Życie i śmierć, Twórczość 4/1972

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ŻYCIE I ŚMIERĆ 

Zyta Oryszyn, Melodramat, War­szawa 1971

Niejasna pozycja ukrytego narratora Najady (1970) ma swój odpowiednik w niejasnościach narracyjnych Melodra­matu, trzetoa jednak przyznać, że są to niejasności mniej wieloznaczne. Utwór w formie monologu wewnętrznego jed­nej postaci jest – paradoksalnie – zjawiskiem bardziej radykalnym arty­stycznie (i tym samym bardziej jednoznacznym) niż kompozycja monologów wewnętrznych kilku postaci. W tym drugim wypadku ograniczenie klasycz­nych kompetencji narratora ukrytego może stać się problematyczne, w pier­wszym jest ono faktem nie do zakwe­stionowania, ponieważ monologująca postać nie ma żadnych możliwości przekroczenia kompetencji narratora jaw­nego, czyli kogoś, czyje kompetencje są zawsze tylko ludzkie.

Narratora ukrytego tworzy w Naja­dzie potrzeba dystansu do dwojga par­tnerów w układzie miłosnym i jest to dystans ponadosobowej transcendencji. Narracja w trzeciej osobie znaczy w Najadzie co innego niż pozornie iden­tyczna forma narracji w Melodramacie. „Ktoś” (bohaterka Celina) równa się w Melodramacie „ja”, zamianę „ja” w „ona” warunkuje własny wysiłek du­chowy „ja”, żeby siebie zobaczyć jako „kogoś”. Procedura wewnętrzna tej zamiany jest w utworze odkryta i jawna, padają nawet na jej temat słowa autokomentarza bohaterki i dzieją temu tak często dziś stosowany chwyt narracyjny traci w powieści Zyty Oryszyn cechy nic nie oznaczającej ekstrawagancji formalnej.

Zamiana siebie w kogoś wiąże się z najistotniejszymi treściami Melodrama­tu. Drugą powieść Zyty Oryszyn moż­na nazwać powieścią – nie ma w tym ani słowa przesady – o dialektyce życia i śmierci w doświadczeniu ludzkim. Zestawienie słów „życie” i „śmierć” jest W tekstach literackich i filozoficznych zestawieniem tak banalnym, że zwykle traktujemy je jak czysto retoryczny frazes, całkowicie pozbawiony istotniej­szego znaczenia. Autorka Melodramatu odważyła się w swojej powieści odna­leźć treść, sens i znaczenie tego zestawienia słów, oparła na nim kompozycję utworu, uczyniła z pojęcia „śmierć” – to jest w Melodramacie rzeczywiście niezwykłe – pełny równoważnik pojęcia „życie”. Żeby uniknąć nieporozumień, trzeba podkreślić, że chodzi tu o równoważność własnego ży­cia i własnej śmierci w wewnętrznym doświadczeniu człowieka.

W wewnętrznym życiu duchowym własna śmierć, o której się myśli, któ­rej się w takich czy innych cząstko­wych formach doświadcza, z którą się nawet w formie niemal ostatecznej po kilkakroć w życiu obcuje, nie bywa zwykle traktowana równorzędnie z własnym życiem, nie dzieli się ze swo­im przeciwieństwem po połowie przestrzenią ludzkiego krajobrazu wewnętrznego, nie stanowi równowartościo­wego argumentu (wyłączając sytuacje ostateczne) w praktycznych kalkula­cjach egzystencjalnych.

Własna śmierć jest dla człowieka najtrwalszym tabu. Wiele wskazuje na to, że jego moc potęguje się nawet wraz z sekularyzacją i racjonalizacją życia wewnętrznego. Kierując się albo logiką, albo zdrowym rozsądkiem, albo wiernością własnemu doświadczeniu (lub wszystkim razem), Zyta Oryszyn dokonuje literackiego zamachu na ta­bu śmierci, przywraca jej bądź co bądź naturalne miejsce w życiu duchowym człowieka, włącza ją w sferę praktycznych kalkulacji aksjologicznych, de­monstrując dialektyczne związki, w ja­kich pozostaje najważniejsza para po­jęć ludzkich.

Samodzielna refleksja nad wzajem­nymi relacjami pojęć życia i śmierci wypełnia najważniejsze karty Melodramatu, nadaje sens i znaczenie rozmai­tym motywom i sytuacjom powieścio­wym, stanowi filozoficzny komentarz do węzłowych doświadczeń życiowych bohaterki powieści, wyznacza intelek­tualną treść jej dramatu, który (autoironicznie? asekuracyjnie?) został na­zwany melodramatem. Ta nazwa w ża­dnym wypadku nie może oznaczać es­tetycznej degradacji. Może użyto jej w pierwotnym znaczeniu? Melodramatu w dzisiejszym, na ogół pejoratywnym, zna­czeniu estetycznym w Melodramacie nie ma. To, czego doświadcza wewnętrznie bohaterka powieści, jest autentycznym dramatem egzystencjalnym i moralnym. W jego treściach można widzieć świa­dome nawiązanie do deklaracji i zobo­wiązań bohatera Całej jaskrawości Ed­warda Stachury. Deklaruje on po wielekroć wolę walki ze śmiercią i wszyst­kimi jej przejawami. Wierzy się w uczciwość tych deklaracji, są to jednak deklaracje zbyt ogólnikowe, żeby moż­na było przewidywać, w jaki sposób mogą one być spełnione w praktyce ży­cia. Wewnętrzna walka ze śmiercią or­ganizuje całe życie duchowe bohaterki Melodramatu i ona właśnie warunku­je dramatyzm, o którym mowa.

Najryzykowniejsza moralnie idea tej walki, która miałaby polegać na usensownianiu w swojej istocie bezsensow­nej śmierci w ten sposób, że świadomie i z przemyślanego wyboru odbierałoby się sens życiu, nie jest mimo pozorów czystą spekulacją intelektualną, wzorowaną na pomysłach takich czy innych filozofów. Gdyby to była czysta speku­lacja, dałoby się ją bez trudu zakwe­stionować i z pełnym przekonaniem od­rzucić. Bohaterce powieści tę spekulatywną ideę podsuwa prosty człowiek, który – o dziwo – wywiódł ją z prak­tyki własnego życia. Zanim bohater­ka z premedytacją wypróbuje tę ideę we własnym życiu i uświadomi sobie jej niewygodę i niewielką praktyczną wartość, znajdzie w niej prosty klucz do wielu własnych i cudzych doświad­czeń, z którymi się zetknęła. Bez świadomości i nie z wyboru ludzie potrafią lub muszą żyć tak bezsensownie, że śmierć właśnie mogłaby im zaoferować sens, gdyby raz jeden zapragnęli sen­su.

Na szczęście (chyba jednak tak?) z życiem bez sensu ludzie radzą sobie całkiem dobrze i na ogół nie wydaje się im, że jakiś niewątpliwy sens jest do życia niezbędny. Wystarczają im sensy byle jakie, sensy na usługach instynktu samozachowawczego, a już nade wszystko sensy, tworzone przez strach przed nieistnieniem. Brak sensu nie tworzy próżni, jego miejsce wypeł­niają sensy fałszywe, iluzje sensu cza­sami tak groteskowe, jak ta, do któ­rej przyznaje się Niemka Henzlowa: „No to idzie maleństwo do nieba i zastępy aniołków powiększa, i ono się cie­szy, i cieszy się Bóg, że nowego anioł­ka ma, bo jakbym maleństwa nie uro­dziła i ono by nie pomarło, toby Pan Bóg nowego aniołka nie miał” (Melodramat, s. 66). To tylko jeden z nie­zliczonych powieściowych przykładów sensu, jaki ludzie potrafią sobie sprokurować, żeby ciężaru bezsensu wcale nie odczuwać. Zyta Oryszyn potrafi pa­trzeć ,na wszystko przenikliwie i bez skrupułów.

Wspomniałem o związku formy nar­racyjnej Melodramatu z jego najistot­niejszymi treściami. Poddawana wielostronnym demonstracjom powieściowym dialektyka życia i śmierci stwarza w życiu wewnętrznym człowieka dwie perspektywy widzenia: z perspektywy życia można patrzeć na śmierć (to jest najczęstszy usus i w życiu, i w literaturze) i z perspektywy śmierci na ży­cie. Żyta Oryszyn przypisuje swojej bo­haterce takie oswojenie ze śmiercią, że widzenie siebie z perspektywy własnej śmierci (wyobrażonej, odczutej, prze­myślanej i kilkakrotnie posmakowanej) jest dla niej czymś prawie naturalnym.

Z tej perspektywy „ja” może zoba­czyć siebie jako „kogoś”. W pierwszej perspektywie własna śmierć jest „obca”, w drugiej „obce” staje się własne życie, na które patrzy się z dystansu i z taką przedmiotową ciekawością, jak to robi monologująca wewnętrznie bohaterka powieści tyleż osobliwej, co wybitnej i nie pozostawiającej już żad­nych wątpliwości, jakiej rangi pisarką jest Zyta Oryszyn. Może ona właśnie wskrzesi w prozie świetną tradycję pol­skich pisarek.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content