copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ZAUFANIE
W książce Od Paska do Białoszewskiego (moja lektura maszynopisu 1984) ogranicza Jerzy Korkozowicz – w porównaniu z Wycieczką na Łomnicę (1983) – elementy narracji wspomnieniowej. Wspomnieniowości (w formie anegdot, w charakterze niektórych tekstów) jest w niej akurat tyle, żeby nie zapomnieć, kim jest autor tych polonistycznych felietonów. To tłumaczy wystarczająco ich zestaw i układ, ich popularny charakter i znamienną emocjonalno-dydaktyczną tonację.
Polonistyczne felietony Jerzego Korkozowicza nie ustępują w niczym tekstom dziennikarskich zawodowców, górują nad nimi nieokazjonalnością autorskich zainteresowań. Dziennikarski zawodowiec potrafiłby może napisać efektowniej o Kronikach tygodniowych Prusa lub o Dziennikach Żeromskiego, nie miałoby to jednak cech tej solidności, jaką umożliwia długotrwałe obcowanie z tekstami, o których się pisze. Solidności nie umniejsza nauczycielska nabożność, z jaką się traktuje każde słowo, które wyszło spod pióra pisarzy uznanych za wielkich, ta nabożność jest cechą charakterystyczną (przynajmniej w Polsce) szkolnego i nauczycielskiego stosunku do literatury.
Z przesadą w nabożności nie ma co walczyć ani polemizować. Akademiccy wyjadacze dobrze wiedzą, dlaczego windują wartości Listów z podróży Sienkiewicza, Kronik tygodniowych Prusa, Dzienników Żeromskiego, raptularzy Nałkowskiej lub Dąbrowskiej, służy to zamaskowaniu sceptycyzmu aksjologicznego z zupełnie innej sfery, nie ma jednak potrzeby o tym sceptycyzmie wiedzieć, jeśli go się nie doświadcza.
Jerzy Korkozowicz dobrze robi, że koncentruje się na pisarstwie paraartystycznym, unika w ten sposób dublowania egzegez szkolnych i chroni się przed ich intelektualnymi ryzykownościami.
Polonistyczny felieton o arcydzielności Popiołów mógłby w jego wykonaniu wypaść nie najlepiej, pięciu felietonom o Dziennikach Żeromskiego (rozdział Płonę i opisuję) niczego istotnego zarzucić nie można. Co do mnie zarzuciłbym mu nadmiar dobrej wiary w rozdziale Wyżej niż »Noce i dnie«, ale tylko dlatego, że tym razem zawierzył we wszystkim Tadeuszowi Drewnowskiemu, mając nader skromne możliwości zweryfikowania jego hipotez. Rozdział Dzienniki półwiecza (o Nałkowskiej) jest pod tym względem mniej ryzykowny, ponieważ sądy Hanny Kirchner są weryfikowalne w znacznie szerszym zakresie.
Przy okazji chcę przestrzec autora przed nadmiernym zaufaniem do własnego rozumienia Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Felieton o Białoszewskim jest wyeksponowany w tytule, autor chwali się swoją formułą „Nikifor Apokalipsy” w słowie „Od autora”, formułę tę wspiera przywoływanie metafory Wyki. Sprawa jest bardzo skomplikowana. Wyka nie mógł wiedzieć, co się w literaturze polskiej zdarzy, Jerzy Korkozowicz nie musi już teraz wiedzieć, co się zdarzyło. W skrócie dałoby się powiedzieć, że Białoszewski bardziej jest Kantem w poznaniu artystycznym niż Nikiforem. Nie chodzi mi o rezygnację z formuły, lecz o stonowanie samozadowolenia (zwłaszcza w słowie „Od autora”).
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy