Zabite miasto, Konteksty 3/2015

copyright © „Konteksty” & Grzegorz Robakowski

 

ZABITE MIASTO

Leopold Buczkowski, Pierwsza świetność, Warszawa 1966

W związku z opowiadaniami Młody poeta w zamku napomknąłem o zwątpieniu Buczkowskiego w moc poznawczą ludzkiego umysłu i w moc utrwalającą sztuki. Dramat tego zwątpienia (dramat, ponieważ pisarz jest daleki od pogodzenia się z taką sytuacją) rozgrywa się w każdym zdaniu Pierwszej świetności i on stanowi plan główny tego utworu. Gdy się nie rozumie, a nawet nie dostrzega tego planu, nie ma co bawić się w komentowanie tekstu tak zagadkowego jak tekst Pierwszej świetności. Zagadki tego w ogóle nie sposób rozwiązać, tym bardziej jednak nie można podsuwać jako rozwiązania czegoś, co omija jego podstawowe elementy.

W tekście zbudowanym w całości z fragmentów narracji osobowo nie do zidentyfikowania, istnieje osobowo narrator nadrzędny, którego należy zidentyfikować z autorem i wtedy plan główny Pierwszej świetności może być nazwany tradycyjnie powieścią o pisaniu powieści. Nie jest to nazwanie najszczęśliwsze, ale wiemy z grubsza, o co chodzi. W Pierwszej świetności nie wspomina się o pisaniu powieści, ale jak refren powtarza się motyw kręcenia filmu dotyczącego wydarzeń w Bełżcu, w którym zamordowano kilkaset tysięcy ludzi. Bełżec to wprawdzie nie Złoczów z wojennej biografii Buczkowskiego ani owo nienazwane miasto z Czarnego potoku i z Doryckiego krużganku, ale w Bełżcu ginął ten sam świat co w owym nienazwanym mieście poprzednich powieści Buczkowskiego. Rozpoznajemy zresztą najrozmaitsze motywy tamtych powieści. W Doryckim krużganku pisana była kronika zagłady i sami zbrodniarze filmowali dokumenty zgładzonego świata. Nadrzędny (całościowy) narrator Pierwszej świetności korzysta z tamtych dokumentów, on jeden mógłby je zrozumieć i właśnie on jeden wie, że ich rozumieć nie jest w stanie. On jeden wie, że nie mógłby być twórcą tego filmu, który powstaje. Film znaczy tu to samo co romans – romansem zaś nazywa się tu całą literaturę czy nawet całą sztukę, która współtworzy czasowo-przestrzenną złudę porządku, a ta złuda jest wytworem komentarza, tłumaczenia faktów, tego wszystkiego, co w Pierwszej świetności zostało parodystycznie nazwane „żywiołami ideopraksji”, które nie mają wiele wspólnego z realnością.

Na głównym planie Pierwszej świetności toczy się dramatyczna walka nadrzędnego narratora z „żywiołami ideopraksji”, które chcą zawładnąć realnością Bełżca, chcą stworzyć romans, czyli pozór prawdy, czyli kłamstwo. Narrator nadrzędny ingeruje nader często w narrację i wypowiada się drastycznie i niemal z furią. „Potrzeba tu wyjaśnić dwa punkty: jak częstymi są idee, które w sposób oczywisty zbiegły się z wydarzeniami rzeczywistości, oraz jak częstymi są takie, którym żaden wypadek rzeczywisty nie odpowiadał. Po pierwsze, same wypadki zbieżności są bardzo rzadkie, po wtóre, idee zdarzają się niezmiernie często” (s. 202).

Termin ROMANS zjawia się jak demon pod najrozmaitszymi postaciami. „Sonety, dramaty, komedie i satyry są tylko sardonicznymi komentarzami sprzeczności” (s. 187-188). „Romanse i dramaty, które już poznaliśmy i przenieśli na papier, wzbudzą ciekawość: czy się pojedynkował, jak się zachowywał pod wpływem miłości w tym ciekawym wieku, co go opromieniało, czy pouczało leżące przed nim dzieło, czy żył, żeby się ubierać? Życie człowieka nie na wszelkie pytania jest podatne. On był, i jak on był? Zapytany zaprzecza, aby mógł być poza nami, którzy go spostrzegamy. I rzeczy nie istnieją jako dane” (s. 101-102). „Romans jest przedstawieniem, jako pozór ważny dla tego przedstawienia. To wszystko więc odnosi się do jednego punktu, do niemożliwości przedstawienia romansu w Bełżcu” (s. 126). I na pytanie dlaczego, pada odpowiedź: „Bo tutaj nie można usunąć realności” (s. 126). Realność wymija się przez selekcję, kompozycję, interpretację. „Każdy pragnie przeskoczyć za wszelką cenę martwy fakt, a mianowicie, że powstaje rosa. A rosa nie jest symulacją rzeczywistości. Względnie porządne opracowanie są poranki w romansach, rosa natomiast jest tylko wymieniana. Dopiero bitwa o Cymbarkę Bełską rzuciła mi koncepcję odbicia rzeczywistości na rosie” (s. 168). Niemal co trzecie zdanie Pierwszej świetności jest wprost lub pośrednio wymierzone w ROMANS jako wielopostaciowego demona sztuki, która ugrzęzła w kłamstwie pozorów i poddała się „żywiołom ideopraksji”.

ROMANS oznacza zbeletryzowane życie, czyli pozorną rzeczywistość wniosków i komentarzy. Buczkowski nie jako pierwszy stawia taką diagnozę. Proponuje wszakże inną niż wielu pisarzy współczesnych kurację choroby. Oni dążą do uwolnienia wniosków i komentarzy od przebrania beletrystycznego, od imitatorstwa rzeczywistości. Przemiana prozy przedstawiającej w esej to właśnie oznacza. Niech komentarz nie udaje czego innego, niech wystąpi z otwartą przyłbicą. Buczkowski nie dąży do likwidacji prozy przedstawiającej, lecz do jej wyzwolenia i od komentarzy, i od beletrystycznej nieprawdy. On chciałby dobrać się do rzeczywistości, żeby tak rzec, samej w sobie, czego w żadnym wypadku nie należy rozumieć ahumanistycznie, ponieważ „tak i tak jedyną rzeczywistością są ludzie”, co jest powtarzane jak refren na kartach Pierwszej świetności.

Rzeczywistość „zabitego miasta” to rzeczywistość, którą tworzą strzępy ludzkich relacji, jakie ocalały, jakimi dysponuje nadrzędny narrator Pierwszej świetności. Są to relacje z pierwszej i drugiej ręki, dlatego „ja” przeplata się tu w jednym zdaniu z „on”, zawsze są to jednak ludzkie relacje i nie przekracza się tych granic, które są granicami tego, co może ludzka relacja zawierać. „Z tego punktu widzenia mówić o ostatnich myślach korespondenta jako o czymś, co pozwoliłoby mu przedstawić rzeczywistość, znaczy popełniać nietakt wobec misterium. To jest boskie rozwiązanie sprawy” (s. 107). Można to między innymi rozumieć jako odprawę dla tak modnej w dzisiejszej literaturze formy monologu wewnętrznego ludzi umierających. Umierający i zabijani są widziani w Pierwszej świetności tylko z zewnątrz.

Jeśli kogoś dziwi, dlaczego w tym utworze tyle miejsca zajmują relacje morderców, powinien on pamiętać o tym, że mordowani nie składają relacji. Żadnych relacji nie zostawiły dzieci zabite na cmentarzu i dziewczęta, które zabite leżały z podniesionymi nogami jakby chciały kopnąć. Śmierci zamordowanych, czyli ich przejścia – jak chce Buczkowski – z pierwszej świetności w następną, nie odda żadna relacja. „Grecy przedstawiali śmierć w postaci pięknego młodzieńca, gaszącego powaloną pochodnię życia. Niestety, nie o samą estetykę chodzi, kiedy mowa o śmierci: jest w niej druga strona, niezmiernie ważna – to jest prawdziwe pojęcie śmierci, jej natury, i poznanie pod tym względem całej prawdy… Ach, obym był raczej pochowany, niżbym miał słyszeć twe krzyki, gdy będziesz w rękach napastników” (s. 111).

Buczkowski chce ocalić wszelkie, jakiekolwiek one są, świadectwa pierwszej świetności zabitego świata. Zabita została całość, pozostały strzępy. Zniweczono ciągłość, zburzono porządek czasowo-przestrzenny, przyczynowo-skutkowy. Pozostały tylko i wyłącznie ślady pierwszej świetności, które istnieją w nieznanym porządku i według niepojętych praw. Jak ów stary austriacki hełm szturmowy. „Do czego mogą stare hełmy służyć i do jakiego celu ich się używa naprawdę. Jakiego stanowiska w tej dziwnej całości wymaga dla siebie ta skorupa posiadająca styl czasu? A może nieskończone zostało tu ponaglone skończonym, by uwidocznić się w tym przebraniu i stać się niejako dostępnym” (s. 184-185).

Utwór literacki Buczkowskiego jest zbudowany z oddzielnych słów, ze strzępów zdań, ze zdań nielogicznych, z relacji ludzi, których nie potrafimy zidentyfikować, z relacji o zdarzeniach, których nie rozumiemy. Buczkowski zaprzeczył wszystkim konwencjom powieści poza tą, że powieść jest zbudowana ze słów. Byłoby jednak czystym głupstwem łączyć utwór Buczkowskiego z jakimkolwiek eksperymentatorstwem w literaturze. Joyce rzeczywiście eksperymentował, bo chciał zobaczyć Dublin inaczej, chociaż mógł go widzieć tak samo, jak to widziano zawsze. Bełżca, jaki był, nie ma. Buczkowskiemu nie o eksperymenty chodzi, lecz o zobaczenie prawdziwie tego, co z Bełżca pozostało

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content