Związek, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1980

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ZWIĄZEK

Nie wiedząc nic o autorze powieści Spółka (moja lektura maszynopisu 1979), nie sposób wypowiedzieć się o moż­liwościach i szansach literackich, jakie jego powieść ujawnia. Brak jakiejkol­wiek orientacji, kim jest Marek T. Rożynek, utrudnia zresztą maksymal­nie nawet charakterystykę jego utworu. Wyobrażam sobie, że jeszcze parę lat temu, kiedy nie istniał rozległy kontekst zjawisk literacko podobnych, maszynopis Spółki nie trafiłby na mo­je biurko, zostałby bowiem po czy­jejś lekturze paru stron zakwestiono­wany tak samo, jak kwestionowane były utwory Jana Drzeżdżona.

Przy charakterystyce powieści Spół­ka nazwisko Jana Drzeżdżona musia­łoby paść, choć wcale nie jest pewne, czy autor Spółki miał w ręku Okru­cieństwo czasu lub Wieczność i mi­łość. W Spółce nie wchodzi w każ­dym razie w rachubę ten rodzaj świa­domości literacko-artystycznej, jakiej Drzeżdżon konsekwentnie daje wyraz.

Spółka robi wrażenie, że to, co na­zywam u Drzeżdżona wyobraźnią oniryczną, zostało odkryte dopiero w trakcie pisania powieści. W jej początko­wych partiach przeważa plan narracji konwencjonalnie realistycznej, narracyjne wstawki wewnętrznych widzeń mają realistyczne uzasadnienia, nazy­wa się je wspomnieniami lub majakami, dopiero stopniowo dokonuje się ich narracyjna emancypacja i oniryczność zaczyna górować nad realistycznością narracji, choć ta ostatnia nie zostanie do końca całkowicie wyeliminowana.

W dwoistości narracyjnej Spółki nie należy widzieć niczego szkodliwego literacko. Ta dwoistość jest najprawdopodobniej efektem niezamierzo­nym, wyniknął on, tak sądzę, z braku artystycznej śmiałości, jest to efekt literacko atrakcyjny, ponieważ dzięki niemu w Spółce można widzieć powieść o przełamywaniu się dwóch konwencji (narracyjnych. Może to mieć znaczenie także praktyczne.

Jednoznacznie oniryczna twórczość Drzeżdżona bywa ciągle jeszcze nie­zrozumiała dla tych, którym się wy­daje, że wszystkie możliwości litera­tury na wieki określiła najgorsza z dziewiętnastowiecznych konwencji literackich. Im właśnie podrzuca się w Spółce kąsek całkiem realistycznej przygody na rybackim kutrze, wszyst­ko inne będzie dla nich psychopatologią, z którą jednak nie zawadzi oswoić się na wszelki wypadek. O chorobie wspomina się w utworze, jest to może rodzaj asekuracji dla rzeczywistości widzeń wewnętrznych, której rzeczywistość zewnętrzna zo­stanie pod koniec niemal całkowicie podporządkowana.

Ostrożnościom artystycznym autora Spółki nie ma się co dziwić, jeśli się wie, ile kosztowało Drzeżdżona jego artystyczne ryzykanctwo. O językach wewnętrznych czyta się u nas uczone rozprawy, do ich literackiej prezentacji nie chce się dopuścić, godząc się co najwyżej na zbanalizowane naśla­downictwa monologów wewnętrznych u Joyce’a lub Faulknera. W Spółce zresztą także monolog wewnętrzny typu faulknerowskiego jest znacznie częstszy niż narracja oniryczna.

Autorowi tej powieści obce jest w ogóle jakiekolwiek burzycielstwo lite­rackie. Korzysta się tu z różnych sposobów literackich, żeby opowiedzieć o złożonym i istotnym ludzkim doświadczeniu. W ujęciu wyłącznie przedmiotowym byłaby to opowieść banalna i tuzinkowa. Wgląd w świat wewnętrzny głównej postaci pozwala na kształtowanie głębszych sensów jej zachowań i wszystkich zdarzeń ze­wnętrznych.

W Alku, który towarzyszy rybako­wi Sołtysowi w próbnej wyprawie na starym kutrze, rozgrywa się dramat odnajdywania i konstytuowania sfery ludzkich wartości życia i człowieka. Świadomie i nieświadomie kształtuje się w nim głębokie przeżycie idealne­go związku człowieka z człowiekiem, gdy związek ten jest wolny od jakiejkolwiek zewnętrznej lub wewnętrznej interesowności, gdy jest związkiem wzajemnego zrozumienia i wzajem­nej tolerancji.

Bez wydobycia na jaw głębokich pokładów psychiki Alka jego moral­ny związek duchowy z rybakiem Soł­tysem byłby manifestacją uczuć albo naiwnie sentymentalnych, albo psychicznie podejrzanych.

Pełna jawność psychiczna służy zwykle demaskacji człowieka, w Spół­ce posłużyła ona do Oczyszczenia go z wszelkich podejrzeń. Alek zetknął się z takim człowiekiem, jakiego szukał starożytny filozof, w zetknięciu tym nie ujawniło się nic, co mogłoby być podejrzane, doświadczył więc czegoś, co zdarza się, jeśli się zdarza,

tak rzadko, że naprawdę nie zdarza się nigdy.

Spółka – zwłaszcza jako debiut – jest powieścią bardzo interesującą i jeszcze bardziej sympatyczną, sympa­tię wzbudza skupiona i rozważna nar­racja, w której nikogo niczym nie chce się olśnić, w której wyczuwa się borykanie się ze słowem, żeby słowo znaczyło, co ma znaczyć, są to zwyk­le słowa szare i zwyczajne, nie wyróżniają się one niczym szczególnym, niczym szczególnym nie zaskakują, zarzucić im jednak niczego nie można, nie tępiłbym więc wśród nich ja­kiegoś osobliwego „po darmocie”, jeśli coś takiego się trafi, bo takie odstępstwa od normy literackiej są w tek­ście Spółki rzadkością, właśnie w języku tego utworu widać najbardziej jego debiutanckość, która w tym wy­padku polega na nieśmiałości i braku swobody, ma skrępowaniu.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content