copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ŻYCIE I ŚMIERĆ
Zyta Oryszyn, Melodramat, Warszawa 1971
Niejasna pozycja ukrytego narratora Najady (1970) ma swój odpowiednik w niejasnościach narracyjnych Melodramatu, trzetoa jednak przyznać, że są to niejasności mniej wieloznaczne. Utwór w formie monologu wewnętrznego jednej postaci jest – paradoksalnie – zjawiskiem bardziej radykalnym artystycznie (i tym samym bardziej jednoznacznym) niż kompozycja monologów wewnętrznych kilku postaci. W tym drugim wypadku ograniczenie klasycznych kompetencji narratora ukrytego może stać się problematyczne, w pierwszym jest ono faktem nie do zakwestionowania, ponieważ monologująca postać nie ma żadnych możliwości przekroczenia kompetencji narratora jawnego, czyli kogoś, czyje kompetencje są zawsze tylko ludzkie.
Narratora ukrytego tworzy w Najadzie potrzeba dystansu do dwojga partnerów w układzie miłosnym i jest to dystans ponadosobowej transcendencji. Narracja w trzeciej osobie znaczy w Najadzie co innego niż pozornie identyczna forma narracji w Melodramacie. „Ktoś” (bohaterka Celina) równa się w Melodramacie „ja”, zamianę „ja” w „ona” warunkuje własny wysiłek duchowy „ja”, żeby siebie zobaczyć jako „kogoś”. Procedura wewnętrzna tej zamiany jest w utworze odkryta i jawna, padają nawet na jej temat słowa autokomentarza bohaterki i dzieją temu tak często dziś stosowany chwyt narracyjny traci w powieści Zyty Oryszyn cechy nic nie oznaczającej ekstrawagancji formalnej.
Zamiana siebie w kogoś wiąże się z najistotniejszymi treściami Melodramatu. Drugą powieść Zyty Oryszyn można nazwać powieścią – nie ma w tym ani słowa przesady – o dialektyce życia i śmierci w doświadczeniu ludzkim. Zestawienie słów „życie” i „śmierć” jest W tekstach literackich i filozoficznych zestawieniem tak banalnym, że zwykle traktujemy je jak czysto retoryczny frazes, całkowicie pozbawiony istotniejszego znaczenia. Autorka Melodramatu odważyła się w swojej powieści odnaleźć treść, sens i znaczenie tego zestawienia słów, oparła na nim kompozycję utworu, uczyniła z pojęcia „śmierć” – to jest w Melodramacie rzeczywiście niezwykłe – pełny równoważnik pojęcia „życie”. Żeby uniknąć nieporozumień, trzeba podkreślić, że chodzi tu o równoważność własnego życia i własnej śmierci w wewnętrznym doświadczeniu człowieka.
W wewnętrznym życiu duchowym własna śmierć, o której się myśli, której się w takich czy innych cząstkowych formach doświadcza, z którą się nawet w formie niemal ostatecznej po kilkakroć w życiu obcuje, nie bywa zwykle traktowana równorzędnie z własnym życiem, nie dzieli się ze swoim przeciwieństwem po połowie przestrzenią ludzkiego krajobrazu wewnętrznego, nie stanowi równowartościowego argumentu (wyłączając sytuacje ostateczne) w praktycznych kalkulacjach egzystencjalnych.
Własna śmierć jest dla człowieka najtrwalszym tabu. Wiele wskazuje na to, że jego moc potęguje się nawet wraz z sekularyzacją i racjonalizacją życia wewnętrznego. Kierując się albo logiką, albo zdrowym rozsądkiem, albo wiernością własnemu doświadczeniu (lub wszystkim razem), Zyta Oryszyn dokonuje literackiego zamachu na tabu śmierci, przywraca jej bądź co bądź naturalne miejsce w życiu duchowym człowieka, włącza ją w sferę praktycznych kalkulacji aksjologicznych, demonstrując dialektyczne związki, w jakich pozostaje najważniejsza para pojęć ludzkich.
Samodzielna refleksja nad wzajemnymi relacjami pojęć życia i śmierci wypełnia najważniejsze karty Melodramatu, nadaje sens i znaczenie rozmaitym motywom i sytuacjom powieściowym, stanowi filozoficzny komentarz do węzłowych doświadczeń życiowych bohaterki powieści, wyznacza intelektualną treść jej dramatu, który (autoironicznie? asekuracyjnie?) został nazwany melodramatem. Ta nazwa w żadnym wypadku nie może oznaczać estetycznej degradacji. Może użyto jej w pierwotnym znaczeniu? Melodramatu w dzisiejszym, na ogół pejoratywnym, znaczeniu estetycznym w Melodramacie nie ma. To, czego doświadcza wewnętrznie bohaterka powieści, jest autentycznym dramatem egzystencjalnym i moralnym. W jego treściach można widzieć świadome nawiązanie do deklaracji i zobowiązań bohatera Całej jaskrawości Edwarda Stachury. Deklaruje on po wielekroć wolę walki ze śmiercią i wszystkimi jej przejawami. Wierzy się w uczciwość tych deklaracji, są to jednak deklaracje zbyt ogólnikowe, żeby można było przewidywać, w jaki sposób mogą one być spełnione w praktyce życia. Wewnętrzna walka ze śmiercią organizuje całe życie duchowe bohaterki Melodramatu i ona właśnie warunkuje dramatyzm, o którym mowa.
Najryzykowniejsza moralnie idea tej walki, która miałaby polegać na usensownianiu w swojej istocie bezsensownej śmierci w ten sposób, że świadomie i z przemyślanego wyboru odbierałoby się sens życiu, nie jest mimo pozorów czystą spekulacją intelektualną, wzorowaną na pomysłach takich czy innych filozofów. Gdyby to była czysta spekulacja, dałoby się ją bez trudu zakwestionować i z pełnym przekonaniem odrzucić. Bohaterce powieści tę spekulatywną ideę podsuwa prosty człowiek, który – o dziwo – wywiódł ją z praktyki własnego życia. Zanim bohaterka z premedytacją wypróbuje tę ideę we własnym życiu i uświadomi sobie jej niewygodę i niewielką praktyczną wartość, znajdzie w niej prosty klucz do wielu własnych i cudzych doświadczeń, z którymi się zetknęła. Bez świadomości i nie z wyboru ludzie potrafią lub muszą żyć tak bezsensownie, że śmierć właśnie mogłaby im zaoferować sens, gdyby raz jeden zapragnęli sensu.
Na szczęście (chyba jednak tak?) z życiem bez sensu ludzie radzą sobie całkiem dobrze i na ogół nie wydaje się im, że jakiś niewątpliwy sens jest do życia niezbędny. Wystarczają im sensy byle jakie, sensy na usługach instynktu samozachowawczego, a już nade wszystko sensy, tworzone przez strach przed nieistnieniem. Brak sensu nie tworzy próżni, jego miejsce wypełniają sensy fałszywe, iluzje sensu czasami tak groteskowe, jak ta, do której przyznaje się Niemka Henzlowa: „No to idzie maleństwo do nieba i zastępy aniołków powiększa, i ono się cieszy, i cieszy się Bóg, że nowego aniołka ma, bo jakbym maleństwa nie urodziła i ono by nie pomarło, toby Pan Bóg nowego aniołka nie miał” (Melodramat, s. 66). To tylko jeden z niezliczonych powieściowych przykładów sensu, jaki ludzie potrafią sobie sprokurować, żeby ciężaru bezsensu wcale nie odczuwać. Zyta Oryszyn potrafi patrzeć ,na wszystko przenikliwie i bez skrupułów.
Wspomniałem o związku formy narracyjnej Melodramatu z jego najistotniejszymi treściami. Poddawana wielostronnym demonstracjom powieściowym dialektyka życia i śmierci stwarza w życiu wewnętrznym człowieka dwie perspektywy widzenia: z perspektywy życia można patrzeć na śmierć (to jest najczęstszy usus i w życiu, i w literaturze) i z perspektywy śmierci na życie. Żyta Oryszyn przypisuje swojej bohaterce takie oswojenie ze śmiercią, że widzenie siebie z perspektywy własnej śmierci (wyobrażonej, odczutej, przemyślanej i kilkakrotnie posmakowanej) jest dla niej czymś prawie naturalnym.
Z tej perspektywy „ja” może zobaczyć siebie jako „kogoś”. W pierwszej perspektywie własna śmierć jest „obca”, w drugiej „obce” staje się własne życie, na które patrzy się z dystansu i z taką przedmiotową ciekawością, jak to robi monologująca wewnętrznie bohaterka powieści tyleż osobliwej, co wybitnej i nie pozostawiającej już żadnych wątpliwości, jakiej rangi pisarką jest Zyta Oryszyn. Może ona właśnie wskrzesi w prozie świetną tradycję polskich pisarek.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy