copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ZGRABNY UNIK
Jerzy Stefan Stawiński, Katarzyna, Warszawa 1955
Rzadko kto wątpi w prawdziwość twierdzenia o wszechzwiązku zjawisk. W świecie podległym naszemu doświadczeniu odkrywamy jednak związki i zależności, które nas zaskakują i o których milczy kanonizowana wiedza. Prawa dialektyki śledzimy sprawniej na materiale zamierzchłej przeszłości lub w świecie, z którym się bezpośrednio nie stykamy. Przezwyciężanie subiektywnych złudzeń nastręcza bowiem zarówno w jednostkowym jak społecznym wymiarze największe trudności.
Wielka dyskusja o moralności – mam na myśli między innymi problematykę moralną zawartą w opowiadaniach Brandysa czy Vercors’a lub w dyskusji filozoficznej na łamach „Przeglądu Kulturalnego” – a nie infantylne kłopoty ubogich duchem: z kim i kiedy żyć albo nie żyć – odkrywa przerażające konsekwencje takiej postawy, gdy rezygnuje się właściwie z moralnej odpowiedzialności jednostki na rzecz abstrakcyjnej odpowiedzialności zbiorowej czy instytucjonalnej. Groteskowa w istocie anegdota Artura Sandauera o człowieku, który nie zwraca długu, bo twierdzi, że się zmienił, obrazowo i najostrzej obnaża nonsensowność założenia, że człowiek może się wykpić od odpowiedzialności moralnej za własne czyny powoływaniem się na historię, społeczeństwo, etapy czy nakazy władzy. Wielki gmach zbiorowej odpowiedzialności moralnej można jedynie budować na fundamentach odpowiedzialności jednostkowej. Przekreślenie jej – konsekwencji tej nie da się uniknąć, gdy wierność jakiejkolwiek abstrakcyjnej idei staje się jedynym kryterium moralności – to zarazem odmówienie jednostce praw wyboru i sądzenia, czyli absolutne sprzeniewierzenie się humanizmowi i tradycjom kształtowanej przez wieki kultury moralnej ludzkości.
Scharakteryzowane z grubsza stanowisko prowadzi do zaskakujących następstw w sztuce. Skoro rozstrzygnięcia moralne mogłyby się dokonywać poza sumieniem jednostki i jednostce mogłoby być odjęte prawo do podejmowania samodzielnych i na własny rachunek decyzji moralnych, twórca zostałby pozbawiony tym samym tego, co stanowi krew i ciało sztuki – prawa i obowiązku samodzielnego sądzenia rzeczywistości. Instytucjonalnej odpowiedzialności moralnej musiałaby wtedy odpowiadać instytucjonalność wszelkich sądów moralnych. Twórca miałby jedynie prawo powtarzać to, co instytucjonalnie zostało przyjęte za prawdę. Sztuka musiałaby wtedy równać się rzemiosłu. Korzenie schematyzmu, z którym walka toczy się od tylu lat, sięgają bardzo głęboko i niełatwo je w pełni obnażyć.
Przeprowadzano już niejednokrotnie najrozmaitsze analogie, żeby istotę schematyzmu określić najtrafniej i najpełniej. Zawsze jednak szukano raczej subiektywnych niż obiektywnych przyczyn tego zjawiska. Dlatego chciałbym zaproponować analogię, dotychczas – o ile wiem – nie wysuwaną. Do sztuki średniowiecznych Meistersängerów niemieckich. Ich zadaniem było prawdy i fakty powszechnie znane wyrażać na nowo i możliwie najlepiej. Drogę krzyżową lub inne nie mniej podówczas znane tematy opracowywano według ustalonych i powszechnie obowiązujących reguł sztuki poetyckiej, której można się było wyuczyć tak, jak jakiegokolwiek innego rzemiosła. Od Meistersängera oczekiwano głównie wyśpiewania tego, co powszechnie znane i wyznawane. Indywidualna odkrywczość myślowa nie wchodziła tu w rachubę, pojęcie indywidualności twórczej w ogóle nie istniało. Nie ma co ukrywać, że w podobny sposób jakże często rozumiano u nas sztukę realizmu, socjalistycznego. Niektórzy jeszcze dziś sądzą, że rozluźnienie formalnych reguł stylowych uzdrowi sztukę, pozbawioną swoich najgłębszych moralnych racji.
Cały system najfałszywszych założeń nie mógł sprzyjać prawidłowemu rozwojowi indywidualności twórczych. Widać to najwyraźniej u twórców, którzy bez reszty próbowali przymierzyć się do tych fałszywych założeń. Byli to przede wszystkim ci, którzy dopiero zaczynali swoją działalność artystyczną. Oni nie potrzebowali z niczego rezygnować. Należy do nich Jerzy Stefan Stawiński, którego trzy powieści (Światła we mgle, 1952, Herkulesy, 1953, Katarzyna, 1955) miały w pełni odpowiadać ideałom sztuki, głoszącej przejęte, niesamodzielnie ustalone, rozstrzygnięcia moralne. Jeśli przy takich założeniach ostatnia powieść Stawińskiego Katarzyna jest mimo wszystko osiągnięciem literackim, niesposób nie uszanować wysiłku twórczego autora.
Katarzyna jest nową próbą stworzenia tak zwanego pozytywnego bohatera-proletariusza, człowieka o uświęconym, powszechną aprobatą profilu moralnym. Przed bohaterem takim nie stają problemy moralne, których rozstrzygnięcie autor musiałby wziąć na własne barki. Wszelkie rozwiązania moralne są tu z góry wiadome i nie wymagają samodzielnych uzasadnień. Rzeczą autora jest stworzyć uniwersalny model moralny z nowego materiału.
U Stawińskiego model ten realizuje się w biografii proletariackiej dziewczyny z łódzkiego przedmieścia Chojny, urodzonej w roku 1932 i w zakończeniu powieści wstępującej na kurs przygotowawczy Uniwersytetu Warszawskiego w roku 1950. Powieściową biografię swojej heroiny skreślił pisarz z sumiennością i wiarygodnością socjologiczną niemal nie do zakwestionowania. W Katarzynie przezwyciężył autor niemal całkowicie prymitywne ilustratorstwo Świateł we mgle i żałosną powierzchowność obserwacji socjologicznych w Herkulesach. Wszelkie fakty z życia łódzkiego proletariatu przed wojną i w czasie okupacji, a nawet – co o wiele trudniej – w okresie powojennym, są przez Stawińskiego podawane z wierzytelnością naukowego zapisu socjologicznego. Może tylko wyidealizowany obraz stosunków w sanatorium przeciwgruźliczym w Tuszynku i schematyczna motywacja strajku robotniczego w pierwszych latach powojennych nie zasługują na dobrą wiarę.
Nad prawdziwością środowiskowych obserwacji w tego typu utworze literackim warto się zastanawiać, bo w nich jedynie może się objawić poznawcza pasja pisarza. Tylko te obserwacje są jego indywidualną zdobyczą. Dąbrowskiej łatwo można by wybaczyć niewielką odkrywczość w tym zakresie. Jej ambicją twórczą jest, jeśli nie stawianie nowych, przez siebie odkrytych problemów moralnych, to przynajmniej próba samodzielnej oceny, jaka jest rzeczywista wartość rozwiązań moralnych lansowanych w praktyce życia społecznego. U niej ważniejsze jest ukształtowanie modelu niż surowiec, z którego model się wykonuje. W powieści typu Katarzyny jest akurat na odwrót. Kształt modelu jest znany, wybór materiału zależy od indywidualnej pomysłowości i osobistych upodobań twórcy. Sztuka polega na tym, żeby kształtowanie nie odbywało się wbrew naturalnym właściwościom materiału. Żeby ze słomy zamiast stracha na wróble nie robić monumentu. Stawiński wybrał materiał stosowny i o właściwościach dobrze mu znanych. Zadanie, którego się podjął, wykonał nienagannie. Wykorzystał szczęśliwie dotychczasowe doświadczenia swoich poprzedników.
Nie jest rzeczą przypadku, że Katarzyna ma formę beletrystycznej biografii jednego bohatera. Stare i nowe Lucjana Rudnickiego, Pamiątka z Celulozy Newerlego, z pozycji najnowszych Prosta droga Łukasza Szmaglewskiej mają zbliżoną formę. Przyjęto sądzić, że forma ta potwierdza tezę o wyrastaniu prozy realizmu socjalistycznego z literatury pamiętnikarskiej. Wyjaśnia to może genetyczną, ale nie funkcjonalną stronę zjawiska. Chodzi po prostu o to, że w takim świadomym ograniczeniu się przejawia się dojrzała umiejętność. Określony ściśle krąg doświadczeń moralnych rozsądniej zmieścić w konstrukcji jednego bohatera niż rzeczywistą jedność podmieniać na sztuczną i pozorną wielość. Konwicki jednolity system rozstrzygnięć moralnych rozbił we Władzy na głosy, kreując dziesiątek tak zwanych pozytywnych i negatywnych bohaterów, a przecież nie udramatyzowało to obrazu świata. Jest zasadnicza różnica między uładzonym i zharmonizowanym wewnętrznie porządkiem moralnym świata u Lucjana Rudnickiego, Newerlego i Konwickiego a wielkim dramatem zbiorowym, który rozgrywa się w krótkim opowiadaniu Dąbrowskiej Na wsi wesele. U Dąbrowskiej co człowiek, to skomplikowany dramat, nierozwiązywalny przy pomocy gotowej recepty. Rozwiązania częściej przynosi życie samo zgodnie ze swymi nie opanowanymi przez człowieka prawami trwania niż zamierzone działanie ludzkie. Wielki dramat niewspółmierności wysiłków i potrzeb, żeby ludzki ład moralny narzucić opornej i jakże wbrew nadziejom Lema przepotężnej w swej niezależności naturze, rozgrywa się u, bohaterów Dąbrowskiej na tysiąc niepowtarzalnych sposobów. Zasada ładu jest bowiem zawsze jedna i ta sama, jego brak jest zawsze inny.
U Stawińskiego świat jest widziany z perspektywy zwycięskiej rewolucji socjalistycznej i przed Katarzyną stają tylko te problemy, których rozwiązanie zostało już wynalezione. W końcowych partiach powieści, gdy najboleśniejsze sprawy społeczne Katarzyny zostały już jako tako załatwione, gdy nie grozi jej bezrobocie, głód, niemożność własnego rozwoju, autor zaczyna nawet poszukiwać tak zwanych wiecznych bolączek życia: choroby, nieszczęśliwej miłości, tragicznych przypadków, żeby życie Katarzyny nie okazało się z konieczności bezkonfliktowe. „Niestety. Choć zmieniły się czasy, znika wyzysk i nędza, pozostało w życiu mnóstwo konfliktów, przeciw którym burzą się nasze młodzieńcze serca. Nieszczęśliwa miłość”… (s. 511) – konstatuje jeden z bohaterów, komentując jak gdyby wyrażony w perypetiach bohaterki tok myśli autorskiej.
Pokrywają się te poszukiwania. Stawińskiego z wysiłkami jego niektórych rówieśników, którzy z otwartą przyłbicą walczyli w pewnym okresie o prawo do godzin smutku i zadumy z powodu tych kilku przypadłości życia, które miały zresztą interesująco urozmaicać niezmąconą harmonię i szczęśliwość. Bohaterka Stawińskiego nie czuje się wcale zaskoczona tymi zmartwieniami, znajdując zawsze albo faktyczną, albo ideologiczną możliwość ich przezwyciężenia. Nawet w jej załamaniach odnaleźć można zawsze odrobinę autorskiej kokieterii, szczypta „tragiczności” ma bowiem potęgować jedynie smakowitość życia.
Wybierając świadomie zasadę: mierz konflikty na znane sposoby ich przezwyciężenia, wyczuwał Stawiński – jak sądzę – groźne niebezpieczeństwo schematyzmu i uproszczeń. To może tłumaczy wybór młodocianej bohaterki, bo wybór taki zawsze ułatwia usprawiedliwienie wszelkich naiwności w widzeniu świata. Jest to pomysł nader szczęśliwy i dał u Stawińskiego dobre rezultaty. Może właśnie dlatego pierwsza część powieści jest bez porównania lepsza od końcowej, choć nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że przedstawia się w niej stosunki przedwojenne i okupacyjne. W każdym razie wiele przeżyć proletariackiego dziecka przedstawił Stawiński prawdziwie i wzruszająco. Szczególnie subtelnie zostały wycieniowane rozmaite modulacje uczuć rodzinnych Katarzyny. Drażliwa i delikatna sprawa stosunku dorastającej Katarzyny do matki, która rodzi tak zwane nieprawe dziecko, została potraktowana przez autora bardzo subtelnie i wnikliwie. Jest to najładniejszy fragment książki.
Świadome unikanie niebezpieczeństw, które kryje w sobie system przyjętych założeń teoretycznych, idzie u Stawińskiego w parze z większą niż we wcześniejszych powieściach troską o techniczną sprawność powieściopisarską. Katarzynę od Herkulesów dzieli poważna ilość osiągnięć formalnych w narracji, kompozycji i stylistyce. Razi jeszcze niekiedy zbytnia kancelaryjność i sztywność stylu, aczkolwiek mankamentem największym powieści są dłużyzny i rozwlekłość. Autor nie potrafi poskromić swoich zapędów do opisywania wszystkiego z dokładnością protokolarną. Skrótem, metaforą, omówieniem autor nie potrafi się posługiwać. Rozwlekłą historię rodziny fabrykanta Brudermana opowiada Stawiński na wielu stronach, jakkolwiek powtarza tylko to, co zostało powiedziane w dziesiątkach powieści, notujących, jak Tomasz Mann w Buddenbrookach, dzieje burżuazyjnej fortuny rodzinnej. Adolf Rudnicki obszedłby się tu jednozdaniową metaforą, odwołującą się do wiedzy czytelnika, Breza napisałby co najwyżej trzy zdania, dowcipnie streszczając fabułę mieszczańskiej epiki, tak jak podając genealogię jednej z bohaterek Murów Jerycha, w trzech zdaniach streścił całe tomy Orzeszkowej. Twórcze nawiązanie do zdobyczy realistów krytycznych polega bowiem na niepowtarzaniu tego, co oni mówili. Stawiński musi się tu jeszcze wiele nauczyć.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy