytyków Pałeczki. „Bardzo bym się ucieszył, gdyby ktoś nieuprzedzonym okiem spojrzał dzisiaj na Pałeczką i powiedział mi, co o niej myśli” – skwitował rzecz Adolf Rudnicki, pisząc o Pałeczce w Niebieskich kartkach („Świat”, 1954, nr 49). Odważam się skorzystać z tej zachęty.
W Pałeczce wyłożył Adolf Rudnicki najpełniej swój program estetyczny i aż dziw, że faktu tego nie chciano dostrzegać. Afirmowano bez większych oporów tę filozofię sztuki, którą głosił Adolf Rudnicki w większości swoich opowiadań; i nie zauważono, że w Pałeczce konfrontuje jedynie pisarz swój stary ideał sztuki z tym wszystkim, co w naszych warunkach można by mu przeciwstawić. Korzystny dla Rudnickiego wynik tej konfrontacji, a zwłaszcza fakt, że Rudnicki odważył się w roku 1950 zaproponować to, na czym naszym politykom kultury wtedy zupełnie nie zależało, zadecydował o nieprzemyślanej negacji programu Rudnickiego. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek warto się zastanowić, czy przypadkiem Rudnicki nie proponował tego, na czym nam najbardziej zależeć powinno. Stara wersja Pałeczki, o której Rudnicki tak bardzo chciałby zapomnieć, była zresztą dokumentem wewnętrznej rozterki pisarza. Rudnicki we własnym sumieniu pisarskim rozważał, czy inne propozycje estetyczne nie są słuszniejsze i wartościowsze, i nie można powiedzieć, żeby nie poczynił kilku deklaratywnych zresztą ustępstw. Dopiero nowa Pałeczka przynosi wykrystalizowany pogląd Rudnickiego na charakter sztuki, która jedynie ma sens i wartość.
Filozofia sztuki stanowi centralny problem twórczości Adolfa Rudnickiego. Bardziej centralny niż tragedia narodu żydowskiego. Ta bowiem jest dla Rudnickiego po pierwsze jedynie najdrastyczniejszym przejawem tragedii ludzkiej w ogóle, a więc w istocie rzeczy jest jedynie literackim pretekstem, po drugie zaś ważniejsze jest nie to, co życie samo przynosi, lecz to, co tragedii życia człowiek może przeciwstawić. Przeciwstawieniem ostatecznym, gdy zawodzą już wszelkie możliwości aktywnej postawy w dramacie życia, jest sztuka, która może dać świadectwo bezsilności człowieka wobec nieopanowanych mocy, władających ludzkim losem. O to świadectwo chodzi Rudnickiemu w Kartce znalezionej pod murem straceń, w Złotych oknach, w Wielkanocy, w Ignasiu Łęku, w Pięknej sztuce pisania i w większości innych opowiadań.
Ludzie z getta ostatnią swą miłość lokowali w Aleksandrze Topazie, poecie ze Złotych okien, bo „Aleksander dawał świadectwo”. „Ale są sprawy, które nie wyczerpują się w życiu. Pozostaje gorzka reszta, dla której gdzież miejsce, jak nie w sztuce” – podsumowuje narrator tragedię majora Huberta. „Stałeś się pisarzem, a pisarz to nie zwyczajny fach, to obowiązek – klaruje Ignasiowi Łękowi jego brat rewolucjonista. – Obowiązek wobec kogo? Obowiązek wobec ojca i matki, wobec tych wszystkich, z którymi dorastałeś. Oni teraz patrzą na twoją książkę jak na kołyskę, całują ją wzrokiem, dumni są z ciebie i czekają. Czekają, żebyś napisał o ich życiu. A jak to życie wygląda? Sam wiesz: troska o kartofel, o metr węgla, o litr nafty, o łach”. (Żywe i martwe morze, 1955, s. 585). Potrzebę świadectwa przypisuje Rudnicki wszystkim, którym odebrana została wszelka nadzieja. W Pięknej sztuce pisania wyrazi to najpełniej: „Ludzie umierali w katowniach, konali w tysiączny sposób. Ich niemym testamentem, ich ostatnią nadzieją była ta, że słowo będzie im poświęcone. Skatowany więzień, który umierał nie wydawszy towarzyszy, wierzył, iż żyje serce w narodzie, że są oczy w narodzie, które go widzą. Bez wiary w te oczy, w te uszy, w to serce nie byłoby może bohaterstwa. Wierzyli w nie zarówno ci, którzy szli z granatem na ulicę, by mścić, jak ci, którzy w obozach dogorywali z głodu trzeźwo i długo. W dniach najcięższej klęski narodowej i osobistej człowiek jasno pojmował sens sumienia, sumienia pisarza” (tamże, s. 628). W koncepcji Rudnickiego sztuka ma więc wymierzać najwyższą na ziemi sprawiedliwość.
Wszystko to nie oznacza jednak, że Rudnicki, jak wielu przed nim i to największych, widzi jedyny sens życia w sztuce. Wręcz przeciwnie, Rudnicki – jak rzadko kto – zdaje sobie sprawę z wielostronnej bezsilności sztuki wobec życia. Widząc wielki moralny sens sztuki, jest Rudnicki jak najdalszy od przeceniania jej praktycznego społecznego znaczenia. Rudnicki wierzy po prostu, że sztuka jest wielką moralną potrzebą człowieka nawet wtedy, gdy żadnych spraw życia nie rozwiązuje, bo ich rozwiązać nie może. Przeciwstawia się Rudnicki zarówno tym, którzy widzą w sztuce cel, jak i tym, którzy chcieliby ją uczynić środkiem do osiągania celów. Omija w ten sposób i idealistyczny estetyzm dwudziestowieczny, i socjologiczny pragmatyzm w pojmowaniu charakteru i funkcji społecznej sztuki.
Warto zauważyć, że klęskę życiową panoszą zarówno esteci: Stefan Konecki i Ignaś Łęk, jak służebnicy: Major Hubert, wielki pisarz, humanista, Klaus Hofer z Ucieczki z Jasnej Polany, Maciej Lewicki z Szekspira i obydwaj bohaterowie Exegi monumentum: pozbawiony daru słowa Ferdynand Umański i jego słuchacz, któremu bogi dały talent najwspanialszy. Narrator Szekspira przyzna się także, że na nic się zdały wszelkie próby opanowania żywiołu sztuki. „Jak długo trwała rzeź, mówiłem sobie: akcent sztuki musi być uzgodniony z historią. Mówiłem sobie: nigdy więcej tych spotęgowanych głupstw jak dotąd. Sztuka? Tak, ale współbrzmiąca z wielką historią. Coś, co pochłonęło miliony istnień, wypunktować inaczej niż zieloną flaszkę, gitarę i dwa jabłka na niebieskim obrusie. Sztuka płynąca na wielkiej fali, nie błyski na wodzie. Po roku pokoju widziałem oto, iż sztuka stała się akurat taka, jaką była od tysiąca lat: samowolna, dzika, kapryśna, kładąca akcenty tam, gdzie się jej podoba, na drobiazgach, na głupstwach, piszącą sobie swoją historię. I widziałem już, że nie ma właściwie na to rady. Stygła pamięć o okropieństwach, świat znów domagał się piękna”… (tamże, s. 559-560).
Wszystkie postacie twórców u Rudnickiego nie mogą się wyzwolić od poczucia klęski życiowej, czują się oni zawsze bezsilni wobec sztuki i co gorsza, czują bezsilność sztuki wobec życia. Jedyną satysfakcją, jaką .życie przynosi najwspanialszym nawet twórcom, jest przyjemność płynąca z pracy, a więc ta, której natura nie odmówiła nikomu. „Pisarstwo nie leczy – komentuje narrator doświadczenia wielkiego Hofera – leczy tylko jako praca, jako walka, nie inaczej. Pisarz tym się różni od innych, iż pozostają mu cierpienia plus świadomość” (tamże, s. 515-516).
Program sztuki współbrzmiącej z tym, co się dzieje, współczującej człowiekowi i głęboko tragicznej, bo mimo wszystko bezsilnej wobec tragedii życia ludzkiego, nie mającej tak jak wszystko, co istnieje, żadnej „wyższej legitymacji bytu”, rozpatrzy Rudnicki w Pałeczce na nowo i w sposób u Rudnickiego rzadki, bo analityczny. Swój własny program zestawi pisarz co najmniej z trzema innymi programami. Tu tkwi przyczyna wielowątkowości Pałeczki i jej rzekomego dramatyzmu. W dawnej wersji Pałeczki Rudnicki nie był zresztą wcale pewny słuszności swego programu. Nie mógł więc go przedstawić, tak jak w ogromnej większości swoich utworów, w komentarzach jawnego narratora do losów drugiego, najczęściej jedynego zresztą obiektywnego bohatera. W Pałeczce tak znamienny dla Rudnickiego jawny narrator nie występuje, bo Rudnicki po raz pierwszy właściwie nie był pewny własnych racji. Nie spotykana u Rudnickiego forma utworu jest świadectwem głębokiej rozterki wewnętrznej pisarza, który miał najlepszą wolę dokonać wyboru jak najbardziej w swoim sumieniu sprawiedliwego.
Niezwykłość formalna Pałeczki spowodowała powszechne niezrozumienie tego utworu. Najrozmaitsze sprzeczne ze sobą sądy i zdania, wygłaszane przez wielu bohaterów utworu, traktowano tak, jak wypowiedzi narratora z innych opowiadań lub jak wypowiedzi bohaterów, które narrator wyraźnie aprobował. Zapisywano je na rachunek samego Rudnickiego, który bardzo często utożsamiał się przecież z narratorem. Z piszących o Pałeczce jedynie Alfred Gerard („Dziś i Jutro”, 1951, nr 16) zdawał sobie sprawę z odrębności formalnej Pałeczki i próbował ją w sposób właściwy odczytywać.
W Pałeczce bohaterem tak bliskim Rudnickiemu, jak zwykle tylko postać narratora, jest Gabriel i jemu też powierza Rudnicki najbliższą sobie filozofię sztuki. Jego racje są najmniej w książce podważane. Gabriela dramat miłosny Każdemu to, na czym mu mniej zależy jest sztuką żywą mimo swoich niedoskonałości, bo utrafia w tonację tych uczuć, którymi żyje społeczeństwo, jest wyrazem wewnętrznego doświadczenia twórcy, jest świadectwem tragicznego zmagania się człowieka z nieuniknionymi sprzecznościami życia. I nie chodzi tu, rzecz jasna, o obronę tematu miłości w sztuce, jak chcieli niektórzy. Tragiczny model miłości – a jakiż inny może być prawdziwy, jeśli zna się choć trochę tajemnice duszy ludzkiej – jest u Rudnickiego jedynie przejawem powszechnej tragedii bytu, z którą trzeba się ostatecznie godzić, ale ceny tej zgody sztuce nie wolno pomijać. Ceną zgody faktycznej na życie jest piekło niezgody wewnętrznej.
Gabriel jest poetą wewnętrznej niezgody na sprzeczności, w które uwikłany jest człowiek. Z tej niezgody właśnie rodzi się jego sztuka. Ma on pełną świadomość tego faktu. „Z ogrodu wygnało mnie wyznanie jednego z aktorów – przyzna się Pałeczce. – (…) Powiedział mi, że należę do klanu nie. Nawet sztukę napisałeś, kiedyś usłyszał ważkie słowo nie – powiedział mi” (Pałeczka, 1956, s. 61). Z odczucia tego wszystkiego, wobec czego człowiek jest bezsilny, powstaje sztuka, która jest w jakimś stopniu potrzebna człowiekowi. „Jest przecież w Każdemu coś, co kołysze i głaszcze serce, słowa tasują się ze słowami, rodząc łzy i zamyślenie, które godzi z życiem” (tamże, s. 66) – wyzna Gabrielowi Pałeczka. Ta sama Pałeczka określi jednak granice tej przydatności, gdy przyjdzie jej na podstawie własnego doświadczenia stwierdzić, że sztuka jest jedynie nienajlepszym surogatem tego, czego w życiu nie staje. Kochająca i zawsze niekochana Pałeczka („Dziewczyna na wagę złota! Wszystko rozumiejąca, nigdy nie dopuszczona, nigdy nie spłacona akuszerka sztuki!” – tamże, s. 85) może otrzymać w sztuce tylko to, na czym jej także mniej zależy. Najokrutniejszy osąd sztuki, i to tej najprawdziwszej, włoży Rudnicki w usta wszystko czującej, wszystko rozumiejącej, absolutnie szlachetnej i absolutnie nieszczęśliwej Pałeczki, która sztukę kocha i rozumie jak nikt inny. Jej, jak brzydkiej Jasi z opowieści Gabriela, sztuka może przynieść piękną, ale całkowicie złudną rekompensatę. Wie o tym Pałeczka i dlatego tyle jest bólu w jej wyroku na sztukę. „Co zatem robi sztuka? Sublimuje, sublimuje. Kłamie, kłamie, kłamie. Niech ją szlag trafi! – roześmiała się sztucznym śmiechem, po którym Gabrielowi nie chciało się śmiać” (tamże, s. 84).
Gabrielowi przypisuje Rudnicki zarówno największe wyczucie źródeł, skutków i możliwości sztuki, jak i najpełniejszą świadomość jej wewnętrznych tajemnic. Gabriel mimo swej próżności autorskiej ma, jak tragiczny Szekspir Maciej Lewicki, jak tragikomiczny Homer Ferdynand Umański, jak niedoszły Górki Ignaś Łęk, dostateczną świadomość kresu swoich twórczych możliwości. Wie, jak ubogie są ludzkie środki poznania, jak niewspółmierne z nieograniczonością tajemnic życia. Sztuka jest dla Gabriela, jak dla wszystkich, którzy przeczuwają, jaka jest jej natura, odrębnym, samoistnym, niezależnym od nauki środkiem poznania świata, służy wydzieraniu naturze jej tajemnic, jest w opozycji do królestwa ciemności, w którym po omacku obraca się człowiek. „Codziennym, nigdy nie zmieniającym się daniem na naszym stole jest rozpacz. Codziennie wbijamy zęby w jabłko ze spiżu i codziennie łamiemy je sobie na nim. Ale jak uniknąć błędów, skoro człowiek musi być swoją własną artylerią i piechotą, swoją własną flotą morską i powietrzną, wojskiem pancernym i intendenturą, i Bóg wie czym jeszcze?! Przez cały czas pisania Każdemu byłem nieszczęśliwy! Za późno zrozumiałem, że popełniłem błąd w wyborze tematu. W miłości fura przeżyć starczy zaledwie na jedną nową formułę, dwieście zdań trzeba ścisnąć do jednego. Żaden temat nie wywraca człowieka równie szybko jak miłość. Godzien nie zadawałem sobie pytanie: O co ci chodzi w Każdemu? Chodzi ci o to, iż urzekło cię kilka zdań, w których nie jesteś nawet autorem, ale ich fascynacja jest tak duża dla ciebie, że chcesz je bodaj powtórzyć” (tamże, s. 14-15).
Samowiedza twórcza Gabriela, który wie, jak narrator w Złotych oknach, „jak trudno o indywidualność w sztuce”, który, jak Maciej Lewicki, czuje, że w sztuce niesłychanie trudno nawet o własny deseń, jest warunkiem sine qua non osiągnięcia rzeczywistej indywidualności, czyli jest warunkiem wdarcia się choćby na krok dalej w niezmierzone królestwo ciemności. Tylko dzięki tej samowiedzy Gabriel być może nie będzie jak jedna z tych osób, „o których społeczeństwo sądzi, że doszła, choć jej twórczość od samego początku cuchnęła trupem, choć nie ma w niej ani jednego własnego zdania, choć od samego początku była i pozostała odgrzewaną kaszą” (Żywe i martwe morze, 1955, s. 558). W toczonej raczej na rynku światowym niż u nas dyskusji na temat poznawczych właściwości sztuki Rudnicki opowiedziałby się bez wątpienia po stronie tych, którzy nie utożsamiają poznania artystycznego z naukowym, którzy w żadnym razie nie mówią o wtórności poznania artystycznego, którzy jego odrębności nie sprowadzają do znanej tezy Bielińskiego, że „filozof mówi sylogizmami, poeta obrazami, a mówią oni jedno i to samo”, bo teza ta jest kamieniem węgielnym literatury ilustracyjnej. Rudnicki, jak rzadko kto u nas, wie, że sztuka jest syntetycznym, nie analitycznym, intuicyjnym, nie naukowym, środkiem poznawania świata. Rudnickiego filozofia sztuki wymagałaby szczegółowej konfrontacji z nowoczesną myślą estetyczną, którą od lat nikt się w Polsce poważnie nie zajmuje.
Zbliżony, aczkolwiek nie identyczny, ideał sztuki, piastuje w sobie Szymek Granowski. Ideał ten jest różny nie w swojej istocie, lecz w indywidualnym odczuciu. Inna jest wewnętrzna treść doświadczenia Szymka Granowskieigo. Inaczej czuje on i widzi tragedię człowieczej bezsilności. Dla niego raną niezabliźnioną jest tragedia narodu żydowskiego. Tę ranę leczyć musi jego sztuka. Miłości nie widzi on tragicznie, ale też nie czuje w tym zakresie potrzeby sztuki. „Gabrielu, artyści mają jeden ciężki grzech wobec świata, To my pod niebo wznieśliśmy legendę nieszczęśliwej miłości, jej uroki, jej wartości. A przecież ona tylko nam służy, nikomu więcej, służy słowom, nie ludziom. Wszystkie uroki nieszczęśliwej miłości czymże są wobec miłości odwzajemnionej, szczęśliwej? Jej nie potrzeba już słów, ona sama w sobie jest najwyższym istnieniem i jednej chwili jej pełni – co da się przeciwstawić? Budzisz się rano, promieniejesz szczęściem, dla którego próżno szukasz wyrazu. Nie szukaj, i tak nie znajdziesz. Czy słońcu, które świeci, drzewom, kwiatom, wiatrom, chmurom, górom, z których nigdy śnieg nie schodzi – potrzeba słów?” (Pałeczka, 1956, s. 34). Trudno o wyraźniejsze potwierdzenie tezy, że sztukę rodzi poczucie braku, nie satysfakcja posiadania. Odrębność stosunku Granowskiego do tematu miłości potwierdza jedynie najważniejszą zasadę sztuki, która musi być zgodna z treścią wewnętrznych przeżyć twórcy. Zasadę tę podważy Krzysztof z najgorszym dla sztuki skutkiem.
Rzecz jasna, kontrowersja w poglądach na miłość nie jest w Pałeczce jedynie pretekstem do przeprowadzenia dyskusji estetycznej. Pałeczka jest książką o miłości i to książką o miłości obok Niekochanej najsubtelniejszą od lat niemal kilkudziesięciu. Zarówno Gabriel jak Granowski zgodni są absolutnie co do jednego. Miłość niezależnie od swego rezultatu jest najwspanialszym darem życia i w filozofii Rudnickiego prawda ta jest eksponowana nad wszystkie inne. Humanizm Rudnickiego polega na tym, że wszelkie zjawiska życia ocenia się u niego z punktu widzenia człowieka, podmiotu wszelkich sądów wartościujących. Miłość z tego punktu widzenia nie może być jedynie argumentem na rzecz takich czy innych rozwiązań kwestii społecznych, moralnych czy estetycznych. Raczej na odwrót. Skoro miłość jest dobrem życia najbardziej niewątpliwym, wszystko inne jest ważne o tyle, o ile określa typ najistotniejszych dla człowieka przeżyć. Najwspanialsza literatura świata nie naruszała tej humanistycznej hierarchii wartości. Adolf Rudnicki od Szczurów po ostatnie opowiadania najostrzej ukazywał okrucieństwo życia wtedy, gdy szukał przyczyn dewaluacji przeżyć miłosnych. Koszmarne są stosunki społeczne w Szczurach, tym bardziej że miłość ulega z ich przyczyny zwyrodnieniu. Wojna bezcześci najpiękniejsze uczucia ludzkie w Czystym nurcie i Wniebowstąpieniu. Najwyższym dobrem, jakie przynosi pokój Emanuelowi z Żywego i martwego morza, jest możność leczenia ran duszy przez miłość. W Niekochanej i Pałeczce tragizm życia ludzkiego wywiedzie Rudnicki z tragizmu niespełnionej miłości. Zaledwie umilkły działa, miłość stała się. znowu najistotniejszym tematem sztuki, bo ludzi tylko konieczność może zmusić do rezygnowania z tego, co najważniejsze. Adolf Rudnicki jest największym w naszej prozie poetą miłości, najpełniej czuje jej poruszającą najgłębszą istotę człowieka moc, najbardziej świadomie kreuje w swojej twórczości współczesny model przeżycia miłosnego, odcinając się od romantycznego idealizmu, pozytywistycznej praktyczności, modernistycznych poetyzacji i panującego w dwudziestoleciu witalizmu i fizjologizmu. U Rudnickiego miłość jest najgłębszym psychologicznym i moralnym przeżyciem człowieka, organizującym w sposób niepowtarzalny wszystkie władze duszy ludzkiej. Nic dziwnego, że najcieńsze problemy sztuki poruszył Rudnicki w bezpośrednim związku z tematem miłości.
Nie mówi o miłości redaktor Szmajdrowicz, wyznawca koncepcji sztuki jako sensacji, ale fakt ten ma także swoją wymowę. Szmajdrowicz nie jest zdolny przeczuć, czym właściwie jest sztuka. Jest on niestrudzonym organizatorem piśmiennictwa dla ubogich, ze sztuką nie mającego nic wspólnego. Jest coś głęboko tragicznego w jego ofiarnej gotowości służenia czemuś, co sztuką nie jest, i w tym, że na to coś istnieje wielkie społeczne zapotrzebowanie, i w tym wreszcie, że Szmajdrowicz nie bez powodów czuje swą potęgę i nie bez powodów gardzi sztuką dla wybranych. Szmajdrowicz, jak wszyscy zresztą w Pałeczce, nie jest pozbawiony swoistych racji. Rudnicki nie potępia w Pałeczce nic, z czym ;się nie zgadza, widzi bowiem, że przy nieskończonej złożoności rzeczy ludzkich wszystko jednocześnie i ma jakiś swój określony sens, i nie ma go wcale i że prawdę rodzi dopiero świadomość, że wszystko jest skomplikowaną grą niezliczonej ilości dialektycznych przeciwieństw. Sztuka interpretowania utworu literackiego jest zawsze sztuką doszukiwania się u jego podstaw jakiegoś schematu myślowego, Pałeczka jest jednak utworem tak bogatym, tak wielostronne związki zjawisk uchwytującym, że wszelkie schematy są tu jedynie mniej lub więcej prymitywnym uproszczeniem. Wyłuskując podstawowe przeciwieństwa w rozumieniu sztuki u różnych bohaterów Pałeczki, trzeba sobie zdawać sprawę z niedoskonałości tego zabiegu.
Sprzeczności w zrozumieniu sztuki przez Gabriela i Szmajdrowioza dotyczą elementarnych rozróżnień, co jest, a co nie jest sztuką. O wiele wyższych rejonów problematyki estetycznej sięgają sprzeczności, które wykryć można przy konfrontacji poglądów Gabriela z programem estetycznym krytyka Złotowskiego, uznanym i realizowanym przez poetę Krzysztofa. Najogólniej mówiąc jest to program sztuki optymistycznej, użytkowej, dydaktycznej, rejestrującej zewnętrzną powłokę zjawisk, preparowanej pod specjalnym kątem widzenia. „Zmieńcie talent gryblerów na turystyczny” – powtarza Krzysztof nawoływania krytyków początkowo bez wewnętrznej aprobaty. „Dlatego trzeba żądać, żeby stali z sekatorami i cięli, cięli, cięli! Nim sięgną po pióro, żeby zanotować czyjeś przeżycie, niech się zastanowią, komu oddaje ono sprawiedliwość! – Taka mniej więcej jest treść artykułu Złotowskiego – zakończyła skromnie Pałeczka” (Pałeczka, 1956, s. 24). Krzysztof z uznaniem mówi o nauczycielu, który bardzo prosto rozumiał swoje dydaktyczne obowiązki. „Mówił na przykład: »Ogryzków na boisku rzucać nie…« I czekał, żeby dzieci dopowiedziały: nie wolno” (tamże, s. 26). Metoda ta uzyskuje nie tylko aprobatę pobożnej babinki, ale oddziały wuj e na wyobraźnię artystyczną Krzysztofa. „Jeśli zdarzają się dramaty, na które człowiek nie ma i nie może mieć rady, trzeba je przyjąć jak śmierć, jak starość! Z tysiąca przeżyć należy w sztuce wy dobyć dzisiaj te, które pozwolą człowiekowi okrzepnąć, a nie te, które go mogą rozbić; te, które mogą mu pomóc! Żyjemy w czasach wielkich zrębów, nie mikroskopu, nie zabawnych czy tragicznych szczegółów. Tylko książki-czyny mają dzisiaj rację bytu” (tamże, s. 88). Jest to ostateczne wyznanie wiary artystycznej Krzysztofa. Jest to jednak wyznanie wiary sprzeczne z jego wewnętrznym doświadczeniem. Krzysztof przekreślił najpierw siebie, w nieudanym samobójstwie zaprzeczył najpierw sobie i dopiero program ten w pełni aprobował. Na początku nie rozumiał nawet, o co chodzi krytykowi Złotowskiemu.
Krzysztof chce się poświęcić sztuce uszczęśliwiającej innych na tej samej zasadzie, na jakiej Pałeczka chce się oddać Gabrielowi, na jakiej Amelia z Czystego nurtu poddaje się brudnym falom życia, a Bukin z Wniebowstąpienia pragnie już tylko poświęcić się robieniu „zasranych pieniędzy”. Nie z miłości, nie z wewnętrznego przekonania, ale z zemsty, z obrzydzenia, z buntu przeciwko sobie i życiu. Z tych samych powodów ludzie stawali się faszystami, z tych samych powodów nie buntowali się przeciwko kultowi jednostki. Krzysztof, zdruzgotany wewnętrznie, pusty i martwy jak stary pień, będzie szukał sensu życia w uszczęśliwianiu i nauczaniu innych. Z jakim rezultatem? Rudnicki postawił wyraźny znak zapytania. W starej Pałeczce Gabriel pisze w zakończeniu list do Pałeczki także „przeciw życiu własnemu i przeciw sztuce własnej, jeden z tych listów, które pomagają człowiekowi odrodzić się albo pogrążają go do reszty” (Pałeczka, 1950, s. 87), wspominając nawet o książkach-czynach. W nowej Pałeczce Gabriel nawet deklaratywnie nie zaprzecza sobie, w liście do Pałeczki liczy już tylko na sam związek duchowy z nią. Pałeczka bowiem wszystko rozumie. Rozumie nawet Krzysztofa i cieszy się, że nową drogę twórczą zaczyna on od pisania sprawozdań sportowych. Rozumie zresztą wbrew sobie, bo przecież ona wie najlepiej, że żadna sztuka, a nie tylko taka jak Krzysztofa, dramatu życia rozwiązać nie może. Braterstwo z tragiczną i wszystko rozumiejącą Pałeczką wydaje się Gabrielowi „jedynym ratunkiem przed grozą samotnej nocy, na której dnie tonął jak słomka na dnie garnka”. Braterstwo ludzi rozumnych, wiedzących i nieszczęśliwych, to jedyna pozytywna propozycja Rudnickiego w Pałeczce.
Drugie wydanie Pałeczki jest właściwie książką napisaną na nowo. Tyle w niej znaczących skreśleń, przeredagowań, dopisanych zdań i całych fragmentów. Omówione skreślenie zmienia na przykład w sposób bardzo istotny główną myśl utworu. Zmian ważnych dla sensu książki wymienić można by dziesiątki. Pomimo to pisze Rudnicki we wstępie: „Dość liczne poprawki drugiego wydania nigdzie jednakże nie naruszają zasadniczego rysunku postaci. Nie ma tu także ani jednej nowej sytuacji; dawne wystarczyły mi”. Jest to bardzo doniosłe stwierdzenie. Określające niemal samą zasadę prozy Rudnickiego, w której ważniejsze są poszczególne zdania, formuły, aforyzmy, niż anegdota, fabuła, sytuacja.
W naszej prozie powojennej koncentrowały się wysiłki pisarzy głównie w sferze odkrywczości tematycznej, fabularnej, sytuacyjnej. Wystarczyło niejednemu autorowi wymyślić czy podpatrzeć nową sytuację powieściową, a powstawała książka, w której wszystko inne było niesamodzielnym zlepkiem elementów od sasa i lasa. A tymczasem proza nowoczesna, jak każda literatura mająca poza sobą ogromną tradycję rozwojową, osiągnęła taką doskonałość i precyzję, że podstawowym elementem obrazu świata są w niej już nie sytuację, fabuła, anegdota, a właśnie zdania, w których zamknąć można skończony obraz artystyczny. W prozie takiej zatraca się niemal całkowicie granica między prozą a poezją. U Rudnickiego niepodobieństwem byłoby granicę tę wykryć. W prozie tej, jak w liryce nowoczesnej, każde zdanie jest obrazowym nazwaniem nie nazwanych przeżyć ludzkich. W Niebieskich kartkach w dwóch esejach pod tytułem Kapitał nędzy własnej („Świat”, 1955, nr 50-51 i 1956, nr 6) wyłożył Rudnicki bardzo istotne założenie swojej prozy. „W pogoni za tematem, w komponowaniu powiązań, na samą brudną robotę, na samo wznoszenie rusztowania pisarz zużywa trzy czwarte swych sił. I kiedy przychodzi wreszcie do spraw najważniejszych, najistotniejszych, stanowiących o wartości dzieła; kiedy przychodzi do uchwycenia podtekstów stosunków ludzkich, do wydobycia podziemnego światła, do wydobycia rzeczy najcieńszych, do odkrywania tajemnic, wymagających największego skupienia, pisarz nie ma już ani silnej ręki, ani wyostrzonego spojrzenia, które właśnie teraz przydałoby mu się najbardziej! Nie wiem, czy zawsze pierwszy, zawsze największy – Szekspir! – miałby swoje wyniki, gdyby nie pracował na już gotowych tekstach, gdyby ktoś za niego nie był zrobił brudnej roboty!” („Świat”, 1955, nr 50-51). Nawet w Szekspirze odnajdzie Rudnicki jedynie twórcę genialnych poetyckich formuł. Pałeczka jest prześliczną kompozycją tysiąca takich formuł. Przyjrzyjmy się na przykład jednemu ogniwu w rozważaniach Gabriela. „W niewoli niemieckiej, pamiętam jak dziś, zobaczyłem kiedyś samochód z, napisem Eis. Pomyślałem: zawsze Eis, na wieki Eis, nigdy już – lód!” (Pałeczka, 1956, s. 65). Wyobraźmy sobie, jak zawartość myślową i emocjonalną tego obrazu usiłowaliby wyrazić: Orzeszkowa, Żeromski czy nawet Dąbrowska. Rudnicki dokonał w Pałeczce odkrycia nowego stylu prozy. Proponowałbym go nazwać stylem awangardowym. Najbliższy czas wykaże doniosłość tego odkrycia. Pałeczka jest więc także pod względem formalnym ważką wypowiedzią w toczącej się dyskusji estetycznej.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy