copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ZBYT PROSTA DROGA ŁUKASZA
Seweryna Szmaglewska, Prosta droga Łukasza, Warszawa 1955
Prosta droga Łukasza jest, podobnie jak Pamiątka z Celulozy, propozycją epiki socjalistycznej. Epikę rodziło zawsze zaufanie do świata a przede wszystkim do określonych wartości moralnych. Wiara w świat socjalizmu rodzi próby nowej epiki. Próby te cieszą, ale nie zadowalają. Są po prostu zbyt łatwe. Nie bez powodu mówi się o Pamiątce z Celulozy jako o powieści młodzieżowej, bez ironii eksponuje w tytule prostotę doświadczeń życiowych swego bohatera Seweryna Szmaglewska. Zaufanie do świata jest w tej epice przyrodzone, nie zdobyte. Nie trzeba go odzyskiwać, bo się go nigdy nie straciło. Socjalizm jest w niej sprawą nowej wiary łudzi prostych, nie zaś sprawą świadomego wyboru tych, którzy znają smak owoców drzewa wiadomości. Okrutne doświadczenie moralne kultury ludzkiej w ostatnich stu latach jest w niej całkowicie zignorowane. Czy rzeczywiście jest to szkodliwe i zbędne doświadczenie możnych tego świata, w którym lud nie powinien uczestniczyć? Czy dobro socjalizmu wymaga świętej naiwności w widzeniu spraw tego świata?
Nie tylko zwykła obserwacja życia, ale także najwartościowsze doświadczenia socjalistycznej literatury przeczą takiemu poglądowi. U Szołochowa, a przecie nie tylko u niego, bohaterom ludowym nie obce są najokrutniejsze konstatacje moralne naszego czasu. Nowe wartości moralne wyłaniają się u niego jak ład w biblijnej wersji stworzenia z otchłani chaosu. W chaosie tym człowiek w sobie wreszcie odnajduje zdolność do tworzenia własnego ładu i odczuwa jego potrzebę jako konieczność. Nowy porządek moralny ukazany jest u Szołochowa w procesie kształtowania się od chwili swego poczęcia z ludzkiej potrzeby i dla ludzkich celów. Bez niego niemożliwa byłaby zgoda na świat. Świadomość nieistnienia jakichkolwiek podstaw starego porządku moralnego, najgłębsze dno doświadczenia kulturalnego starego świata, jest u Szołochowa kamieniem węgielnym nowej moralności. Nie jest wiedzą wyklętą i wstydliwą, którą należałoby przed ludem ukrywać. Jest rzeczą znamienną, że wiedzę tę przypisują bohaterom ludowym literatury tak różne, jak walcząca literatura krajów kapitalistycznych z jednej strony (na przykład Jorge Amado) i realistyczna literatura mieszczańska z drugiej (na przykład Hemingway).
Może wobec tego w tak zwanej specyfice polskich stosunków należy szukać przyczyny, dla której w naszej literaturze prosta droga wiedzie od kapliczek świętych pańskich do trybun ludowych, od konfesjonału do samokrytyki, od odpustowo-swojskiej do pierwszo-majowo-internacjonalnej afirmacji świata. Znalazłyby się może jakie takie podstawy do takiego przypuszczenia, ale usprawiedliwiałyby one co najwyżej pewien rodzaj literatury pamiętnikarskiej. W literaturze, przynoszącej uogólnione osądy świata, w literaturze wielkich syntez świadomości narodowej, nie mogą one odgrywać istotnej roli. Literatura ta czerpie bowiem z najpełniejszych doświadczeń kulturalnych swojego czasu. Doświadczenia Żeromskiego nie są dla niej mimo wszystko mniej doniosłe niż nawet klasowo bliższe doświadczenia autentycznych chłopów spod Piotrkowa czy robotników włocławskiej Celulozy. Ci ostatni, jeśli stają się bohaterami literatury, nie wyrażają siebie sami, nie ma więc potrzeby liczyć się z ich autentycznymi możliwościami wyrażenia siebie. To twórca usiłuje wyrazić ich najpełniej na swój własny sposób. Jemu zaś nie wolno ignorować doświadczenia myśli i uczuć tych wszystkich, którzy pośrednio czy bezpośrednio usiłowali to samo czynić. On powinien w losach chłopa spod Piotrkowa czy robotnika z Włocławka odczytać źródła i właściwości tego przewrotu moralnego, który znajdował wyraz w dziełach Żeromskiego, Wasilewskiej, Nałkowskiej czy Iwaszkiewicza. Bez przetrawienia beznadziejnej szarpaniny Żeromskiego, bez zrozumienia krzyczącej nienawiści Wasilewskiej, bez odczucia skamieniałego przerażenia Nałkowskiej i tragicznych błąkań Iwaszkiewicza, bez wisielczych grymasów Schulzów i Gombrowiczów wreszcie nie wyniknie prawdziwa współczesna epika. W ludowym Łukaszu, Kubie czy Konstantym trzeba dostrzec, tak jak Szołochow w Grigoriu, całe bogactwo życia duchowego narodu. W Szczęsnym Newerlego są zaledwie zadatki na takiego bohatera, zbyt on układny, wzorcowy i naiwny.
Z tych ogólnych wypływają wszystkie szczegółowe uwagi o Prostej drodze Łukasza. Jest to powieść napisana bardzo rzetelnie, chciałoby się nawet powiedzieć: zbyt rzetelnie, jak na jej zawartość myślową. Niesposób uwolnić się przy lekturze książki Szmaglewskiej od zachwytu nad filuternością cytowanej przez pisarkę przyśpiewki ludowej :
O, powidzze mi, powidz, co mi mos powiedzieć,
O, bo jak mi nie powis, to nie będę wiedzieć
(Prosta droga Łukasza, s. 24).
Czytelnik miałby może czasem pokusę być w przyśpiewce mniej subtelny od narratora, bo ostatecznie opowieść o warunkach życiowych młodego parobka to nie wyznanie miłosne, które nie musi być niespodzianką, żeby było przyjemne. Prosta droga Łukasza niestety nic nowego nie przynosi.
Szmaglewska sumiennie, z sercem i wielką znajomością rzeczy opowiada o zwykłych sprawach wiejskiego i proletariackiego żywota, różnorodnych formach wyzysku i ucisku człowieka pracy i czyni to w ten sposób, jak to miało miejsce u dziewiętnastowiecznych pisarzy społecznych, gdy samo pisanie prawdy o materialnym życiu ludu było wielkim odkryciem w sztuce. Nawet opis wsi Piołunki w pierwszych zdaniach powieści zaczyna Szmaglewska od przeciwstawienia się tradycyjnej jeszcze sprzed epoki realizmu krytycznego konwencji narracyjnej. Zbyt wiele energii twórczej traci pisarka na odkrywanie rzeczy już odkrytych, związków między rzeczami od dawna dowiedzionych, konsekwencji, przed którymi nie warto już przestrzegać.
Odpowiedź na pytanie, co Szmaglewska własnego chciała w powieści swej powiedzieć, byłaby dosyć kłopotliwa. Wilhelm Mach, żeby sięgać do najnowszych książek o wsi, chciał przypomnieć w Jaworowym domu, że przerażające okrucieństwo losu chłopskiego, które z takim zdumieniem odkrywała Nałkowska w swoim Domu nad lakami, nie jest mimo wszystko sprawą zamierzchłej przeszłości, że sprawa to jeszcze bardzo żywa i bolesna. W powodzi zakłamanego hurraoptymizmu było to przypomnienie ogromnej doniosłości. Mach powiedział prawdę, gdzie leży granica między tym, co dała, a tym, czego jeszcze nie dała rewolucja na wsi. Maria Jarochowska próbowała w Dziadowskiej miłości obnażyć tkwiące w świadomości i psychice chłopskiej przyczyny trudności rewolucji na wsi. Szmaglewska – tak czuła na trudne i bolesne sprawy naszego czasu w swojej mądrej i szlachetnej publicystyce i twórczości reportażowej – zagubiła się w jałowym opisywaniu zewnętrznych okoliczności bytowania chłopskiego. Z opisywania tego nic już wyniknąć nie może.
Gdyby chociaż, jak to się oczekuje od prawdziwej epiki, rzeczy znane zabłysnęły światłem najżywszym. Tak jednak nie jest. Poczciwy parobek wiejski i proletariusz piotrkowski, Łukasz, i jego nie mniej poczciwi rówieśnicy, synowie wiejskiego nauczyciela Daniela, są – prosto mówiąc – zbyt ubodzy duchem i przeciętni, żeby w ich doświadczeniach życiowych zamknąć się dało jakieś istotne znamiona czasu. A przecież nie potrzeba być intelektualistą, żeby czuć, widzieć i rozumieć wiele. Ostrość konfliktów, powaga spraw moralnych byłyby do odkrycia w jego rodzinnej Piołunce, w jego rodzinnym domu, w nim samym wreszcie. Gdyby nie ideał opisującego realizmu, który zwęził l zredukował do zewnętrznego obserwatorstwa widzenie pisarskie. Gdyby nie ucieczka przed samodzielnym badaniem i osądzaniem trudnych spraw historii.
Łukasza prosta droga do postawy rewolucyjnej nie byłaby może prosta, a powieść stałaby się bliższa jakiejś głębszej prawdy historycznej i miałaby walor żywej wypowiedzi pisarskiej, gdyby Łukasz do rewolucyjnej afirmacji świata doszedł poprzez zgłębienie tego wszystkiego, co przemawia na rzecz negacji i protestu. Słowem, gdyby odczuł przerażającą nieludzkość swego życia. Nic fałszywszego w powieści Szmaglewskiej, jak ów nurt ckliwego sentymentu do wiejskiej prostoty. Są to pogłosy albo bardzo starej, albo bardzo złej literatury. Co najmniej od Żeromskiego nikt poważny nie pisał o urokach wiejskiego życia. Nawet wśród tych, którzy w ostatnich pięciu latach skłonni byli głosić, że niezmącona szczęśliwość zapanowała w naszym życiu, niewielu było takich, którzy pisali prawdziwe sielanki o życiu wiejskim. Jeśli zaś pisali, to tylko dzięki błogosławionej niewiedzy. Kuśmierek, który ma „dobrego nosa” do spraw wiejskich, Bocheński i Zalewski, którzy uczciwie potraktowali swoje zainteresowania sprawami wsi, dość wcześnie burzyli przyjemne złudzenia. Szmaglewska, pisząc powieść z okresu dwudziestolecia, tym mniej miała powodów do łagodzenia sprzeczności. Tych najistotniejszych, uniemożliwiających moralną zgodę na świat. Szczegółowych konfliktów życia społecznego zarejestrowała pisarka mnóstwo (wyzysk kułacki, kapitalistyczny, ucisk policyjny itd.), rzadko jednak służy to całościowej ocenie moralnej życia, której usiłowali zawsze dokonywać bohaterowie Żeromskiego, Wasilewskiej i tylu innych. W sile i żarliwości ich moralnego protestu przeciwko okrucieństwu życia wyrażały się najgłębsze racje tej literatury. Szmaglewska z racji tych zrezygnowała. Nawet groteskową scenę z oszalałym Bartłomiejem Członka na kościelnej dzwonnicy odczytuje się w kontekście opisowo-realistycznym dosłownie, nie wyraża ona, jak sceny symboliczne u Wasilewskiej, protestu przeciw niesprawiedliwości świata. Łukasz raz tylko po powrocie z więzienia spojrzy bystrzej na stosunki w rodzinnym domu i pozna smak „śmiechu niszczycielskiego”.
Współistniejący w powieści nurt satyryczny – historia nauczycielskiej rodziny Danielów i ich drobnomieszczańskich przyjaciół z Piotrkowa – nie przynosi nic więcej ponad satyrę obyczajową, mało drapieżną i odkrywczą. Satyra ta mogłaby zresztą pełnić pożyteczną funkcję, gdyby motywowała mniej prostą drogę Łukasza.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy